Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po zmroku i nocne

Dystans całkowity:42350.71 km (w terenie 3064.75 km; 7.24%)
Czas w ruchu:2205:15
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:70.40 km/h
Suma podjazdów:289448 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:108246 kcal
Liczba aktywności:513
Średnio na aktywność:82.55 km i 4h 19m
Więcej statystyk

Zawróciło mnie wojsko

  105.88  06:23
Na dzień dobry dostałem dwie niespodzianki. Pierwszą był widok na przepiękne góry, których – przez brak przejrzystości powietrza – nie było widać z wybrzeża. Prawie jak w Zakopanem, tylko bez tych bezmyślnych reklam. Druga niespodzianka to prawie kapeć. Wczoraj serwisant w warsztacie rowerowym uparł się, że mam mało powietrza i z 3 atmosfer zrobił 4,5. Dzisiaj zostały może 2. Pewnie ciśnienie i poranny upał rozszczelniły jedną z łatek. Tylko dopompowałem powietrza i to wystarczyło na resztę dnia.
Słońce podpiekało, ale na wybrzeżu było trochę wiatru, pojawiły się jakieś chmury i wczorajsza mgła czasem wracała, więc nie było najgorzej. Szlak zrobił się brzydki, bo często go gubiłem i na oznaczonych odcinkach nie był wygodny. Do tego wydawało się, że zlikwidowali punkt z pieczątkami. Objechałem okolicę, nawet dotarłem do punktu informacyjnego. Najwidoczniej Koreańczycy – niczym Japończycy – wolą powiedzieć nieprawdę niż powiedzieć, że czegoś nie wiedzą. Szli w zaparte, że budka została zlikwidowana i centrum certyfikacji o tym wie. Zawiedziony jechałem dalej, by po kilometrze odnaleźć rzekomo zlikwidowaną budkę.
Wbiłem ostatnią pieczątkę na szlaku i ruszyłem dalej na północ, do punktu obserwacyjnego strefy zdemilitaryzowanej. Szlak istniał chyba tylko na mapie, bo znak nakazał mi wjechać na główną drogę, a tam zatrzymało mnie wojsko. Mundurowy nie mówił za bardzo po angielsku, ale powiedział, że dalej nie ma wstępu. Nie była to nawet strefa zdemilitaryzowana. Nie mogłem rzucić okiem na muzeum (aczkolwiek o tej porze było zamknięte), spojrzeć na granicę (o ile byłoby coś widać przez słabą przejrzystość powietrza) czy zajechać na stację kolejową donikąd (została zbudowana w nadziei na zjednoczenie narodów). Dopiero teraz przeczytałem, że wstęp uzyskać można obok miejsca, gdzie wbiłem ostatnią pieczątkę. Trudno, spodziewałem się tego i nie zależało mi aż tak bardzo. Przynajmniej mogłem dotrzeć wcześniej do noclegu.
Wjechałem na drogę krajową. Pustą, mimo że miała po dwa pasy w obu kierunkach. Zahaczyłem o miasto, by kupić coś do jedzenia i ruszyłem w góry. Koniec z morskimi zapachami, rowerowymi szlakami i z wieloma innymi udogodnieniami. Zatrzymałem się domu gościnnym na wsi.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Zamglona Korea

  123.16  07:20
Dzień zapowiadał się upalnie, ale po godzinie pojawiła się mgła, która – z przelotnymi przejaśnieniami – towarzyszyła mi przez resztę dnia. Jechałem dalej wzdłuż wybrzeża. Szlak biegł przez kilka zatłoczonych plaż. Pewnie przyczynił się do tego weekend. Nikt jednak nie pływał, poza surferami. Natłok ludzi zaczął być irytujący. Pomijając koreańską mentalność świętych krów na drogach i śmieszkach, jedna osoba wbiegła mi prosto pod koła, a inna zajechała mi drogę, że ledwo ominąłem blaszaka. Chyba czas wymienić okładziny hamulcowe, bo mam za długą drogę hamowania.
Miałem dzisiaj odrobinę szczęścia. Kupiłem łańcuch, bo stary za mocno się rozciągnął. Znalazłem też pocztówki. Mało atrakcyjne, ale jest nadzieja w tym kraju. W połowie drogi zorientowałem się, że jazda wolno mi idzie. Przyspieszyłem, a dalsze widoki zaczęły nudzić (no, może poza warstwami gór). Nie wiem, czy to mgła, natłok ludzi czy mało interesujący odcinek szlaku. A może za dużo tego wybrzeża. Gdyby nie wczorajsza pomyłka, dzisiaj zacząłbym górski odcinek, a tak będę męczył ten nadmorski szlak jeszcze jeden dzień.
Złapał mnie zmierzch. Mgła nie odpuszczała, ale dzięki niej było przyjemnie. Chyba na każdym skrzyżowaniu miałem czerwone. Dojechałem do celu na wzniesieniu. Dzisiaj dla odmiany hostel.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą, setki i więcej

Mokra Korea

  107.24  07:02
Było chłodne i pochmurne przedpołudnie. Akurat zaczęło kropić, gdy ruszyłem. Prognoza nie przewidywała dużych opadów, ale było wręcz przeciwnie. Zaczęło się niewinnie, z kolejnymi kilometrami kropiło coraz mocniej, aż doszło do poziomu regularnej ulewy. Najpierw jechałem drogami, potem wzdłuż rzeki, aż dotarłem do lokalnych dróg. Te doprowadziły mnie do świątyni Tongdosa (jedna z trzech głównych świątyń buddyjskich w Korei). No, prawie, bo był zakaz wprowadzania wszelkich jednośladów. Nie zauważyłem parkingu, więc tyle mnie widzieli.
Dalsza droga to była męka. Lało, a jedynymi drogami były autostrada i droga krajowa. Ruch na obu był podobny, tylko krajówka miała cztery pasy zamiast ośmiu. Do tego pobocze było pełne kałuż, piachu i kamyków, że napęd długo tak nie wytrzyma.
Dojechałem do miasta Gyeongju, stolicy historycznego państwa Silla. Było przepełnione atrakcjami, jak żadna inna część Korei (no, może jeszcze Seul ma ich wiele). Tam jest co zwiedzać. Akurat przestało padać, więc pozwoliłem sobie na krótką przejażdżkę. Potrzeba całego dnia, jak nie więcej, aby obejrzeć wszystko.
Pozostało mi dostać się do celu. Złapał mnie zmrok, ale wjechałem na najrówniejsze drogi w całej Korei. Najwidoczniej położone niedawno. Rowerowy most nad rzeką nawet nie znalazł się na żadnej mapie (aczkolwiek nieaktualne mapy Korei to inna historia). Przejechałem też po parku znajdującym się na dawnej linii kolejowej i dotarłem do kolejnego hotelu na godziny.
Kategoria kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Promem na Kyūshū

  94.67  05:19
Kolejny gorący dzień. Dzisiaj było trochę nudno, trochę ekscytująco. Po chwili jazdy wzdłuż rzeki dojechałem do drogi sprzed półtora tygodnia. Kilka odcinków nawet dało się zmodyfikować.
Zjechałem do portu w Yawatahamie. Rozważałem skorzystanie z promu, ale było ledwo południe. Dotarłbym za wcześnie (aczkolwiek rejs trwa 3 godziny). Pojechałem na półwysep Sadamisaki, który kiedyś przejechałem po zmroku podczas przeprawy z Kyūshū na Shikoku. Było gorąco i strasznie tłoczno. Pokonałem parę wzniesień, mnóstwo tuneli i dotarłem do portu. Okazało się, że przez złoty tydzień najbliższy rejs był o 23:30. Co gorsza, rower był traktowany na równi z motocyklem, a było tylko 5 miejsc. Była możliwość, że jeśli ktoś odwoła rezerwację bądź pojawi się za późno, to będę mógł zająć jego miejsce. Rejsy odbywały się co godzinę. Patrzyłem więc na kolejne odpływające promy, licząc wciąż, że nie przyjedzie któryś z motocyklistów (zero rowerzystów). W końcu, po kilku godzinach wyczekiwania, jeden z motocyklistów spóźnił się, a ja mogłem zająć jego miejsce. Po 70 minutach znalazłem się na Kyūshū. 20 km i byłem w hotelu. Na szczęście recepcja była całodobowa, ale zamiast o 2 rano, dotarłem tam tylko o 23.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Ehime, Japonia / Ōita, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Spacer po wodospadach

  65.81  05:03
Było pochmurno i nie padało. Na dzisiaj miałem inne plany, ale wyludniająca się Japonia nie sprzyja podróżom, więc plan rozłożyłem na dwa dni. Oby jutro było pogodnie.
Na początek dnia czekał mnie krótki podjazd. Na tutejszym obszarze uprawia się herbatę, więc przy wielu domach były niewielkie herbaciane pola. Droga wiodła wzdłuż rzeki, więc motywem przewodnim pozostaje woda.
Dojechałem do miejsca, które chciałem odwiedzić. Zostawiłem rower i wszedłem na szlak. Prowadził przez skały z wodą kapiąca na głowę, po kładkach, schodach i mostach. Zatrzymywał się przy wodospadach, które po wczorajszej ulewie przelewały mnóstwo wody. Jeden z wodospadów był tak wzburzony, że nie dało się do niego podejść. Woda bryzgała kilka metrów od punktu widokowego, a hałas ciężko było wytrzymać. Piękny szlak i żadne zdjęcia nie oddają realnego doświadczenia.
Ruszyłem w dalszą drogę. Nadal wzdłuż głośnej rzeki, ale teraz w górę. Nawet słońce wyszło zza chmur i zaczęło podpiekać na odcinkach nieosłoniętych przez zbocza doliny. Wspiąłem się pod tunel, który prowadził do celu tej wyprawy przez dziką część Shikoku. O porażce bądź sukcesie jutro, a tymczasem musiałem wspiąć się jeszcze wyżej.
Na górze, między zaroślami, dostrzegłem góry rozciągające się daleko za horyzont. Nawet słońce wyjrzało zza chmur, upiększając te cuda natury. Szkoda było jechać w dół, wytrącając niemal całą zdobytą wysokość. Droga była wąska i kręta, ale pusta. Na dole uzupełniłem zapasy w znalezionym sklepie i dotarłem do domku, który był największym rozczarowaniem w stosunku ceny do jakości. Najgorsze, że nie było ani zasięgu komórkowego, ani internetu. Musiałem spędzić wieczór inaczej.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kōchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Trzy przełęcze

  102.93  07:33
Poranek był słoneczny, ale rześki. W tym rejonie trudno o nocleg, więc musiałem zmienić plany i pojechać trochę dalej. Wczorajszy podjazd był tylko rozgrzewką. W dzisiejszym planie znalazło się nieco więcej gór.
Ruszyłem wzdłuż szumiącej rzeki, póki nie pojawiła się serpentyna, która przyniosła ciszę i śpiew ptaków. Po drugiej stronie przełęczy zobaczyłem mój kolejny cel – przełęcz pod górą Tsurugi-san. Musiałem najpierw zjechać do doliny. Droga w dół była wąska, kręta i dziurawa, więc ręce bolały od zaciskania klamek hamulcowych.
Słońce zaczęło prażyć. Kolejny podjazd przy jeszcze bardziej szumiącej rzece. Początkowy odcinek był nieprzyjemnie stromy, ale serpentyna łagodnie zabrała mnie na 1400 m n.p.m. Przed szczytem zauważyłem kwitnące drzewa wiśni. Po drugiej stronie przełęczy nie było zieleni. Wiosna dopiero tam wkraczała, co było widać po kolejnych, choć nielicznych drzewach wiśni.
Kolejny zjazd w dół, najpierw ostry, a potem łagodny wzdłuż kolejnej rzeki. Odwiedziłem lokalną atrakcję – mosty uplecione z winorośli. Skrzypiały podczas przechodzenia. Ciekawe doświadczenie.
Miałem dylemat, bo zbliżał się zmierzch, a do kolejnego celu mogłem przedostać się albo wzdłuż rzeki, albo przez kolejną przełęcz. Kusiły mnie widoki, więc zacząłem jechać w górę. Wpadłem na objazd z powodu wycinki drzew (swoją drogą, w tym rejonie karczują gorzej niż w Polsce). Profil nie wyglądał źle, bo droga biegła nadal w górę, ale było bardziej stromo. Przez całą drogę nie spotkałem żadnego człowieka, jedynie jelenia. Na przełęczy niestety spóźniłem się na słońce, więc musiałem sobie wyobrazić, jak tam było pięknie.
Droga w dół była koszmarna. Zapadł zmierzch i choć świecił księżyc, to było stromo, pełno zakrętów, a droga gorsza niż w Polsce, więc jechałem wolno, omijając wszystkie dziury i uważając, by nie spotkać dzikiego zwierza za którymś zakrętem. Jedynie zając przebiegł przed kołami.
Dzisiaj zatrzymałem się w domu gościnnym o tradycyjnej zabudowie. Znajdował się na wzniesieniu. Właściciele zaproponowali podwózkę, a nawet odrobinę wyjechali mi naprzeciw, dzięki czemu zaoszczędziłem sobie trudu jazdy po zmroku.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kōchi, Japonia / Tokushima, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Urwanie głowy

  111.35  07:03
Było słonecznie, ale z przyjemną temperaturą. Musiałem wrócić się kawałek, aby przedostać na wybrzeże po łatwiejszej drodze, jak mogło się zdawać, wzdłuż rzeki, a nie przez góry. Trochę wiało w dolinie, ale im dalej, tym stawało się gorzej. Najtrudniejsza była końcówka. Tam skręciłem na drogę wzdłuż wybrzeża i nadal wiało. Ta droga przez góry pewnie nie byłaby wcale gorsza od tego, co przejechałem.
Po długiej walce dotarłem do Matsuyamy. Metropolia spowalniała mnie na światłach, ale wiatr był tam słabszy. Dojechałem pod górę zamkową, potem krótka wspinaczka i byłem na szczycie. No, prawie, bo zamek właśnie zamykali. Ale widoki z góry rozciągały się daleko.
Zorientowałem się, że została mi nieco ponad godzina do zamknięcia stacji drogowej. Zrezygnowałem z dalszego zwiedzania miasta i ruszyłem w pogoń za czasem. Dotarłem na miejsce na 5 minut przed zamknięciem i wbiłem kolejną pieczątkę do kolekcji. Po zamknięciu jeszcze załapałem się na darmowe jedzenie, bo pani chodziła po parkingu i rozdawała niesprzedane pudełka z lunchem.
Pozostało mi już tylko dostać się do noclegu. Poczułem zmęczenie po tej gonitwie, a jeszcze powrócił ten okropny wiatr i zbliżał się zmierzch. To był ciężki dzień. Dojechałem do zajazdu typu ryokan, który cechuje się pokojami wyłożonymi matami tatami oraz wspólną łaźnią. Gospodyni była niezwykle gościnna, bo nawet dostałem ręcznik, jako że Imabari – miasto, w którym zatrzymałem się – znane jest z produkcji ręczników (jest tu nawet muzeum im poświęcone).
Kategoria Japonia / Ehime, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Shimanto-chō, Shimanto-gawa, Shimanto-shi

  98.73  05:26
Bezchmurne niebo przyniosło upalny poranek. Kombinowałem, jak wrócić do stacji drogowej, do której spóźniłem się wczoraj, ale spojrzałem na schemat trasy w książeczce na stemple i okazało się, że miałem dzisiaj do pokonania dużo dłuższą drogę niż sądziłem. Pozostałem z myślą, że będę miał dziurę, ale na kolejnej stacji wyjaśniło się, że nawet nie było miejsca na pieczątkę z tamtej stacji drogowej.
Na stacji kolejowej w centrum miasteczka Shimanto-chō znalazłem stemple, ale na kolejnej już ich nie było, więc najwidoczniej można je znaleźć tylko na tych większych, choć trudno znaleźć jakiś wzór, skoro odwiedziłem kilka stacji i jedynie na dwóch wbiłem pieczątki do dziennika.
Droga wiodła w dół rzeki Shimanto-gawa. Było mnóstwo zakoli, mostów, tunelów i przeróżnych widoków. Brakowało pociągów, bo po torach przemknął tylko jeden, ale w weekend to i tak pewnie cud. Kolejna nierentowna linia.
W połowie trasy pojawiły się chmury, a potem zaczęło padać. Trochę przeczekałem pod dachem, trochę przejechałem w tym deszczu, aż w końcu padać przestało. Prognoza straszyła kolejnymi opadami, ale spotykałem najwyżej mokre ulice.
Droga zwęziła się. Wyglądało na to, że planują zbudować tunel omijający ją. Potem faktycznie dojechałem do prawie ukończonego tunelu. Ruch i tak zmalał. Nie wiem, czy to z powodu wieczoru, czy tych wąskich dróg. Chociaż alternatywnej trasy to tam za bardzo nie ma. Do miasta Shimanto-shi dotarłem w akompaniamencie żab kumkających na polach ryżowych.
Kategoria Japonia / Kōchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Za tramwajem

  73.00  04:47
Nieprzerwanie lało od wczorajszego wieczora. Prognoza dawała nadzieję, że przejdzie, więc nie spieszyłem się, aby zmoknąć jak najmniej. Deszcz pokrzyżował moje plany, więc zrezygnowałem ze zwiedzania Kōchi. Za to zacząłem polować na tramwaje. Niektóre wyglądały bardzo ładnie, choć ruch mocno utrudniał robienie zdjęć. Jechałem wzdłuż linii tramwajowej, ale musiałem przegapić jakiś zajazd, bo nagle liczba tramwajów spadła i na kolejny trafiłem dopiero pół godziny później. Nie udało mi się też uwiecznić tych ładnych.
Deszcz ustał, ale trochę czasu później zaczęło mżyć. Potem znów przestało, a za jednym z tuneli na chwilę nawet wyjrzało słońce. Pokonałem kilka wzniesień, wjechałem na drogę przez malownicze wybrzeże i nie zdążyłem przed godziną zamknięcia stacji drogowej. To już druga brakująca pieczątka. Tworzenie kolekcji jest trudne.
Przede mną był podjazd po drodze krajowej. Zaskakująco ruch prawie nie istniał. Na górze złapał mnie zmrok i zaczęło mżyć. To drugie na szczęście nie trwało długo. Dzień byłby ciekawszy, gdyby nie ten deszcz.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kōchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Wyspa Awaji

  95.54  06:14
Przez cały dzień czuć było chłód, mimo przeraźliwego słońca. Ruszyłem najpierw wzdłuż rzeki do zamku, z którego zrezygnowałem wczoraj. Właściwie to rekonstrukcji tego, jak prawdopodobnie wyglądał.
Dalsza droga wiodła po wielu pagórkach. Potem jechałem trochę głównymi drogami, ale czerwone światła na skrzyżowaniach zaczęły irytować i przeniosłem się nad wybrzeże. Dotarłem do mostu w Kōbe, który prowadził na wyspę Awaji. Niestety tylko dla aut. Nadzieję zrobili mi ludzie chodzący na kładce pod mostem, ale okazało się, że to tylko niewielki taras widokowy. Musiałem dostać się na prom. Trafiłem na moment, jego przybycia, ale nie mogłem znaleźć kasy. Myślałem, że bilety kupuje się na promie, ale obsługa w pośpiechu wskazała mi automat ukryty w kącie. Na szczęście zdążyłem.
Awaji to dość górzysta wyspa. Postanowiłem dostać się do ogrodów. Droga biegła od samego początku w górę. Widziałem po drodze kilka innych ogrodów, obór z bydłem i miejsc, dla których przyjeżdżają tutaj turyści. Mój ogród był już zamknięty, ale kawałek sztuki na trawie dało się dostrzec z drogi. Takie trochę tanbo āto.
Pozostało mi dostać się do hotelu. Najpierw stromy zjazd, na którym rozgrzałem tarcze hamulcowe do czerwoności, a potem jazda po zmroku wzdłuż szumiącego Morza Wewnętrznego. Widziałem horyzont zanieczyszczony światłem od Ōsaki aż po Wakayamę, za którą była już tylko czerń nad półwyspem Kii.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Hyōgo, Japonia / Ōsaka, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery