Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Zimowy poligon Biedrusko

  24.60  01:14
Dzisiaj spadło nieco więcej śniegu niż wczoraj. Było też chłodniej. Wybrałem się na poligon, jako że w weekendy droga biegnąca przezeń jest otwarta dla rowerzystów.
Pojechałem szlakiem rowerowym biegnącym przez Morasko. Poszło szybko i było pusto, choć na ziemi widać było dziesiątki śladów kół rowerowych. Droga przez poligon wyglądała jakby posypana solą. Wciąż się głowię, jak to jest zorganizowane w Japonii, bo choć zastałem śnieg tylko raz, to drogi wyglądały jedynie niczym odśnieżone pługiem. Kolejny powód, dlaczego powinienem tam wrócić.
Dojechałem do Biedruska. Rozważałem jazdę szlakiem wzdłuż Warty, ale tak dawno tamtędy jeździłem, że pojechałem w złą stronę. Dzięki temu dowiedziałem się, że do samego Poznania wybudowano wygodną drogę dla rowerów. Byłem pozytywnie zaskoczony, bo jazda tamtędy zawsze była nieprzyjemna.
W Poznaniu skierowałem się prosto do domu. Zdecydowanie źle się ubrałem i przemarzłem w kilku miejscach. Chyba pora zmienić ubrania na zimowe.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Święta w Poznaniu

  20.22  01:06
Rower mi się rozpada. Coś chrzęści w tylnej piaście, a jednego dnia to miałem tak, że zapadki się nie blokowały i kręcąc korbą do tyłu czy do przodu, koło nie kręciło się. Chcę przeprowadzić gruntowny remont roweru, ale po zimie, bo już zaczęli sypać solą i nie mam ochoty na niszczenie nowego napędu, a jakoś trzeba dojeżdżać do pracy. Problemy, same problemy.
Wyjechałem dzisiaj z Garminem, żeby nie było, że się nie ruszam. Pojechałem do centrum, omijając chodniki, bo tragedii akt pierwszy się rozpoczął. W centrum akurat trafiłem na moment włączania świateł. W środku dnia. Taki mamy klimat. Pokręciłem się chwilę i zaczęło zmierzchać, więc wróciłem do domu. Jarmark Bożonarodzeniowy bardziej mi się podobał we Wrocławiu. Ten poznański jest taki bardzo kameralny.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Mróz na Podlasiu

  73.71  03:31
Temperatura spadła w nocy poniżej zera. Ruszyłem niespiesznie, tak jak słońce niespiesznie ogrzewało ziemię z prawie bezchmurnego nieba. Moim celem na dzisiaj był zamek w Tykocinie. Wyjazd z Białegostoku był po części prosty. Pomijając przejazd nad torami, to trasę do przedmieści pokonałem po drogach dla rowerów. Potem musiałem włączyć się do ruchu na drodze krajowej. Całe szczęście tylko kilka kilometrów, bo zaraz zaczęła się ekspresówka, koło której zaskakująco wybudowali drogę dla rowerów. W większości o nawierzchni asfaltowej.
Nieco się zagapiłem i pojechałem za bardzo na zachód, ale to tylko urozmaiciło wycieczkę. Zaraz trafiłem do Tykocina. Przeraziły mnie drogi. Wszystkie, na jakie trafiłem były wyłożone kamieniem i nierównym brukiem. Wyjątkiem był most nad Narwią, reszta pewnie nigdy nie remontowana, co pokazuje trwałość materiału. Tylko komu marzy się po czymś takim telepać?
Dojechałem do zamku. Byłem cały przemarznięty. Nie było mowy o zwiedzaniu (wejścia co godzinę). Wyszedłem do restauracji. Ceny nie zgadzały się z tymi pod zamkiem, więc wziąłem czarną kawę, bo była najtańszym ciepłym napojem, i pieróg po żydowsku. Niewiele mnie to rozgrzało, ale trzeba jakoś wrócić. Zmierzch złapał mnie na rogatkach Białegostoku. Ładne miasto, spokojne. Ostatecznie się do niego przekonałem. Mógłbym tutaj zamieszkać, gdyby nie mała sieć lokalnych dróg – zwłaszcza asfaltowych.
Kategoria Polska / podlaskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, wyprawy / Białystok 2018, rowery / GT

Osowiec-Twierdza

  126.15  05:46
Wczoraj padało, więc wyszedłem z parasolką i aparatem zwiedzić miasto. Jest tutaj kilka ciekawych zabytków, które zostały podzielone na tematyczne „szlaki”. Dorzucam z tego parę zdjęć na końcu galerii.
Dzisiaj wiało z północy. Wymyśliłem, żeby wrócić z wiatrem. Szukając na mapie ciekawych miejsc wokół Białegostoku, trafiłem na ciek wodny o regularnym kształcie. Okazało się, że była tam sowiecka twierdza. Ruszyłem w jej kierunku.
Temperatura lekko podskoczyła. Kilka razy nawet pojawiło się słońce między chmurami. Wiatr nie był tak silny jak ostatnio, więc spokojnie jechałem na północ. Wybrałem lokalne drogi, aby nie tłuc się po krajówce pod wiatr. Wydłużyłem sobie tym dystans, ale miałem relatywnie spokojną jazdę.
W Goniądzu trafiłem na GreenVelo. Stamtąd, po śliskiej drodze dla rowerów, dojechałem do Osowca-Twierdzy. Niestety po drodze dowiedziałem się, że muzeum, które znajduje się na twierdzy jest otwarte do godz. 13, a była 14, gdy dotarłem na skrzyżowanie nieopodal celu. Nawet nie chciało mi się całować klamki i nie zobaczyłem nic.
Przygotowałem się do powrotu. Tym razem po drodze krajowej. Były tiry, były dostawczaki, było dużo aut. Kilka razy wylądowałem na grząskim poboczu, żeby przepuścić nitkę aut z tirem na przedzie. Po dwóch godzinach dotarłem do Białegostoku, który zabrał mi pół godziny, aby dostać się do mieszkania. Jest tu dużo dróg dla rowerów, ale brakuje im jakości i spójności. Miasto bije mimo to Poznań na głowę.
Kategoria Polska / podlaskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, wyprawy / Białystok 2018, rowery / GT

Świątynia pod złotym księżycem

  125.11  06:25
Przyjechałem wczoraj. 8 godzin w pociągu. Po drodze dowiedziałem się, że po raz kolejny trafiłem na oszusta. Ukrył 60% kosztów rezerwacji noclegu. Byłem przekonany, że zweryfikowałem ofertę, ale booking.com jest tak nieczytelny, że ta strona to idealne narzędzie dla oszustów. Ostatecznie pojechałem do biura (bo odbiór kluczy był w innej części miasta) wyjaśnić sprawę. Tam kolejna dwójka oszukanych. Oni zrezygnowali, ja nie miałem wyboru. Przepadłaby część pieniędzy, wydałbym jeszcze więcej na nowy nocleg i było piekielnie zimno. Do tego ostatniego nie przygotowałem się. Byłem przekonany, że ta sama szerokość geograficzna nie wpłynie na temperaturę. Myliłem się.
Ruszyłem wcześnie rano, bo wieczór zapowiadał się deszczowy. Chciałem zjeść w centrum. Wybierając między marketem i sklepem, zostałem przekonany darmową kawą pod klepem. Naładowany energią spróbowałem wydostać się z miasta. Wyczytałem, że Białystok zdobył certyfikat gminy przyjaznej rowerzystom. O ile w centrum kilka dróg jest równych, to ich ciągłość, liczba poprzecznych nierówności oraz nawierzchnia z kostki brukowej zaraz za centrum zastanawiały nad słusznością wyróżnienia. Pojechałem trochę zygzakiem i dostałem się na właściwą drogę.
Wybrałem drogę krajową z braku innych opcji. Zauważyłem jednak możliwość skrócenia sobie cierpienia i zjazd na drogę lokalną. Ruch nie był jakiś duży, ale jazda „na gazetę” zniechęcała do pozostania tam. Po kilkunastu kilometrach skręciłem na drogę, która miała mnie poprowadzić do celu. Byłem przekonany, że jadę dobrze, póki nie skończył się asfalt. Przyjrzałem się mapie i zdecydowałem jechać dalej, żeby nie zawracać. Czasami było grząsko, a jeśli nie, to tarka królowała. Była jednak gorsza od tej pod moim domem.
Dojechałem do takiej wsi (o dziwo zamieszkałej), że dalej nie dało się. Przyjrzałem się mapie i okazało się, że dalej była tylko rzeka i ani jednego mostu w promieniu kilkunastu kilometrów. Znowu skucha. Nadal nie chciałem zawracać, więc znalazłem drogę przez las. Przynajmniej bez tarki. Zrobiłem 10 km w terenie (przypominam, że jechałem na kolarzówce) i dojechałem do mojej drogi z pierwotnego planu. Trafiłem nawet na GreenVelo. Z mapy wyczytałem, że w tamtym rejonie było dużo odcinków terenowych. To ważna informacja, bo byłem przekonany, że cała trasa jest utwardzona.
Niestety asfalt znów się skończył. Znalazło się kilka kocich łbów, ale leśne drogi wróciły i nie opuszczały mnie do samego celu – Kruszynian.
Chciałem zobaczyć zabytkowy meczet. W planie były dwa, ale nie wystarczyło czasu. Walka z piaskiem zabrała zbyt dużą część dnia. Zrobiłem się jednak głodny i z pomocą przyszła Tatarska Jurta. Obsługiwana przez tatarską rodzinę. Zjadłem kilka dań, których porcje były na tyle małe, że można spróbować kilku. Było pysznie i ciepło, bo na zewnątrz temperatura przez cały dzień wynosiła 7 °C. Do tego wiało z południa. Stąd też pomysł jazdy na wschód, aby mieć za przeszkodę tylko boczny wiatr.
Droga powrotna zapowiadała się nieciekawie. Zrobiło się szybko zimno. Nawet zaczęło kropić, ale tylko jakby ksiądz machnął kropidłem, bo momentalnie przestało. Pojechałem do Krynek, gdzie znajdowało się unikalne w Polsce rondo. Było tak duże, że zgubiłem się i nie byłem pewien, czy wybrałem dobry zjazd. A wybrałem drogę wojewódzką. Nie była przyjemna. Aut połowa, co na krajówce, ale dużo pagórków. Przynajmniej Puszcza Knyszyńska dała schronienie przed wiatrem.
Do Białegostoku dotarłem po zmroku. Przywitała mnie niespójna sieć dróg dla rowerów (czyt. kaskaderów). Zaczęło kropić, gdy dojechałem do mieszkania. Potem jeszcze wyszedłem po zakupy, to aż musiałem kupić parasolkę, żeby wrócić. Pogoda się popsuła i prognoza na kolejne dni mnie niepokoi.
Kategoria Polska / podlaskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Białystok 2018, rowery / GT

Jesienna mgła

  40.33  02:02
Ostatnio mgła pojawia się dość często. Dzisiaj była wyjątkowo gęsta, więc zwlekałem z wyjściem. Najpierw pojechałem do centrum, żeby uchwycić ostatnie chwile jesieni na fotografii. W porównaniu z zeszłym rokiem jest bieda. Za mało czasu poświęcam na rower.
Pojechałem na Ławicę, aby odnaleźć murek sprzed dwóch lat. Spóźniłem się o jakiś miesiąc, bo liście opadły. No cóż. Pojechałem pod Jezioro Kierskie, aby w cieniu zachodzącego słońca wrócić do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 14

  45.47  01:47
Wyszedłem na chwilę pokręcić się po okolicy, aby znaleźć jakieś ciekawe miejsca z jesienną scenerią. Nie wziąłem aparatu, więc syciłem wzrok bez postojów. Miałem w głowie zrobić pętlę wokół Poznania, bo tak jakoś szybko mi poszło dostanie się z Suchego Lasu do Lubonia. Problemy z Garminem, który bez powodu się wyłączał oraz zbliżający się wieczór przekonały mnie, abym odłożył swój pomysł na lepszy dzień.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Po Poznaniu, część 30

  21.33  01:09
Wyszedłem na krótkie polowanie z aparatem. Miejscem łowów była Cytadela. Ludzi tyle, co nic, mimo weekendu. W sumie kilkoro nieświadomych stało się elementami tła w moich fotografiach. Nie mam pomysłów dokąd się jeszcze wybrać.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Legnica

  87.08  04:38
Ostatni dzień urlopu postanowiłem również spędzić na rowerze. Na początek pojechałem do centrum, aby poszukać serów z krowiego mleka. Tylko jeden stragan był otwarty, ale dzięki temu mogłem dokonać szybszego wyboru. Obładowany ciężkim plecakiem, w którym połowa ubrań wciąż pachniała świeżością (przestraszyłem się zimy w Tatrach, a i przeziębienie wymusiło na mnie zabranie cieplejszych rzeczy) ruszyłem w dół Kotliny Jeleniogórskiej.
Odcinek krajówki, którym pojechałem po raz pierwszy podczas tego urlopu było ciekawy. Biegł wzdłuż wartkiej rzeki. Wokół wysokie zbocza zacieniały drogę, przynoszący szczypiący chłód i kałuże. Zjazd się dłużył, ale kierowcy jadący za mną 40–50 km/h pewnie odetchnęli, gdy dojechałem do skrętu na Piechowice. Dalej już prosto do Jeleniej Góry, aby podjechać na Kapelę. Poszło łatwiej niż sądziłem. Mięśnie bolały po Śnieżce i Przełęczy Karkonoskiej, ale szybko wjechałem na szczyt. Potem zjazd do Świerzawy i zamiast przez Złotoryję pokierowałem się na Stanisławów. Przejechałem dużo rozlatujących się dróg, ale przynajmniej ominąłem większy ruch. Prawie nic się nie zmieniło. W Sichówku urwał się bagażnik na kocich łbach. Cieszyłem się, że nie miałem tam aparatu. Jak nienawidziłem tego typu dróg, tak doszedł kolejny argument – destrukcyjny.
W Legnicy zauważyłem tylko nową ulicę biegnącą przez park i masę zniszczonych dróg, które przez okres mojej nieobecności tylko się pogorszyły. Kto tam doszedł do władzy? Tyle infrastruktury wybudowali, gdy mieszkałem w tym mieście, a teraz? Wszystko wpompowali w drogę ekspresową? Zabrakło mi czasu, aby pojeździć po większej części miasta, bo tylko kupiłem bilet, zjadłem zapiekankę i musiałem wsiadać do pociągu. Koleje Dolnośląskie zaskoczyły mnie luksusowymi siedzeniami oraz stojakami na rowery. Już nie trzeba ich wieszać. Przynajmniej w tym jednym szynobusie.
Kategoria Park Krajobrazowy Chełmy, góry i dużo podjazdów, Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, dojazd pociągiem, wyprawy / Szklarska Poręba 2018, rowery / GT

Przez Przełęcz Karkonoską

  101.38  05:34
Zostało mi sporo koron czeskich z ostatniej wizyty w Czechach, więc zaplanowałem krótką wycieczkę do południowych sąsiadów. Nie miałem zbyt dużego wyboru, aby przekroczyć granicę, ale kusił jeden plan.
Na Przełęczy Karkonoskiej byłem ostatnio 6 lat temu. Wczoraj minąłem skrzyżowanie, od którego zaczyna się podjazd, więc dzisiaj ruszyłem do Przesieki. Poranek był ciepły. Orientowałem się już w okolicy, więc dojazd na miejsce poszedł mi sprawnie. Zatrzymałem się tylko na kawę i po kilka batonów energetycznych.
Początek szedł świetnie. Jechałem na wyższym biegu, zatrzymywałem się tylko na zdjęcia jesiennej scenerii. Wyprzedził mnie zaledwie jeden rowerzysta, którego później i tak dogoniłem, gdy skończyłem z aparatem.
Wjechałem na drogę leśną i już musiałem zredukować bieg. Najgorsze było jednak za skrzyżowaniem. Stromizna taka, że aż w krzyżu bolało od wciskania pedałów. Ale dzielnie walczyłem. Nie wiem, jak ja tego dokonałem 6 lat temu na cięższym rowerze. Chyba że to ja byłem wtedy lżejszy. (Ewentualnie to zasługa kasety MegaRange od Shimano).
Po kilkuset metrach albo kilometrach nachylenie znormalniało. Kręciłem powoli, mijając zamalowane napisy (kiedyś było ich dużo więcej), wycinkę drzew, zjeżdżającego rowerzystę i góry widoków na góry. Nie dało się nie zatrzymywać, ale w końcu nadszedł taki odcinek, że nie miałem sił i stawałem co kilkadziesiąt metrów. Mimo to wjechałem na samą górę, a właściwie na przełęcz. Skoczyłem jeszcze pod Odrodzenie i nie tracąc czasu, zacząłem zjazd.
Czeska strona okazała się być bajką. Równiutka droga, szeroka, o niewielkim nachyleniu. Widoki malownicze. Dużo zabudowań i aut na niemieckich rejestracjach. Gdy zrobiło się bardziej płasko, zaczęło wiać nudą. Rozważałem kilka wariantów powrotu do hostelu i wybrałem ostatni – jazdę asfaltami. Droga w dół nie miała jednak końca i zaczęło mnie to na tyle nużyć, że zacząłem myśleć o drogach alternatywnych. Mimo wszystko dotarłem do miasta Vrchlabí. Byłem głodny, ale zrobiło się późno i mogłem skorzystać tylko z supermarketu. Szybko zjadłem i, zaliczając kilka górek, znalazłem się na drodze krajowej wzdłuż rzeki Jizera. Słońce już nie docierało do doliny, więc zrobiło się chłodniej. Droga była jednak przyjemna. Do Polski dotarłem po zachodzie. Zjechałem do Szklarskiej i było za późno na zakupy, które chciałem zrobić przed powrotem do Poznania. Poszedłem więc na ostatnią kolację w górach.
Kategoria za granicą, setki i więcej, po zmroku i nocne, góry i dużo podjazdów, Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, kraje / Czechy, wyprawy / Szklarska Poręba 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery