Szlak pobiegł po drodze krajowej. Pobocze pojawiało się i znikało. Nawierzchnia potrafiła zmienić jakość co kilkaset metrów. Ruch dość duży, brak widoków. Mgła gęstniała wraz z wysokością i łagodniała na dole.
Skończyła się główna droga, ale zaczął deszcz. Na szczęście towarzyszył mi tylko kilka kilometrów. Dalej było standardowo: dużo podjazdów, niewygodnych dróg i zamglonych widoków.
Dotarłem do kempingu, na którym początkowo planowałem zatrzymać się. Było wcześnie, a akurat nie padało. Kolejny kemping był oddalony o dystans, który zaoszczędziłem. Idealnie, więc ruszyłem. Kolejne podjazdy bez widoków. No, końcówka przyniosła odrobinę, ale przez mgłę to nie było to, co przez kilka ostatnich dni.
Znalazłem się na kempingu. Wiało bezlitośnie. Wysuszyłem dzięki temu namiot, chociaż utrzymanie go nie było łatwe. Przyjechali właściciele. Mieli silny akcent, ale udało mi się uzyskać wystarczająco informacji i przeniosłem się w ciut spokojniejsze miejsce, choć kosztem braku równego terenu. Pojawiła się lekka mżawka.
