Kolejny gorący i parny dzień. Chmury dzisiaj były od rana, ale znów po złej stronie horyzontu. Ruszyłem na północ, bo na wschód trafiłbym do Zwierzyńca, skąd prawdopodobnie wróciłbym się po śladzie z pierwszego dnia wyprawy.
Szukając spokojnych dróg, trafiłem na leśne ścieżki. Były zbyt rozjeżdżone i grząskie. Uciekłem na takie stare, usłane ściółką i korzeniami, choć miejscami porośnięte wysoką trawą, której unikam jak ognia. Wyniosłem się szybko i resztę trasy pokonałem w towarzystwie aut.
Na dzisiaj prognozowali kolejne burze. Po południu w końcu chmury skryły słońce. Gdzieś na horyzoncie widziałem deszcz, aż i na mnie spadło parę kropel. Długo się nie nacieszyłem, bo słońce wróciło. Dopiero przed Krasnymstawem zauważyłem parę kałuż, do których później doszły mokre drogi, aż wjechałem w deszcz. Na szczęście z pustego nieba, więc nie mógł trwać długo. W centrum miasta zaskoczyły mnie Chmielaki, których reklamę wszak widziałem tydzień wcześniej. Nie wytrzymałem tam długo. Pomijając, że jest to impreza alkoholowa, na którą rodzice przyprowadzają dzieci, to imprezy masowe powinny być wolne od dymu. Chodzące pety zatruwają nie tylko osoby postronne, ale też nieświadome dzieciaki.
Przestało padać za miastem. Prognoza deszczu na wieczór nie sprawdziła się, więc wróciłem suchy. Z pewnością będę chciał powtórzyć taką wyprawę z chodzeniem po górach.