Kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Dziś wiódł po mało uczęszczanych drogach, ale podjazdy mnie nie oszczędzały. Widoków nie było zbyt wiele, bo irlandzkie drogi są obsadzone wałami kamienno-ziemnym, które dodatkowo porasta bujna roślinność. Trudno tutaj o pobocza. Do tego zieleń potrafi zabierać dużo drogi, więc wiele aut jeździ porysowanych. Najgorsze są krzewy różane.
W jednym miasteczku zrobili plan filmowy. Statyści już obstawili swoje pozycje, ale personel z krótkofalówkami jeszcze nie blokował ruchu, więc udało mi się przedostać.
Zrobiło się ładnie. Z wody wyrastały olbrzymie klify. Zdecydowałem się odwiedzić kraniec Przylądka Mizen, czyli Mizen Head, opisany jako punkt Irlandii wysunięty najdalej na południowy-zachód (niektórzy opisują go też jako punkt wysunięty najdalej na południe). Udało mi się dostać tam zanim zaczęli zamykać ścieżki. Przespacerowałem się tu i tam. Wyglądało to nieziemsko i majestatycznie.
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Ruszyłem dalej. Droga wiodła na najwyższy szczyt dzisiaj. Było tak pusto, póki nie pojawili się Niemcy. Beznadziejni kierowcy. Poza nimi widuję jeszcze brytyjskie tablice rejestracyjne, ale ogólnie mało tu turystów na obcych blachach.
Zaledwie parę kilometrów od celu zaczęło kropić. Udało mi się nie zmoknąć. Rozbiłem się na kempingu i rozpadało się na poważnie.
Przy okazji poszukiwań informacji o dawnych liniach kolejowych natrafiłem na mapę irlandzkiej i brytyjskiej sieci kolejowej. Gęstość torowisk w niektórych miejscach robi wrażenie. W Polsce również istnieje taka mapa.
