Ostatnim razem w kolarzówce wymieniałem napęd 3 lata temu. Po niemal 12 tys. km zacząłem czuć zgrzytanie, a niektóre zębatki kasety nosiły ślady zużycia, choć nadal nie tak głębokiego, jak mój Trek po 13,5 tys. km. Postanowiłem wymienić łańcuch w nadziei na spowolnienie agonii napędu. Środkowa zębatka nie polubiła się z nowym łańcuchem, bo ślizga się jak szalona, dwie inne zębatki odrobinę hałasują, ale tak poza tym wygląda obiecująco. Spóźniłem się te 2 tys. km, ale na pewno będzie dobrze.
Plan na dzisiaj był trzecim z rzędu. Początkowo planowałem zaliczać gminy pod Piłą, ale wczoraj upatrzyłem dwa nowe odcinki dróg dla rowerów wybudowanych na nasypach dawnych linii kolejowych. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie przejechać się nimi. Niestety wczoraj wróciłem późno, a dłubanie przy rowerze zabrało mi więcej czasu. Pociąg był wczesnym rankiem, a gdy wstałem po paru godzinach snu, oceniłem, że wycieczka może poczekać. Wyspałem się i ruszyłem do mojej ulubionej drogi dla rowerów w Puszczy Noteckiej.
Pojechałem przez centrum, potem – unikając piachu na drogach dla rowerów – do Suchego Lasu, kawałek wojewódzką, aż wreszcie wioskami do Obornik. Tam drogi dla rowerów były zasypane piachem, ale droga na nasypie dawnej linii kolejowej stała nietknięta. W paru miejscach przegniłe liście tworzyły błoto, ale tak poza tym jechało się świetnie. Nawet słońce nie przeszkadzało, choć wyjechałem późno. Dostałem się do Obrzycka, a stamtąd miałem już z wiatrem do domu, bo do tej pory wiało w twarz.