Trochę wiało, ale dzięki temu dało się oddychać. Ruszyłem na Kiekrz, przez zachodni klin zieleni dojechałem do centrum i w sumie tyle.
Planów na ten rok nie będę robił, bo nie udało mi się spełnić tych, które sobie narzuciłem rok temu. Znów stawiam na spontaniczność. Na pewno chcę celować w duży dystans roczny. Docelowo 20 tys. km, ale równie mocno zadowolony będę z 15, jak w 2021.
Kolzwer205, nawet gravel z osprzętem swoje waży :) meteor2017, ten kraj to po prostu tragedia zimą (nie umniejszając tragizmu w pozostałe sezony). Trollking, tak, ja już jestem 80 km w plecy z planem, a weekend nie zapowiada się dobry do jazdy, więc pewnie znowu ucieszę się z przejechania 10 tys., a potem jeszcze coś wpadnie :)
Ja już dawno olałem planowanie. Tak jest lepiej. Nawet te wspomniane przez Ciebie 20 tysiaków można skopać, a że się mi się czasem udaje? To fajnie! A że się nie udaje? No trudno! Olać to - jeździ się dla przyjemności, nie dla planów :)
Bez sztywnych planów nie ma później zawiedzenia, że się ich nie spełniło, ja tak kilka lat temu przestałem planować i jestem nawet bardziej usatysfakcjonowany, jak odwiedzam nowe miejsca :) Jedyny mój plan na ten rok to zmienić mieszczucha na lekki rower z bagażnikiem, błotnikami, dynamopiastą, żeby mieć go do wyjazdów do pracy, a przede wszystkim takiego codziennego znoszenia i wnoszenia na trzecie piętro, najlżejszy wychodzi gravel ;) Ujęcia z miasta po zmroku świetne!
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.