Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

za granicą

Dystans całkowity:51464.98 km (w terenie 1307.97 km; 2.54%)
Czas w ruchu:3086:44
Średnia prędkość:16.67 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:443139 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:23072 kcal
Liczba aktywności:687
Średnio na aktywność:74.91 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Carrauntoohil

  108.30  06:55
Dzień zaczął się tak nijak. Trochę świeciło słońce, trochę mżyło. Ruszyłem po drogach dla rowerów, których w Irlandii prawie nie ma. Przypadkiem trafiłem pod zamek, bo pomyliłem zakręty i musiałem przeciskać się z dorożkami, aby się stamtąd wydostać.
Wyjechałem z miasta. Mżawka tylko sporadycznie się pojawiała. Częściej podpiekało słońce. Jechałem wzdłuż masywu najwyższych szczytów Irlandii. Niestety na górze panowały słabe warunki pogodowe, więc nie wiem, czy za mgłą udało mi się dostrzec Carrauntoohil, najwyższy szczyt Irlandii, czy któraś z sąsiednich gór go przysłoniła.
Pokonałem większy podjazd i wróciłem na szlak EuroVelo 1. Ten doprowadził mnie wzdłuż doliny do kolejnej przełęczy. Na szczęście coś było z niej widać. Następny podjazd mogłem sobie darować, bo nie przyniósł niczego ciekawego.
Wróciłem nad ocean. Już wiedziałem, że będzie słabo. Po paru zakrętach wylało się mleko. Czasem jeszcze dało się coś dojrzeć, ale znów wiele straciłem. Najgorszy był podjazd we mgle. Wąsko, tłoczno i biało. Za nim dostałem się na wyspę Valentia. Skusiły mnie klify, chociaż rozważałem skrócić sobie drogę. Przez mgłę nie było widać wiele.
Dotarłem do jedynego w okolicy kempingu, przez co wyszło więcej kilometrów. Mgła opadła, ale zaczęło mżyć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Park Narodowy Killarney

  95.64  06:00
Było pochmurno, mgliście, coś wisiało w powietrzu. Miałem szczęście, że wiało głównie w plecy. Kontynuowałem podróż szlakiem EuroVelo 1. Wiódł przez malowniczy obszar pełen kamienistych wzgórz i finezyjnych skał tonących w wodach oceanu. Pokonałem wiele pagórków, potem dwa większe podjazdy i zrobiło się zwyczajnie. Drogi mniej się pięły, było dużo zabudowy – typowa wiejska Irlandia.
Zaczęło mżyć. Czasem mocniej, czasem wcale, że nie wiadomo, czy tę kurtkę ściągać, czy zakładać. W końcu mżawka zaczęła być tak mocna, że przemokły mi spodnie. Wtedy zdecydowałem się założyć ubranie przeciwdeszczowe. Mżawka zaczęła na przemian z deszczem zmieniać się miejscami. No, zrobiło się nieprzyjemnie.
Za miastem Kenmare zaczynał się podjazd. Najwyższy, jak do tej pory. Wiódł po drodze krajowej. Brak pobocza nie pomagał, ale ruch nie był jakiś szalony. Na szczycie zjechałem ze szlaku EV1, aby dostać się do miasta Killarney. Widoków niemal brak, a jak były, to brakowało pobocza, żeby się bezpiecznie zatrzymać. Akurat było to w Parku Narodowym Killarney, więc podwójna szkoda, a wyglądał pięknie. Przypominał mi japoński Park Narodowy Daisetsuzan czy norweskie wzgórza.
Przejechałem jeszcze przez jakieś ogrody pałacowe. Biegła tamtędy jednokierunkowa droga dla rowerów, ale zrezygnowałem z niej z powodu deszczu. Dojechałem na kemping, rozbiłem się na mokrej trawie i… deszcz ustał. Potem pojawiła się tylko przelotna mżawka. Do tego gryzły muszki, które znam ze Szkocji. Pewnie to przez bliskość jeziora. Przynajmniej nie były tak liczne.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Mokra Irlandia

  96.66  05:49
Na przemian lało i padało. Ruszyłem w deszczu i zaskakująco w najbliższej wiosce ustało. Biłem się z myślą, by ściąć dystans i nie jechać na półwysep. Ostatecznie wiatr mnie przekonał i zrezygnowałem z 20-kilometrowego odcinka. Potem pojawiła się jeszcze mgła, więc na pewno niczego nie straciłem.
Szlak pobiegł po drodze krajowej. Pobocze pojawiało się i znikało. Nawierzchnia potrafiła zmienić jakość co kilkaset metrów. Ruch dość duży, brak widoków. Mgła gęstniała wraz z wysokością i łagodniała na dole.
Skończyła się główna droga, ale zaczął deszcz. Na szczęście towarzyszył mi tylko kilka kilometrów. Dalej było standardowo: dużo podjazdów, niewygodnych dróg i zamglonych widoków.
Dotarłem do kempingu, na którym początkowo planowałem zatrzymać się. Było wcześnie, a akurat nie padało. Kolejny kemping był oddalony o dystans, który zaoszczędziłem. Idealnie, więc ruszyłem. Kolejne podjazdy bez widoków. No, końcówka przyniosła odrobinę, ale przez mgłę to nie było to, co przez kilka ostatnich dni.
Znalazłem się na kempingu. Wiało bezlitośnie. Wysuszyłem dzięki temu namiot, chociaż utrzymanie go nie było łatwe. Przyjechali właściciele. Mieli silny akcent, ale udało mi się uzyskać wystarczająco informacji i przeniosłem się w ciut spokojniejsze miejsce, choć kosztem braku równego terenu. Pojawiła się lekka mżawka.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Mizen Head

  92.95  05:45
Po wczorajszym deszczu został tylko mokry namiot. Dzień zapowiadał się słoneczny, choć wiatr dzisiaj dokuczał na tyle, że założyłem wiatrówkę.
Kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Dziś wiódł po mało uczęszczanych drogach, ale podjazdy mnie nie oszczędzały. Widoków nie było zbyt wiele, bo irlandzkie drogi są obsadzone wałami kamienno-ziemnym, które dodatkowo porasta bujna roślinność. Trudno tutaj o pobocza. Do tego zieleń potrafi zabierać dużo drogi, więc wiele aut jeździ porysowanych. Najgorsze są krzewy różane.
W jednym miasteczku zrobili plan filmowy. Statyści już obstawili swoje pozycje, ale personel z krótkofalówkami jeszcze nie blokował ruchu, więc udało mi się przedostać.
Zrobiło się ładnie. Z wody wyrastały olbrzymie klify. Zdecydowałem się odwiedzić kraniec Przylądka Mizen, czyli Mizen Head, opisany jako punkt Irlandii wysunięty najdalej na południowy-zachód (niektórzy opisują go też jako punkt wysunięty najdalej na południe). Udało mi się dostać tam zanim zaczęli zamykać ścieżki. Przespacerowałem się tu i tam. Wyglądało to nieziemsko i majestatycznie.
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Ruszyłem dalej. Droga wiodła na najwyższy szczyt dzisiaj. Było tak pusto, póki nie pojawili się Niemcy. Beznadziejni kierowcy. Poza nimi widuję jeszcze brytyjskie tablice rejestracyjne, ale ogólnie mało tu turystów na obcych blachach.
Zaledwie parę kilometrów od celu zaczęło kropić. Udało mi się nie zmoknąć. Rozbiłem się na kempingu i rozpadało się na poważnie.
Przy okazji poszukiwań informacji o dawnych liniach kolejowych natrafiłem na mapę irlandzkiej i brytyjskiej sieci kolejowej. Gęstość torowisk w niektórych miejscach robi wrażenie. W Polsce również istnieje taka mapa.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Który kemping?

  87.46  05:24
Rano było trochę słońca, ale zachmurzyło się, gdy ruszałem. Mżawka powróciła i męczyła z różną intensywnością.
Odwiedziłem pocztę i kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Dzisiaj też trafiłem na przekręcone znaki, więc bez mapy byłoby trudno. Widziałem plaże, wydmy, klify. W końcu znalazłem owce, bo już myślałem, że wypasają tu tylko krowy. Zacząłem trafiać na coraz więcej dróg o szerokości jednego auta.
Obozowanie na dziko jest prawnie zakazane. Niektórzy to po cichu obchodzą, ale tu są wszędzie tabliczki informujące o prywatnym terenie, a jak już trafi się na kawałek publicznego lądu, to stoją tabliczki zabraniające rozbijania namiotów. Moim dzisiejszym problemem była dostępność kempingów na szlaku. Były dwa obok siebie oddalone ode mnie o 130 km jazdy. Zacząłem ciąć dystans i omijać niektóre partie szlaku. Po drodze jednak wymyśliłem, że całkiem zboczę ze szlaku i następnego dnia zobaczę brakującą część. Na jednym ze skrzyżowań tak niefortunnie pojechałem, że wybrałem lokalny szlak nr 1 zamiast EV1. W ten sposób dotarłem do miasteczka, w którym był kolejny kemping. Zdecydowałem, że zatrzymam się na nim.
Jako że było wciąż wcześnie, to ruszyłem na przegapiony odcinek szlaku. Mżawka przybrała na sile i myślałem, że się rozpada, ale szybko przestało. Sam półwysep nie przyniósł niczego zaskakującego. Wróciłem na kemping, a wieczorem rozpadało się.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Zielona Irlandia

  88.92  05:38
Po trzech godzinach snu i tyleż samo lotu znalazłem się w Corku. Pomysł na Irlandię zrodził się po wizycie w Szkocji, bo języki gaelicki szkocki i irlandzki mają wspólnego przodka. Ten pierwszy mi się spodobał, więc pomyślałem, aby to powtórzyć.
Jeszcze wczoraj musiałem wymienić licznik, bo przycisk przestał reagować po upadku. Całe szczęście nowy czekał na zamontowanie. Po wylądowaniu i złożeniu roweru ruszyłem do miasta, by znaleźć kartusz do kuchenki, a potem powrót przez lotnisko, by ruszyć na południe. Od razu nie spodobały mi się drogi. Fatalna nawierzchnia. Może nawet gorsza od dróg w Szkocji. Oznakowanie też mają dziwne. W wielu miejscach jest niejasne, wybrakowane. Najdziwniejszy z tego jest brak przejść dla pieszych. Chociaż ich prawo nie wydaje się takie surowe i ludzie przechodzą tam, gdzie chcą.
Kolejną rzeczą, która mnie zaniepokoiła to lekkomyślność kierowców. Wciąż mijałem znaki przypominające o odstępie podczas wyprzedzania, ale nie było tego widać, przynajmniej w mieście, bo później zrobiło się ciut lepiej. Jednak wolałem szkockie drogi o szerokości jednego auta z wyznaczonym miejscem do mijania.
Pogoda początkowo dopisała. Temperatura była znacznie wyższa niż się spodziewałem. Było trochę słońca i chmur. Od czasu do czasu padała mżawka, która w pewnym momencie zmieniła się w mgłę, ale nie utrzymała się długo – w przeciwieństwie do opadu, który z różną intensywnością pozostał do wieczora. Zaczęło też wiać. Mocno mnie to spowolniło.
Zaskoczyły mnie podjazdy. Było ich bardzo dużo. Przynajmniej nie były tak zabójcze, jak te w Szkocji.
Jechałem dużo po jakichś głównych drogach z braku alternatyw. Nawet gdy dojechałem do szlaku EuroVelo 1, to się nie skończyło. Dróg dla rowerów było jak na lekarstwo. Częściej występowały pasy rowerowe. Nie wiem, jakie plusy ma ten szlak, bo jeden przestawiony znak poprowadził mnie źle. Lepiej mieć nawigację z wgraną trasą.
Na wybrzeżu dopadła mnie ta mgła, a potem męczyły podjazdy. Ostatnie kilometry strasznie wolno wpadały. W końcu dotarłem na kemping, gdzie mogłem się wyspać. Nie wiedzieć kiedy spaliłem się od słońca.
Kategoria góry i dużo podjazdów, pod namiotem, rowery / Fuji, z sakwami, za granicą, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, wyprawy / Irlandia 2025

Jasne Błonia

  120.92  06:17
Dzień zaczął się chłodno. Najpierw objechałem Moryń, a potem kontynuowałem jazdę po Trasie Pojezierzy Zachodnich. Ptactwo dzisiaj dopisywało. Zjechałem do mostów na Odrze, gdzie ptaki były jeszcze liczniejsze. Co więcej, duża kolonia gęsi towarzyszyła mi w podróży.
Rozważałem między jazdą do Kostrzyna lub Szczecina. Ostatecznie wygrał ten drugi, gdzie chciałem zobaczyć kwitnące krokusy. Niestety wiatr dzisiaj już nie sprzyjał i wiał chyba głównie w twarz. Jechałem po znajomym szlaku Odra – Nysa. W jednym miejscu otworzyli zamknięty odcinek, w innym zamknęli. Zabójcze nierówności pod jednym miastem nie zostały usunięte przez tyle lat. Za to bramy mające na celu powstrzymać migrację dzików zostały zamienione na znane mi ze Skandynawii zapory powstrzymujące owce.
Wróciłem do Polski. Jakoś dostałem się do Szczecina, który jest jednym z najmniej przyjaznych rowerom miast. Tylu absurdów już dawno nie widziałem. Ronda o trzech pasach, pasy rowerowe tuż przy zaparkowanych autach, a auta zaparkowane na pasach rowerowych. To się w głowie nie mieści.
Jakimś cudem dotarłem do Jasnych Błoni. Tam zdumiał mnie widok, który przypominał mi okres podziwiania kwitnących wiśni w Japonii. Mnóstwo ludzi oraz dywany krokusów. Wyglądało to przepięknie. Pokręciłem się chwilę po placu i pojechałem na pociąg powrotny.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, za granicą, kraje / Niemcy

Pieniny z widokiem Tatr

  99.68  06:26
Zamek w Muszynie otwierał się zbyt późno, bym mógł go obejrzeć po odbudowie. Ruszyłem na Słowację, by szlakiem wzdłuż Popradu dostać się do Piwnicznej. Było biało i chłodno, ale dzisiaj ubrałem się odpowiednio.
Po zjeździe zaczął się podjazd. Długi, ale droga była całkiem wygodna. Doprowadziła mnie do przepięknego widoku na Tatry. Potem była zabawa w terenie. Dużo błota zapychającego błotniki, trochę technicznych przejazdów i długi zjazd z widokiem na Pieniny. Zrobiło się chłodno, więc ominąłem kilka ładnych atrakcji.
W Szczawnicy wjechałem na szlak biegnący przez Pieniny. Zaskakująco nie było zimno, mimo że cień skrywał całą dolinę. Po drugiej stronie przejechałem jeszcze kawałek Słowacji, potem w Polsce wjechałem na Szlak wokół Tatr. Wyasfaltowali polne drogi, po których szlak pobiegł, ale rolnicy mają gdzieś czystość, więc drogi pokrywa warstwa ziemi i obornika, rozjeżdżana przez samochodziarzy. Szkoda, że zrobiło się tak szybko ciemno, bo widoki na wzgórzach musiały być piękne.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, kraje / Słowacja, po zmroku i nocne, Polska / małopolskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, za granicą

Jesienna Słowacja

  96.41  06:00
Wróciło słońce. Ubrałem się lżej, czego szybko pożałowałem podczas zjazdu przez oszronioną dolinę. Rozgrzałem się dopiero na podjeździe, a miałem do pokonania piękną drogę przez Magurski Park Narodowy. Było pusto, a na postojach udało mi się wypatrzeć drobne ptaki. Słońce grzało, może nawet za mocno.
Na dzisiaj zaplanowałem jazdę przez Słowację. Pokonawszy wiele pagórków, dotarłem do miasta Bardejov. Tylko zajrzałem do centrum i miałem jechać dalej krajówką, by zredukować liczbę podjazdów, gdy trafiłem na przystanek Aqua Velo, którego odcinkiem kiedyś jechałem. Ruszyłem po szlaku, nie do końca wygodnym, ale miał parę widoków (wliczając Tatry). Nawet kilka ozłoconych drzew dało się dostrzec.
Ostatni większy podjazd zdobyłem w cieniu doliny. Za przełęczą była Polska, a w niej długi i zimny zjazd przez zadymione wioski, aż dotarłem do Muszyny.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / małopolskie, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, za granicą, kraje / Słowacja

Zamek Huntly

  86.56  05:21
Obudziło mnie słońce. Poszedłem zapłacić za nocleg, bo wczoraj recepcja była już zamknięta i wyszedł najdroższy kemping w Szkocji. Do tej pory płaciłem 7,50–18 funtów, a za ten dałem 22 funty.
Zrobiło się pochmurno i chłodno, gdy w końcu ruszyłem. Wyglądało, jakby miało padać, ale szybko powróciły przejaśnienia. Dojechałem do miasteczka Huntly, gdzie stała ruina zamku. Jakoś tak wyszło, że wszedłem do środka. Może nie był to najbardziej wyposażony zamek, ale przynajmniej jakiś odwiedziłem.
Zaczęło kropić. Prognoza pogody przewidywała kilkugodzinny opad. Padało z różną intensywnością i czasem nawet przestawało, a czasem lało jak z cebra. Prognoza się nie sprawdziła, bo nie przestało padać, a pod koniec pojawiła się jeszcze mgła. Końcówkę przejechałem po ścieżce na dawnej linii kolejowej, od której chciałem zacząć tę całą podróż.
Dotarłem do domu gościnnego, z którego wyruszyłem. Zostawiłem tu na przechowanie karton na rower. Tandetny licznik Sigmy znów zamókł i kompletnie nie dało się nic z niego odczytać. Zaskoczyło mnie, że dzisiaj pękła tylko jedna szprycha.
Koniec przygody. W 25 dni przejechałem nieco ponad 2 tys. km. Miałem dużo obaw związanych z bezpieczeństwem w Wielkiej Brytanii, ale Szkoci okazali się być niezwykle przyjaznym narodem. To obcokrajowców należało unikać. Pogoda nie była zbyt udana. Jedni mówili, że taka jest Szkocja, inni, że to zbyt deszczowe lato. Widokowo udało mi się zobaczyć kilka przepięknych pejzaży. Jest to kolejny kraj, do którego chętnie wracałbym. Przy okazji przekroczyłem dystans 150 tys. km przejechanych od początku moich rowerowych przygód.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery