Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:59726.47 km (w terenie 5137.43 km; 8.60%)
Czas w ruchu:3092:35
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:402495 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:449
Średnio na aktywność:133.02 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Słoneczny zryw jesieni

  104.59  04:58
Po wczorajszej kąpieli w błocie zostałem dzisiaj zaskoczony słońcem. Tym razem Ania zaplanowała wycieczkę. Żałowałem, że nie zabrałem aparatu, bo poranne widoki resztek jesieni oświetlonych promieniami słonecznymi były zachwycające.
Ruszyliśmy na wschód, przez Tulce do Śródki. Wciąż czułem w mięśniach wczorajszy wypad, ale mimo to jechało się całkiem dobrze. Ostatni odcinek do Kórnika był cięższy, bo wiało z południa. W Kórniku przejechaliśmy się po promenadzie i ruszyliśmy z powrotem do Poznania, lekko modyfikując pierwotny plan, aby ominąć kilka niewygodnych lub uciążliwych odcinków dróg. Zauważyłem, że w przednim kole było mało powietrza. Pewnie znowu łatka się odkleiła. Tylko dopompowałem powietrza i przez resztę dnia był spokój.
Dzień był wciąż młody, więc pomyślałem, że dokręcę do setki. Pojechałem do Swarzędza, a potem wzdłuż Jeziora Swarzędzkiego do dawnej krajówki. Tam stwierdziłem, że wystarczy i wróciłem Wartostradą do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, ze znajomymi, rowery / GT

Mokrym asfaltem do Puszczy Noteckiej

  114.13  04:43
Postanowiłem zrealizować plan sprzed paru tygodni. Ruszyłem w kierunku Puszczy Noteckiej. Ubrałem się lekko i zaskakująco miałem idealny komfort termalny. Jedyną rzeczą, która mnie zaskoczyła były mokre ulice. Prognoza pogody nie zapowiadała opadów na weekend, a mimo to musiałem czasem omijać kałuże.
Wiatr sprawił, że powietrze stało się rześkie i nie śmierdziało. Do tego zwiększyła się widoczność. Pojechałem prosto przez miasto, potem krajówką do Obornik, a stamtąd moją ulubioną drogą przez Puszczę Notecką. Widoki wciąż przyciągają wzrok, choć już nie tak mocno, jak w okresie świetności jesieni.
W trakcie jazdy przez puszczę stwierdziłem, że pierwotny plan nie wypali. Zrobiło się jakoś szaro. Niby mgła, niby smog. Miałem jechać do Wronek, ale skręciłem na Obrzycko, a potem standardowo przez Szamotuły pojechałem do domu. Idealnie jak we wrześniu. Dopiero po powrocie zorientowałem się, że miałem całe plecy i nawet kask w błocie. Już nie wspominając o brudnym rowerze. Późnojesienne uroki.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Przez Pyzdry do domu

  114.97  06:24
Przesadziłem wczoraj. Miałem nadzieję ułatwić sobie ostatni dzień urlopu. Co prawda, skróciłem dystans, ale czułem się, jakbym pokonał 500 km. Wiedziałem, że nie będzie to mój dzień.
Było całkiem ciepło, choć pochmurnie i od czasu do czasu kropiło. Jechałem mozolnie po wiejskich drogach wzdłuż Warty (niektóre zapamiętałem z wycieczki sprzed paru lat). Nie działo się niemalże nic. Odwiedziłem kolejno: Pyzdry, Miłosław, Środę Wielkopolską. Za ostatnim miastem wpadłem na polną drogę, która mnie zaskoczyła. Jakby ktoś przeniósł tam ruch z jakiejś krajówki. Mnóstwo aut, autokary, ciężarówki. Nie zauważyłem żadnego znaku informującego po objeździe, ale wyglądało to absurdalnie. Taka spokojna droga to była.
Dotarłem do Poznania. Pojechałem jeszcze po nowe pedały, bo obecne skrzypiały coraz gorzej. Muszę do tego wymienić piastę w przednim kole i oddać zapieczony amortyzator do czyszczenia. No i najważniejsze – umyć rower, bo przez tę niepewną pogodę tylko pobieżnie zeskrobywałem kolejne warstwy błota.
Koniec urlopu. Przejechałem niemal 1,2 tys. km. Ukończyłem szlak Green Velo, jak dotąd najdłuższy, jaki pokonałem (jest jeszcze jeden wzdłuż Dunaju, ale widziałem tylko jego małe odcinki w Austrii i na Węgrzech). Mimo szczytnej idei, nie zachwycił mnie tak bardzo, jak np. koreański Szlak Czterech Rzek. Jest w Polsce jeszcze parę obiecujących szlaków, które mogłyby mi się spodobać. Pod warunkiem, że pogoda dopisze.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Za Turek

  156.17  07:52
Choć poranek był bezchmurny i słoneczny, to był to najmroźniejszy początek dnia podczas tej wyprawy. Pewnie zamglenie maczało w tym palce.
Nie planowałem niczego na najbliższe 2 dni. Ot, dotrzeć do domu. Wydostałem się z Piotrkowa Trybunalskiego, omijając jego koszmarne drogi dla kaskaderów. Do Łaska jechałem wojewódzką. Ruch nie był za duży, a tirów prawie w ogóle w porównaniu z wczorajszą krajówką. Za Łaskiem wojewódzka była spokojniejsza, a gdy za Szadkiem wjechałem na drogi gminne, to już w ogóle. Jednakże były one koszmarne, więc droga zaczęła mi się dłużyć.
Miałem zatrzymać się w Turku. Gdy tam dojechałem, było wciąż wcześnie. Ostatecznie całkiem sprawnie poszła mi jazda dzisiaj. Do tego temperatura poszybowała w kosmos – akurat na zakończenie mojego urlopu. Miałem czas i siły, więc ruszyłem dalej, w kierunku Konina. Wyszło więcej kilometrów, ale dzięki temu będę miał lżejszy ostatni dzień podróży.
Kategoria kraje / Polska, Polska / łódzkie, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Koniec tego Green Velo

  129.85  07:15
Poranek był słoneczny, choć wietrzny. Kontynuowałem jazdę szlakiem Green Velo, a właściwie jego końcówką. Nie była jakoś specjalnie interesująca. Gdy dojeżdżałem do Końskiego, zaczęło lać, a w pobliżu zero schronienia. Przemokłem i suszyłem się przez kilkanaście kolejnych kilometrów.
Dotarłem do końca szlaku. Chyba, bo żadnej informacji o końcu czy początku nie znalazłem. Wrażenia? Szlak się zestarzał, w wielu miejscach został zniszczony, zaniedbany, źle zaprojektowany. Kilka odcinków było ciekawych, niektóre malownicze (choć pogoda też odgrywała w tym dużą rolę), wybudowano dużo dróg, powstała infrastruktura, ale nie polecę całego szlaku. Można go najwyżej wplatać podczas planowania wycieczek w okolicach. O ile infrastruktura wciąż będzie zdatna do użytku.
Zaplanowałem wrócić do Poznania na rowerze. Na początek musiałem dostać się do Piotrkowa Trybunalskiego. Miałem pod wiatr, ale noga podawała całkiem dobrze. Kilka razy złapał mnie deszcz, pokazało się słońce, aż dotarłem do Sulejowa. Za bardzo kombinowałem i ruszyłem krajówką. Liczba tirów pokonała mnie i dostałem się do celu najpierw poboczami, a potem bocznymi drogami.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / łódzkie, Polska / świętokrzyskie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Sandomierz

  105.89  06:26
Kolejny chłodny dzień na szlaku Green Velo. Tym razem akompaniowała mu mgła. Ruszyłem z Ulanowa po drogach dla rowerów. Ciągnęły się przez 30 km. Głównie akceptowalnej jakości asfalt, ale trafiło się parę odcinków dla kaskaderów czy kilka aut blokujących przejazd.
Prognoza pogody groziła palcem. Jeszcze we wczorajszej prognozie zapowiadał się deszczowy wieczór, ale o poranku pojawiła się prognoza deszczu również w ciągu dnia. Akurat zaczęło padać, więc zatrzymałem się i ubrałem cieplej. Pół godziny później było po deszczu. Potem widziałem ulice zarówno suche, jak i mokre od obfitych opadów. Pogoda była dla mnie łagodna, jak do tej pory.
Znalazłem się w Sandomierzu. Poziom Wisły był bardzo wysoki. Do tego zapach wody przypominał raczej warszawski odcinek tej rzeki. Wspiąłem się na Stare Miasto mieszczące się na wzgórzu i po krótkim objeździe zatrzymałem się na obiedzie. Skusił mnie sandomierski burger, bo żaden inny ogródek nie wyglądał na otwarty.
Obawiałem się deszczu, więc nie traciłem czasu. Wyjazd z Sandomierza mógł być kłopotliwy. Kilka centymetrów wody w Wiśle więcej i droga byłaby zalana. Następne 20 km drogi było otoczonych milionami sadów. Przypomniała mi się podróż przez Matsumoto. Wtedy też mijałem sady pokrywające horyzont.
Od czasu do czasu kropiło, ale udało mi się dotrzeć do celu relatywnie suchym. Tylko zimno zaczęło mi doskwierać. Mam nadzieję, że mnie nie przewiało.
Kategoria kraje / Polska, Polska / podkarpackie, Polska / świętokrzyskie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Rzeszów

  134.04  07:51
Przywitał mnie chłodny poranek, ale mniej wietrzny niż wczoraj. Na niebie mało chmur i odrobina słońca. Miałem z wiatrem, więc nawet zrezygnowałem z kurtki. Na początek Green Velo zapewnił dużo podjazdów i chłodnych zjazdów. Pojawił się również teren. Całe szczęście nie padało, więc dzisiaj nie uwaliłem roweru jakoś mocno.
Rzeszów przywitał mnie drogami dla kaskaderów. Może i asfaltowe, ale porzygać się można od liczby skrzyżowań z podjazdami do posesji, które są na innej wysokości niż droga. W centrum nie było lepiej, bo trafiłem na stare asfalty – zupełnie jak 7 lat temu. Zrobiłem szybkie zwiedzanie, bo to już czwarta wizyta w tym mieście.
Wydostałem się z Rzeszowa, a zaraz za mną pojawiły się ciemne chmury i deszcz w oddali. Chwilę pokropiło, ale udało mi się uciec chmurze. W Łańcucie rozważałem odwiedziny w parku, ale miałem sakwy, więc musiałbym mocno ograniczyć zwiedzanie, zwłaszcza zamku. Może innym razem. Za Łańcutem zmienił się wiatr i zrobiło się odczuwalnie chłodniej. W Leżajsku Rynek był po przeciwnej stronie miasta i nie było mi tam po drodze, więc ominąłem miasto.
Jechałem na północ. Chciałem zrobić jak najdłuższy dystans, bo zbliżały się deszczowe dni. Słońce znów wyszło przed wieczorem, więc mogłem podziwiać złotą godzinę. Zmrok złapał mnie w Rudniku nad Sanem, więc zatrzymałem się w Ulanowie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / podkarpackie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Przemyśl

  116.34  07:16
Dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Obudziło mnie słońce. Niestety po opuszczeniu hotelu już nie było tak kolorowo. Wiało, a temperatura była chyba niższa niż wczoraj. Do tego momentami kropiło. Przynajmniej nie było mgły.
Bilans po wczorajszym dniu, zwłaszcza po ulewie, która trwała pewnie jeszcze przez pół nocy. Nie udało mi się dosuszyć butów. Przydałyby mi się stuptuty. Może w nich nie napadałoby mi do środka obuwia. Łańcuch dobrze na tym wyszedł, bo umył się i już nie mielił piasku, chociaż pewnie wydłużył się o kilka milimetrów. Złapałem też luz w przedniej piaście. Wczoraj usłyszałem chrupanie piasku, więc pewnie czekają mnie wydatki.
Nie miałem ochoty na błotne kąpiele, więc omijałem terenowe odcinki szlaku Green Velo. Zresztą, mijając skrzyżowanie ze szlakiem, widziałem, w jak tragicznym stanie on się znajdował. Roboty leśne wszystko rozjechały.
Przemyśl skojarzył mi się z Wiedniem. Objechałem i obszedłem centrum miasta, podziwiając architekturę. Na pewno warto tam wrócić na dłużej, również dla rowerowego szlaku biegnącego po twierdzy.
Kawał drogi jechałem wzdłuż Sanu. Niestety nie było płasko, a gdy szlak odbił od rzeki, pojawiły się doliny i jeszcze więcej podjazdów. Czułem jednak nudę. Kwiecistą wiosną lub złotą jesienią byłoby co podziwiać. W sumie, to chciałem spędzić ten urlop w czasie jesieni, jak rok temu, ale natura inaczej to zaplanowała.
Pokonanie gór zabrało mi dużo energii i czasu. Na szczęście ostatnią prostą na północ miałem z wiatrem, bo cały dzień wiało chyba zewsząd. Za Dynowem zaczęło robić się ciemno. Akurat dotarłem do gospodarstwa agroturystycznego, obok którego była karczma, a w niej kilka podkarpackich specjałów.
Nadal nie spotkałem żadnego sakwiarza, ale za to zobaczyłem dziś pierwszego od startu kolarza.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Zagubiony w lesie, przemoczony w ulewie

  105.77  06:21
Padało w nocy. Poranek był chłodny. Od czasu do czasu pokropiło, ale bez szału. Kontynuowałem jazdę szlakiem Green Velo.
Lasy pod Józefowem wyglądały niczym z Puszczy Noteckiej. Jak ona za mną chodzi. Nie zdołałem jej odwiedzić przed urlopem i oto efekt. Potem było bez większych rewelacji. Utrzymywała się duża mgła, aż wrzuciłem na siebie kurtkę, bo zrobiło się chłodno.
Zacząłem skracać sobie drogę, gdy szlak leciał gdzieś w bok. Czasem to wychodziło, czasem nie. W Południoworoztoczańskim Parku Krajobrazowym dałem się zwieść łatwemu skrótowi przez lasy. Z początku wszystko szło zgodnie z planem – drogi zaznaczone na mapie istniały w rzeczywistości, ale im głębiej w las, tym ich istnienie stawało się coraz większą fikcją. Czasem zostawiałem rower i ruszałem w poszukiwaniu brakującej drogi i poza nieprzeniknionymi kniejami tylko jeden bunkier sugerował, że gdzieś w okolicy mogła kiedyś być droga. Sam bunkier jest jednym z kilku w tych lasach i prawdopodobnie wchodzi w skład bunkrów linii Mołotowa.
„Skrót” nie tylko wydłużył moją podróż, ale też ponownie zabłocił rower. Nie tak mocno, jak wczoraj, jednak łańcuch trzeszczał.
Dojechałem do wiosek przy granicy z Ukrainą. Nieodłącznym elementem tych stron są cerkwie, a im miejscowość mniejsza, tym ma ciekawszą architekturę. Nie zdołałem jednak sfotografować wszystkich, bo gdy po ostatnim zdjęciu skryłem się pod wiatą, aby obmyślić plan, zaczęło lać. Mój plan musiał stać się bardzo krótki. Opad przyszedł za wcześnie albo to ja za często się zatrzymywałem. Niewątpliwie obrane przeze mnie skróty również dołożyły swoją cegiełkę. Zostało mi kilkanaście kilometrów do hotelu. Myślałem, że dam radę, ale ulewa się wzmogła i cały przemokłem. Dojechałem na miejsce ostatkiem sił. W hotelowej restauracji oferowali szarlotkę, która osłodziła mi dzisiejsze niewygody.
Kategoria z sakwami, terenowe, setki i więcej, Polska / podkarpackie, Polska / lubelskie, kraje / Polska, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Green Velo – błotny powrót

  114.38  07:04
3 miesiące po dojechaniu do półmetku szlaku Green Velo powracam na jego ścieżki. Miałem zapakować się w 4 sakwy, ale zmieściłem się w dwóch. Tym razem ruszałem bez sprzętu biwakowego z planem nocowania w agroturystykach.
Prognoza pogody na najbliższe dni nie wyglądała na sprzyjającą. Jak się później okazało, nie sprawdzała się najlepiej. Mżyło, gdy ruszałem. Dotarłem do Chełma i wjechałem na koszmarne drogi dla kaskaderów poprzecinane przejściami dla pieszych. Za miastem już było wygodniej. Nawet wydostałem się spod chmury i mżawkę widziałem już tylko za sobą na horyzoncie.
Terenowy odcinek przez las do Krasnegostawu to pomyłka. Drogę rozjeździł ciężki sprzęt od wycinki drzew. Do tego widziałem tabliczki zakazu wstępu, ale nie zrobili objazdu, więc pojechałem przez całe to błoto. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to było nic w porównaniu z odcinkiem za Krasnymstawem. Szlak biegł tym razem po polnej drodze, która wyglądała jak przeorana. Nie miałem ochoty nią jechać, więc wybrałem objazd drogą, która budziła we mnie większe zaufanie. Z początku. Im dalej nią jechałem, tym bardziej zaczynałem się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Momentami zrzucało mnie z siodła, a czasem musiałem pchać rower, któremu od ilości błota blokowały się koła. Kilka razy wydłubywałem to błoto. Wciąż myślałem o zawróceniu, ale grzebałbym się po tych wszystkich błotnych kałużach, a potem powracał sam szlak, który kompletnie zniechęcał do wjazdu.
W końcu wydostałem się na asfalt. Miałem dość terenu na dzisiaj. Łańcuch wyglądał jakby był nasmarowany błotem, sakwy oblepione, rower oblepiony, buty oblepione. Co mogłem, to usunąłem, a resztę zaplanowałem wyczyścić na myjni. Tylko gdzie jej szukać? Przejechałem kilka wiosek, dojechałem do Szczebrzeszyna i poddałem się. Rower za mocno piszczał. Błoto zdążyło zaschnąć, więc spędziłem przynajmniej pół godziny na zdrapywaniu co grubszych warstw. Pewnie z 2 kilo tego usunąłem, a nadal była to połowa sukcesu do czystego roweru. Pomyśleć, że latem tak się cieszyłem, że lubelski odcinek Green Velo to sam asfalt.
Przez chwilę pokropiło, ale nic poważnego. Zmierzch zaczął łapać mnie w Zwierzyńcu. Przez to błoto mój rower zwolnił. Szkoda, bo Roztoczański Park Narodowy o zmierzchu wyglądał przepięknie, a co dopiero zobaczyłbym za dnia. Potem nawet wjechałem na szlak przez ów park. Droga leśna, ale pokryta dobrej jakości szutrem. Mgła o zmierzchu dodawała atrakcyjności pustej drodze biegnącej przez leśną knieję.
Dotarłem do gospodarstwa agroturystycznego. Przed prognozowanym deszczem. Chciałbym wrócić do tego parku. Dzisiaj było w nim przepięknie. Jedno z urokliwszych miejsc na szlaku Green Velo.
Kategoria z sakwami, terenowe, setki i więcej, Polska / lubelskie, kraje / Polska, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery