Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Poszukując ume w Sendai

  19.88  01:13
W końcu zrobiło się ciepło. Jazda w deszczu, chłodzie i wietrze mnie trochę rozłożyła, ale wracam do zdrowia. Dzisiaj postanowiłem poszukać kwitnących drzew prunus mume, znanych jako ume w Japonii albo morela japońska w Polsce. Rok temu polowałem na nie w regionie Kansai. Dwa lata temu nie miałem takiego szczęścia. Dzisiaj chciałem spróbować w Sendai, chociaż już podejrzewałem, że było po sezonie.
Ruszyłem do centrum, aby dostać się do parku Tsutsujigaoka-kōen. Zaskoczyło mnie, że wszystko było przygotowane do hanami, czyli okresu podziwiania kwitnienia wiśni. Kilka drzew wiśni już zaczęło kwitnąć. Moje nadzieje na zobaczenie kwitnących morel japońskich malały. Poszedłem jednak do pobliskiego chramu Tsutsujigaoka Tenman-gū, o którym prawie 2 tygodnie temu pisano w mediach, że zakwitło tam 30 białych i różowych drzew ume. Na miejscu zaskakująco zastałem kilka z tych drzew z wciąż rozwiniętymi kwiatami. Sukces!
Poszwendałem się po parku i pojechałem dalej. Chciałem pojechać nad rzekę, a po drodze przypomniałem sobie o jednym drzewie, które dokładnie rok temu odwiedziłem podczas jednej z poprzednich wizyt w Sendai. Choć otoczenie lekko się zmieniło (prace drogowe tuż przy wspomnianym miejscu), to rozwinięte kwiaty wiśni przyciągały wielu ludzi.
Zaczął kończyć mi się czas, więc szybko dokończyłem plan jazdy do rzeki Hirose-gawa, ale zabłądziłem nad nią. Przypadkiem trafiłem pod park Nishi-kōen, który jest kolejnym miejscem, w którym mieszkańcy Sendai spędzają hanami. Tam jednak nie spostrzegłem żadnego kwitnącego drzewa. Ruszyłem do centrum, aby powrócić do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Sendai

  87.35  05:49
Świeciło słońce, ale ulice wciąż były mokre po porannym deszczu. Dodatkowo od czasu do czasu kropiło. Założyłem kurtkę i ruszyłem w dalszą drogę, aby dokończyć plan z poprzedniego dnia.
Jechałem bocznymi ulicami, ale ostatecznie pojawił się podjazd, przez który mogłem przedostać się tylko główną drogą krajową. W mieście Shiroishi coś mnie podkusiło, aby przejechać przez kolejną górę. Żaden skrót, bo wydaje mi się, że taką samą drogę pokonałbym, gdybym pojechał na około. Może byłoby nawet lżej. Dostałem się do miasteczka Ōgawara. Wzdłuż rzeki rośnie kilkaset drzew wiśni. Pierwszy raz widziałem je w rozkwicie 2 lata temu. Dzisiaj było jeszcze za wcześnie, bo widoczne były tylko pąki, ale przygotowania do święta podziwiania kwitnących wiśni trwały. Zastępy ludzi sprzątały okolice rzeki, elektryka do oświetlania drzew po zmroku była gotowa, stragany z jedzeniem już czekały na pierwszych klientów.
Została ostatnia prosta w kierunku północnym. W jej połowie z ciemnych chmur lunęło. Całe szczęście krótko, w porównaniu do ostatnich kilku dni, choć przez resztę dnia ciapało z nieba jak z cieknącego kranu. Po raz kolejny odwiedziłem Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Jak na Islandii

  124.37  08:23
Tylko wtedy było lato, ale może po kolei. Miało lać cały dzień. Padało, gdy się zbierałem, ale przestało, gdy wyszedłem.
Niebo było zachmurzone. Na jednym ze wzniesień zobaczyłem pejzaż górski, a na nim kilka miejsc z opadem konwekcyjnym. Było zupełnie jak na Islandii. Uciekałem od deszczu, który pojawiał się ze wszystkich stron. Kilka razy już byłem przygotowany na najgorsze, ale kończyło się na kilku kroplach.
Po kilku godzinach pojawiło się słońce, a ja zatrzymałem się na zjedzenie kanapek ryżowych (onigiri) i smarowanie łańcucha. Nie przeczuwałem tego, co miało nadejść. Gdy ruszałem, zauważyłem chmurę za plecami, a za wzniesieniem również przed sobą. Już wiedziałem, że będzie źle. Nie domyślałem się jednak, że miał spaść... śnieg. Najpierw był lekki deszczyk, ale krople zaczęły spadać z nieba dziwnym torem. Pomyślałem, że to śnieg z deszczem. W kilka minut przerodziło się to w gruby opad śniegu. Temperatura spadła prawie do zera, a ja zacząłem przemarzać w dłonie, bo tak rękawice przesiąkły wodą z topniejącego śniegu. Dopiero gdy zaczęło się przejaśniać, znalazłem schronienie i mogłem się ogrzać w suchym i bezwietrznym miejscu.
Dalej prószyło od czasu do czasu, aż dojechałem na samą górę, skąd planowałem dotrzeć do Fukushimy. Wielkie było moje zdziwienie, gdy zastałem zakaz wjazdu rowerem tuż przed tunelem. Jeszcze podczas planowania podróży sprawdziłem, czy drogą można poruszać się na rowerze. Znak musiał mi umknąć.
Zawróciłem, aby wjechać na drogę zaproponowaną przez mapy. Już gdy po kilkuset metrach wjechałem na zalegającą warstwę śniegu, powinienem był zrezygnować. Dojechałem bowiem do bramy informującej o zamkniętej drodze. Zawróciłem pod tunel, mając w głowie plan. Chciałem złapać stopa, aby przedostać się przez zakaz.
Stałem wytrwale, założyłem nawet dodatkowe warstwy ubrań, gdy wiatr hulał. Nie przestraszyłem się nawet zamieci śnieżnej, która przyniosła duże opady śniegu oraz pługi śnieżne. Niestety mój upór poszedł na marne, bo nikt się nie zatrzymał. Miałem dość czekania. Obejrzałem dokładnie mapę, aby dowiedzieć się, że zakaz obowiązywał na przynajmniej kilku kilometrach, więc nie chciałem łamać przepisów. Zawróciłem.
Nie chciałem zjeżdżać aż pod jezioro. Wypatrzyłem drogę biegnącą między szczytami. Martwił mnie zerowy ruch oraz znaki po japońsku, które przypominały ostrzeżenia o braku przejazdu. Ignorowałem je, bo było mi wszystko jedno dokąd dojadę. Ale dojechałem: na drugą stronę. Śnieg, który prószył od kilku godzin, zamienił się w deszcz, który towarzyszył mi jeszcze przez kilkanaście kilometrów. W pewnym momencie tak lunęło, że ciężko to opisać. Był też deszcz poziomy, którego spodziewałbym się bardziej po Islandii. No, nie cieszyłem się z niedzielnego wieczoru.
Zatrzymałem się w kilku sklepach, aby się ogrzać. Nie udało mi się kupić suchych rękawic, bo najwidoczniej było już po sezonie. Musiałem wytrzymać w mokrych. Pokonałem kilkadziesiąt kilometrów po zmroku. Trafiłem nawet na drogę, na której spotkałem Johna. Niedawno przeniósł się, więc tym razem nie mogłem go spotkać. Do Fukushimy dotarłem tak zmarznięty, że wziąłem gorącą kąpiel i poszedłem prosto do łóżka.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Z poślizgiem w Aizu-Wakamatsu

  134.49  08:50
Pochmurne niebo nie wróżyło dobrego. Dodatkowo wiało. Jak to w wietrznej Niigacie (jak powiedziała Shalaka: tu albo wieje, albo leje).
Jechałem po spokojnych drogach lokalnych, czasem też po wałach rzecznych. Bez ciekawszych widoków, ale trafiłem na sporo kwitnących moreli japońskich.
Po przekroczeniu pierwszego wzgórza trafiłem do Gosen, gdzie 2 lata temu odwiedziłem z Shalaką ogród tulipanów. W międzyczasie słońce przebiło się przez chmury.
Dojechałem do rzeki Aga-no-gawa. Przeraziłem się, gdy przekraczałem most. Wiało z doliny tak mocno, że przechylało rower. Całe szczęście tylko na moście trzeba było trzymać kask, bo droga wzdłuż rzeki była tylko trochę wietrzna.
Przejechałem kilka tunelów. Za jednym z nich powrócił śnieg wokół dróg, a za innym tunelem zaczęło kropić. Całe szczęście tylko na chwilę, choć po przekroczeniu kolejnej góry zaczęło padać i nie przestawało na długo. Robiłem kolejne podjazdy i zjazdy, i miałem dość. Ręce mi zamarzały, bo nie miałem rękawiczek na deszcz. W sumie w butach też było pełno wody.
Dystans do celu się dłużył. Deszcz ustał na kilkanaście kilometrów przed miastem Aizu-Wakamatsu. Niestety mokre ulice spowodowały, że wpadłem w poślizg – i to na takim małym (może miał ze 2 cm) krawężniku. O dziwo rower przetrwał. Ja też nie miałem żadnych otarć. Jedynie nadgarstek mnie trochę bolał, bo podparłem się podczas upadku, ale przeszło tak szybko, że potem nawet zapomniałem o tym.
Jeszcze miałem problem ze znalezieniem domu gościnnego, ale błądząc wokół zabudowań, pewien Japończyk podszedł do mnie i wskazał ścieżkę. Wąska na szerokość roweru, wyglądała bardziej jak przerwa między budynkami, ale rzeczywiście – na końcu były poszukiwane przeze mnie drzwi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Powrót wiosny

  51.55  03:14
Dzisiaj miało padać, więc do kolejnego celu miałem krótką drogę. Ostatecznie nawet nie pojawiło się zachmurzenie. Przynajmniej wróciła wiosna, bo ruszając rankiem, miałem wokół siebie dużo śniegu, a po przekroczeniu gór cały śnieg zniknął, a nawet pojawiły się kwitnące morele japońskie.
Kolejny dzień, w którym nie działo się dużo. Odwiedziłem kilka stacji drogowych (Michi-no-Eki), podziwiałem białe szczyty, które zostawiłem za plecami i tyle. Dotarłem do kolejnego domu gościnnego, gdzie ponownie byłem jedynym gościem.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Zima wiosną

  54.38  03:19
Padało, gdy wyruszałem, a rankiem podobno nawet sypało śniegiem. W sumie bez różnicy, bo wokół było go wystarczająco dużo. Pojechałem wolnym tempem, aby nie zachlapać za mocno roweru, bo było mnóstwo kałuż. Deszcz – całe szczęście – nie był intensywny. Kilka razy nawet przestało padać, aż w końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło słońce. Mogłem się nieco wysuszyć. U celu było równie dużo śniegu, co na początku mojego dnia.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ile dzieli wiosnę i zimę?

  107.14  07:11
Ruszyłem bardzo wcześnie ze względu na długi dystans do kolejnego hostelu, a tych, okazuje się, jest niewiele w tych okolicach. Dzień zaczął się słonecznie i ciepło, choć wiatr, który zerwał się poprzedniego wieczora, czasem doskwierał.
Kontynuowałem podróż na północ. Kwitnące drzewa wiśni (sakura) były coraz rzadziej widoczne, ale morele japońskie (ume), których okres kwitnienia wypada tuż przed wiśniami, mijałem najpierw pojedynczo, a potem nawet całymi sadami. Wybierałem oczywiście jak najmniej zatłoczone drogi, bo jazda niektórymi chodnikami nie należy do najprzyjemniejszej. Przynajmniej na grubych oponach mniej trzęsie.
Wzdłuż rzeki Tone-gawa trafiłem najpierw na drogę dla rowerów, a potem na spokojną ulicę, która jednak przyniosła dużo podjazdów. W mieście Numata zaczęły się schody. Zruszył się silny wiatr, do tego droga zaczęła piąć się w górę, a zjeżdżając z jednego wzgórza, wjechałem w kamyk, który doprowadził do klasycznego snejka. Dwie dziury w dętce. Pierwsza poważniejsza awaria podczas tej podróży (nie licząc złamanej stopki). Poprzednim razem też podczas czwartej wycieczki przebiłem oponę.
Dalej już było tylko ciekawiej. Wjechałem na drogę pięćdziesięciu pięciu zakrętów. Każdy z nich był ozdobiony tabliczką z numerem i długością. Za ostatnim stał tunel, ale wcześniej krajobraz zmienił się diametralnie. Na wysokości 800 m n.p.m. zaczął pojawiać się śnieg w rowach (na zmianę ze śmieciami, bo Japończycy – jak Polacy – mają gdzieś środowisko). Im wyżej, tym robiło się chłodniej, a śniegu przybywało. Martwił mnie znikomy ruch oraz znaki informujące o śniegu sięgającym 150 cm. W końcu jednak dotarłem do tunelu bez problemów, przejechałem go, a tam jak zimą. Wszystkie szczyty pokryte grubą warstwą śniegu, przy drogach nawet 2-metrowe zaspy, a gdy dostałem się do zabudowań, spotkałem ludzi wracających z nart. Kompletnie nie spodziewałem się, że jedna góra dzieli dwa sezony.
Miałem na sobie już dwie bluzy i grubsze rękawice, ale po kilku kilometrach zacząłem przemarzać. Z ponad 20 °C na południu zrobiło się 5 albo i mniej. Nawet Garmin pod koniec odmówił współpracy w tej temperaturze. Nie wiem, co dalej, bo w ciągu najbliższych dni ma padać, więc mogę gdzieś ugrząźć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Gunma, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Gunma

  68.80  04:12
Z rana było pochmurno. Miało padać, ale się rozmyśliło. Po krótkim spacerze historycznymi ulicami ruszyłem drogami lokalnymi do kolejnego celu. Nie wiem tylko, o czym miałbym napisać, bo dzisiaj nie działo się zupełnie nic ciekawego. Po kilku godzinach jazdy wyszło słońce, które towarzyszyło mi do końca podróży.
Nadal spotykam kwitnące drzewa wiśni. Tytuł z kolei to nazwa prefektury. Jedna z ostatnich, w których pojawiłem się po raz pierwszy.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, Japonia / Saitama, Japonia / Gunma, wyprawy / Japonia wiosną 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Przeprawa przez Tōkyō

  57.74  03:45
W końcu wyruszyłem w podróż z sakwami. Na sam początek trzeba było się jakoś wydostać z Tōkyō, a ponieważ zatrzymałem się na południu, to miałem nie lada wyzwanie.
Chciałem odrobinę zaoszczędzić na parkingu dla rowerów, więc zostawiłem rower pod mieszkaniem i rano zastałem brak latarki, którą kupiłem 4 lata temu. Mogłem się tego spodziewać po tym mieście. Teraz poza urwaną stopką mam kolejny wydatek na liście. Ciekawe, co jeszcze przyniesie ta podróż.
Na początek spróbowałem jechać drogami osiedlowymi. Było nawet znośnie, gdy okazało się, że w pół godziny pokonałem zaledwie 3 km. Wjechałem na główną ulicę i jadąc z autami po prostej drodze, udało mi się nieco podciągnąć średnią. Wadą były tylko światła, bo miałem czerwone co trzecie skrzyżowanie.
Znalazłem się na przedmieściach Tōkyō, gdzie powróciłem do planu objazdu drogami osiedlowymi. Błądziłem tak do czasu, aż dojechałem do rzeki Ara-kawa, gdzie mogłem wjechać na wał rzeczny. Musiałem też trochę przejechać po bezdrożach, gdy plac budowy stanął mi na drodze.
Wałami do celu niestety nie mogłem dojechać, więc wróciłem do jazdy główną drogą i tak dostałem się do Kawagoe. Miasto jest nazywane Małym Edo (a Edo to dawna nazwa Tōkyō) ze względu na dużą liczbę historycznych budynków w centrum. Objechałem kilka z zaplanowanych punktów i znalazłem się do deptaku. To był błąd, bo liczba ludzi była ogromna. Dzisiaj zatrzymałem się w hotelu kapsułowym z gorącymi źródłami.
Kategoria z sakwami, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Saitama, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiosna w Japonii

  46.81  02:46
To już trzeci raz, gdy odwiedzam Japonię. Trzeci też raz, gdy mam możliwość zobaczyć kwitnące wiśnie. Już nie mogę się doczekać kolejnych przygód.
W Warszawie jedynym problemem było pudło na rower. Nie to, że go nie dostałem. Dostałem tak duże, że zdecydowałem się je pociąć na kawałki. Mimo wszystko doleciałem do Japonii bez komplikacji. Wylądowałem tym razem na lotnisku Haneda w Tōkyō. Podczas składania roweru odpadła stopka. Już od kilku dni czułem, że coś z nią nie tak. Trzeba będzie kupić nową, bo bez niej życie jest ciężkie. (Aczkolwiek jeździłem prawie półtora roku po Azji na kolarzówce bez stopki).
Nocleg miałem nieopodal, więc nawet nie nagrywałem nocnego przejazdu. Problemy ruchu lewostronnego czas zacząć: na nowo uczyć się jazdy lewą stroną, zasady lewej dłoni i w ogóle tego, że rower ma absolutne pierwszeństwo, bo taka jest mentalność Japończyków, którzy jeżdżą na rowerze byle jak i mają fory u pieszych oraz kierowców.
Odwiedziłem Aki, którą poznałem niemal dwa lata temu. Spędziliśmy wspólnie kilka dni i dzisiaj musiałem pojechać rowerem, bo od tych pieszych wędrówek pojawił mi się odcisk na nodze i rower był jedyną radą. Przy okazji dorzucam kilka zdjęć, które zrobiłem od przylotu.
Już od początku wiedziałem, że przejazd przez Tōkyō będzie koszmarem. Nie było inaczej. Początek podróży był spokojny. Jechałem ulicami i chodnikami. Dużo wygodniej na Treku z amortyzacją niż na kolarzówce. Pokonałem połowę dystansu, aż dojrzałem wieżę tokijską. Tylko o nią zahaczyłem, bo nie mogłem tracić czasu. Umówiłem się z Aki przy jednym z tysiąca tokijskich dworców. Mieliśmy odwiedzić kilka miejsc. Trochę się wkopałem, gdy przejeżdżałem przez Shinjuku, bo ludzi było tyle, że ani przejechać.
Znalezienie parkingu dla roweru nie jest proste. Wszędzie znaki zakazu parkowania i mimo że Japończycy nie zwracają na to uwagi, ja wolałem nie ryzykować. Znalazłem murek bez znaku zakazu, zostawiłem rower obok innych i poszedłem spędzić ostatni dzień wolnego.
W drodze powrotnej zajechałem do parku Yoyogi-kōen, gdzie ludzi było zaskakująco dużo. Ogólnie martwiłem się, że będę spóźniony na kwitnienie wiśni, ale ostatecznie przybyłem w czasie, gdy zaledwie kilka drzew wypuściło pąki. Był to tylko powód, aby rozglądać się za kwiatami jeszcze uważniej. Tylko skąd tyle ludzi na ulicach? Oni też przybyli za wcześnie?
Zaczęło robić się chłodno, więc pojechałem do pensjonatu. Jakimś trafem przejechałem przez najbardziej ruchliwe skrzyżowanie na świecie w dzielnicy Shibuya. Ludzie przechodzili jeszcze długo po zielonym dla ruchu ulicznego.
Miałem w planach odwiedzić kilka miejsc, ale zapadł zmrok. Błądząc po mieście, trafiłem na drogę, którą przyjechałem do centrum. Wróciłem więc po własnym śladzie.
Kategoria za granicą, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery