Od czasu do czasu oglądam anime, czyli japońskie filmy animowane. Z jakiegoś powodu, gdy słyszę nazwę Naruto, od razu kojarzy mi się Bleach, a są to dwa różne tytuły. Naruto to również nazwa miasta, do którego się dzisiaj udałem.
Przedłużyłem swój pobyt o dwa dni. Właścicielka poleciła mi odwiedzić park w Naruto, więc rzuciłem okiem na mapę i pojechałem na wschód.
Wyspa Shikoku jest słynna ze szlaku pielgrzymkowego, który prowadzi przez 88 świątyń buddyjskich. Śmiałkowie pokonują go na przeróżne sposoby: autami, rowerami oraz tradycyjnie, pieszo. Tych ostatnich można spotkać na drodze wokół wyspy ubranych na biało ze słomianymi kapeluszami. Również i dzisiaj miałem okazję zobaczyć kilku z nich.
Dojechałem do Naruto. Widziałem z daleka zamek na wzgórzu, więc chciałem wejść na górę i zobaczyć panoramę okolicy. Zdziwiłem się, gdy obiekt był zamknięty, ale znalazłem mały taras widokowy przy chramie obok zamku. Widoki były rozległe.
Dojazd do mojego dzisiejszego celu był z lekka utrudniony. Miałem do pokonania kilka mostów, a na każdym z nich wiało niesamowicie. Nie zdmuchnęło mnie, ale mało brakowało. Dojechałem pod park, zostawiłem rower i poszedłem na dłuższy spacer. Główną atrakcją parku są wiry wodne, które formują się pod mostem. Ów most został częściowo przeznaczony pod taras widokowy. Oczywiście płatny, bo wiry trzeba jakoś zakręcić. Żartuję, jest to zjawisko naturalne, ale za obejrzenie i tak żądają pieniędzy. Darowałem sobie i poszedłem rzucić okiem na wzniesienie z widokiem na okolicę. Wiało tam równie mocno, co na mostach, więc szybko zawróciłem do roweru.
Zrobiło się jakoś późno, więc ruszyłem w drogę powrotną. Dla urozmaicenia wycieczki pojechałem drogą na około. Było kilka ciekawych widoków i deszcz. Nie widziałem go w prognozie pogody i ponieważ na niebie nie było chmur, to też się go nie spodziewałem. Na szczęście nie było to nic strasznego i wróciłem prawie suchy.