Długo zbierałem się do wyjścia, ale może to i dobrze, bo wciąż było gorąco. Ruszyłem na południe. Trafiły mi się całkiem spokojne drogi. Chyba ekspresówka przejęła większość ruchu. Niestety jakość nawierzchni dawnej krajówki pozostawiała wiele do życzenia. W Norwegii niektóre drogi były paskudne, ale polskie standardy to tragedia.
Dojechałem do Żywca. Rozpoznałem ulice z poprzedniej, chłodniejszej wizyty. Przespacerowałem się po Rynku, potem rzuciłem okiem na zamek oraz park. W końcu wjechałem na śmieszkę na wale. Całkiem ładna okolica, tylko dotarłem nią na cypel i musiałem nadłożyć drogi, żeby wydostać się stamtąd.
Zaczęły mnie martwić remonty dróg. Pojawiło się dużo odcinków o ruchu wahadłowym. Niektóre znaki sugerowały brak przejazdu, ale nic poza tym mnie nie zatrzymało. Udało mi się przedostać do Międzybrodzia Bialskiego. Stamtąd już tylko lekkie serpentyny na Przełęcz Przegibek i zjazd do Bielska-Białej. Reszta drogi do centrum była całkiem intuicyjna, ale to dlatego, że po trzech dniach już orientowałem się w terenie.