Dzień zaczął się podobnie, co wczorajszy, tylko z temperaturą 13 °C. Ach ta wiosna. Na początek zaplanowałem spacer po ścieżce przyrodniczo-dydaktycznej „Jelenia Wyspa”, która kiedyś mnie kusiła, ale zabrakło na nią czasu. Bory Tucholskie wyglądały fantastycznie w świetle porannego słońca. Ptasie radio wybrzmiewało wciąż nieśmiało, więc bardziej zachwycałem się ciszą i zapachami przemijającej zimy.
W końcu mogłem ruszyć w drogę. Spacer mocno skrócił mój poranek. Pojechałem kawałek po lasach, by potem dostać się do Czerska. Tylko na chwilę, bo zaraz ruszyłem dalej. Trochę późno się zorientowałem, bo miałem jechać szlakiem czerwonym, a pojechałem szlakiem żółtym Kaszubskiej Marszruty. Nie wyszło źle, bo urozmaiciłem sobie wycieczkę. Szlak czerwony okazał się mało interesujący. Dalej były zielony, znów żółty, który połączył się z czerwonym, póki nie dojechałem do kolejnego celu – Parku Narodowego Bory Tucholskie.
Podczas
ostatniej wizyty w tych stronach zabrakło czasu na park narodowy, bo baliśmy się piachu. Tym razem było tylko przyjemne błotko i miałem dylemat. Pociąg odjeżdżał godzinę później, więc musiałem się spiąć, ale gdy tylko dojrzałem pomosty, odpuściłem. Przespacerowałem się po wszystkich, które minąłem. Promienie popołudniowego słońca rozświetlały korony borów tak, że zachwyciłem się kolejnym z rzędu parkiem narodowym. Chyba muszę sobie zrobić listę parków, w których jeszcze mnie nie było.
Z tego całego zachwytu znów gonił mnie czas, ale dojechałem do Chojnic w porę. Kolejny udany weekend za mną.