Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:60847.13 km (w terenie 3351.23 km; 5.51%)
Czas w ruchu:3571:47
Średnia prędkość:16.85 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:458911 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:701
Średnio na aktywność:86.80 km i 5h 08m
Więcej statystyk

Pieniny z widokiem Tatr

  99.68  06:26
Zamek w Muszynie otwierał się zbyt późno, bym mógł go obejrzeć po odbudowie. Ruszyłem na Słowację, by szlakiem wzdłuż Popradu dostać się do Piwnicznej. Było biało i chłodno, ale dzisiaj ubrałem się odpowiednio.
Po zjeździe zaczął się podjazd. Długi, ale droga była całkiem wygodna. Doprowadziła mnie do przepięknego widoku na Tatry. Potem była zabawa w terenie. Dużo błota zapychającego błotniki, trochę technicznych przejazdów i długi zjazd z widokiem na Pieniny. Zrobiło się chłodno, więc ominąłem kilka ładnych atrakcji.
W Szczawnicy wjechałem na szlak biegnący przez Pieniny. Zaskakująco nie było zimno, mimo że cień skrywał całą dolinę. Po drugiej stronie przejechałem jeszcze kawałek Słowacji, potem w Polsce wjechałem na Szlak wokół Tatr. Wyasfaltowali polne drogi, po których szlak pobiegł, ale rolnicy mają gdzieś czystość, więc drogi pokrywa warstwa ziemi i obornika, rozjeżdżana przez samochodziarzy. Szkoda, że zrobiło się tak szybko ciemno, bo widoki na wzgórzach musiały być piękne.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, kraje / Słowacja, po zmroku i nocne, Polska / małopolskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, za granicą

Jesienna Słowacja

  96.41  06:00
Wróciło słońce. Ubrałem się lżej, czego szybko pożałowałem podczas zjazdu przez oszronioną dolinę. Rozgrzałem się dopiero na podjeździe, a miałem do pokonania piękną drogę przez Magurski Park Narodowy. Było pusto, a na postojach udało mi się wypatrzeć drobne ptaki. Słońce grzało, może nawet za mocno.
Na dzisiaj zaplanowałem jazdę przez Słowację. Pokonawszy wiele pagórków, dotarłem do miasta Bardejov. Tylko zajrzałem do centrum i miałem jechać dalej krajówką, by zredukować liczbę podjazdów, gdy trafiłem na przystanek Aqua Velo, którego odcinkiem kiedyś jechałem. Ruszyłem po szlaku, nie do końca wygodnym, ale miał parę widoków (wliczając Tatry). Nawet kilka ozłoconych drzew dało się dostrzec.
Ostatni większy podjazd zdobyłem w cieniu doliny. Za przełęczą była Polska, a w niej długi i zimny zjazd przez zadymione wioski, aż dotarłem do Muszyny.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / małopolskie, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, za granicą, kraje / Słowacja

Zamżona Magura

  56.81  03:51
Miało być na minusie, ale poranek zaskoczył mnie wyższą temperaturą niż wczoraj. Niestety mżyło. Raz słabiej, raz mocniej, ale opad towarzyszył mi przez większość dnia, a najgorszy był wiatr na otwartych przestrzeniach. Z tego powodu plan miałem krótki. Ruszyłem na zachód. Droga wojewódzka była pełna tirów zwożących drewno z Bieszczad. Zamiast natury fotografowałem architekturę, w którą bogata jest Łemkowszczyzna.
W Tylawie wjechałem na Transgraniczny Szlak Rowerowy „Beskidzkie Muzea”. Nie był oznaczony, ale według mapy biegł tą samą drogą, co żółty szlak pieszy. Prowadził po terenie prywatnym, w miejscu wysiedlonych wsi. Zaskoczył mnie Magurski Park Narodowy, którego granice obejmowały większy obszar niż oznaczony na mapach osm.org. Szlak zmienił się w papkę błota. Wiele brodów i kałuż utrudniało jazdę. W końcu nawet dotarłem do pierwszych oznaczeń szlaku rowerowego, co mnie upewniło, że poruszałem się po parku legalnie. Po zamoczeniu butów w błocie, jakby były mało mokre od mżawki, dotarłem do cywilizacji. Pozostało tylko dojechać do celu, który był niemal na końcu drogi, gdzieś w granicach parku narodowego. Brak sygnału w telefonie sugerował, że to jest właściwe miejsce.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami

Wzdłuż Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej

  95.60  05:51
Zrezygnowałem z planu jazdy wgłąb Bieszczad. Nie widziałem w tym sensu przy braku złota na drzewach i obecnej pogodzie. Temperatura spadła mocno, skuwając lodem kałuże. Ruszyłem na zachód, trochę okrężną drogą. Na podjazdach mogłem się rozgrzać. Jeden podjazd był z zeszłego roku, gdy pokonałem go po zmroku. Potem skręciłem w boczną drogę gruntową. Kusił mnie Główny Karpacki Szlak Rowerowy, ale wydłużał on dystans, a teraz zorientowałem się, że jechałem jego kawałkiem.
Znalazłem się w dolinie Solinki. Droga wiodła po wielu niepotrzebnych pagórkach. Szkoda, że tunele w Polsce nie są powszechne. W Cisnej zorientowałem się, że jechałem wzdłuż Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. Niestety byli po sezonie. Chyba to będzie plan na przyszły rok. Tymczasem przede mną był ostatni podjazd. Temperatura spadła do 1 °C, by po drugiej stronie zejść do zera, a momentami nawet niżej. Całe szczęście dotarłem do celu zanim zamarzłem. W Komańczy mają siarczanową wodę, prawie tak intensywną w zapachu, jak na Islandii.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami

Góry Słonne

  90.45  06:00
Rozpadało się. Prognoza była dość optymistyczna, ale gdy się niespiesznie zebrałem, już tylko kropiło. Przeszkadzały kałuże. Ruszyłem do Kalwarii Pacławskiej, omijając niepotrzebne podjazdy, ale podjazdu do sanktuarium już nie dało się uniknąć. Wszystkie kramy świeciły pustkami.
Nie chciałem tracić wysokości, więc wjechałem na niebieski szlak pieszy. Początek zapewnił atrakcji, bo było dużo gliny lepiącej się do kół i butów. Potem szlak biegł przez bezdrzewny szczyt Żytne, na którym wiało okrutnie. W końcu wjechałem do lasów, nawet słońce czasem zaświeciło. Droga pięła się w górę. Poza ptakami dostrzegłem jedynie parę jeleni. Wydostałem się na drogę, ale ta biegła w dół. Znaleziony nieopodal skrót był w większości asfaltowy.
Dotarłem do słonecznej doliny. Musiałem odrobinę okroić mój plan, ale nie zrezygnowałem kompletnie z jazdy po Górach Słonnych. Niestety gdzieś źle skręciłem i przegapiłem jedną gminę, więc jeszcze tu kiedyś wrócę. Tymczasem temperatura, która za dnia nie rozpieszczała, zaczęła mocno spadać. Całe szczęście dystans po zmroku nie był duży. Minąłem nawet rozległą kopalnię ropy. Było ją czuć przez całą wioskę.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, po zmroku i nocne

W pogoni za jesienią

  116.69  06:59
Zbyt długo zbierałem się na tę wyprawę. Tylko nieliczne drzewa były pokryte liśćmi. Wczoraj dotarłem pociągiem do Rzeszowa, a dzisiaj ruszyłem do Przemyśla, do którego pierwotnie planowałem dotrzeć koleją. Poranne słońce pięknie oświetlało ostatnie ozłocone drzewa. Wiał silny, nieprzyjemny wiatr z południowego zachodu. Ruch niewielki. Do pokonania miałem sporo górek. Wybierałem drogi tak, aby minimalizować konieczność zjazdów. Nawet trafił się las czy dwa z wciąż złotymi drzewami. Wpadłem na jedną drogę wojewódzką, ale był dziwnie duży ruch. Były oczywiście korki przed cmentarzyskami – na szczęście tylko dwoma. Skuszony szlakiem św. Jakuba, wpadłem do kałuży ukrytej pod opadłymi liśćmi. Na wielu leśnych odcinkach musiałem rower pchać, bo drogi rozjechane przez ciężki sprzęt nie nadawały się do jazdy, a stojąca woda kryła się wszędzie.
Gdy dotarłem do Przemyśla, było wciąż sporo dnia przede mną, a przynajmniej wieczoru. Ruszyłem do Medyki. Wpadłem na kilka dróg dla kaskaderów, kawał drogi jechałem po krajówce, a potem pojawiła się droga dla rowerów, chyba do samej granicy. W Medyce było już ciemno, więc zrezygnowałem z powrotu po szlakach biegnących po drogach terenowych. Wjechałem za to na drogę przez wioski, żeby uciec od zgiełku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Niejesień 2024

Jesienny Lublin

  10.05  00:37
Wybieram się jak sójka za morze na moją już coroczną jesienną wyprawę. Tym razem nie Dolny Śląsk. Ruszyłem w rodzinne strony pociągami. Ktoś wpadł pod pociąg, bo przechodził w miejscu niedozwolonym. Po dwóch godzinach podstawili zastępczy pociąg. Trudno się przesiada, gdy peronów brak. U celu przejechałem się chwilę po jesiennym Lublinie. Trochę mnie zmartwiła liczba gołych drzew. Mam nadzieję, że siedząc w cieplejszym Poznaniu, nie przegapiłem jesieni w innych częściach kraju.
Kolejny pociąg był przepełniony. Nie mogłem kupić biletu przez internet, więc w kasie dowiedziałem się, że wprowadzili limity na przewóz rowerów w pociągach regionalnych i najbliższy pociąg z wolnym miejscem miał jechać 2 godziny później. Dostałem się do Chełma, gdzie przywitała mnie gęsta zupa w składzie mgły i gryzącego smogu. Mogłem zabrać maskę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, z sakwami, dojazd pociągiem

Gdańsk po Szkocji

  24.87  01:33
Wczoraj spakowałem rower i zostawiłem bagaż na lotnisku, by przespacerować się po Aberdeen. Lot był, jak zwykle, opóźniony, a dzisiaj, po złożeniu roweru, ruszyłem na dworzec kolejowy. Po drodze chciałem coś zjeść, więc odwiedziłem bar mleczny, na który trafiłem innym razem. Przy okazji przejechałem się po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i odwiedziłem Park Oliwski. Na koniec ruszyłem drogą wzdłuż wybrzeża. Koło zaczęło dziwnie bić, ale dotarłem bez dodatkowych ofiar do domu. Wyświetlacz na liczniku wyświetlił blady dystans u celu, więc tylko tyle pożytku z niego.
Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, rowery / Fuji, z sakwami

Zamek Huntly

  86.56  05:21
Obudziło mnie słońce. Poszedłem zapłacić za nocleg, bo wczoraj recepcja była już zamknięta i wyszedł najdroższy kemping w Szkocji. Do tej pory płaciłem 7,50–18 funtów, a za ten dałem 22 funty.
Zrobiło się pochmurno i chłodno, gdy w końcu ruszyłem. Wyglądało, jakby miało padać, ale szybko powróciły przejaśnienia. Dojechałem do miasteczka Huntly, gdzie stała ruina zamku. Jakoś tak wyszło, że wszedłem do środka. Może nie był to najbardziej wyposażony zamek, ale przynajmniej jakiś odwiedziłem.
Zaczęło kropić. Prognoza pogody przewidywała kilkugodzinny opad. Padało z różną intensywnością i czasem nawet przestawało, a czasem lało jak z cebra. Prognoza się nie sprawdziła, bo nie przestało padać, a pod koniec pojawiła się jeszcze mgła. Końcówkę przejechałem po ścieżce na dawnej linii kolejowej, od której chciałem zacząć tę całą podróż.
Dotarłem do domu gościnnego, z którego wyruszyłem. Zostawiłem tu na przechowanie karton na rower. Tandetny licznik Sigmy znów zamókł i kompletnie nie dało się nic z niego odczytać. Zaskoczyło mnie, że dzisiaj pękła tylko jedna szprycha.
Koniec przygody. W 25 dni przejechałem nieco ponad 2 tys. km. Miałem dużo obaw związanych z bezpieczeństwem w Wielkiej Brytanii, ale Szkoci okazali się być niezwykle przyjaznym narodem. To obcokrajowców należało unikać. Pogoda nie była zbyt udana. Jedni mówili, że taka jest Szkocja, inni, że to zbyt deszczowe lato. Widokowo udało mi się zobaczyć kilka przepięknych pejzaży. Jest to kolejny kraj, do którego chętnie wracałbym. Przy okazji przekroczyłem dystans 150 tys. km przejechanych od początku moich rowerowych przygód.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Pada kotami i psami

  83.41  05:30
Dzień zapowiadał się upalnie. Rozbiłem się w cieniu, więc namiot miałem mokry od rosy, ale przynajmniej nie usmażyłem się. Pojechałem do miasteczka trochę pozwiedzać, wypić kawę, zjeść drugie śniadanie i jakoś mi ten czas uciekł. Niebo przesłoniły chmury, potem zaczęło trochę padać. Jechałem dalej w nadziei na ucieczkę spod chmury i nawet mi się udało. Swoją drogą wjechałem na ładny szlak rowerowy wzdłuż linii kolei parowej. Zacząłem go beztrosko fotografować, aż znów zaczęło padać. Trochę mocniej, więc stanąłem pod drzewem. Na długo to nie wystarczyło, bo zaczęło lać jak z cebra (ang. raining cats and dogs, co dosłownie znaczy: pada kotami i psami). Takiego deszczu to ja dawno nie widziałem. Może w Norwegii. Drzewo już nie pomagało, więc ruszyłem, stając czasem pod kolejnymi. W końcu wyjechałem spod chmury, bo potem widziałem granatowe niebo za sobą.
Wjechałem na szlak na dawnej linii kolejowej, bo kusił drogą dla rowerów, ale ktoś po prostu nieudolnie oznaczył ścieżkę na OpenStreetMap. Mimo to dobrze było na chwilę odetchnąć od aut. Zdążyło nawet wyjść słońce, ale wkrótce kolejna chmura mnie goniła. Nie zdążyłem nawet wyschnąć, a znów skończyło się słońce. Na szczęście uniknąłem kolejnych pryszniców. Potem tylko widziałem deszcze na horyzoncie i różnej wielkości kałuże.
Obrałem za cel kolejny zamek i po raz kolejny nie zdążyłem. No cóż, nigdy nie byłem dobry w planowaniu. Większość planu tej wyprawy też poszła do kosza.
Pozostało tylko dostać się do ostatniego podczas tej podróży kempingu. Chmury groziły deszczem. Byłem przygotowany na prysznic, ale się nie doczekałem. Dzisiaj pękły dwie kolejne szprychy. W tym tempie mogę mieć jutro kłopoty z jazdą. Do tego przednia piasta od kilku dni wydaje dziwne dźwięki. Czeka mnie wiele pracy przy tym gruchocie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Kategorie

Archiwum

Moje rowery