Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:40044.28 km (w terenie 9029.77 km; 22.55%)
Czas w ruchu:2134:04
Średnia prędkość:18.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:282460 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:482
Średnio na aktywność:83.08 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Nadwarciańskie przedwiośnie

  109.12  06:11
W końcu udało mi się kupić bilety na pociąg (do tego pociąg był w połowie pusty w porównaniu do ostatniej próby), więc znalazłem się w Kostrzynie. Była świetna pogoda: pochmurno, umiarkowana temperatura, wiatr w plecy.
Na pierwszy cel wybrałem Dąbroszyn. Dostałem się tam po jeszcze znośnych drogach dla rowerów. Po drodze minąłem kilka kwitnących drzew. Przejechałem się po dąbroszyńskim parku pałacowym w poszukiwaniu ruin Świątyni Zofii. Nic ciekawego po niej nie zostało. Zachowała się za to wyremontowana Świątynia Cecylii z rzeźbą Chronosa. Jedynie dojście zostało utrudnione przez wciąż nieusunięte wiatrołomy.
Moim głównym celem był Park Narodowy „Ujście Warty”. Miałem dotrzeć do drogi na wale przeciwpowodziowym, aby dostać się do ścieżki biegnącej po drewnianej kładce, ale wpadłem na lepszy pomysł i zrobiłem zygzak, poznając większy obszar parku. Na przykład, wzdłuż Bobrowej Drogi ostało się zaledwie kilka drzew. Dużo zostało powalonych przez bobry. Ciekawe, że ślady wyglądały na świeże. Tak jakby bobry wkroczyły tam relatywnie niedawno. Spotkałem kilka stad saren i jeleni, wśród ptactwa dominowały łabędzie, a gęsi tym razem niemal nie widziałem. Kaczki z kolei były najbardziej płochliwe, ale zauważyłem, że one już tak mają.
Po spacerze na drewnianej ścieżce wróciłem na szlak wzdłuż Warty. Nie zmienił się wiele. Jedynie woda opadła o jakieś pół metra. Pojechałem prosto do Świerkocina, bo zrobiłem się głodny. Chyba wciąż mogę rozważać powrót do tego parku latem, bo zimowe i wczesnowiosenne krajobrazy już mam utrwalone w pamięci.
Chciałem zobaczyć architekturę nadwarciańską, o której czytałem na początku roku. Wybrałem tylko kilka miejscowości ze względu na ograniczony czas. Mimo to minąłem kilka ładnych szachulców, a także sporo zaniedbanych i sypiących się budynków. Nawet trafiły się okazy w nowym budownictwie.
Pozostała ostatnia atrakcja na dzisiaj. Niestety zakładałem, że nie zdążę przed zmrokiem, więc pojechałem prosto na nocleg. Po drodze wpakowałem się na drogę z kocich łbów, typowy urok ziemi lubuskiej, a potem jeszcze na asfalt w formie sera szwajcarskiego. Przynajmniej liczba wzgórz była mniej straszna niż się obawiałem.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, rowery / Fuji, Park Narodowy „Ujście Warty”

Miało być po Poznaniu

  54.65  02:50
To ostatni weekend otwartych lodowisk, więc pewnie znów będę częściej jeździł rowerem. O ile nie wciągnie mnie coś nowego. Na dzisiaj miałem zaplanowanych do odwiedzenia kilka punktów. Przez Rataje dostałem się na Maltę, potem wzdłuż Cybiny i… przegapiłem przystanek. Nawet na niego spojrzałem, ale byłem przekonany, że to jeszcze nie mój cel i aż wyjechałem poza Poznań. Cóż, będzie powód do powrotu w tamte strony.
Kolejnym przystankiem był wiadukt kolejowy. Namiastka tego, co w Japonii jest standardem. No ale tam nieprzewidywalna natura wymaga ekstremalnych rozwiązań. Chwilę się pokręciłem, szukając jakiegoś kadru i pojechałem do centrum, potem na Jeżyce i do domu, trafiając na miejską rabatę krokusów.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Fuji

Jelenia Wyspa – Kaszubska Marszruta – Bory Tucholskie

  87.85  04:49
Dzień zaczął się podobnie, co wczorajszy, tylko z temperaturą 13 °C. Ach ta wiosna. Na początek zaplanowałem spacer po ścieżce przyrodniczo-dydaktycznej „Jelenia Wyspa”, która kiedyś mnie kusiła, ale zabrakło na nią czasu. Bory Tucholskie wyglądały fantastycznie w świetle porannego słońca. Ptasie radio wybrzmiewało wciąż nieśmiało, więc bardziej zachwycałem się ciszą i zapachami przemijającej zimy.
W końcu mogłem ruszyć w drogę. Spacer mocno skrócił mój poranek. Pojechałem kawałek po lasach, by potem dostać się do Czerska. Tylko na chwilę, bo zaraz ruszyłem dalej. Trochę późno się zorientowałem, bo miałem jechać szlakiem czerwonym, a pojechałem szlakiem żółtym Kaszubskiej Marszruty. Nie wyszło źle, bo urozmaiciłem sobie wycieczkę. Szlak czerwony okazał się mało interesujący. Dalej były zielony, znów żółty, który połączył się z czerwonym, póki nie dojechałem do kolejnego celu – Parku Narodowego Bory Tucholskie.
Podczas ostatniej wizyty w tych stronach zabrakło czasu na park narodowy, bo baliśmy się piachu. Tym razem było tylko przyjemne błotko i miałem dylemat. Pociąg odjeżdżał godzinę później, więc musiałem się spiąć, ale gdy tylko dojrzałem pomosty, odpuściłem. Przespacerowałem się po wszystkich, które minąłem. Promienie popołudniowego słońca rozświetlały korony borów tak, że zachwyciłem się kolejnym z rzędu parkiem narodowym. Chyba muszę sobie zrobić listę parków, w których jeszcze mnie nie było.
Z tego całego zachwytu znów gonił mnie czas, ale dojechałem do Chojnic w porę. Kolejny udany weekend za mną.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / kujawsko-pomorskie, Polska / pomorskie, terenowe, rowery / Fuji

Alternatywna Bydgoszcz

  122.71  06:42
Pierwotnie planowałem wrócić nad ujście Warty, ale gdy przed wyjściem zabrałem się za rezerwację biletu na pociąg, widziałem tylko miejsca stojące, a na rower mogłem tylko pomarzyć. Szybko wymyśliłem inny plan i z powodzeniem dorwałem bilety. Tak znalazłem się w Bydgoszczy.
Poranek był chłodny, ale jazda szybko to zmieniła. Specjalnie ubrałem się cieplej w obawie przed przymrozkami, a niemal się „gotowałem”, gdy temperatura dobijała do 12 °C. Najgorsze, że nie zabrałem niczego lżejszego, więc musiałem trochę pocierpieć.
Wydostanie się z Bydgoszczy było nie lada wyzwaniem. Remonty, nierówne drogi, niespójne oznakowanie. Coś jak w Pile, tylko na większą skalę.
Za Wisłą odwiedziłem pierwszy punkt z listy, dla której wymyśliłem tę wycieczkę. Był nim zespół pałacowo-parkowy w Ostromecku. Park zieleniał od bluszczu pokrywającego niemal każde drzewo. A pałace, cóż, tylko sfotografowałem. Czas mnie gonił, bo Bydgoszcz niecnie mnie z niego ograbiła.
Następna stacja: Chełmno. Pojechałem szlakiem Wiślanej Trasy Rowerowej, odcinkiem prawobrzeżnym, bo była tam gmina, której nie odwiedziłem. Na miasto nie poświęciłem wiele czasu, bo to moja druga wizyta tamże. Z pewnością warto będzie wrócić dla architektury.
Kolejne były mosty kolejowe nad Wdą. Obfotografowałem je ze wszystkich stron. Był to również ostatni punkt dnia. Dalej myślałem o zatrzymaniu się w Tleniu, bo kiedyś spodobał mi się pensjonat z tematycznymi pokojami. Zmieniłem zdanie, żeby polecieć jak najdalej na zachód. Widziałem złotą godzinę, smog, zapadł zmrok, temperatura diametralnie spadła do -1,5 °C. Do tego oberwało mi się, bo wymyśliłem sobie skrót. Wiódł on przez las, a tam piaszczyste drogi mi dopiekły. Dotarłem do celu później niż planowałem – w godzinę zamknięcia hotelowej restauracji, ale kucharze zgodzili się coś dla mnie przyrządzić.

Kategoria dojazd pociągiem, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, mikrowyprawa, po zmroku i nocne, Polska / kujawsko-pomorskie, setki i więcej, terenowe, rowery / Fuji

Kórnik 2022

  58.72  02:47
Dawno mnie nie było w Kórniku, więc pojechałem właśnie tam. Po raz pierwszy objechałem Jezioro Kórnickie, a w Poznaniu skusiłem się na nowo wyglądającą drogę dla rowerów, która doprowadziła mnie pod fort I.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Fuji

Trasa Rowerowa Warta – Noteć

  92.25  05:13
Dzień zaczął się zgoła inaczej niż w prognozie pogody. Było lekkie zamglenie, a temperatura oscylowała wokół 1 °C.
Zrobiłem szybki objazd po Skwierzynie, spróbowałem uchwycić mosty na dawnej linii kolejowej, a potem pojechałem na północ po głównie pustych, choć nie zawsze wygodnych drogach. Mijałem dużo wody. Rezerwat Santockie Zakole to teraz kilka wysepek na krzyż. Ujście Noteci też nie miałoby widocznych zarysów, gdyby nie most tuż przed końcem rzeki.
W Santoku chciałem zobaczyć panoramę z punktu widokowego. Baszta była nieczynna, ale bezlistne drzewa, które i tak w większości zostały wykarczowane, nie zasłaniały widoków na wzgórzu. Gdyby nie ta mgła.
Jechałem dalej wzdłuż Warty. W sumie cały dzień był pod znakiem tej rzeki. Minąłem kilka bunkrów i dotarłem do Gorzowa Wielkopolskiego. Po szybkim objedzie kontynuowałem po znajomych drogach.
Wjechałem na wał przeciwpowodziowy. Koszmarnej jakości droga nie dawałaby frajdy, gdyby nie widoki. Zacząłem dostrzegać uroki mgły.
Im dalej od cywilizacji, tym droga była wygodniejsza. Widziałem mnóstwo ptaków, parę jeleni i dzika. Miałem minąć kilka wież widokowych, ale żadnej nie znalazłem. Za to zobaczyłem kładkę z widokiem, jak na Polesiu.
Zbliżał się zmierzch. Zastanawiałem się, czy uda mi się złapać wcześniejszy pociąg. Jechałem szybko, robiąc jak najmniej postojów. Udało mi się, a do tego wiem, że jeszcze wrócę w tamte strony.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubuskie, terenowe, rowery / Fuji, Park Narodowy „Ujście Warty”

Na zachód

  127.20  06:46
Pierwsza w tym roku mikrowyprawa, która chodziła za mną od stycznia. Zaczęła się pechowo, bo z przyzwyczajenia zresetowałem ustawienia w nowym Garminie. Pozmieniali kilka rzeczy (parę naprawili, ale też usunęli profil wysokości i statystykę maksymalnej wysokości) i opcja czyszczenia poprzedniej wycieczki znalazła się w innym miejscu. Na szybko skonfigurowałem go ponownie i mogłem ruszać na zachód.
Było pochmurno i musiałem walczyć z wiatrem. Do tego kondycja gdzieś uciekła, bo ciężko się jechało. Poleciałem przez Buk. Potem w Wąsowie trafiłem na pałac Hardta oraz zabytkową zabudowę. Przegapiłem drugi pałac, więc będę miał powód, by tam wrócić – również dla pięknej zabudowy mieszkalnej.
Do Nowego Tomyśla prowadziły drogi dla rowerów o lepszej i gorszej nawierzchni. O ile nimi były, bo nie dostrzegłem znaków dla rowerzystów. Jedynie kierowcy widzieli znaki przejazdów rowerowych.
Miałem jechać do Zbąszynia, ale wymyśliłem trasę przez lasy. Najpierw musiałem przedostać się przez rozległą grupę ludzi z kijami. Potem zostałem niemal sam. Drogi tylko miejscami były grząskie. Wiatrołomy po ostatnich wichurach usunięto – przynajmniej te z dróg. A ile leśnych widoków mijałem. Zatrzymywałbym się chyba za każdym zakrętem na zdjęcie.
W Trzcielu zdałem sobie sprawę, że już tam byłem. Nawet kilka razy. Za miastem zauważyłem, że coś mnie ominęło – drogi były mokre. W Międzyrzeczu było nadal jasno, więc wydłużyłem wycieczkę o jeszcze jedno miasto. Wpadłem na nieludzkie drogi dla kaskaderów oraz złapał mnie krótki deszczyk. Dojechałem do Skwierzyny i zatrzymałem się na nocleg.

Kategoria kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubuskie, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, terenowe, rowery / Fuji

Zimowy WPN

  40.28  02:10
Napisałbym, czego to nie planowałem na ten weekend, ale przejdę od razu do opisu tej krótkiej wycieczki. Ruszyłem na południe ku Wielkopolskiemu Parkowi Narodowemu. Słońce oślepiało, a ulice były mokre. Trochę obawiałem się wjeżdżać w teren, ale nie było tak źle. Ziemia była zamarznięta, więc nawet piaszczyste odcinki nie stanowiły żadnego kłopotu. Przejechałem po szlaku wzdłuż Warty, a potem odbiłem na Puszczykowo. Chciałem zobaczyć drogę dla rowerów, która od paru lat plątała się po mapie w mało dostępnej okolicy. Okazało się, że to ścieżka rowerowo-edukacyjna. Dostrzegłem tylko jeden plan obszaru z oznaczeniem dla wtajemniczonych, że droga jest dla rowerów, więc musiałem omijać pieszych. Na końcu była ciekawostka w postaci znaku drogi dla rowerów, ale umieszczonym przy wejściu na drogę dla pieszych, którą widziałem oznaczoną na wspomnianym planie. Jak widzę po rowerzystach jeżdżących po szlakach dla pieszych czy w ogóle po drogach niebędących szlakami na terenie parku, to pewnie dyrekcji jest obojętne prawidłowe oznaczenie szlaków.
Żałowałem, że ruszyłem tak późno, bo słońce coraz rzadziej zerkało zza chmur, aż kompletnie zniknęło. Zrobiło się chłodno, więc pojechałem tylko do Jezior. Rozwalili wygodną drogę, która była alternatywą dla dziurawego asfaltu. Koszmarnie wytelepało mną. Potem jeszcze kawałek po betonowych płytach, dalej po szlakach i w Komornikach wjechałem na nową drogę dla rowerów. Krawężniki niewygodne, ale telepało zdecydowanie mniej, niż gdyby jechać drogą z płyt betonowych.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Fuji

Park Narodowy „Ujście Warty”

  106.62  05:47
Poranek przywitał mnie temperaturą na plusie. W nocy padało, więc ulice były mokre. Wiatr nieznacznie się zmienił, ale wciąż wiało z południa. Kontynuowałem podróż na północ.
Szlak Zielona Odra biegł po wale. Kostka nie była wygodna, ale lepsze to niż płyty z betonu. W końcu też doczekałem się asfaltu. Jesienią widziałem rowerzystę mknącego po nim. Nareszcie i ja mogłem przekonać się, jak cienką warstwę asfaltu wylali. W wielu miejscach nadaje się do remontu. Nie nacieszyłem się długo, bo kostka wróciła, a potem zmieniła się w dziurawą gruntówkę.
W Kostrzynie tylko zatrzymałem się na rozgrzewającą kawę i ruszyłem po szlaku R1 biegnącym drogą krajową. Bardzo malowniczy. Zatrzymałem się niemal na każdym punkcie widokowym. Rozebrana linia kolejowa biegnącą wzdłuż tej ruchliwej drogi prawie idealnie nadaje się na drogę dla rowerów. Prawie, bo biegnie po niewłaściwej stronie drogi, ale dużo aut na niemieckich blachach wyprzedza niebezpiecznie blisko, więc taka inwestycja poprawiłaby bezpieczeństwo.
Dojechałem do Słońska. Miałem dylemat – jechać szlakiem przez park lub przez wioski, by podziwiać nadwarciańską architekturę, pełną szachulców i murów pruskich. Wybrałem pierwszą opcję i widoki były fenomenalne. Przynajmniej póki słońce nie schowało się za chmurami. Potem zachwyt opadł. Dotarłem do przeprawy promowej i znów musiałem zmienić plany. Była nieczynna, więc zwiedzanie północnej części parku zostawiłem sobie na lato. Tak samo architekturę na południe od Warty.
Tymczasem pojechałem do najbliższego mostu, kontynuując podróż na północ. Przejechałem przez wzgórze pełne anomalii, bo mijałem dużo śniegu na niektórych odcinkach. Potem tak się rozpędziłem, że źle pojechałem. Korygując błąd, pojechałem polną drogą, na której wpadłem w poślizg i wylądowałem w rowie. Nie wiem, jakim cudem straciłem równowagę. Krzaki wyhamowały mnie i dzięki temu nic złego nie stało się, a nawet utrzymałem równowagę. Na szczęście był to niemal koniec przygód. Czekały mnie jeszcze tylko dziurawe drogi, jazda po zmroku, ostatnia krajówka i znalazłem się w Myśliborzu.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Odra 2022, z sakwami, rowery / Fuji, Park Narodowy „Ujście Warty”

Grüne Oder/Zielona Odra

  107.74  05:44
Przymrozek nadal trzymał. Kontynuowałem podróż na północ. Dzisiaj wiatr osłabł i wiał z południa, ale że droga nie była prosta, to czasem boczny potrafił poprzeszkadzać.
Miałem wjechać na szlak Zielona Odra, dziwnie oznaczony niemiecką nazwą na mapie OpenStreetMap. Niestety nie znalazłem ani jednego znaku na całym odcinku, aż do Gubina. No cóż, przynajmniej droga była łatwa. Pomijając oczywiście beznadziejne odcinki z bruku w każdej wiosce. Mieszkańcy chyba lubią hałas, bo auta nawet nie zwalniają na takich drogach.
W Gubinie chciałem znaleźć kawiarnię, bo przymrozek dawał mi się we znaki, ale wszystko było zamknięte. Skończyłem w sieciówce. Przynajmniej rozgrzałem się. Potem wjechałem na koślawe drogi dla rowerów, które doprowadziły mnie niemal nad Odrę. Musiałem nadrobić dystansu do przeprawy promowej, aby dostać się na drugi jej brzeg. Poszło całkiem sprawnie.
Zorientowałem się, że Grüne Oder to jakiś oszukany szlak, a Zielona Odra biegła… wzdłuż Odry. No, prawie, bo nie widziałem ani jednego znaku. Do czasu, bo nagle zauważyłem niebieski szlak rowerowy. Wziąłem go za mój szlak. Nawet gdy pobiegł ciut inną drogą niż na mapie – po wałach nad Odrą. Betonowe płyty nie były wygodne. W końcu pojawił się zielony szlak rowerowy, który był tym właściwym, a niebieski to jakiś kolejny oszukaniec.
Już po właściwym szlaku dotarłem do Słubic. Po drodze nawet zaczął prószyć śnieg. Dobrze, że nie deszcz, który był w prognozie. Zatrzymałem się w tym samym hotelu, co parę lat temu.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Odra 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery