Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

góry i dużo podjazdów

Dystans całkowity:44801.34 km (w terenie 2884.70 km; 6.44%)
Czas w ruchu:2627:47
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:481246 m
Suma kalorii:35974 kcal
Liczba aktywności:492
Średnio na aktywność:91.06 km i 5h 26m
Więcej statystyk

Jeszcze trochę

  70.14  04:42
Obudził mnie deszcz, który trwał tak krótko, że namiot wysechł w słońcu, które chwilę potem zaczęło świecić. Było ciepło, jak na północną Norwegię. Jeszcze kilka tygodni temu zdarzało mi się zatrząść z zimna w nocy, gdy nie miałem długiego rękawka albo spodni, a teraz jest aż za ciepło, żeby spać w takim ubiorze.
Tego słońca nie było za dużo. Przeważały chmury. Te za plecami były ciężkie, że aż zaczęło z nich lecieć. Potem z kolejnych chmur na horyzoncie tworzyły się lokalne opady, tylko nade mną tak od biedy raptem kilka kropel poleciało.
Ruch na krajówce był dość mały. Przynajmniej przed południem, bo później ciężko było trafić pustą drogę do zdjęcia. Zobaczyłem pierwszy znak miejscowości w wielu językach – i to aż w trzech, bo poza Norwegami te ziemie zamieszkują Saamowie (znani w Polsce bardziej jako Lapończycy) oraz Kwenowie.
Widziałem coraz więcej lokalnych opadów wokół mnie. Jeden nawet wydawał się przesuwać w moją stronę, ale on tylko zapędził mnie w kozi róg. Przede mną też był deszcz, w który wjechałem. Nie padał mocno, więc nie przebierałem się, ale rozważałem postój pod zadaszeniem, żeby schować się przed wiatrem. Nie mogłem na nic trafić, więc zatrzymałem się przy drodze, wyciągnąłem parasolkę i wtem przestało padać.
Poza niekończącymi się podjazdami była także stara droga, bo nowa poleciała tunelem (widziałem ciężkie powietrze na wjeździe, więc nawet nie chciałbym tamtędy jechać). Taka szeroka, a jakże pusta. No i wymagała wysiłku, bo pięła się trochę do góry. Moje łydki nadal mszczą się za wejście po 1203 stopniach schodów Sherpatrappa. Dzisiaj nawet chodzenie nie było komfortowe, a co dopiero jazda pod górę.
Dalsza droga nie wyróżniała się niczym szczególnym wobec widoków z ostatnich dni. Było pochmurno, słonecznie, były widoki z przodu, z tyłu, trochę z boku. Miejsce na obóz znalazłem dość wcześnie – przy drodze, w miejscu polany po wycince sprzed paru lat. Wieczorem ruch niemal ustał, więc było znośnie. Tylko strasznie dużo muszek latało. Jeszcze trochę i dotrę do celu.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Alpy Lyngeńskie

  80.60  05:22
Pomimo dnia przerwy wcale nie odpoczywałem. Bynajmniej nie mokłem, bo jako nieliczny chodziłem w tym deszczowym dniu pod parasolką. Emīls i Karlīna wskazali mi ciekawe miejsca w Tromsø, więc przespacerowałem ponad 20 km. Odwiedziłem Muzeum Trolli, zjadłem gulasz z renifera w restauracji, wspiąłem się po schodach Sherpatrappa na wysokość 420 m n.p.m., o co moje łydki miały dziś pretensje. Odwiedziłem też kilka serwisów rowerowych. Szukałem częściowo zużytego łańcucha, ale wszędzie byli po dniu wywozu metalu. Dostałem jakieś dwa łańcuchy, ale nie ma pewności, czy zadziałają. Sprawdzę to dopiero, gdy obecny łańcuch kompletnie odmówi współpracy, bo nie spieszy mi się brudzić rąk.
Dzisiaj, gdy tylko miałem wychodzić, włączył się prysznic za oknem. Na szczęście szybki, bo wyszło też słońce. Wszystkie góry wokół miasta były przejrzyście widoczne, więc ciężko się jechało, gdy co chwila trzeba było się zatrzymywać na zdjęcie. Po prostu nie mogłem się oprzeć. Miałem wrażenie, że byłem jedynym w całej Norwegii rowerzystą z aparatem, bo nie widziałem, żeby ktokolwiek zatrzymywał się nawet na byle jakie uwiecznienie chwili.
Miałem dużo czasu do promu, ale przez te postoje zaczynało mi go brakować. Nawet zacząłem omijać niektóre krajobrazy, żeby tylko zdążyć na… opóźniony prom. Nieco ponad kwadrans poślizgu, ale to dużo na zrobienie dodatkowych zdjęć.
Znalazłem się na półwyspie Lyngen, na którym znajdują się Alpy Lyngeńskie. Emīls mówił, że najlepszy widok na nie jest z przysiółka Oldervika, ale nie był mi po drodze. Ciężko dojrzeć pasmo górskie z podnóża, ale okoliczne góry wyglądały niezwykle bajecznie. Mimo że było słonecznie, to dało się odczuć chłód bijący od otaczających mnie śnieżnych szczytów. Ponownie nie mogłem oprzeć się postojom na zdjęcia. Tym razem było to proste, bo ruch aut był generowany niemal tylko przez promy.
Wsiadłem na mój ostatni podczas tej wyprawy prom. Dalej była już tylko droga krajowa. Niestety duży ruch psuje przyjemność z jazdy. Wieczorem było to jeszcze jakoś znośne, gdy liczba aut spadała, ale martwią mnie kolejne dni.
Na koniec otrzymałem widok na Alpy Lyngeńskie, choć nie wyróżniały się z wcześniejszych widoków. Może od drugiej strony były ładniejsze. Udało mi się za to bez problemu i moczenia butów znaleźć miejsce na obóz – tuż przy półdzikim punkcie widokowym – z widokiem na góry.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Tromsø

  90.87  06:27
Jednak zaspałem na poranny prom. Przynajmniej wyspałem się i lepiej się czułem. W śpiworze miałem strasznie gorąco, więc może bakcyl się usmażył. Tylko czułem gardło, jakby stan zapalny.
Ugotowałem śniadanie, bo przez brak czynnych sklepów nie miałem nic więcej do jedzenia poza żywnością liofilizowaną. Z wolna zebrałem się i ruszyłem. Było całkiem ciepło, niebo zachmurzone, ale bez opadów.
Pojeździłem tu i tam, zrobiłem zakupy w supermarkecie, który otwierał się na tyle późno, że rano na pewno byłbym głodny, a potem pojechałem na przystań promową. Prom czekał dobre 2 godziny przed wypłynięciem, ale wejście było możliwe dopiero przed rejsem. Brakowało też poczekalni, ale za to zaskoczyła mnie toaleta z darmowym prysznicem. Niespotykane w kraju z prysznicami na monety na kempingach.
Niestety mocno wiało i nawet chowanie się za budynkami na wiele się nie zdało. Przemarzłem i czułem, że to nie polepszy mojej sytuacji. Przynajmniej pół godziny na promie zapewniło trochę ciepła. Na kolejnej wyspie było chłodno. Pojawiło się kilka widoków, ale w burej kolorystyce.
Zjadłem kabanosa z renifera. Był strasznie tłusty, ale tyleż samo miał białka. Potem spotkałem stadko reniferów. Wieczorem dowiedziałem się, że należą one do rdzennych mieszkańców północnej Skandynawii – Saamów.
Wjechałem do Tromsø. Mój szlak poprowadził mnie przez wzgórze, a mogłem objechać wyspę bez takiego podjazdu. Miałem sporo czasu, więc zrobiłem sobie krótką wycieczkę po centrum, a potem spotkałem się z Emīlsem, u którego planowałem zostać na dwie noce. Jeszcze niedawno byłem 4 dni do tyłu z planem, a teraz jadę o 3 dni za szybko.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Niewyraźnie to widzę

  113.04  07:17
Coś mnie dopadło. Bolały mnie wszystkie mięśnie, czułem niechęć do ruszania się, jedzenia. Długo mi zeszło zanim wstałem. Wcisnąłem w siebie banana, popiłem aspiryną i powoli zacząłem dochodzić do siebie. Nie wróży to dobrze na przyszłość tej wyprawy.
Było mgliście. Na niektórych obszarach jakby wylało się mleko, na niektórych nawet wyłaniało się słońce. Do tego straszyło deszczem, pokropując od czasu do czasu.
Dotarłem w porę na jeden z trzech codziennych promów. Rejs trwał godzinę czterdzieści i strasznie bujało. Zjadłem w promowym bufecie, bo dzisiaj niedziela i mogłem mieć kłopoty ze znalezieniem czynnego marketu (albo raczej butiku, bo tylko one funkcjonują w niedziele).
Na nowym lądzie pojawiły się przejaśnienia, ale także podjazdy. O ile Andøya była płaska, o tyle Senja przypominała typową, pofałdowaną Norwegię. Były długie podjazdy, tunele, fiordy, a do tego było chłodno. Słońce niewiele pomagało, choć wyjątkowo na podjazdach trzeba było się rozbierać.
Tak jak się obawiałem, nie udało mi się znaleźć czynnego sklepu. Pojechałem jak najbliżej kolejnego promu, żeby zdążyć dojechać na poranny rejs i zrobić zakupy, bo skończyła mi się aspiryna, a powinienem wziąć coś mocniejszego. Znalazłem miejsce na zacisznym wzgórzu. Było mniej komarów niż na podmokłych torfowiskach nad jeziorami. Tylko zachmurzone niebo nie napawało optymizmem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Problem za problemem

  116.29  07:14
Przegapiłem moment przekroczenia koła podbiegunowego. Czekałem wczoraj na zachód słońca i się nie doczekałem. Słońce po prostu przesunęło się poziomo i schowało za górami, a nie za horyzontem.
Niebo było zachmurzone, jakby miało się na deszcz. Przynajmniej w nocy nie padało. Drogi były wąskie, ale ruch niewielki. Nawet na chwilę się przejaśniło. Przejechałem pierwszy podwodny tunel i nie podobało mi się. Wąski i brudny chodnik, a pyłu w powietrzu tyle, że długo potem wykrztusić tego nie mogłem. Choć nadal daleko temu do gęstej zawiesiny w tunelu na Tajwanie.
Pojechałem do sklepu z elektroniką. Nie mieli oryginalnej ładowarki do baterii do aparatu, ale wytrzasnęli jakieś uniwersalne ustrojstwo. Pokazali, jak ładować baterie i – nie chcąc ryzykować brakiem możliwości robienia ładniejszych zdjęć – kupiłem tę tandetę. Po powrocie muszę naprawić ładowarkę, bo nie chcę uszkodzić baterii nieoryginalnym urządzeniem. Teraz będę chociaż spokojniejszy o dalszą możliwość robienia zdjęć aparatem.
Znów pojawiła się chmura, ale nie na długo. Szlak poleciał drogą o mniejszym ruchu i po kilku fiordach ukazały się piękne widoki na góry. Zrobiło się słonecznie, ale chłodno. Zastanawiam się, czy to przez pogodę, czy przez szerokość geograficzną.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio patrzyłem na obręcz, ale była wykrzywiona. Sprawdziłem szprychy i trzymały się. Zauważyłem pęknięcia na obręczy przy nyplach. Już podobnie miałem w kolarzówce i jeździło się bez problemu. Obejrzałem jednak obręcz dokładniej i przeraził mnie widok wyrwanego nypla. Pęknięcie wyglądało poważnie, tylko kiedy to się stało? Serwisy rowerowe to jakaś abstrakcja w Norwegii. Najbliższy sklep z częściami jest oddalony o dzień drogi. Zapowiada się ciekawie.
Chciałem trochę nadgonić z dystansem, skoro jest pogodnie, aby w deszczowy dzień przejechać mniej lub w ogóle zrobić sobie wolne po trzech tygodniach codziennej jazdy. Z tego całego kombinowania wyszło, że jestem aż dwa dni do przodu. To teraz może sobie lać nawet i dwa dni.
Wieczorne słońce przepięknie oświetlało góry i wszystkie widoki. Za każdym zakrętem było jeszcze ciekawiej. Do tego ruch zaczął zanikać. Szlak odbił z głównej drogi, prawdopodobnie przez tunel, więc mogłem spokojnie poszukać miejsca na obóz. Tym razem było takie na łące.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Mokra Norwegia

  66.37  04:11
Obudziłem się w mokrym śpiworze. W nocy tak lało, że namiot zaczął przeciekać. Ostatnio tyle padało chyba w Austrii, że znalazłem dziurkę, ale tym razem cała górna część tropiku wyglądała na problematyczną. Chyba że ta noc była tak wilgotna, że woda się mocno kondensowała. Namiot służy mi już 6 lat i mimo że nie ma przedsionka, lubię go.
Nadal padał ten dziwny deszcz, który robił sobie co kilka minut przerwę. Nie miałem dużego pola do manewrów, więc nie protestowałem. Zjadłem śniadanie pod wiatą i zorientowałem się, w jak dziwnym położeniu znalazłem się. Przez to, że pod fiordem biegnie tunel, zainteresowanie promem na starym szlaku było niewielkie. Kurs był o godz. 6, a kolejny o 14. Za późno sprawdziłem rozkład i miałem kilka godzin do marnowania przy tej pogodzie.
Z wolna pojechałem do przeprawy promowej, robiąc dłuższe przystanki. W poczekalni na przystani spotkałem rowerzystów, z którymi mijałem się kilka kilka razy poprzedniego dnia. Część z nich też nie znała rozkładu rejsów.
To był ostatni prom przed Bodø, ale zaplanowałem dostać się nazajutrz do Lofotów, więc musiałem nadrobić trochę dystansu, żeby zdążyć na 4-godzinny prom o dogodnej godzinie. Padało, lało, mżyło, padało z przerwami. Było po prostu mokro. Po przejechaniu jednego z tunelów nawet zrobiło się mgliście. Na szczęście tylko na chwilę. Jedynie zjazd z gór, w których były tunele, był koszmarnie zimny.
Planowałem dojechać do kempingu, żeby rozgrzać się, ale zatrzymał mnie Per, Norweg mieszkający w Bodø, który wracał z domku letniskowego i postanowił mnie, przemoczonego rowerzystę, zabrać. Po drodze pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Kilka opadów o różnej intensywności, kilka mgieł i w większości zero widoków. Przynajmniej się ogrzałem i przeschłem.
Dojechaliśmy na kemping w Bodø, który okazał się być zamknięty. Jeszcze takiego kempingu w Norwegii nie spotkałem. Per zaproponował, że podrzuci mnie na inny pobliski kemping, na co przystałem, bo miałem dość pedałowania na dzisiaj. Co najlepsze – przestało padać. Gdyby nie Per, byłbym pół dnia do tyłu z planem. Tak jestem pół dnia do przodu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Pod czołem lodowca

  82.26  05:07
Poranek był dżdżysty i wietrzny. Nadal jednak wiało z południa, więc jechało się lekko.
Mój pierwotny plan zakładał przeprawę wodną, która po lądzie zajęłaby przynajmniej dwa dni. Musiałem więc nadrobić dystans, żeby nie męczyć się znowu z kilkudniowym opóźnieniem. W Sandnessjøen wsiadłem na łódź. Podróż zajęła niepełną godzinę, podczas gdy jazda trwałaby cały dzień, a i na drodze była górka do podjechania.
Na lądzie przywitała mnie mżawka, która zamieniła się w deszcz. Padało tak, póki nie dojechałem do promu, gdzie tylko mżyło. Atrakcją po drodze były tunele z przyciskiem aktywującym sygnały świetlne dla kierowców o obecności rowerzystów w tunelu. Joseph opowiadał, że wielokrotne naciskanie zwiększa poziom ostrzeżeń, ale nie chciałem przesadzać.
Po godzinnej przeprawie promowej (najdłuższej do tej pory w Norwegii) nie padało. Chyba po to, bym mógł zachwycić się widokami, a te nie dawały dużych możliwości na jazdę, bo co chwila zatrzymywałem się. Potem znów zaczęło padać i widoki wyblakły.
Dojechałem do 3-kilometrowego tunelu, w którym trwały prace serwisowe. Rowerem można było przeprawić się tylko w aucie pracownika. Mieścił się najwyżej jeden rower z sakwami, a było czterech rowerzystów w kolejce. Do pełnej kolekcji środków lokomocji brakowało dziś jeszcze autobusu i pociągu.
Kolejny prom i kolejne okienko pogodowe. Tym razem dotarłem do fiordu, na którym mi zależało. Było tam czoło lodowca. Nie jestem pewien, czy widoczne z fiordu, ale od przełęczy pod miejscowością Halsa była to duża dawka śnieżnych widoków.
Z początku chciałem zatrzymać się na kempingu po tym całym deszczu, choć nazajutrz też ma padać. Jazda w deszczu szła tak mozolnie, że do najbliższego miałem za daleko. Zatrzymałem się przy drodze za drzewami. Ruch i tak był znikomy. Deszcz do znudzenia nasilał się i ustawał co kilka minut. Nie spotkałem się nigdy z takim opadem.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Między dwoma promami

  122.30  07:33
Padało w nocy i nad ranem, ale przestało, gdy wychodziłem z namiotu. Podobały mi się takie pochmurne widoki, a jeszcze jakie cudne wysepki mijałem. Tylko spieszyłem się na prom i nie zatrzymywałem się. I tak na moście o ruchu wahadłowym byłoby ciężko.
Myślałem, że prom będzie o pełnej godzinie, ale musiałem czekać pół godziny (i tak nieźle, bo pływał co półtorej godziny). Zjadłem w tym czasie śniadanie w portowej kawiarni.
Tym razem musiałem zapłacić za prom, bo zwykle są płatne od auta, a na tym odcinku od osoby. To już czwarta firma, z której promu skorzystałem. To ta od łodzi i ostatnich autobusów. Jest zakaz wprowadzania elektrycznych rowerów i hulajnóg na prom, ale co z elektrycznymi autami, których w Norwegii widuję bardzo dużo?
Po drugiej stronie kropiło, ale tak słabo, że nie zakładałem przeciwdeszczowych spodni. Po kilku godzinach zaczęło jednak padać na poważnie, a ja miałem dylemat. Za mną było czyste niebo, więc chmura miała przepaść lada moment i nie opłacało mi się przebierać. Ostatecznie stanąłem i przeczekałem to pod parasolką.
Zrobiło się słonecznie, ale nie tak strasznie, jak przez ostatnie dni. Spotkana Niemka powiedziała mi o informatorze z rozkładem rejsów promów. Widziałem je rano, ale zbytnio się nie zainteresowałem, bo wyglądały jak czyjaś własność. Gdy zdobyłem własny, okazał się być przeładowany reklamą jednego z przewoźników. Rozkład też był wybiórczy i obejmował tylko kilka z interesujących mnie promów. Zawsze to jednak coś.
Miałem niespełna godzinę do promu, jak dowiedziałem się od spotkanej Niemki, więc zacząłem na niego pędzić. Nie mogłem się jednak powstrzymać od robienia zdjęć. Dotarłem na dwie minuty przed założonym czasem, a 3 minuty po odpłynięciu promu. Pomyliłem się o 5 minut z czasem odpłynięcia, więc pojechałem zrobić trochę więcej zdjęć drogi, po której pędziłem. Potem jeszcze inną drogę zbadałem, ugotowałem kolację i stawiłem się o czasie na prom, który wypływał prawie dwie godziny po poprzednim.
Po drugiej stronie było tak pięknie i spokojnie. Do tego niezwykle płasko. Mnóstwo łąk i pól. Nie mogłem znaleźć skrawka ziemi pod obóz. Jeszcze na niebie pojawiły się chmury. Ostatecznie pojechałem na przypadkowo znaleziony kemping, moknąc odrobinę od przejściowego deszczu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Upalna Norwegia

  106.86  06:47
Ponieważ na tej szerokości geograficznej zmrok przestał zapadać, to straciłem wczoraj poczucie czasu i nie wyspałem się. Obudził mnie kolejny upalny dzień.
Wczoraj zmartwił mnie znak ślepej drogi, a dzisiaj dowiedziałem się, że droga kończyła się na szlabanie. Nowa droga przecięła starą. Nie miałem pewności, czy tunele na nowej drodze były przejezdne dla rowerów, więc ominąłem również drugi szlaban, żeby przejechać po starej drodze do jej końca. Ciekawe, że starą drogę dodatkowo zwęzili.
Do Namsos był całkiem spory ruch. Za miastem uspokoił się. Nie padało kilka dni i drogi zakurzyły się. Najgorsze tumany kurzu wznosiły ciężarówki.
Na niebie pojawiły się chmury. W końcu słońce przestało smażyć, choć zbliżał się wieczór, więc tak czy inaczej temperatura zmalałaby.
Dzisiaj miejsce na kemping udało się znaleźć w miarę szybko. Upatrzyłem sobie las z polaną. Ledwo skończyłem szykować się do wejścia do środka, gdy zaczęło lać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Trondheim

  106.66  07:16
Dzisiaj się nie wyspałem, ale miałem szczytny plan. Było przyjemnie pochmurno, gdy ruszyłem wczesnym rankiem na przystanek autobusowy. Nie mogłem go znaleźć, więc zacząłem jechać na kolejny, ale zauważyłem mój autobus wjeżdżający do miejscowości. Zacząłem go śledzić, aż dojechałem do przystanku ukrytego między budynkami. Zaskakująco kierowca nie mówił po angielsku i chciał, żebym zdjął przednie koło, bo miał wąskie klapy do luków bagażowych, a przynajmniej z jednej strony, bo z drugiej, jak mi pokazał, rower zmieściłby się, ale kierowca albo nie wierzył, albo niechętnie przewoził rowerzystów, więc machnął ręką i poszedł gdzieś. Mimo wszystko zapakowałem się, bo to niepierwsza podróż autokarem po Norwegii. Nie mogłem jednak dogadać się w sprawie płatności, więc miałem tylko zająć miejsce. Chodziło pewnie o to, że akceptowali wyłącznie płatności kartą, a ja wyciągnąłem gotówkę. Mógł chociaż wskazać terminal.
Widoki na drodze były ładne, nawet się przejaśniło. Dojechaliśmy do miasteczka Orkanger, gdzie miałem przesiadkę. Kierowca drugiego autobusu jeszcze bardziej niechętnie chciał mnie przewieźć, ale mówił po angielsku, więc wyjaśniłem, że właśnie przyjechałem tym drugim autokarem. Nie wydaje się, żebym był pierwszym rowerzystą w karierze tego kierowcy, więc dziwiła mnie jego postawa. Chyba że miał jakieś złe doświadczenie z rowerzystami. Mimo to zapakowałem się i mogłem jechać.
Znalazłem się w pochmurnym Trondheim. Z pomocą autobusów udało mi się odzyskać kolejny dzień z trzydniowego opóźnienia. Dalej mogłem jeszcze kombinować z pociągami, ale te lokalne nie miały możliwości przewozu rowerów, a ekspres z wagonem rowerowym jeździł raz dziennie koło północy. Ciężko byłoby coś z tego ugrać.
Na szybko zwiedziłem miasto i pojechałem do portu. Wybrałem inną przystań, żeby skrócić sobie drogę, bo szlak leciał trochę na około. Na nowym kursie pływała łódź, za którą trzeba było zapłacić – w przeciwieństwie do promów. Byłem jedynym rowerzystą, ale obsługa mówiła, że w sezonie mają pokład zapchany rowerami. Jak dobrze jest podróżować poza sezonem.
Znowu się przejaśniło i to już tak na dobre. Od razu dostałem duży podjazd z żarem na plecach. Rano było zdecydowanie przyjemniej. Gdzieś nawet pojawił się znak mojego szlaku nr 1 oraz EuroVelo 1, ale potem ich nie widziałem.
Ruch na drodze pojawił się falami – ile prom przewiózł do fiordu. Krajobrazy były wiosenne, bo mlecze dopiero zakwitły – w przeciwieństwie do wczoraj, gdy mijałem same łodygi po dmuchawcach zdmuchniętych przez wiatr.
Zjechałem z krajówki, bo szlak dalej biegł nie tylko dłuższą drogą, ale także z brzydszym profilem wysokości. Droga była niemal pusta. Najpierw biegła przez rolniczą dolinę, a potem po skalistym wybrzeżu. Zauważyłem, że im dalej na północ, tym więcej „trupów” jeździ po drogach. Niektóre zostawiają tyle toksyn w powietrzu, że oddychanie staje się bolesne.
Zbliżał się wieczór, więc rozglądałem się za miejscem na nocleg, ale albo były to skały, albo tereny prywatne. Długo jechałem zanim znalazłem polanę nad jeziorem. Wyglądała na teren publiczny. Zmartwił mnie tylko znak ślepej drogi, bo wybrałem starą drogę, która omijała tunele, a te mogły być zamknięte dla rowerów. Powstały na tyle niedawno, że nawet nie było ich na stronie o tunelach. Chociaż tutaj ślepa uliczka nie zawsze dotyczy rowerów, więc zaryzykuję.
Spojrzałem na mapę i okazuje się, że odrobiłem niemal całą trzydniową stratę. Brakuje tylko z 20 km. Teraz będę ciut spokojniejszy, choć w pierwotnym planie był jeszcze jeden dziwny rejs, który omijał sporą część szlaku. Mam jeszcze parę dni, żeby znaleźć wyjście z tej sytuacji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery