Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / GT

Dystans całkowity:44006.31 km (w terenie 612.21 km; 1.39%)
Czas w ruchu:2068:25
Średnia prędkość:20.10 km/h
Maksymalna prędkość:66.05 km/h
Suma podjazdów:235967 m
Liczba aktywności:726
Średnio na aktywność:60.61 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Potrącenie, palmiarnia i pierogi

  87.42  04:21
Mój spontaniczny urlop dobiega końca. Postanowiłem wrócić do Poznania na rowerze. Poranek nie był najcieplejszy, chociaż słońce świeciło przeraźliwie. Pojechałem wzdłuż doliny Bobru.
Kolory jesieni o poranku są zupełnie inne. Jakby bardziej złote. Wpadłem na sporo znanych dróg, kilka nowych, trochę terenowych.
Na drodze miałem sporo górek, niektóre ładne, zadrzewione. Podjeżdżałem taką jedną, gdy nagle „wyprzedzające” mnie auto zahaczyło lusterkiem o przedramię. Impakt nie uszkodził kości, ale miałem zdartą skórę. Kobieta w okularach przeciwsłonecznych tłumaczyła się, że mnie nie zauważyła przez słońce. Ja w zerówkach nie miałem z tym problemu. Musiała korzystać z telefonu w trakcie jazdy. Nie miałem ochoty tracić czas na wzywanie mundurowych, więc tylko spisałem numer telefonu.
Dojechałem do Wałbrzycha. Bilet na zamek pozwalał na wejście do Palmiarni, więc skorzystałem z okazji. Było duszno i upalnie niczym latem w Japonii. Widziałem dużo roślin podobnych do tych, na które natrafiłem w Azji. W tamtejszej kawiarni mieli przepyszny deser malinowy. Smak jak u babci.
Zrobiłem się głodny, a ostatnim razem zauważyłem reklamę okolicznej pierogarni. Wtedy nie znalazłem miejsca. Dzisiaj było zamknięte, ale w centrum trafiłem na inną restaurację. Wałbrzyszanie chyba lubią pierogi. Zamówiłem dwa nadzienia, ale smak nie był zadowalający.
Miałem przed sobą długą drogę w dół aż do Świdnicy. Pomijając kilka dziur, był to całkiem przyjemny zjazd. Opuściłem góry i przez Świdnicę pojechałem prosto do domu gościnnego. Zaczęło się robić chłodno.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Ślęża po zmroku

  46.39  02:17
Z początku planowałem pojechać na Ślężę przed zatrzymaniem się na nocleg, ale miałem dość dźwigania plecaka, więc zmieniłem plany i już bez bagażu ruszyłem w kolejne góry.
Temperatura spadła. Zmierzch zapadł, gdy dotarłem na parking pod Ślężą. Zostawiłem rower i ruszyłem pieszo w górę, mijając ostatnich turystów schodzących ze szczytu. Co mnie zaskoczyło, to zakaz wjazdu. Lata temu mogłem wjechać tamtędy rowerem na sam szczyt.
Zmrok zapadł, gdy wbiegłem na szczyt. Było pusto i prawie cicho (gdyby nie te zwierzęta). Zrobiłem kilka nocnych zdjęć i zszedłem do roweru. Latarka w telefonie była nieodzowna.
Postanowiłem nie wracać po własnym śladzie. Zrobiłem pętlę. Pojawiły się mgły. Narzuciłem na siebie dodatkową warstwę i skierowałem się na Dzierżoniów. Tam znajdowały się jedyne w okolicy sklepy. Przed powrotem zatrzymałem się na kolacji w restauracji. Zamówiłem intrygującego kurczaka w sosie malinowym. Dla mnie bomba.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Zanim odejdzie jesień

  75.06  03:43
Jeszcze nie byłem w Jeleniej Górze, więc wplotłem ją do dzisiejszego planu. Przede wszystkim chciałem dojechać do Starej Kamienicy. Był to najcieplejszy dzień mojego urlopu.
Już na początku zaskoczyła mnie polna droga. Nie miałem ochoty na teren, dlatego zacząłem szukać objazdu. Tak szukałem, że dojechałem do przedmieści Jeleniej Góry. A w teren i tak potem wjechałem.
Zaledwie tydzień temu niecierpliwiłem się przed nadejściem jesieni. Teraz z trudem odnajduję złote liście na drzewach. Wjechałem na drogi, na których rok temu uchwyciłem dziesiątki zdjęć. Dzisiaj nawet nie było po co stawać. Jeżeli liście jeszcze były na drzewach, to brązowe.
W Piechowicach byłem zbyt pewny siebie i zabłądziłem. Musiałem nadrobić jeszcze trochę drogi. W nagrodę dostałem pozłacane drzewa. A mogłem zatrzymać się pod Izerami.
Ze Starej Kamienicy pojechałem do Jeleniej Góry. Unikając ruchliwych dróg, trafiłem do Cieplic, południowej dzielnicy. Dokręciłem do centrum. Było nieco za późno na obiad, więc skusiłem się na pączka z manufaktury. Miałem blisko do pensjonatu. Temperatura zaczęła szybko spadać, choć wieczorem nadal była wyższa niż przez kilka ostatnich dni.
Teraz zwróciłem uwagę, że na mapie ze śladu przebytej drogi wyszedł łabędź. Od kilku lat rozważałem stworzenie GPS Art, a tu sztuka sama się wykreowała.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Góry Sokole

  29.39  01:33
Po późnym powrocie byłem niechętny do wczesnego wstawania. Ruszyłem w połowie dnia. Było nawet cieplej niż poprzedniego dnia. Pojechałem prosto do mojego kolejnego celu zaplanowanego jeszcze na wczoraj.
Dotarłem do podnóża Gór Sokolich. Musiałem pokonać kawałek terenu i znalazłem się pod schroniskiem „Szwajcarka”. Zostawiłem rower i ruszyłem pieszo na Krzyżną Górę. Rozciągały się z niej piękne widoki.
Mając jeszcze sporo energii, wspiąłem się na Sokolik. Niemal co druga grupa ludzi miała ze sobą przynajmniej jednego psa. Widziałem też sporo rozłożonych namiotów. Najbardziej moją uwagę zwrócił brak szlaków rowerowych, którymi niegdyś jeździłem. Ciekawe, co się z nimi stało.
Po wędrówce zgłodniałem. Tym razem w schronisku mieli szarlotkę. Zamówiłem też naleśniki. Wbiłem jeszcze dwie pieczątki do pamiętnika i ruszyłem w drogę powrotną.
Dostałem się do doliny, przez którą płynie Bóbr. Zrobiło się chłodno. Do tego w powietrzu wisiała chmura dymu. Mijając domy, było czuć rodzaj używanego opału: węgiel, drewno, śmieci. Człowiek jedzie odetchnąć górskim powietrzem, a tutaj go nie ma. Może gdybym przyjechał wcześniej, gdy było cieplej. Zobaczyłbym więcej złota na drzewach, bo teraz, jeśli nie gołe gałęzie, to brązy.
Wróciłem wcześniej do pensjonatu, dzięki czemu mogłem wreszcie odwiedzić pobliską smażalnię ryb, których jest tutaj kilka.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Kopalnia uranu, Okraj, ser i kapeć

  74.56  04:18
W nocy coś popadało albo jakaś silniejsza mgła przeszła, bo było mokro. Wyruszyłem bez pośpiechu. Słońce tak ładnie grzało, że nie zakładałem bluzy. Śnieżkę okrywały chmury, więc nie był to najlepszy cel na dzisiaj. Postanowiłem wjechać na przełęcz, którą minąłem wczoraj.
Dojechałem do Kowar. Przejechałem przez miasto i na mapie zauważyłem drogę omijającą dziury, po których tłukłem się poprzedniego dnia. Musiałem spróbować. Było dużo wygodniej, no i ruch znikomy. Na rozwidleniu zmieniłem plany. Pojechałem w kierunku dawnej kopalni uranu. Dziwiły mnie znaki ostrzegające przed oszustwem i przeczytałem trochę opinii o sporze między obiektami.
Pojechałem do bardziej oddalonego obiektu, który był w tej sprawie poszkodowany. Nie wiedziałem, w co się pakuję. Droga była usłana kolcami. W przenośni. Było stromo, a do tego co kilkadziesiąt metrów czekały rynny o ostrych krawędziach. Ostatkiem sił wspiąłem się i dowiedziałem, że przyjechałem kilkanaście minut za późno. Do kolejnego wejścia była niemal godzina. Miałem kontynuować podróż, ale uciąłem sobie pogawędkę z pracownikiem, czas zleciał i zdecydowałem się zostać.
Spędziłem tam niemal 3 godziny, włącznie z oczekiwaniem na wejście. Przewodnik bardzo ciekawie opowiadał, wplatał żarty i ciekawostki. Tworzyłem w sumie grupę jednoosobową, więc nawet dane mi było spojrzeć w kilka zakamarków, do których podobno zwykli turyści nie mają dostępu. Było interesująco, a i trochę wiedzy o atomie sobie odświeżyłem.
Czas mnie gonił, więc dokończyłem podjazd. Słońce schowało się za wielką chmurą. Drzewa wokół drogi były pokryte złotem. Wydaje mi się, że przyjechałem w ostatniej chwili, bo w niektórych partiach lasu liście były już brązowe albo zdążyły opaść.
Okraj przywitał mnie wiatrem. Byłem głodny, więc odwiedziłem schronisko. Zjadłem tam zasmażany ser i napiłem się gorącej herbaty. Liczyłem na szarlotkę, ale nie mieli. Zauważyłem za to stempel. Mój zawód po powrocie z Japonii zniknął. Jest nadzieja w podtrzymaniu różnorodności w moim dzienniku. Wystarczy, że zacznę odwiedzać górskie schroniska. Może to nie ostatnia przełęcz podczas tej wyprawy.
Zebrałem się w drogę, założyłem dodatkową warstwę ubrań na zjazd i dostrzegłem kapcia. Nie miałem ochoty na brudzenie się. Dopompowałem koło i to wystarczyło do zjazdu. Miałem w planach Czechy, ale za mocno wiało po tamtej stronie gór. Lubawka ostatecznie też odpadła, bo zaczęło robić się późno. Pojechałem na Kamienną Górę, żeby nie wracać po własnym śladzie. A żeby nie jechać jeszcze raz przez Kamienną Górę, to skręciłem na Rudawy Janowickie. Droga okazała się stroma, szybko zapadł zmrok, a co kilka kilometrów musiałem dopompować koło. Nie było jednak odwrotu.
Dojechałem do Janowic Wielkich. Padły baterie w latarce. Ruch był znikomy, ale całe szczęście nowoczesne telefony mają wbudowaną lampkę, która czasami daje nawet lepsze światło od latarki. Linki od przerzutek na baranku posłużyły za uchwyt do telefonu. Poczułem się jak złota rączka. Sprawnie dotarłem do mojej bazy, gdzie wydłubałem odłamek szkła z opony, który psuł mi humor przez połowę wycieczki.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

W zamku Książ

  61.65  03:05
Wziąłem wolne. Po czterogodzinnej podróży znalazłem się wczoraj wieczorem w Świebodzicach. Tyle razy widziałem zamek Książ, a nigdy nie byłem w jego wnętrzach. Miałem niedaleko, więc gdy tylko wyspałem się, ruszyłem na wzgórze zamkowe. Pogoda zapowiadała się znakomita.
Zdecydowałem się zobaczyć podziemia, o których słyszałem już kilka lat temu, jednak dopiero w zeszłym roku korytarze udostępniono dla zwiedzających (wczoraj obchodzili rocznicę tego wydarzenia). Do tego wziąłem bilet do zamku, już bez przewodnika, bo zabierał on półtorej godziny. I tak łącznie spędziłem 2,5 godziny w zamku i pod nim, wliczając czas oczekiwania na zejście do podziemi.
Było późno, więc musiałem lecieć. Zrezygnowałem z wizyty w palmiarni, która była w cenie wejścia na zamek. Pojechałem przez Kamienną Górę. Dużo drzew zdążyło pogubić liście. Za to za Kamienną Górą... Jak tam było pięknie. Mogłem zatrzymywać się za każdym zakrętem, ale wiedziałem, że już zrobiłem dużo takich zdjęć, a do tego musiałem się spieszyć do noclegu, bo mieli nietypowo krótki czas zameldowania.
Kusił mnie skręt na Okraj, ale może innym razem. Zjazd do Kowar, choć stał się piekielnie dziurawy, to dawał uciechę oczom. Polska złota jesień w stu procentach. Potem ostatnia prosta w dół i znalazłem się w zajeździe.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Park Kulturowy Kotliny Jeleniogórskiej

  26.44  01:16
Mając jeszcze sporo dnia, chciałem podkręcić się po okolicy. Przyjechałem tutaj z dwóch powodów. Głównym była tęsknota za złotą jesienią sprzed roku. Nie chciałem zatrzymywać się w tym samym miejscu, chociaż nawet podobało mi się tam. Trafiłem za to na informację o parku kulturowym, łączącym 20 obiektów wokół Kotliny Jeleniogórskiej. Postanowiłem zatrzymać się w jego centrum. Tak też trafiłem do Mysłakowic. Część pałaców i zamków już widziałem. Niektóre z zewnątrz, kilka również od wewnątrz. Miałem więc plan odpocząć w górach w złotojesiennej scenerii, odkrywając perełki polskiej kultury.
Pojechałem do Miłkowa, gdzie był jeden z pałaców. Mieści obecnie hotel, więc zaledwie rzuciłem na niego okiem. Tak samo w Bukowcu, a potem i Łomnicy. Zbliżał się zmierzch, więc ostatecznie nawet nie szukałem informacji o możliwości zwiedzania obiektów.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Ładne mamy lato tej jesieni

  101.38  04:18
Tego pięknego, słonecznego dnia pojechałem przed siebie w poszukiwaniu jesieni. Najpierw pokręciłem się po pobliskich Szachtach, potem przez Mosinę dojechałem aż do Czempinia. Wiało strasznie, więc jechałem w nadziei na szybki powrót. Zmieniłem kierunek na Śrem, aby potem dostać się do Kórnika. Wiatr jakby zaczął mnie pchać. Przynajmniej połowę drogi. Od Śremu wiało z boku. Nic przyjemnego, gdyż jechałem przepełnioną drogą wojewódzką. W Kórniku przespacerowałem się nad jeziorem i pojechałem prosto do Poznania. No, ładny to był dzień. Jesień wciąż nieśmiało okrywa rośliny. Może niebawem się rozkręci.
Po powrocie do Polski mój Garmin wrócił do swoich zwyczajów wyłączania się bez powodu. Zacząłem podejrzewać, że problem znajduje się gdzieś we wgranych mapach. Trochę to mało logiczne, gdy urządzenie wyłączało się nieużywane (mapa zwykle odświeża się po wybudzeniu ekranu, więc nie powinna wpływać na pracę odbiornika). Zamiast widoku mapy, przełączałem na ekran statystyk, aby mieć pewność, że Garmin nie będzie odczytywał map w trakcie pracy. No i przez kilka wycieczek to rzeczywiście działało. Przynajmniej do dzisiaj, bo ustrojstwo wyłączyło się w Kórniku – w tym samym miejscu, co zawsze. Chyba powrócę do teorii spiskowych, jakoby w pewnych miejscach w Polsce były zainstalowane urządzenia zakłócające odbiorniki GPS.

Kategoria kraje / Polska, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / GT

Deszczowy Stęszew

  39.60  01:38
Mimo groźby deszczu, wyszedłem na krótką przejażdżkę. Wziąłem kolarzówkę i ruszyłem na lekko (bez aparatu). Tym razem w kierunku Stęszewa. Nie było za ciepło, ale jazda mnie rozgrzała. Do Stęszewa miałem tylko drogę krajową, więc jechałem z autami. Było trochę korków, zwłaszcza przed światłami. Ciekawe, kiedy skończą ekspresówkę i poszerzanie autostrady. Tylko czy to coś zmieni w wielkości ruchu?
Ze Stęszewa wyjechałem okrężną drogą. Spadło najpierw kilka kropel, a przez resztę drogi powrotnej towarzyszył mi lekki deszcz. Na ostatnich metrach przed domem już lało, ale nie przemokłem jakoś mocno.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Ten zacofany kraj

  89.46  03:54
Wpis ten zawiera moje krytyczne spojrzenie ze względu na absurdy, z którymi się dzisiaj zetknąłem. Skoro już wyciągnąłem swoją szosę, to chciałem pojechać gdzieś dalej. Pamiętałem o wygodnej drodze przed Szamotułami, dlatego to miasto obrałem za cel.
Już nie mieszkam na północy. Nie tak łatwo wyjechać z tego miasta. Jeszcze te absurdalne drogi dla kaskaderów w Przeźmierowie.
Szukałem sklepu, bo nie wziąłem ze sobą niczego do picia. Często odwiedzałem jeden sklep w Pamiątkowie, ale wygląda na to, że został zamknięty i przebudowany na mieszkanie. Zmiany, zmiany.
Dotarłem do Szamotuł. Postanowiłem wrócić do Poznania przez Oborniki. Był to błąd, bo trafiłem na fatalne drogi... dla kaskaderów. Już raz tamtędy jechałem, ale byłem święcie przekonany, że te przeszkody znajdowały się na innej trasie – z Obornik do Murowanej Gośliny. Pomyliłem się i musiałem trochę pocierpieć. Te najgorsze i absurdalnie nieprzejezdne ścieżki (ale oznaczone znakami jako drogi dla rowerów) omijałem.
W Obornikach w końcu znalazłem otwarty sklep. Chociaż ciężko to nazwać sklepem. Chyba podobne kolejki były za komuny.
Do Poznania pojechałem krajówką. Dotarłem tam do zmroku. Pozostało dostać się na południe miasta. Chciałem jeszcze zrobić zakupy, bo nie miałem nic do jedzenia, ale po raz kolejny w tym zacofanym kraju musiałem się naszukać. Zajechałem na stację benzynową, ale za tych kilka produktów w koszyku zapłaciłem stanowczo za dużo.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery