Rano spadł kolejny deszcz, ale wyszło słońce, gdy wstałem. Mogłem więc osuszyć namiot. Plan na dzisiaj to Malbork. Na mojej trasie znajdowało się niewiele kempingów, więc zaplanowałem dłuższy dystans.
Wyjechałem z Torunia drogą krajową. Miała szerokie pobocze. Szybko jednak zrewidowałem plany, gdy obok wyrosła droga dla rowerów Toruń – Chełmża. Tablica informacyjna pokazywała dwie drogi pozwalające ominąć Jezioro Chełmżyńskie. Coś mnie podkusiło, by wybrać tę dłuższą.
W większości szlak prowadził po drogach dla rowerów i większość tych dróg była asfaltowa. W większości też był to równy asfalt, więc jechało się wygodnie. Na niebie pojawiło się sporo chmur, więc mogłem też nieco odpocząć od upału.
Chełmża to nie Chełmno. Zorientowałem się, że pomyliłem te miasta, a przecież
byłem kiedyś w obu. Chełmiński Rynek zapamiętałem dużo lepiej. Odwiedziłbym ponownie Chełmno, ale to pomysł na inną wyprawę. Pędziłem na północ.
Chełmża wygrywa dzisiaj plebiscyt na najgorsze drogi dla kaskaderów. Kostka Bauma, krawężniki, skakanie między stronami drogi, zastawione samochodami, a spróbuj zjechać na drogę, to zaraz ktoś się przyczepi.
Zatrzymałem się na kawę. Potem zaczęło mi się jechać dużo szybciej. Zastanawiałem się, czy to zasługa kawy, czy braku wiatru. Jak wczoraj jechałem 13 km/h, tak dzisiaj nawet 25 km/h na prostej.
Długo nie nacieszyłem się prędkością. Wjechałem na bardzo pagórkowy teren. Potem jeszcze słońce wyszło zza chmur i temperatura poleciała w górę.
Dotarłem do Grudziądza. Pojawiło się kilka lepszych i gorszych dróg dla rowerów. Wjechałem na szlak, który na początku był dziwnie oznaczony, ale doprowadził mnie do punktu widokowego. Zacząłem jazdę wzdłuż Wisły. Zwiedziony nadzieją, że szlak doprowadzi mnie na grudziądzki Rynek, jechałem nim pod duże wzniesienie. Nie doprowadził mnie i dałem sobie spokój.
Już raz tam byłem. Po zmroku, ale może kiedyś się uda za dnia.
Szlak był połączeniem Wiślanej Trasy Rowerowej oraz Międzynarodowej Trasy Rowerowej R-1. Gdzieś nawet przemknął na chwilę EuroVelo 9. Od Grudziądza nie było najwygodniej. Jechałem po dziurawych drogach, potem trochę piachu i betonowych krat na wałach przeciwpowodziowych, aż zaczęły się asfalty wzdłuż Wisły. Koszmar, bo drzew było jak na lekarstwo, a upał dawał się we znaki. Na termometrze gościły wartości ponad 30 °C. Nie polecę tego szlaku. Przynajmniej nie latem.
W Kwidzynie nie miałem sił na zwiedzanie. Objechałem centrum i ruszyłem do Sztumu. Po drodze niebo pokryło się chmurami, więc mogłem odrobinę odetchnąć. Potem jeszcze kilka wygodniejszych dróg i ostatkiem sił dotarłem do Malborka. Trafiłem do zamku i go nie poznałem. Okazało się, że byłem za jego zewnętrznymi murami. Było za późno na zwiedzanie, więc tylko pobłądziłem chwilę i pojechałem na kemping. Restauracja w ośrodku była zamknięta, więc poszedłem zjeść kolację w centrum. W drodze powrotnej zaczęło kropić, ale nic więcej.