Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Polska

Dystans całkowity:111165.07 km (w terenie 10091.66 km; 9.08%)
Czas w ruchu:4481:59
Średnia prędkość:19.77 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:536950 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:219415 kcal
Liczba aktywności:1507
Średnio na aktywność:73.77 km i 3h 22m
Więcej statystyk

Po Poznaniu, część 52

  43.52  02:02
Sądziłem, że będzie przyjemna temperatura, ale smażyłem się. Termometr złapał nawet 35 °C, jednak starałem się chować w cieniu, więc pewnie było dużo więcej. Obawiałem się deszczu, więc za daleko nie jechałem. Nawet spadła na mnie kropla, gdy wjeżdżałem na Franowo, a na Grunwaldzie trafiłem na mnóstwo kałuż.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Miała być mikrowyprawa

  92.83  05:03
Rozważałem kilka wariantów spędzenia tego weekendu. Ostatecznie, z powodu prognoz pogody, zdecydowałem się na mikrowyprawę. Za późno zabrałem się za planowanie i nie znalazłem pociągu z wolnymi miejscami na rower, więc pozostało mi wyruszyć bezpośrednio z Poznania. Wybrałem drogę przez Puszczę Notecką.
Tym razem ruszyłem nieco inną drogą, chcąc odkryć nieznane. Trafiłem na mogiłę osób zmarłych na cholerę, przekwitłe pole słoneczników czy młyn wodny. Słońce czasem piekło, czasem kryło się za chmurami. Było parno i duszno. Z Obornik pojechałem standardowo po drodze na dawnej linii kolejowej. W Obrzycku chciałem przedostać się do Wronek, ale nie od północnej strony Warty, bo tam objechałem większość dróg, ale od południowej, gdzie mnie jeszcze nie było. Tak trafiłem na dawny dworzec kolejowy, a potem na polną drogę na nasypie dawnej linii kolejowej. Niestety nie biegła daleko, bo zarosła zielskiem i zostałem zmuszony na wjazd na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Ten jednak tonął w piachu. Zboczyłem na leśne ścieżki, których nie było na mapach. Sporo pobłądziłem, przedarłem się przez chaszcze pokrywające suche koryto jakiejś rzeczki, aż dotarłem do Wronek.
Mój plan zakładał, że pojadę gdzieś do wnętrza Puszczy Noteckiej i rozbiję tam namiot. Ruszyłem po beznadziejnych drogach, grząskich od piachu. Zauważyłem tam zakwitające wrzosy. Byłem tak skupiony na szukaniu najlepszego ujęcia do sfotografowania, że dopiero oderwały mnie grzmoty. Nad puszczą pojawiły się granatowe chmury. Po kilku minutach zaczęło mocno wiać, a potem padać. Chciałem znaleźć jakąś wiatę, ale w lesie nie było to łatwe. Nagle deszczyk zamienił się w tak intensywną ulewę, że przypominało to gęstą mgłę. Przemokłem, na drogach pojawiły się kałuże i błoto. Jeden plus, że mokry piach mniej się zapadał niż suchy. Dotarłem do głównej drogi i wróciłem do Wronek z myślą o powrocie pociągiem. Dotarłem na wcześniejsze połączenie.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Po Poznaniu, część 51

  29.13  01:26
Stłuczone kolano wyłączyło mnie z aktywności na kilka dni. Jest już lepiej i mogłem nawet wyjść na rower. Pojechałem do centrum, żeby chwilę się tam pokręcić. Garmin zalazł mi za skórę, bo wyłączył się kilka razy. Czemu to zawsze musi być Poznań?
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Wąsowo

  116.28  05:17
Był gorący, lekko pochmurny dzień. Wiał chłodny wiatr. Z północy, więc wybrałem kierunek zachodni. Akurat była tam miejscowość, którą chciałem odwiedzić po jednej z poprzednich wycieczek.
Ruszyłem do drogi wojewódzkiej. Tam ruch był większy niż się spodziewałem. Nie miałem jednak ochoty szukać objazdu i dojechałem tak do Buku, a potem zjechałem na drogi lokalne. Po drodze rzuciłem okiem na dwa pałace.
Na mapie znalazłem olbrzymią sieć kolei. Okazało się, że moja aplikacja wyświetlała nieistniejące linie kolejowe – prawdopodobnie pozostałości po kolei folwarcznej, która w Wielkopolsce była najsilniej rozbudowana z całego kraju. Mimo że większość została rozebrana lata temu, zacząłem rozglądać się za ich śladami. W jednym miejscu znalazłem tory wąskotorówki wtopione w asfalt. W innym zaś tak się niefortunnie zatrzymałem, że nie zdążyłem się wypiąć i stłukłem kolano. To już drugi raz i choć otarcia były mniejsze, to stłuczenie spuchło, a po zejściu adrenaliny zaczęło boleć podczas prostowania nogi. Zacząłem zastanawiać się nad zmianą planu i powrotem z udziałem pociągu.
Jakoś dojechałem do Wąsowa. Pokręciłem się po zabudowaniach, które zwróciły moją uwagę podczas poprzedniej wycieczki. Potem zobaczyłem, co jeszcze oferuje ta miejscowość, a na koniec zajrzałem pod pałace Szczanieckich i Hardta.
Powoli udałem się w drogę powrotną. Wybrałem się drogą dla rowerów, którą wybudowali wiosną. Jej część powstała na dawnej linii kolei wąskotorowej. Trochę krótko, ale może to dopiero pierwszy odcinek.
Droga do Poznania to była jazda zygzakiem, bo w tych okolicach nie ma prostych dróg, a na kurzące się polne drogi nie miałem ochoty pchać się. Wydłużyło to dystans, ale noga jednak pozwalała. Tylko złapał mnie zmrok zanim dotarłem do domu, bo za późno zacząłem jazdę. Przynajmniej temperatura wieczorem spadła do przyjemnych 18 °C.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, rowery / GT

Pod Poznaniem, część 45

  33.95  01:21
Było wciąż gorąco, gdy wyszedłem wieczorem. Pojechałem na krótką pętlę. Dopiero po zachodzie słońca zrobiło się ciut przyjemniej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Lipiec 2022 (Fuji)

  61.90 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji

Kleszczowe oblężenie namiotu

  66.26  03:39
Nie spodziewałem się, że obudzę się z kleszczami spacerującymi po moim namiocie. Najgorsze są nimfy, bo na skórze trudno je zauważyć. Dobrze, że moja sypialnia jest jasna, to bez trudu wytropiłem większość. Kilkadziesiąt sztuk, na polowanie których poświęciłem sporą część poranka. Nie wiem, jak wiele pozostałych się ukryło i jak je teraz usunąć. Przynajmniej jeszcze nie znalazłem żadnego wbitego w moją skórę. Znów nabawiłem się natręctwa oglądania skóry po zetknięciu z każdą roślinką przy drodze.
Dzień zaczął się słonecznie. Z lasu musiałem wyjechać po piachu i bruku. Szczecin zastałem cały w remoncie. Było gorzej niż w Poznaniu. Do tego panuje tu straszna samochodoza. Piesi ani rowerzyści się nie liczą. Koszmarne miasto. Tylko się zakręciłem i już byłem w dalszej drodze. Było zbyt upalnie na jakiekolwiek zwiedzanie tej betonozy. Przynajmniej wyjazd ze Szczecina był prostszy niż wjazd od wschodu.
Wjechałem na szlak 20A, łącznik Trasy Pojezierzy Zachodnich, którym jechałem na początku roku. Przerobili krajówkę na ekspresówkę i nie ma innej możliwości ominięcia jej, jak drogą leśną. Potem starymi drogami do Stargardu. Jakaś kretynka chciała doprowadzić do wypadku, bo jechała obok swojego fagasa zamiast gęsiego. Byłoby po weekendzie, gdybym nie uciekł na trawę. Rowery powinny mieć tablice rejestracyjne, bo gnida sobie pojechała, jakby nic się nie stało.
Na szlaku było dużo cienia, ale dojechałem do wybetonowanego Stargardu i odechciewało się wszystkiego. Z wolna objechałem miasto, odwiedzając te same miejsca, co kiedyś, a potem pojechałem na pociąg. Zaskoczyło mnie, że teraz w Pendolino wybiera się miejscówkę podczas zakupu biletu. Zupełnie jak podczas zakupu biletów lotniczych. Pewnie wkrótce wprowadzą opłatę za możliwość wyboru miejsca.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Ogród japoński w Przelewicach

  106.15  06:57
Noc była spokojna, nie za gorąca, poranek suchy, choć pochmurny i przyjemnie chłodny. Znów czekała mnie dawka piachu i kocich łbów na leśnych drogach ku północy.
W Barlinku szybka kawa i wjechałem na Trasę Pojezierzy Zachodnich. Ostatnim razem w Pełczycach złapał mnie deszcz. Tym razem miałem inny plan i odbiłem na wiejskie drogi, które znów zmieniły się w kocie łby. Potem było tylko gorzej. Chciałem zobaczyć rezerwat „Skalisty Jar Libberta”. Rzadko ktoś poruszał się po drodze, więc zarosła. Szlaku biegnącego przez wąwóz w ogóle nie darzyłem zaufaniem, więc chciałem dostać się od drugiej strony. Droga była wielce beznadziejna. Blokowały ją wiatrołomy i jeszcze bujniejsza roślinność. Gdy poparzyły mnie pokrzywy i strąciłem kleszcza z nogi, zdecydowałem się na spodnie. Na wiele się nie zdały, bo chaszcze rosły i coraz bardziej utrudniały jazdę. Ewakuowałem się na ściernisko biegnące obok wąwozu. W końcu dostałem się do rezerwatu, zrobiłem sobie krótki spacer i po pierwszej skale zawróciłem. Nie było sensu się przedzierać dalej. Polska nie jest krajem turystycznym. Tutaj się robi coś raz, a potem o tym zapomina. No, chyba że Unia dała kasę, to wtedy trzeba te pięć lat utrzymania odbębnić, ale potem można zapomnieć.
Wjechałem kawałek dalej na jakiś szlak rowerowy. Oznaczony tylko na osm.org, i nic dziwnego – tych dróg już nie było. Kolejne chaszcze, które musiałem objechać po ścierniskach. Odechciewa się podróżować po tym kraju.
Od kilku dni mój napęd dziwnie trzeszczał. W końcu zauważyłem przyczynę – luz w suporcie. Czytałem, że to częsty problem w rowerach tej – obecnie chińskiej – marki i teraz sam mogę to potwierdzić. Tandetna chińszczyzna. Po roku użytkowania mogę powiedzieć, że będę zdecydowanie odradzał Fuji, bo robią szajs i chcą za to duże pieniądze. Żałuję, że zdecydowałem się na ten rower. Jest tyle lepszych alternatyw.
Znalazłem się w Przelewicach. Wszedłem do ogrodu dendrologicznego, gdzie znajdował się kolejny ogród japoński. Tym razem nie zdobiła go architektura, a różnorodność roślin japońskich. No dobrze, były mostek, latarnia i altana, choć nie przyciągnęły tak mojej uwagi, jak zmieniające kolor liście klonu palmowego. Czyżby zbliżała się jesień?
Dalsza droga była nieco łatwiejsza. Wjechałem na drogę na dawnej linii kolejowej. Najpierw trochę terenu, a potem asfalt zaczynający się w polu. Kiedyś przejechałem kawałek tej trasy i wyremontowali ją oraz odrobinę przedłużyli. Tylko ktoś wpadł na debilny pomysł wstawienia progów zwalniających i szykan na przejazdach.
Pyrzyce niedawno objechałem, więc ruszyłem w kierunku Szczecina, skoro już o nim wczoraj wspomniałem, a nie miałem już żadnego ogrodu na niedzielę. Nawet zobaczyłem słońce, bo wyjechałem spod chmury, która przyniosła opady nad większością Polski. Znów skorzystałem z programu „Zanocuj w lesie”. Pod miastem były tylko dwa obszary objęte programem. Dużą część drogi pokonałem po asfaltach, aż wpakowałem się na skrót, którym raczej dawno nikt nie jechał. Było dużo chwastów na drodze, ale udało mi się bez większych problemów dostać do lasu. Tam zjechałem na boczną drogę, która nie była uczęszczana i udało mi się znaleźć kawałek terenu bez szyszek. Dobrze, że jeszcze było widno. Tylko las był pełen komarów. Myślałem, że oddaliłem się wystarczająco od rzeki, ale i tak pogryzły mnie podczas rozbijania obozu.

Kategoria kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Ogród japoński w Mierzęcinie

  57.15  03:24
Prognoza deszczowego weekendu nie podobała mi się. Za to pod Szczecinem miało nie padać. Wpadłem na pomysł mikrowyprawy. Wsiadłem po pracy w pociąg i ruszyłem do Mierzęcina.
Było gorąco, choć czasem nachodziły jakieś chmury. Pojechałem prosto do parku pałacowego. Zostawiłem rower na parkingu pod opieką portiera i poszedłem na spacer. W ogrodzie japońskim były brama torii, mostek i altana. Obszedłem staw, obfotografowałem to, co rzucało się w oczy, przespacerowałem się jeszcze pod pałacem i ruszyłem dalej.
Jechałem na zachód. Wolałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na boczną drogę, która doprowadziła mnie do szlaku na leśnych drogach. Trafiła się nawet niewielka wieża widokowa. Zaraz za nią był mostek, a potem koszmar. Piach, dużo piachu. O dziwo dało się jechać, choć zarzucało rowerem. Gdy wydostałem się do asfaltów, zrezygnowałem z dalszego terenu i pojechałem dalej krajówką.
Strzelce Krajeńskie trochę się zmieniły od mojej ostatniej wizyty. Zrobili częściowo wygodną ścieżkę przy murach miejskich, więc objechałem całe centrum. Kupiłem coś na kolację i ruszyłem drogą przez wioski, a potem przez las. W lesie drogę pokrywały kocie łby, więc jechało się mozolnie. Zastał mnie zmierzch, a droga zmieniła się w piach. Tym razem musiałem momentami pchać rower.
Postanowiłem skorzystać z programu „Zanocuj w lesie” przygotowanego przez Lasy Państwowe. Dotarłem nad jezioro, do miejsca, gdzie miało znajdować się obozowisko harcerskie. Na miejscu zastałem motocykle i wędkarzy. Było już ciemno, ale nie miałem ochoty tam zostawać. Pojechałem dalej i co chwila mijałem światła latarek. Jezioro odpadało, ale nie chciałem jechać nie wiadomo dokąd. Wjechałem wgłąb lasu po bezdrożu, znalazłem kawałek równego terenu i rozbiłem się na suchych liściach. Mogłem zabrać zatyczki do uszu, bo byłem nadal zbyt blisko wieśniaków puszczających głośną muzykę w środku nocy.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po zmroku i nocne, pod namiotem, Polska / lubuskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Czwartkowy kapeć

  35.47  01:31
Dzień był upalny, ale przed wieczorem zrobiło się nawet przyjemnie. Wyskoczyłem na chwilę, bo miałem plany, ale złapałem kapcia. Dało się jechać z kilkoma przystankami na dopompowanie koła, póki nie stało się to irytujące, że zakleiłem dziurę, tracąc dużo czasu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery