W końcu dojechałem do Krakowa. Po zmianie planów myślałem o ominięciu go, ale ciągnęło mnie, żeby poprzeciskać się między tabunami turystów. Przejechałem się po Rynku, potem skoczyłem pod Wawel. Poranne słońce zapowiadało upalny dzień.
Początkowo planowałem spędzić w Krakowie kilka dni. (Marzyło mi się nawet kilka tygodni, ale to może w przyszłym roku). Plan przekształcił się w Szlak Orlich Gniazd. Już
raz pokonałem tę trasę i nie podobała mi się ilość piasku, który pokrywał dużą część dróg. Postanowiłem, że trochę skrócę sobie mękę i ominę parę odcinków.
Ruszyłem na północ
znanymi drogami. Część nic się nie zmieniła, część przeszła dużą metamorfozę. Budowa obwodnicy utrudniła przejazd, ale poziom zaawansowania prac pozwalał przedostać się. Dojechałem do Doliny Prądnika, w której też
dawno mnie nie było. Nic się nie zmieniła. Wymienili tylko drewniane mostki na betonowe. Na niebie pojawiły się chmury i trochę utrudniały robienie zdjęć.
Przez Ojcowski Park Narodowy pojechałem do Olkusza. Podjazdy w upalnym słońcu nie były miłe. W końcu wjechałem na Szlak Orlich Gniazd. Nie pamiętam już wszystkich dróg, ale wydawało mi się, że poprawili ich jakość. Było sporo szutrów. Nie zabrakło jednak i grząskiego piachu. Ominąłem kilka kolejnych odcinków, żeby skrócić dystans i nie nadziać się na piach.
Dostałem się do Smolenia. Z ciężkich chmur, które towarzyszyły mi od Olkusza zaczęło lać. Schowałem się pod wiatą przy zamku Pilcza. Podczas poprzedniej wizyty zastałem tylko ruiny, ale parę lat temu zrekonstruowali kilka ścian i udostępnili go za opłatą. Było już zamknięte, więc tylko przespacerowałem się do bram, gdy właśnie zaczęło wychodzić słońce. Deszcz zbliżał się ku końcowi.
Kolejne podjazdy, które nie zapadły mi w pamięci, spowalniały podróż. Poczułem jednak bicie w tylnym kole. Jeszcze rano zauważyłem, że bieżnik zużył się do warstwy antyprzebiciowej, ale teraz dostrzegłem naderwany splot i wybrzuszenie z boku opony. Szkoda, że podróżuję po Polsce i wszystkie sklepy pozostaną zamknięte do poniedziałku.
Ostatni teren i grząski piach. Dojechałem do Podzamcza. Akurat zaczęło kropić z kolejnej chmury. Pojechałem do chyba ostatniej dostępnej dzisiaj kwatery. Poprzednim razem też nocowałem w okolicy.