Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po dawnej linii kolejowej

Dystans całkowity:12432.96 km (w terenie 1150.13 km; 9.25%)
Czas w ruchu:657:09
Średnia prędkość:18.71 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:62144 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:154 (78 %)
Suma kalorii:11368 kcal
Liczba aktywności:117
Średnio na aktywność:106.26 km i 5h 39m
Więcej statystyk

Wiosenna puszcza

  124.21  05:20
Gdzie ja mogę ruszyć, jak nie na mój ulubiony szlak w Puszczy Noteckiej? Już po raz 17 od momentu jego odkrycia, jeśli dobrze policzyłem wpisy. Słońce prażyło na niebie, ale chłodny wiatr przynosił względną ulgę.
Najpierw pojechałem sfotografować to, co rzuciło mi się ostatnio w oczy. Na Malcie był jakiś bieg, przez który zamknęli drogę dla rowerów, ale widziałem na niej więcej rowerzystów i – typowo – pieszych niż biegaczy. Przy Żurawińcu sprawdziłem drogę dla rowerów, która okazała się szutrówką. W sumie lepsze to niż wąska ścieżka, która tam zawsze zarastała, gdy jeszcze mieszkałem na Piątkowie.
W Suchym Lesie trafiłem na kwitnącą glicynię, która w Japonii jest popularna o tej porze roku. Na szlaku w puszczy po raz pierwszy zatrzymałem się w mobilnej gastronomii, żeby nawodnić się i zjeść gofra. Kolejka nie była jakaś długa, jednak dwie osoby na obsłudze to jednak za mało.
Doigrałem się i miałem pierwszą wywrotkę na nowych wpinanych pedałach. Zatrzymałem się w ostatniej chwili na szutrówce, gdy zauważyłem możliwość odbicia na boczną drogę. Rower i aparat tylko się zakurzyły, ale nogę sobie zdarłem. Nie zapakowałem apteczki, ale wygrzebałem z sakwy chusteczki nawilżane, żeby przynajmniej oczyścić rany.
W Szamotułach Garmin wyłączył się po raz drugi. W tym samym miejscu, co ostatnio. Chyba powstał tam martwy punkt, jakie pojawiły się na mapie Poznania w starym Garminie. Na razie to pierwsze miejsce, na które się nadziałem, ale na pewno nie ostatnie. Mam nadzieję, że to tylko debilna luka w oprogramowaniu i że ją kiedyś załatają.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / GT

Sobotnia puszcza

  123.67  05:12
Mimo wiatru z północy ruszyłem na północ, do Puszczy Noteckiej, żeby przejechać po moim ulubionym szlaku. Tym razem jednak odwrotnie niż zwykle, bo ze Stobnicy do Obornik. Z początku było chłodno, ale szybko się rozgrzałem. Wiatr też mocno nie przeszkadzał. Najwyżej utrudnił jazdę na kilku otwartych przestrzeniach. Kwiatów mijałem coraz więcej, choć sporo zdążyło przekwitnąć.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / GT

Droga przez puszczę w lutym

  114.28  05:46
Trochę mnie nie było w Puszczy Noteckiej. Weekend w końcu zapowiadał się pogodny. W nocy był przymrozek i trochę padało, więc zwlekałem z wyjściem, a gdy już wyszedłem, ulice były suche i białe od soli. Na szczęście sypnęli nią tylko na kilku odcinkach.
Podkusiło mnie, żeby ominąć krajówkę do Obornik i pojechać przez zachodni klin zieleni. Było dużo błota, więc nie polecam. Potem zaliczyłem jeszcze teren w Sobocie, bo zdecydowałem się pojechać skrótem. Tam błotnista była tylko końcówka. Dalej prosto do Obornik z kilkoma postojami na regulację ocierających hamulców, bo ciśnienie oleju w tłoczkach dociskających okładziny nieustannie się zmieniało. Ktokolwiek wymyślił tak debilne hamulce, oby mu brakło oleju jak najczęściej.
Wjechałem na moją ulubioną drogę dla rowerów przez Puszczę Notecką. Słońce, które ogrzewało mnie przez większość podróży, schowało się za drzewami. Temperatura zaczęła spadać. Pomknąłem szybciej, aby się rozgrzać. Miałem dylemat: jechać na pociąg do Wronek czy męczyć się pod wiatr i przez Szamotuły cisnąć do domu. Zaryzykowałem. Wiatr okazał się słaby, choć temperatura zaczęła spadać. Dobrze, że zapakowałem dodatkową warstwę rękawiczek, bo pewnie wsiadłbym w pociąg.
W końcu skonfigurowałem Garmina. Spodziewałem się gładszego wykresu wysokości. Być może barometr w moim poprzednim Garminie jednak wpływał na jakość nagrania. Pewnie będę żałował oszczędnego zakupu eTrex 22x zamiast 32x. Nie spodobało mi się również, że nowy Garmin wyłączył się w Szamotułach. Zupełnie jak stary. Czyżby beznadziejność była w garminowej naturze? Słabe to jest.
Po zmroku temperatura spadła do 0 °C. Jako że jechałem na gravelu, to w Pamiątkowie ominąłem wojewódzką i wytelepało mnie na rozjeżdżonej drodze terenowej. W Kiekrzu wykopki trwały w najlepsze, ale dało się przejechać. Potem już tylko wzdłuż Jeziora Kierskiego, gdzie nikt nie uprzątnął opadłych liści i zrobiło się straszne błoto, i znalazłem się w domu.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / Fuji

Szczecińskie labirynty

  83.38  04:27
Zaskoczył mnie przymrozek. Drogi były pokryte szadzią, przez długi czas utrzymywała się ujemna temperatura. Wiatr zmienił się na południowo-wschodni, więc do Pyrzyc jechało się okropnie. Było mi zimno, a ile pagórków pojawiło się po drodze.
Nie byłem w Pyrzycach parę lat. Pozwoliłem sobie objechać mury miejskie. Drogi dla rowerów mają tam tylko dla wtajemniczonych. Gdzieniegdzie były przejazdy rowerowe, ale poza nimi nie było żadnych znaków. Na koniec zatrzymałem się na rozgrzewającą kawę, bo porządnie przemarzłem.
Droga wojewódzka do Szczecina miała szerokie pobocze. Do tego wiało w plecy, więc nie czułem zimna. To była dobra droga, ale zjechałem z niej, aby zbadać szlak na nasypie dawnej linii kolejowej. Był oznaczony białą plakietką, więc pewnie nie wybrali mu numeru lub nie planują rozbudowywać tego szlaku.
Początek trasy nie zachwycał, ale wjazd do Puszczy Bukowej to zmienił. Drzewa porastające wzniesienia wyglądały pięknie. Za dużo czasu spędziłem na płaskich drogach, żeby tego nie doceniać. Wjechałem do Szczecina, szlak przestał podążać po torach, więc skręciłem na szlak 20A, który był łącznikiem na Trasie Pojezierzy Zachodnich. Początek leciał po leśnych drogach, ale potem pojawił się kolejny wyasfaltowany kawałek nasypu dawnej linii kolejowej. Chyba nawet ta sama linia, którą biegł nieoznaczony szlak.
Skończył się szlak, a zaczął horror. Szczecin ma najbardziej nieprzemyślany układ dróg dla rowerów, jaki widziałem. Istny labirynt, bo nie było żadnych znaków, trafiłem na kilka ślepych dróg, chyba nawet jechałem pod prąd, kilka dróg skończyło się na chodnikach. Koszmarne miasto. Rozważałem któregoś razu spędzić w nim kilka dni z rowerem, ale po tej wycieczce rozmyśliłem się. Było mi zimno, więc przez wielki plac budowy, jaki znajduje się w centrum, dostałem się na dworzec i zakończyłem wyprawę.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Przygoda z Nysą

  100.91  06:18
Przyszła mi do głowy spontaniczna wyprawa. Spakowałem się, wstałem w połowie nocy i ruszyłem w najoptymalniejsze względem czasu i pogody miejsce, którym okazał się Węgliniec.
Najpierw podjechałem kawałek wojewódzką, aby skręcić w leśne dukty. Wjechałem w Bory Dolnośląskie porośnięte sosną z runem licznie pokrytym wrzosami. Spotkałem wiele jeleni i jednego kierowcę, który zatrzymał się, żeby zapytać, czy nie zgubiłem się. Drogi grząskie, niewygodne, ale doprowadziły mnie do pierwszego celu – zielonego szlaku Przygoda z Nysą. Kawałek asfaltem, potem terenem z dużą ilością błota i znalazłem się w Przewozie, gdzie w końcu zastałem otwarty sklep.
Droga do Łęknicy była usłana kolcami. Jechałem pod wiatr, dość silny. Coraz częściej zaczął pojawiać się bruk, niezbyt wygodny. Ucieszyłem się, gdy szlak uciekł w las. W terenie telepało, było grząsko i jechało się mozolnie. Nie wiem, co gorsze.
W Łęknicy wjechałem na Szlak Kolejowo-Górniczy. Szutrowy, całkiem wygodny. Wzdłuż niego rozmieszczono mnóstwo interesujących punktów i tablic informacyjnych. Niestety gonił mnie czas i już nie zjeżdżałem do atrakcji. W Tuplicach kończył się odcinek szlaku biegnący po dawnej linii kolejowej. Dalej były leśne drogi. Niestety nastał zmierzch, temperatura spadła poniżej zera i zacząłem przemarzać. Skróciłem plan i ruszyłem głównymi drogami. Były brzydkie, wąskie, dziurawe, czasem pokryte brukiem. Lubuskie nie daje się lubić. W Brodach zatrzymałem się w jedynym czynnym hotelu. Całe szczęście mieli restaurację.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Prawie Gołańcz

  83.24  03:45
Nie czułem się najlepiej, ale miałem dzisiaj wolne, a ja na urlopie nie leżę brzuchem do góry, więc powoli zebrałem się na rower i ruszyłem w kierunku Gołańczy. Miało być duże zamglenie, a widoczność była nie najgorsza. Temperatura też wyższa od prognozowanej. Aż zrobiło mi się lepiej.
Ruszyłem do centrum Poznania. Trochę się tam zakręciłem, bo nie patrzyłem na mapę i źle oceniłem kierunek, przez co nadrobiłem drogi. Dowiedziałem się za to, że w końcu położyli asfalt na rondzie na Naramowicach. Nie ma jeszcze znaków, ale przynajmniej zabrali znak drogi dla pieszych, który bezczelnie stał w miejscu drogi dla rowerów.
Dalej przez Biedrusko do Murowanej Gośliny bez niespodzianek. W Murowanej chciałem uniknąć jazdy po beznadziejnych drogach dla rowerów i wkopałem się w teren, chociaż był w dużym stopniu przejezdny dla kolarzówki. Potem jeszcze przed Skokami wjechałem na krótki odcinek terenu pokryty tarką. Brr.
Czas mnie gonił. Zorientowałem się, że nie zdążę do Gołańczy na pociąg. Na kolejny musiałbym czekać ze 3 godziny, a i tak zbliżał się wieczór, więc nie mógłbym robić zdjęć. Zmieniłem plan i ruszyłem ku Wągrowcowi. Trafiłem na Cysterski Szlak Rowerowy, który na mojej mapie, oznaczonym jako asfaltowy, był drogą gruntową – dość rozwaloną przez leśników intensywnie pozyskujących drewno.
Jadąc do Gołańczy, chciałem ominąć Wągrowiec, bo zapamiętałem go jako beznadziejny, antyrowerowy, czarny punkt na mapie. Wiele się nie zmieniło, poza jednym – nową drogą dla rowerów na nasypie dawnej linii kolejowej nr 206. Tylko 2-kilometrowy odcinek, otoczony bezsensownymi barierkami i w połowie dystansu z brakiem możliwości kontynuowania jazdy na wprost, ale ktoś tam zaczął być kumaty. A i dworzec jak ładnie wyremontowany. Tylko windy popsute.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, terenowe, dojazd pociągiem, rowery / GT

Starym Kolejowym Szlakiem ku morzu

  119.16  05:47
Dzień zaczął się diametralnie inaczej niż wczoraj. Niebo było bezchmurne, nawet świeciło słońce, tylko pojawiła się mgła. Licznik pokazywał temperaturę 2,5 °C. Póki jechałem, było ciepło, ale nie mogłem powstrzymać się i nie zrobić paru zdjęć. Wtedy poczułem chłód poranka.
Droga do Połczyna-Zdroju była mokra i pokryta liśćmi, jak odcinek ze Złocieńca. Zdawać by się mogło, że nocą jechało mi się pewniej. Dotarłem do końca i zawiodłem się. Byłem przekonany, że dalej będzie nowa droga dla rowerów, a z przydrożnej mapy – których w Zachodniopomorskiem jest odpowiednio dużo – wynikało, że do Białogardu miałem jechać drogami lokalnymi. Zjadłem śniadanie i rozgrzałem się w jedynym czynnym miejscu w tym miasteczku – na stacji benzynowej, i ruszyłem dalej. Przynajmniej mgła zniknęła.
Zaraz za chodnikiem udającym drogę dla rowerów pojawiła się asfaltowa droga dla rowerów na nasypie dawnej linii kolejowej. Daleko nie prowadziła, ale była nowa i wygodna. Później jechałem przez wioski i wzgórza. Droga była wąska, a na jednym odcinku tak wąska, że aż strach było jechać. Kierowcy wyprzedzali na gazetę, byle nie zjechać z asfaltu na pobocze. W dodatku jakiś śmieć zniszczył na tym odcinku rowerowe znaki drogowe. Po co takie zero żyje?
W Białogardzie nie chciało mi się zwiedzać, pojechałem dalej. Szlak znikł, więc dojechałem do Karlina, gdzie znajdował się początek drogi na nasypie dawnej linii wąskotorowej. Stary Kolejowy Szlak jest nadal w planach dla tej trasy, ale mam nadzieję, że ktoś się tam opamięta. Droga jest równa, ale skrzyżowania to jakaś pomyłka. Na każdym, nawet z zarośniętą ścieżką czy raz nawet z wjazdem na posesję, stoi znak stop. Na kilku nawet postawili tabliczki nakazujące, by zsiąść i przeprowadzić rower przez drogę. Oczywiście żadnego przejścia dla pieszych. To już szlak Kolej na rower okazuje się być dużo dojrzalszy.
Im dalej na zachód, tym więcej spotykałem wyrwanych znaków i zniszczonej infrastruktury. Co za bydło tam mieszka? Widać też było ślady pojazdów jadących wzdłuż tych dróg dla rowerów. Niektóre biegły wprost do posesji, więc nietrudno domyślić się kilku sprawców. Na jednym skrzyżowaniu szlak w ogóle zdawał się przepaść – zero znaków, zero asfaltu. Odnalazł się dopiero kilkaset metrów leśnego błota dalej. Szlaki mają niespełna 10 lat, ale po stanie nawierzchni dałbym im nie więcej niż 5. Szkoda tylko, że tylu tam wandali.
Gościno nie było gościnne. Na drogach dla rowerów było zero znaków pionowych, ale zauważyłem jeden poziomy. Ktokolwiek zarządza tymi drogami, nie zna przepisów ruchu drogowego. Może gdybym nie jechał obwodnicą, to nie narzekałbym. Miasto jest jednak łącznikiem szlaków w dorzeczu Parsęty, które powstały na nasypach linii kolejowych i po obwodnicy biegł rzekomo odcinek łączący z zachodem i północą. Sama obwodnica powstała na miejscu nasypu i stąd rowerzyści stali się balastem, który zrzucono na te dziwne chodniki.
Kolejny odcinek drogi na dawnej linii wąskotorowej biegł do Kołobrzegu. Nawierzchnia przestała być równa. Korzenie drzew mocno ją naruszyły. Do tego pojawiło się dużo błota – już nie tylko spowodowanego gnijącymi liśćmi, ale też naniesionego przez pojazdy. Przynajmniej do granicy z gminą Kołobrzeg, która na przekór gminom w dorzeczu Parsęty użyła kostki do budowy dróg. Kostka leciała prawdopodobnie do centrum miasta, więc postanowiłem sprawdzić inną drogę. Na mapach oznaczona była jako łącznik ze szlakiem R-10. Na początku była ładna, asfaltowa, ale potem kostka i tak zdominowała drogę.
W Kołobrzegu chciałem przejechać się kawałkiem szlaku R-10. Przespacerowałem się po zatłoczonym molo, na którym zaczęli pobierać opłaty za wstęp. No, przynajmniej w sezonie. Potem ruszyłem na wschód. Chciałem zobaczyć drewniane pomosty, które zapamiętałem z podróży wzdłuż wybrzeża. Zobaczyłem tylko jeden i zdziwiłem się, bo myślałem, że jest ich więcej.
To był koniec podróży. Dojechałem do krajówki, aby wrócić do centrum Kołobrzegu, zrobiłem zakupy i skończyłem podróż na dworcu. Pociąg nie miał przedziału dla rowerów, a ja nie miałem linki. Zostawiłem rower na końcu składu i usiadłem w pierwszym przedziale, który i tak był pusty, podczas gdy moja miejscówka znajdowała się po drugiej stronie wagonu.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, rowery / GT

Kawałek Starego Kolejowego Szlaku

  103.68  04:55
Od paru tygodni planowałem jechać w góry, oglądać złotą jesień, ale prognoza pogody (widziałem nawet deszcz ze śniegiem) i praca wciąż mi w tym przeszkadzały. Plan alternatywny to mikrowyprawy. Od dawna chodził mi po głowie Stary Kolejowy Szlak. Nie został jeszcze ukończony, ale – jak reszta zachodniopomorskich szlaków – zachęcał do eksploracji. Jechałem kiedyś odcinkiem ze Złocieńca do Połczyna-Zdroju. Zostały oddane kolejne odcinki, więc miałem okazję je zbadać.
Po wczorajszym deszczu było nadal mokro. Wsiadłem do pociągu do Piły, aby skrócić sobie drogę, bo na tę podróż chciałem poświęcić tylko 2 dni. Byłem jedynym rowerzystą i jedynym pasażerem w wagonie. Słońce świeciło całą drogę, ale na stacji przywitało mnie pełne zachmurzenie, które zostało do końca dnia.
Rowerzystom w Pile rzuca się kłody pod nogi. Jechałem tak beznadziejnymi ścieżkami, że na każdym skrzyżowaniu trzeba było zsiąść z roweru. Wyjechałem z miasta po znajomej drodze. Zaczęło mżyć, ale nic więcej i ustało po kilku kilometrach. Następnym przystankiem był Wałcz. Wypatrzyłem jednak na mapie drogę dla rowerów na miejscu dawnej linii kolejowej. Musiałem tylko odrobinę zboczyć z planu. Niestety droga okazała się ścieżką o nawierzchni z tłucznia zmieszanego z ziemią. Telepało tak, że wszystko na kierownicy spadało. Nie polecam tego odcinka w kierunku Wałcza.
W Wałczu był strasznie duży ruch. Przydałaby im się jakaś obwodnica, bo ilekroć tam bywam, jest koszmarnie. Za miastem biegły ścieżki podobne do pilskich, z tą różnicą, że nie dzieliły ich przejścia dla pieszych. Wzdłuż drogi do Karsiboru dostrzegłem nasyp dawnej linii kolejowej. Drogi zrobiły się pagórkowate, a nasyp leciał płasko. Jaka szkoda, że będzie tak bezczynnie leżał jeszcze przez kilka lat.
Droga do Złocieńca nie wyróżniała się niczym szczególnym. Przynajmniej zrobiłem kilka zdjęć odchodzącej jesieni. Zaczęło się też ściemniać. Żałowałem, że tak późno ruszyłem, bo w Złocieńcu kilka miejsc zwróciło moją uwagę, a ciężko robi się zdjęcia wieczorem. Pojechałem do drogi dla rowerów na nasypie dawnej linii kolejowej. Było dużo kałuż. Nawierzchnia pogorszyła się od ostatniego razu, ale droga przynajmniej zyskała znaki drogowe.
Zapadł zmrok. Dobrze, że miałem dobrą latarkę, bo w niektórych miejscach liście pokrywały drogę tak, że trudno było określić, gdzie się kończyła nawierzchnia. Przynajmniej byłem tam sam. W takich warunkach dotarłem do agroturystyki, gdzie czekały na mnie gorący prysznic po tym chłodnym dniu oraz smaczna rybka.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, setki i więcej, rowery / GT

Jesienne brzozy

  113.14  05:42
W końcu zebrałem się i ruszyłem do Puszczy Noteckiej, aby zobaczyć, jak wygląda jesienią. Rano było rześko. Słońce i wiatr miałem za sobą. Ruszyłem drogą krajową, ale ruch był taki, że auto jechało za autem. Uciekłem na boczną drogę, którą jeszcze nigdy nie jechałem. W Obornikach pojechałem nad młyn Dahlmanna, gdzie też jeszcze nie byłem. Potem – drogami znanymi z poprzedniej jazdy – po nasypie dawnej linii kolejowej, drogami głównymi i leśnymi dojechałem do Hamrzyska. Stamtąd po śladzie sprzed roku (znów latałem po krzakach, żeby zrobić zdjęcie jeziora) do Miałów. Po drodze widziałem mnóstwo złotych brzóz. Cel sprzed roku spełniony.
Musiałem wracać wcześniej do domu, ale do najbliższego pociągu miałem nie tylko godzinę, ale był on dodatkowo opóźniony o kolejne pół godziny. Ruszyłem ku Wronkom z nadzieją złapania go właśnie tam. Szkoda tylko, że wjechałem na drogi rodem z koszmaru. Piach, piach i jeszcze raz piach. Grzązłem i jeździłem po omacku w poszukiwaniu lepszych nawierzchni. Dopiero ostatnie 200 metrów terenu można było określić jako droga. Pewnie gdyby nie zamknięty przejazd kolejowy tuż za Miałami, pojechałbym tą przejezdną drogą do Mokrza, a potem może nawet do Wronek. Niestety „jazda” zabrała mi tyle czasu, że do pociągu wsiadłem w Mokrzu. Siłowanie się z piachem wykończyło mnie tak, że nogi miałem jak z waty.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, rowery / GT

Szukając jesieni w Puszczy Noteckiej

  104.62  04:57
W zeszłym roku byłem w Puszczy Noteckiej, gdy drzewa zdążyły zrzucić liście. Pomyślałem, że jesienią musiało tam być pięknie i postanowiłem wrócić tam ponownie. Ruszyłem późniejszym rankiem na dworzec i pojechałem do Miałów. Było chłodniej niż wczoraj, ale słońce już ładnie przyświecało. Nie pomyślałem o wietrze, bo wiało ze wschodu, a drzewa nie wszędzie rosły (na przykład na prostych drogach). Mimo wszystko dobrze się ubrałem.
Niestety było jeszcze za wcześnie na jesień. Dęby już zmieniły kolor liści, ale brzozy, na których najbardziej mi zależało, wciąż nie. Pewnie jeszcze tydzień, może dwa, a nie wiem, czy będę wtedy w Poznaniu. Ta jesień co roku przychodzi tak niespodziewanie.
Jechałem asfaltami, ale zboczyłem też na leśne ścieżki. Zaskoczył mnie brak piachów. Kilka razy zakopałem się, ale ogólnie jechało się świetnie. Dotarłem do Zielonejgóry, gdzie skręciłem na moją ulubioną trasę przez Puszczę Notecką. Gdzieś wyczytałem, że to najdłuższa droga dla rowerów w Wielkopolsce (wciąż są daleko za woj. małopolskim, zachodniopomorskim czy lubuskim). Z Obornik wróciłem do Poznania standardowo przez Objezierze.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery