Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:57795.37 km (w terenie 3065.37 km; 5.30%)
Czas w ruchu:3391:54
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:435213 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:669
Średnio na aktywność:86.39 km i 5h 06m
Więcej statystyk

Czarny bocianie

  59.66  03:10
Po nocnej ulewie nie było ani duchoty, ani upału. Po niebie wędrowały chmury, więc i temperatura dawała się znieść. Kontynuowałem podróż do Krakowa.
Do Zatoru nie było nic ciekawego. Za miastem wjechałem na drogi wśród stawów. Tak się złożyło, że wypatrzyłem liska. Próbowałem go podejść, ale już się nie pokazał. Za to coś wystraszyło ptaki – lisek lub ja. Odleciało kilkanaście i zostały dwa: bociany czarne. Pierwszy raz je widziałem. Tak poza nimi były łabędzie, czaple, kaczki, mewy i pewnie wiele innych.
Trzeba było przekroczyć Wisłę. Nawigacja kierowała mnie na most kolejowy. Wyremontowany, żeby piesi i rowerzyści mogli bezpieczniej poruszać się po nim, ale był też napis zakazujący poruszania się. I tak nie miałem większego wyboru, bo przeprawa promowa, znajdująca się nieco dalej, była nieczynna, a mieszkańcy nie zgadzają się na budowę mostu drogowego, co demonstrują na przydomowych transparentach.
Przejechałem się kawałek po Wiślanej Trasie Rowerowej. Odcinek szutrowy stracił na jakości od mojej poprzedniej podróży po nim. Parę wiosek dalej wjechałem na odcinek leśny, który piął się w górę. Tam zobaczyłem zamek Tenczyn, który miał być dzisiejszą atrakcją, ale upraszczanie trasy pokrzyżowało mi plany.
Została mi już tylko prosta droga z kilkoma widokami i polem słoneczników. Pokonałem ją wielokrotnie, gdy spędzałem wakacje w Krakowie. Dojechałem do kolejnego noclegu. Wychodził taniej niż cokolwiek w Krakowie, więc podróż z Bielska-Białej do miasta królów rozłoży się na 3 dni. Ale nie to jest moim celem.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Pechowa herbaciarnia

  33.14  01:29
Ostatni dzień w Bielsku-Białej. Przeniosłem się najpierw do kawiarni, żeby tam trochę popracować, bo to tylko praco-wakacje, a potem ruszyłem w kierunku Krakowa. Pomyślałem, że mogę wystartować wcześniej, aby odwiedzić ponownie ogród japoński i wstąpić do herbaciarni.
Chmurzyło się, więc spieszyłem się. W końcu zaczęło kropić. Myślałem, że lunie, ale nic z tego. Mijałem tylko mokre ulice, a na niebie pojawiło się słońce. Zrobiło się parno i gorąco. Pot lał się, jakbym naprawdę był w Japonii. Co za dzień. Dotarłem jednak do celu i mocno się rozczarowałem. Zamknęli wcześniej. Drugi raz to samo. Ja mam jakiegoś pecha. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale kolejną próbę podejmę może za parę lat. Tymczasem obszedłem ponownie ogród i po powrocie do roweru zobaczyłem 42 °C na liczniku. Odczuwalnie było tyle samo.
Jechałem dalej, choć nie miałem daleko do kolejnego noclegu. Obawiałem się deszczu z prognozy pogody, więc zaplanowałem krótszy dystans. Akurat znowu pojawiły się chmury. Temperatura odrobinę zeszła, ale pozostawało ciężkie, wilgotne powietrze.
Kategoria kraje / Polska, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Słoneczniki nad Wisłą

  75.52  04:16
Ledwo wróciłem z jednej wyprawy, a już ruszyłem w kolejną. Nic mnie nie zachęcało do wyjścia w Poznaniu, więc ruszyłem w nowe kierunki. Tak jak w zeszłym roku, tylko z odrobinę dłuższym planem.
Opóźnionym pociągiem dostałem się do Katowic. Za oknem widziałem fascynujące chmury i dużo deszczu. W Katowicach było sucho przez kilkanaście minut. Potem się rozpadało… na kolejne kilkanaście minut. Wyszło słońce i przez jakiś czas mi towarzyszyło, choć ciemne chmury kilkakrotnie nadciągały i straszyły. Nic jednak nie spadło poza paroma kroplami.
W końcu trafiłem na słoneczniki. Wszystkie odwrócone od drogi, ale poradziłem sobie z tym. Potem przekroczyłem Wisłę o dość śmiesznie małym korycie, jeśli spojrzeć na szerokość rzeki w Krakowie czy Warszawie.
Mój plan na dzisiaj zahaczał o jedną atrakcję, ale gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie zdążę przed zamknięciem, zmieniłem plan. Trafiłem na Wiślaną Trasę Rowerową, której kawałkiem przejechałem się, aż dotarłem do Bielska-Białej. Tam zatrzymałem się na nocleg. A nawet na kilka.

Kategoria kraje / Polska, z sakwami, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, dojazd pociągiem, rowery / Fuji

Spacer po Gdańsku

  30.00  02:00
Strajk ostatecznie doszedł do skutku, ale zaskakująco mój lot do Oslo nie został anulowany. Miał jedynie nieznaczne opóźnienie. Na drugim lotnisku okazało się, że karton z rowerem uległ uszkodzeniu – w transporcie lub podczas przeszukania, bo dostałem go częściowo oklejonego taśmą. Obszedłem więc wszystkie butiki na lotnisku i udało mi się pożyczyć taśmę klejącą dopiero w punkcie nadania bagażu ponadwymiarowego. Co zabawne, tej samej taśmy użyli do oklejenia przeszukanego bagażu.
Drugi lot też był opóźniony i wylądowałem dopiero po północy. Wypadło na Gdańsk, bo było to najtańsze połączenie. Zarówno przez Oslo, jak i przez Gdańsk przeszły ulewy, więc powietrze było całkiem rześkie w porównaniu z północną Norwegią. Dziwnie było znów zobaczyć noc.
Mając sporo czasu do pociągu, złożyłem rower i wybrałem się na krótką przejażdżkę połączoną ze spacerem. Odwiedziłem Park Oliwski, przejechałem się nad morze, potem przespacerowałem się po centrum. Temperatura wahała się od 35 °C rano do 20 °C, gdy naszły chmury. Zachmurzyło się dwukrotnie. Za pierwszym razem spadła tylko kropla, za drugim lunęło przez kilkanaście minut. Po deszczu pokręciłem się jeszcze i wsiadłem w pociąg.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / pomorskie, z sakwami, rowery / Fuji

Lakselv

  17.92  01:16
W nocy pokropiło, rano było zachmurzenie, ale potem i tak słońce rozgrzało mój namiot, dając do zrozumienia, że pora wstawać.
Nie było żadnych aktualizacji w sprawie strajku lotników, więc decyzja zostanie podjęta, gdy będę na pokładzie samolotu. Mając część dnia wolnego, wybrałem się na przejażdżkę po mieście. Temperatura od rana podskoczyła do 35 °C, ale była groźba deszczu, więc nie zamierzałem długo się kręcić. I tak wszystko było zamknięte przez niedzielę.
Po powrocie na kemping zakwaterowałem się w pokoju, gdzie było gorąco, komary cięły jak szalone. W Norwegii jeszcze nie odkryli moskitier na okna. W takich warunkach przyciąłem karton do wymiarów mojego roweru, spakowałem wszystko (zgubiłem gdzieś klucz do odkręcania pedałów, ale uprzejmość tutejszych ludzi nie ma granic) i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do domu.
Pozostaje krótko podsumować tę długą wyprawę. W ciągu 40 dni przejechałem 3329 km. Do tego trzeba dodać 155 km w dwóch pociągach, 282 km na 22 promach, 63 km na dwóch łodziach, 365 km w pięciu autobusach i 80 km w dwóch autach, a jeszcze nie policzyłem dystansu pokonanego pieszo. Najwyżej byłem na 1222 m n.p.m., najniżej na 212 m p.p.m. Na mojej drodze stanęło 85 tuneli (wiem, bo sfotografowałem chyba każdy z nich), z czego najdłuższy miał niemal 7 km. Zrobiłem łącznie 5032 zdjęcia. Norwegia od samego początku zaskakiwała. Klimat w maju, urokliwa architektura, ogólne bezpieczeństwo na drogach, piękne fiordy, niesamowite widoki, drogi zasypane śniegiem, dziwne deszcze (miałem szczęście, że padało tylko kilka dni), dni polarne, okropne upały, islandzkie wiatry, tunele, renifery, problemy z nietypowymi rozwiązaniami, awarie i wiele, wiele więcej. Niewykluczone, że jeszcze tu wrócę. Zostało tyle miejsc do odkrycia.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Fiord Porsanger

  54.63  03:28
Co innego mogło mnie obudzić, jak nie słońce? Tym razem drzewo, pod którym się rozbiłem, dawało nieco więcej cienia, więc miałem jedynie 24 °C w namiocie. Zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Dzisiaj było bardzo mało atrakcji. Przejechałem jedynie obok rezerwatu przyrody Stabbursnes, który jest siedliskiem wielu gatunków ptaków, a do tego wygląda nietypowo z głazami rozrzuconymi na całych mokradłach. Komary i inne paskudztwa gryzły w cieniu jak oszalałe. Temperatura dochodziła nawet do 35 °C. Jechałem cały czas na południe wzdłuż fiordu Porsanger, cały czas pod słońce. Do tego wiało w twarz. O ile przed południem było to rześkie powietrze, o tyle później buchało ciepłem niczym z piekarnika.
Według ostatnich informacji z frontu strajkowego początek strajku lotników został przełożony z dzisiaj na poniedziałek, czyli na dzień mojego wylotu. Nadal status lotu do Oslo to „prawdopodobnie zostanie odwołany, jeśli nastąpi strajk”. Będę więc do ostatniej minuty czekał z informacją o strajku. Być może będę siedział w samolocie, gdy strajk zostanie ogłoszony, ponownie przesunięty lub odwołany.
Spieszyłem się do Lakselv przed zamknięciem jedynego sklepu rowerowego. Udało się, dostałem karton na rower… elektryczny. Gigantyczne pudło, które będę musiał poprzycinać, bo z pewnością nie zmieści się do samolotu. Już poprzednie ledwo wchodziło na taśmę skanera na lotnisku. Problemem logistycznym było przetransportowanie tego na kemping, gdzie zaplanowałem spędzić resztę urlopu. Nie udało mi się w żaden sposób przymocować kartonu do roweru, więc zostawiłem swój pojazd i ruszyłem pieszo. Zwykłe pudło, a tyle problemów. Udało mi się donieść je na plecach, ale była to okropnie wyczerpująca wędrówka. Na kempingu poznałem Fina, który zaoferował, że przechowa pudło w domku u siebie, bo jutro ma padać. Potem jeszcze podrzucił mnie do miasta, żebym nie musiał iść do roweru. Odwiedziłem jeszcze kilka sklepów, bo jutro wszystko ma być zamknięte, jak co niedzielę, a potrzebowałem folii do owinięcia sakw, aby stworzyć z nich jeden bagaż. Do tego chciałem kupić trochę słodkości dla znajomych i dla siebie. Dobrze, że na kempingu była lodówka, bo w tym upale wszystko rozmemłałoby się.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Przylądek Północny

  62.29  04:17
Obudziło mnie oczywiście słońce. Na szczęście musiało być wcześniej pochmurno, bo gorąco w namiocie zrobiło się dość późno. Na zewnątrz panowała całkiem przyjemna temperatura. Idealna na zdobycie szczytu. Z wolna ubrałem się i ruszyłem pod górę.
Niepokoiły mnie chmury unoszące się nisko nad szczytami otaczających gór. Zwykle widywałem takie podczas deszczu. Stwierdziłem, że muszę się pospieszyć. Kilka zakrętów dalej mgła przecięła drogę. Sunęła niczym chmury po niebie. Pchał ją oczywiście wiatr. Przejechałem przez mgłę i zrobiło się czysto, ale za kolejnymi widokowymi zakrętami mgła wróciła. Czasem się przejaśniało, dużo częściej widoczność spadała do kilkunastu metrów. Ubrania przemakały przez wiatr pchający mgłę, ale na tyle słabo, że kurtka w zupełności wystarczała.
W końcu dotarłem na miejsce po ponad miesięcznej podróży. Na bramce dostałem darmowy bilet (zmotoryzowani goście muszą płacić). W multifunkcjonalnym budynku widziałem wielu ludzi. Przed nim stało też mnóstwo rowerów. Pomnik globusa na skraju klifu był oblegany. Widoczność znikoma, choć i tak wiele więcej nie zobaczyłbym poza bezkresem Oceanu Arktycznego.
Nie zainteresował mnie przylądek Knivskjellodden, najdalej na północ wysunięty punkt Europy, do którego można dostać się tylko pieszo, co zabiera nawet kilka godzin. I tak Nordkapp znajduje się na wyspie, a przecież Svalbard, który jest wysunięty jeszcze bardziej na północ, też jest wyspą, więc jedynym magnesem Przylądka Północnego jest najdalej na północ położona droga. Z kolei najdalej na północ wysunięta część kontynentalnej Europy leży na przylądku Nordkinn, jednak ten jest jeszcze bardziej niedostępny dla turystów z uwagi na brak szlaków (wyczytałem, że wędrówka tam zabiera 2 dni).
Zrobiłem jakieś zamglone zdjęcia i uciekłem do ciepłego budynku. Zwiedziłem sporej wielkości sklep z pamiątkami i zjadłem urodzinowego gofra (Norwegowie uwielbiają gofry). Po godzinie sytuacja się nie zmieniła, więc zebrałem się w drogę powrotną.
Miałem pewien szalony plan. Było późno, więc miałem do pokonania długą drogę w krótkim czasie. Mgła miejscami ustępowała, więc pewnie godzina lub dwie i na górze byłoby ładnie. Wjechałem na drogę, na której wczoraj walczyłem z okropnym wiatrem. Tym razem widoki były dużo bardziej atrakcyjne, aż dotarłem do zjazdu. Tam aż zaniemówiłem z wrażenia. Żadne zdjęcia nie oddają tego, co widziałem na żywo. Widok na dolinę przeciętą rzeką podczas zjazdu był po prostu niesamowity. Nie mogłem się nie zatrzymać, choć czas mnie gonił. Liczyłem każdy kilometr, aż zatrzymał mnie ruch wahadłowy. Trwało to niezwykle długo, kiedy zorientowałem się, że stałem za moim transportem. Chciałem dostać się do Honningsvåg na autobus, aby ominąć tunel podwodny oraz nieciekawą drogę, którą już widziałem w inny upalny dzień. Pogoniłem za autobusem, ale był za szybki. W miejscu postoju autokarów wskazali mi przystanek, który był pusty. Było po godzinie odjazdu, więc zawiedziony zacząłem jechać dalej, aż pojawił się mój transport. Po prostu pojechał na koniec miasta i był opóźniony. Na szczęście było jedno miejsce na rower. Pozostałe zajmowali rowerzyści, których spotkałem na Przylądku Północnym. Mój cały plan się udał.
Po raz trzeci znalazłem się w Olderfjordzie. Temperatura była dużo wyższa niż na zamglonej północy, więc cieszyłem się, że ominąłem jazdę w upale. Zatrzymałem się na obiedzie w supermarkecie i pojechałem na południe, żeby znaleźć miejsce na nocleg. Tym razem w lasku przy drodze. Nie było owadów, gdy się tam pojawiłem, ale niemal mnie zjadły, gdy skończyłem rozbijać namiot.
Zorientowałem się, że na stronie z informacjami o stanie dróg można sprawdzać rozkład rejsów promów. Zauważyłem to, gdy jeden z promów, z którego korzystałem, został wstrzymany z powodu braku personelu. Do tego kamera na Nordkappie pokazywała przejrzystą drogę bez mgły. A skoro o pracownikach mowa, to dostałem wiadomość, że skandynawski związek lotniczy może rozpocząć strajk. Mój powrót do Polski w ciągu nadchodzących dni może się opóźnić. Może nawet mój pierwotny plan powrotu do Polski przez Finlandię będzie musiał zostać ponownie rozważony.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Przesada z tym wiatrem

  33.82  02:47
Wstałem późno, a właściwie znów obudziło mnie słońce, które jakoś przedarło się przez gęste chmury i rozgrzało mój namiot. Mimo to nawet się wyspałem. Nadal wiało, ale dzięki zabezpieczeniu namiotu linkami wszystko stało na swoim miejscu. Z wolna zjadłem śniadanie w kempingowej kuchni, słuchając narzekań osób, które spały w toaletach i prysznicach. Wybiło południe, gdy w końcu ruszyłem.
Mój plan na dzisiaj był bardzo krótki, więc pojechałem do Honningsvåg, żeby pokręcić się tam, odwiedzić sklep z pamiątkami i uzupełnić zapasy. Potem ruszyłem dalej. Zaniepokoiły mnie mgła w górach i ciemne chmury na północy. Jazda drogą z wczoraj niewiele się zmieniła. Wiało okrutnie, zwłaszcza z boku, a do tego zaczęło mżyć. Wiatr nasilił się na podjeździe, dlatego zrezygnowałem z odwiedzenia Kamøyvær. Na wysokości 200 m n.p.m. wiało już tak, że roweru nie dało się prosto utrzymać, zwłaszcza gdy mijały mnie auta (niektóre kierowane przez debili). W pewnym momencie musiałem nawet wspomóc się, prowadząc rower, co też nie było proste.
Mżawka czasem przybierała na sile, ale niektóre odcinki drogi były dziwnie suche. Podejrzewam, że silny wiatr nie pozwalał opaść kroplom. W słońcu, które czasem przebiło się przez chmury, widziałem, że nawet padało poziomo.
Przemokłem, choć silny wiatr nawet nie dawał mi tego odczuć. Mogłem się przebrać, ale i tak czekało mnie pranie, więc wszystko było mi obojętne. Tylko zmieniłem rękawice, bo nie mogłem wytrzymać w mokrych.
Zacząłem zjazd z gór. Wiatr zmniejszył się, mżawka ustała. Przypomniał mi się podobny dzień na Islandii. Dotarłem do kempingu, rozbiłem się na beznadziejnym polu, bo śledzie nie chciały wchodzić w skaliste podłoże. Przynajmniej przestało wiać. Mżawka tylko od czasu do czasu przypominała o sobie. Wziąłem długi i gorący prysznic, włożyłem suche ubrania, zjadłem polską potrawkę z renifera, która była jedyną pozycją w menu, a potem nawet wybrałem się na spacer po wysuniętej najdalej na północ wiosce rybackiej. Buty mi przemokły przez tę całą mżawkę.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

212 m p.p.m.

  99.11  06:30
Tutejsze drzewa na wiele się nie zdały. Dawały tak mało cienia, że w namiocie miałem 27 °C, ale zmęczenie wzięło górę, bo tylko otworzyłem tropik i ponownie obudziłem się po kilku godzinach.
Kolejny dzień upałów. Nawet komary gdzieś przepadły. Przynajmniej na chwilę, bo skończyłem pakowanie i kilka mnie udziabało. Przynajmniej nie było ich tyle, co podczas rozbijania obozu.
Nie mogłem znaleźć cienia, więc śniadanie zjadłem dopiero w cieniu przydrożnej latryny (oczywiście komary już tam czekały). Turyści wydawali się cieszyć z tego upału. Ja niestety nie podzielałem tej radości. Czekał mnie długi dzień.
Na niektórych odcinkach wiało, dając odrobinę ochłody od lejącego się z nieba żaru. Ulgę dawały też tunele, ale nie było ich zbyt wiele. W końcu dojechałem do takiego, który miał kilka ekstremów. Już znak ostrzegający o mgle mnie zaniepokoił. Dalej była tablica z danymi: 6870 m długości oraz 212 m p.p.m. w najniższym punkcie. W Japonii było tylko 50 m, więc to będzie mój rowerowy rekord (jak nie życiowy, bo w Wieliczce schodzi się na 135 m) i nie sądzę, bym mógł go gdziekolwiek pobić.
Tunel wyglądał na stary (ukończony w 1999 r.), miejscami przeciekał. Tylko kilka turbin pracowało, więc powietrze pewnie było czyste. Mgła była niewielka, nie psuła widoczności. Zjazd był rześki, nawet aż za bardzo, ale lekka bluza wystarczyła. Potem i tak rozgrzałem się na wyczerpującej drodze w górę. Nie wiało poza podmuchami nielicznych aut, więc byłem cały mokry.
Za tunelem było miejsce postojowe. Znalazło się nawet zadaszenie – absolutny ewenement w Norwegii. Odpocząłem, wyschłem, zjadłem i nie dałem się zjeść komarom. Cóż, na początku wyprawy miałem mniejszego pecha do tych gadzin.
Kolejny długi tunel miał 4,5 km, ale biegł przez górę, więc był łatwy. W środku wisiała albo mgła, albo mieszanka pyłu, ale nie plułem płucami, więc pewnie to pierwsze.
Za tunelem był Honningsvåg, najdalej na północ wysunięte miasteczko. Przejechałem przez nie i znalazłem dobre miejsce na obóz. Obok drogi były ławka i dużo trawy. Ruch był dziwnie duży, bo droga prowadziła tylko do małej wioski, ale do wieczora pewnie ustałby. Gdyby nie wiatr. Nagle zaczęło wiać. Namiot z początku dawał radę, ale wichura nasilała się, że wyrwało śledzie, a potem zaczęło niemal kłaść namiot. Miarka się przebrała. Spakowałem się, zauważając, że aluminiowe pałąki stelaża powyginały się. Nie wiem, jak długo mogło wiać, ale wolałem nie testować sprawności mojego namiotu. Pojechałem na najbliższy kemping.
Droga nie była prosta. Wiatr targał mną, że ciężko się jechało. W końcu dotarłem na miejsce. Nie mieli żadnego wiatrochronu na polu namiotowym, jak to było na Islandii. Rozbiłem się za jakimś domkiem, gdzie wciąż wiało, ale nie tak okropnie. Użyłem dodatkowo linek, żeby znowu nie położyło mi namiotu. Miałem się ich pozbyć, ale chyba pierwszy raz znalazły zastosowanie. Inne namioty przetrwały wichurę w różnym stopniu, ale stały na otwartej przestrzeni. Dużo ludzi przeniosło się do pomieszczeń socjalnych. Widziałem toalety i prysznice wypełnione śpiworami.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji

Nasjonale turistveger

  93.36  06:08
Byłem przekonany, że wzgórze da mi schronienie przed porannym słońcem. Niestety już po piątej miałem 30 °C w namiocie. I tak po raz pierwszy spałem półnagi poza śpiworem, ale to było za mało. Otworzyłem namiot i w ten sposób udało mi się wpuścić choć trochę wciąż szalejącego wiatru, ale zasnąć już nie mogłem. Dobrze przynajmniej, że nie było żadnych owadów, które już kompletnie nie dałyby mi nawet poleżeć.
Poleżałem tak jeszcze z godzinę i zebrałem się. Poza namiotem temperatura była dużo lepsza, było nawet rześko, zwłaszcza w cieniu, ale po raz pierwszy ubrałem się na krótko, bo do tej pory przyjemnie jeździło mi się w długim rękawku. Zapowiadał się jednak nieprzyjemnie gorący dzień.
Tytuł wpisu oznacza Krajowe Drogi Turystyczne. Zostały one skrupulatnie wybrane przez Norweską Administrację Dróg Publicznych. Przejechałem przez kilka takich dróg i wczoraj znalazłem się chyba na najładniejszej z nich – na drodze Havøysund, po której dzisiaj kontynuowałem jazdę.
Na poranek zostawiłem sobie większy podjazd i już o tej porze było ciężko. Brak cienia, pot lejący się strumieniami. Oj, nie było łatwo. Na szczęście na górze wiatr mnie ochłodził. Potem zaczęły się ciekawe rzeczy. Skały, które składały się warstwami jak klocki. Tworzyły przeróżne formy, niczym Maczuga Herkulesa. Wieczorem wyglądały dużo piękniej. Ciężko było jednak znaleźć miejsce do odpoczynku, aby poczekać do kolejnego wieczora, a gdy już znalazłem odrobinę cienia w tym upale, to rzucały się na mnie komary. Nawet nie wiem, kiedy mnie pogryzły.
Gorąc dawał się we znaki. Zrezygnowałem z objazdu okolic i ruszyłem prosto do Olderfjordu, czyli punku wyjścia. Tam zatrzymałem się na dłużej. Zjadłem w markecie, bo mieli siedzenia wewnątrz. Na zewnątrz było 29 °C w cieniu i nawet 33 °C na słońcu. Nie mieli już nawet lodów, tak się ludzie rzucili.
Piekła mnie skóra, bo chyba pierwszy raz w tym roku opaliłem nogi. Twarzy też się oberwało. Mam tylko nadzieję, że tym razem będzie równo, bo ciągle mam problem, że nieopalone zostają miejsca pod paskami od kasku.
Spędziłem kilka godzin w cieniu i ruszyłem w dalszą drogę, choć o 18 słońce nadal paliło skórę. Szukanie noclegu na tej drodze nie było proste. Najlepsze miejscówki były prywatne, potem minąłem dużo niezbyt bezpiecznych skał, aż na jednym ze wzgórz znalazłem obiecujące miejsce. Tym razem chciałem mieć cień o poranku, więc rozbiłem się między drzewami. Jak przez ostatnie dwa wieczory nie atakowały mnie żadne stworzenia, tak dziś całe hordy komarów ganiały mnie tak, że spociłem się bardziej niż na podjeździe. Koszmar. Przynajmniej temperatura wieczorem zaczęła być znośna. Może tym razem uda mi się pospać nieco dłużej.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery