Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:40044.28 km (w terenie 9029.77 km; 22.55%)
Czas w ruchu:2134:04
Średnia prędkość:18.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:282460 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:482
Średnio na aktywność:83.08 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Przygoda z Nysą

  100.91  06:18
Przyszła mi do głowy spontaniczna wyprawa. Spakowałem się, wstałem w połowie nocy i ruszyłem w najoptymalniejsze względem czasu i pogody miejsce, którym okazał się Węgliniec.
Najpierw podjechałem kawałek wojewódzką, aby skręcić w leśne dukty. Wjechałem w Bory Dolnośląskie porośnięte sosną z runem licznie pokrytym wrzosami. Spotkałem wiele jeleni i jednego kierowcę, który zatrzymał się, żeby zapytać, czy nie zgubiłem się. Drogi grząskie, niewygodne, ale doprowadziły mnie do pierwszego celu – zielonego szlaku Przygoda z Nysą. Kawałek asfaltem, potem terenem z dużą ilością błota i znalazłem się w Przewozie, gdzie w końcu zastałem otwarty sklep.
Droga do Łęknicy była usłana kolcami. Jechałem pod wiatr, dość silny. Coraz częściej zaczął pojawiać się bruk, niezbyt wygodny. Ucieszyłem się, gdy szlak uciekł w las. W terenie telepało, było grząsko i jechało się mozolnie. Nie wiem, co gorsze.
W Łęknicy wjechałem na Szlak Kolejowo-Górniczy. Szutrowy, całkiem wygodny. Wzdłuż niego rozmieszczono mnóstwo interesujących punktów i tablic informacyjnych. Niestety gonił mnie czas i już nie zjeżdżałem do atrakcji. W Tuplicach kończył się odcinek szlaku biegnący po dawnej linii kolejowej. Dalej były leśne drogi. Niestety nastał zmierzch, temperatura spadła poniżej zera i zacząłem przemarzać. Skróciłem plan i ruszyłem głównymi drogami. Były brzydkie, wąskie, dziurawe, czasem pokryte brukiem. Lubuskie nie daje się lubić. W Brodach zatrzymałem się w jedynym czynnym hotelu. Całe szczęście mieli restaurację.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Nadal ślisko

  14.45  00:59
Wyszedłem na sekundę, niewiele przed zmierzchem, choć od wczoraj nic się nie zmieniło: temperatura nadal na minusie, lodu nie ubyło. Dzisiaj postanowiłem obrać podobny kierunek, ale już bez lasu. To był trochę błąd, bo wiało. Przemarzłem, jeszcze nawet nie przejechawszy połowy trasy. Musiałem zatrzymywać się na rozgrzewki, bo mróz szczypał w palce. Nadal miałem szczęście nie zaliczyć wywrotki, choć koła kilka razy się poślizgnęły. Zdecydowanie przydałyby się kolce, tylko szkoda na to czasu i pieniędzy, jak zaraz przyjdą roztopy i będzie po problemie.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Świąteczna niespodzianka

  12.36  01:04
Pogoda przygotowała niespodziankę na święta. Nasypało śniegu, napadało deszczu, znów złapał mróz i chwilę poprószyło śniegiem. W ten sposób wszystkie drogi zostały pokryte lodem ukrytym pod śniegiem. Chodzenie nie było łatwe, więc jazda wydawała się niemożliwa, ale szkoda było siedzieć w domu. Spróbowałem. Nawet ulice błyszczały od lodu. Pierwsza myśl to lasy, bo utwardzone drogi były zbyt niebezpieczne. Tylko gdzie ich szukać? Pojechałem powoli bez celu, już miałem robić jakąś pętlę, gdy wpadło mi do głowy, żeby wjechać do lasu, przy którym się wychowałem. No i wjechałem, choć śnieg był gruby i jechało się mozolnie. Przynajmniej się rozgrzałem na tym mrozie. No ale las się skończył i trzeba było wracać. Wspiąłem się jeszcze na pobliską górę i już ślizgałem się do domu. Niestety ostrożna jazda sprawiła, że przemarzłem. Całe szczęście nie jeździłem dużo. Już wolałem warunki sprzed świąt. Na minusie, ale bez lodu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Park zimą

  50.72  02:38
Źle rozplanowałem sobie urlop w tym roku. Nie chciało mi się marznąć, ale skoro miałem wolne, to wyszedłem chwilę pokręcić się. Wiało z południa, więc standardowo wybrałem drogę przez Sawin, aby wrócić lasami przez Chełmski Park Krajobrazowy. Było ciut cieplej niż wczoraj.
Skróciłem sobie drogę i zamiast dojechać do Rudy, wjechałem od razu do lasu, aby przekroczyć Uherkę po znanych kładkach. Nie byłem pierwszym – widoczne były tropy lisa (tak zgaduję). Potem już standardowo na południe. Odwiedziłem jeszcze centrum Chełma i do domu. Telefon mi zamarzł, bo nie zapisał wszystkich zdjęć.
Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Rezerwat Brzeźno o zmierzchu

  62.05  03:29
Prognozowali wiatr: dzisiaj północny, jutro południowy. Idealnie na mikrowyprawę. Niestety zimą, a zwłaszcza w tym rejonie ciężko o nocleg, więc musiałem obejść się smakiem. Trasa wydaje się dobra na lato pod namiot.
Wyszedłem dość późno, więc wykorzystałem plan alternatywny. Ruszyłem na początek do moich ulubionych lasów w Chełmskim Parku Krajobrazowym. Lód zdążył zniknąć podczas ostatnich roztopów, więc drogę pokrywała tylko niewielka warstwa śniegu. Nie dojechałem do końca, tylko zboczyłem na nieznaną ścieżkę. Dobrze, że był mróz, bo jazda po napotkanym błocie byłaby koszmarem. Nadal karczują te lasy i końca nie widać. Miałem szczęście do dwóch saren i samicy łosia.
Drogi na południe od Rudy-Huty budziły grozę. Słońce wyszło zza chmur i widziałem lśniące lustra lodu pokrywające asfalt. Kierowcy ujeździli śnieg tak, że aż niebezpiecznie się tam jeździ. Albo to ja mam takie kiepskie buty, bo rowerem nie wpadłem w żaden większy poślizg (a może i rozważna jazda do tego nie dopuściła). W końcu zjechałem na polną drogę, która doprowadziła mnie do lasu. W lesie raczej mało kto tamtędy jeździł, bo liście na drogach nie były ubite. W sumie nawet nie wiem, gdzie były drogi, bo nagle to, po czym jechałem zaczęło lawirować między drzewami i skończyło się lasem. Nie miałem innego wyboru, jak iść dalej na południe. Dobrze, że był mróz, bo przekroczyłem trochę mokradeł. Las był na tyle dziewiczy, że leżało tam mnóstwo powalonych drzew i ani śladu wycinki.
W końcu wydostałem się na drogi. Tak się zmęczyłem przedzieraniem przez krzaki i śnieg, że przestało mi dokuczać zimno. Dotarłem do platformy widokowej i zrobiłem kilka zdjęć, które wyglądały podobnie do siebie. Platforma stała zdecydowanie zbyt daleko od rezerwatu. Zmierzchało, więc to był koniec wycieczki. W okolicy jest jeszcze rezerwat Roskosz, ale nie ma tam żadnej ścieżki czy platformy widokowej. Dojazd też nie wygląda na łatwy, więc tam już raczej nie pojawię się.
Temperatura w ciągu dnia utrzymywała się na poziomie -5,5 °C, ale o zmierzchu spadła do -9. Myślałem, że uda mi się skrócić dystans i pojechać polnymi drogami, ale były one tylko na mapie. Zawróciłem i pojechałem krajówką, która miała szerokie pobocze. W Chełmie zrobiło się cieplej, bo -6,5 °C, ale i tak nie czułem komfortu, więc szybko wróciłem do domu.

Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Roztoczański Park Narodowy

  56.40  03:14
Przywitała mnie ujemna temperatura. Ruszyłem do kasy po bilet. Tam informacja, że punkt został przeniesiony. Dokąd? Trzeba się domyślić. Gdy znalazłem to miejsce, znowu informacja, że 2 dni w tygodniu nieczynne. Nie mogli od razu na tych tabliczkach przed wejściem do parku napisać, że bilety można kupić tylko od wtorku do soboty?
Zostawiłem rower na parkingu i ruszyłem szlakiem zielonym na Bukową Górę. Było trochę schodów, lód nie przeszkadzał mocno, ale zimowa panorama nie zachwycała tak mocno, jak letnia czy jesienna na tablicy informacyjnej. Dalej chciałem wrócić do Stawów Echo, ale wybrałem czerwony szlak. Ktoś go jednak źle narysował na mapie, bo na długim odcinku nie widziałem ani jednego znaku. Przynajmniej ciężko było się zgubić, idąc na wschód. Nad stawami przeszedłem szlakiem niebieskim z wczoraj i wróciłem po rower.
Przemarzłem, ale niemal wszystko było pozamykane. Całe szczęście był poniedziałek i mogłem wejść do supermarketu. Niczego ciepłego tam nie dostałem, ale mogłem się ogrzać. Potem wróciłem do planu i pojechałem po szlaku Green Velo w kierunku południowym. Droga była pokryta lodem. Jedynie skrawki pobocza nie zostały ujeżdżone, dzięki czemu śnieg stopniał, zostawiając bezpieczną drogę.
Kolejny etap to droga do Zwierzyńca, która była na mapach oznaczona jako malownicza. Zimą tak średnio, a może za bardzo odczuwałem zimno i nie zwracałem uwagi na krajobrazy. Zrezygnowałem z dalszego zwiedzania i pojechałem prosto do Zamościa. Tam znalazłem restaurację, w której się ogrzałem i zjadłem coś regionalnego. W tych okolicach lubią kaszę gryczaną, bo wczoraj jadłem kotlety, a dzisiaj gołąbki z tą kaszą.
Na koniec pojechałem na dworzec. Nie chciałem już walczyć z wiatrem z północy. Pociąg miał lekkie opóźnienie, ale obiad mnie rozgrzał na tyle, że wytrzymałem dodatkowe kilkadziesiąt minut na mrozie.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Torfowisko Sobowice i Bagno Serebryskie

  44.34  02:38
Na dzisiaj zaplanowałem pojeździć po Chełmskim Parku Krajobrazowym. Najpierw jednak chciałem rzucić okiem na rezerwat, który parę dni temu wpadł mi w oko. Ruszyłem na południe.
Przyszły roztopy, więc nie jechało się najwygodniej. W lasach z drzew spadał mokry śnieg. Rezerwat Torfowisko Sobowice był zamarznięty. Na szlaku poza tropami zwierzyny był tylko ślad jednego rowerzysty. Z pewnością warto tam wrócić inną porą roku.
Pojechałem do Chełma, aby dostać się do kolejnego celu. Po drodze zrobiłem sobie na rozgrzewkę spacer z gorącą kawą, bo zmarzłem w ręce. Zaczął też padać deszcz. Na szczęście niewielki, ale możliwości robienia zdjęć zostały ograniczone.
Dojechałem do Bagna Serebryskiego. Nic się nie zmieniło od wiosny: platforma widokowa dalej niszczała, drogi były zalane, widoki żółte. Tylko na to ostatnie wpływ ma pora roku. No i zamarznięta woda przecinająca drogę była trochę groźna, bo omal nie ugrzązłem podczas przejeżdżania przez jeden taki ciek.
Wjechałem do lasów Chełmskiego Parku Narodowego. Drogi były wyślizgane. Miałem plan przejechać las wzdłuż, ale gdyby nie roztopy, to nawet tego krótkiego odcinka nie odważyłbym się pokonać. Do tego pojawiła się gęsta mgła. Szala się przeważyła i pojechałem prosto do domu. I tak łańcuch pewnie oberwał solidną dawką solanki.
Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Kazimierz Dolny

  75.17  04:03
Nigdy nie byłem w Kazimierzu Dolnym, chociaż jest on tak blisko. Musiałem to zmienić. Wsiadłem w pociąg i znalazłem się w Puławach. Choć byłem tam wielokrotnie, to nigdy nie zwiedzałem miasta. Na początek pojechałem do Parku Czartoryskich, aby rzucić okiem na kilka zabytków. Potem do portu, skąd dostałem się na drogę dla rowerów wzdłuż wałów wiślanych. Nawierzchnia była okropnie nierówna, do tego wiało całą drogę w twarz.
Przedmieścia Kazimierza były pełne zabytkowej architektury. W centrum nie było inaczej. Przespacerowałem się chwilę i ruszyłem na poszukiwanie wąwozów. W pierwotnym planie miałem ich kilka, ale gonił mnie czas, więc ruszyłem do Korzeniowego Dołu. Przeszedłem nim na samą górę i pogoniłem dalej na wschód.
Skracałem sobie drogę maksymalnie, jak mogłem. Jechałem różnymi szlakami: żółtym, bursztynowym, niebieskim, czerwonym. Tylko ten ostatni był oznaczony na mapie OpenStreetMap, choć był to najnowszy szlak, oznaczony znakami R-4. Biegł z Kazimierza Dolnego do Lublina, ale prowadził zygzakiem. Nie był najlepszym wyborem na tak krótki dzień. Z chęcią wróciłbym do Kazimierza wiosną, aby dokończyć zwiedzanie. Wtedy też mógłbym pokonać cały ów szlak.
W Nałęczowie złapał mnie zmierzch, więc nie było już mowy o zwiedzaniu. Ruszyłem do Lublina. Trochę głównymi drogami, trochę szlakami, ale bez większych problemów dotarłem do centrum. Zrobiłem kilka zdjęć, wypiłem coś ciepłego, bo przemarzłem i ruszyłem na dworzec. Rozważałem powrót rowerem, ale termometr zaczął pokazywać ujemną temperaturę, co zacząłem odczuwać. Miałem szczęście złapać pociąg na kilka minut przed odjazdem.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Ścieżki „Spławy” i „Dąb Dominik”

  95.54  04:35
Poranek był jeszcze chłodniejszy niż poprzednie, snuła się mgła, ale przynajmniej wiatr zmienił się o 180°, więc mój plan również się odwrócił.Chciałem wciągnąć do niego poranny pociąg, ale pojechałem prosto do Poleskiego Parku Narodowego. W dużej mierze po śladzie z wczoraj, ale ta niedogodność miała zostać wynagrodzona.
Temperatura kapkę podskoczyła, mgły też przepadły, a ja wjechałem na szlak z Lublina do Woli Uhruskiej, którego odcinkiem jechałem wiosną. Asfalt może i równy, ale porzygać się można od bezsensownych obniżeń na każdym wjeździe na posesję. Gdybym chciał takich wrażeń, to pojechałbym na pumptrack.
Zostawiłem rower na parkingu i ruszyłem na ścieżkę przyrodniczą „Spławy”, która wzięła swoją nazwę od bagna, przez które prowadzi. Początek był wąski i nawet ciekawy, ale potem, gdy ścieżka wbiegła przez bagno, oczarowała mnie. Widok był piękniejszy niż na ścieżce „Czahary”. Zdecydowałem, że chcę tam wrócić. Najchętniej wiosną, gdy bagno „ożyje” i zazieleni się. Dalej ścieżka biegła przez las. Biel brzóz świetnie kontrastowała z martwym podszyciem. Pobudzał wyobraźnię, jak to mogłoby wyglądać wiosną.
Dotarłem pod jezioro Łukie. Ścieżka, choć powinna być na tamtym odcinku dwukierunkowa, walczyła z otyłością wśród odwiedzających, a mijanie się w sezonie turystycznym musi wyglądać kuriozalnie, bo jest zakaz schodzenia z kładki. Samo jezioro było ciche i poza paroma łabędziami nie dawało oznak życia.
Końcówka szlaku to dawna droga do jeziora, nazywana też groblą dziedzica. O jego burzliwej historii można dowiedzieć się z tablic na szlaku. Szkoda jedynie, że szlak nie jest wizualnie oznaczony jako jednokierunkowy, bo poza mną był jeszcze jeden turysta, który szedł pod prąd. Jedynie drobna wzmianka w internecie mówi o kierunku ruchu.
Wróciłem do roweru. Po parku można się poruszać rowerem tylko po wyznaczonych szlakach i do kolejnej atrakcji chciałem dostać się na około po drogach publicznych, ale w terenie zobaczyłem znakowany rowerowy szlak niebieski, którego nie było na innych mapach, więc skróciłem sobie dystans, co było bardzo na plus. Inaczej prawdopodobnie nie zobaczyłbym nic, ale o tym za moment.
Wszedłem na ścieżkę przyrodniczą „Dąb Dominik”. Kładka była szersza niż na szlaku „Spławy”, ale dopiero po powrocie zorientowałem się, że tam też obowiązywał ruch jednokierunkowy bądź takowy był zalecany. Pewnie ze względu na osoby niepełnosprawne i wózki dziecięce, dla których pewien odcinek został przystosowany. Całe szczęście byłem tam sam.
Dotarłem do jeziora Moszne, którego panorama nie różniła się wiele od tej z poprzedniego jeziora, ale okolica już była interesująca: zarastające jezioro, bory bagienne, torfianki. Niestety nie widziałem żadnego żółwia błotnego, z którego słynie park, ale dostrzegłem dzięcioła czarnego.
Wielkim minusem listopada jest wilgoć. Wszystkie szlaki były mokre i śliskie. Nie zaliczyłem żadnego upadku, choć kilka razy mało brakowało. Niestety zbliżał się zmierzch i ostatnie zdjęcia wychodziły kiepskie, o ile jakiekolwiek udało się zrobić. Miałem bilet wstępu na wszystkie ścieżki w parku, a pozostały jeszcze dwie. Będą musiały poczekać na kolejną okazję. Nie wiem, czy w tym roku, bo pomysłów mam wciąż sporo, a nie powinienem jeździć ciągle w te same okolice.
Jako że wiało ze wschodu, to nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć do Lublina. Po drodze dostrzegłem dwa łosie pasące się tuż przy drodze. Klępy bacznie mnie obserwowały, a po drugiej stronie drogi dostrzegłem tylko biały zad, pewnie samca. Nim dotarłem do drogi wojewódzkiej zaczęło padać. Deszcz z różną intensywnością i z paroma przerwami nie rozstawał się ze mną przez kilkadziesiąt kilometrów. Ostatecznie plan zmieniłem i dojechałem na dworzec w Świdniku, bo mogłem nie wyrobić się na pociąg w Lublinie. Poza jazdą na rowerze przeszedłem dzisiaj ponad 10 km, co jest u mnie rzadkością.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, terenowe, rowery / Trek

Jesienny Sołacz

  37.91  02:08
Miało padać, ale nie ufałem prognozie i wyszedłem dokończyć plan z wczoraj. Po kilku kilometrach zaczęło kropić, ale na szczęście szybko przestało i nie musiałem przerywać wycieczki.
W Lasku Marcelińskim nie ostało się prawie nic na drzewach. Zachodni klin zieleni nadal zwracał uwagę w kilku miejscach, ale to dopiero Park Sołacki mnie zachwycił. Nigdy w nim nie byłem, bo zawsze jechałem jego obrzeżem ze względu na zakaz jazdy rowerem po parku (chociaż prawie mnie potrącił jeden śmieć, który pędził tamtędy na rowerze). Jesień jeszcze stamtąd nie odeszła, więc przespacerowałem się po alejkach, sycąc się złotymi widokami. Potem jeszcze odwiedziłem Cytadelę i wróciłem do domu, bo chmury nie wyglądały najlepiej, a czasem też spadało parę kropel z nieba.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery