Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po dawnej linii kolejowej

Dystans całkowity:10149.67 km (w terenie 739.71 km; 7.29%)
Czas w ruchu:533:45
Średnia prędkość:18.75 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:50335 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:154 (78 %)
Suma kalorii:9779 kcal
Liczba aktywności:95
Średnio na aktywność:106.84 km i 5h 40m
Więcej statystyk

Zamek Bitchū Matsuyama

62.0703:57
Gorąc od samego rana. Chmury były tylko na horyzoncie i prawie nie osłaniały od skwaru. Jechałem niemal w dół rzeki. Trafiłem na przynajmniej jeden odcinek dawnej linii kolejowej (czasem trudno poznać, czy droga była linią kolejową). Ruch na drodze czasem przybierał na sile. Kilka razy udało mi się zjechać na boczne drogi. Gdy byłem prawie w centrum docelowego miasta, zacząłem dostrzegać kałuże i brunatną wodę płynącą rzekami. Przegapiłem mocną ulewę, jak dowiedziałem się później.
Miałem plan odwiedzenia zamku, najwyżej położonego w Japonii (430 m n.p.m.). Droga była długa i wąska. Wolontariusze ostrzegali przed śliską nawierzchnią po ulewie, więc końcówkę trzeba było przejść. Sam zamek nie oferował wiele. Jego główną atrakcją był tresowany kot, który miał przerwę. Z wieży zamkowej nie rozciągały się widoki (może zimą, gdy nie ma liści). Zjechałem z góry i zrobiło się przyjemnie chłodno, jakby zbierało się na deszcz, więc pojechałem prosto do domu gościnnego.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Okayama, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Grand Slam

111.4706:05
Dzień zacząłem wcześnie, żeby zdążyć z wykonaniem planu. Od rana słońce prażyło. Wróciłem do jazdy po szlaku na dawnej linii kolejowej, potem trochę drogami serwisowymi, trochę głównymi, aż przedostałem się przez jeden tunel. Był jeszcze drugi tunel, ale okazał się niedostępny dla rowerów, więc musiałem pojechać po własnym śladzie z poprzedniej podróży. Jak w Korei kierowcy wyprzedzają bezpiecznie, tak dzisiaj trafiło się aż kilku frustratów, którzy jechali specjalnie blisko prawej części pasa. Na jednym aż poczułem różnicę ciśnień.
Dojechałem do centrum certyfikacji, gdzie dostałem certyfikaty za pokonanie brakujących trzech szlaków oraz dyplom Grand Slam za ukończenie wszystkich szlaków. Kiedyś można było zdobyć statuetkę, ale chyba skończyli z tym. Były za to medale (dodatkowo płatne). Nie zdecydowałem się, bo już jeden miałem i uznałem, że wystarczy. Poznałem tam za to Giovanniego z Włoch, który ukończył szlak z Seulu i leciał na Czedżu.
Zostało mi dostać się do portu, by uzyskać informacji. Przejechałem przez dwa tunele i trochę powątpiewam, czy było można je pokonać na rowerze. Były znaki zakazu, ale założyłem, że nie dotyczyły chodników. Nikt mnie nie ścigał. W porcie wszystkie okienka operatorów promów były zamknięte. Strony internetowe były nieczytelne. Na jednej informowali, by dzwonić w sprawie rezerwacji, ale wątpię, by ktoś tam mówił po angielsku. W punkcie informacji dostałem tylko godzinę otwarcia okienka, żebym spróbował coś złapać, więc jutro albo popłynę, albo mój pobyt się przeciągnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Jinju 2

67.7803:50
Wróciło piekielne słońce. Trochę padało przez noc, więc ulice wciąż były miejscami mokre. Wilgoć wisiała w powietrzu. Jechałem trochę drogami bocznymi, trochę głównymi, kilkoma betonowymi śmieszkami, aż w Jinju wjechałem na szlak na dawnej linii kolejowej. Był poprzecinany skrzyżowaniami, ale chociaż miał lepszą nawierzchnię. A i kilka drzew rzuciło odrobinę cienia. Dojechałem do motelu, w którym spędziłem pół godziny na wydzwanianiu do właścicielki, której nie było na stróżówce, a telefonu nie odbierała. Prawdopodobnie spała, bo w końcu spotkałem ją wysiadającą z windy.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Cuchnąca Korea

68.7304:04
Rejs promem przebiegł spokojnie. Mimo silnego wiatru fale nie były duże. Znalazłem się w Yeosu. Poranek był pochmurny, a ulice mokre, bo chwilę popadało przed moim wyjściem. Ruszyłem po własnym śladzie z poprzedniej wyprawy, gdy chciałem dostać się na Jeju. Tym razem mi się udało. Niestety mosty nadal były niedostępne dla rowerzystów, więc musiałem jechać na około.
Przywitał mnie kapeć. Byłem zbyt leniwy, żeby szukać dziury, więc co jakiś czas tylko dopompowałem koło i dało się jechać. Stwierdziłem, że znajdę sklep rowerowy i wymienię oponę, bo po 4 tys. km już nie miałem bieżnika, a na boku zauważyłem rozdarcie, które z każdym pompowaniem powiększało się. Jedyny warsztat rowerowy był daleko. Pracował tam niepełnosprawny mechanik (przeraziło mnie, gdy użył młotka na szybkozamykaczu). Nie udało mi się porozumieć z nim, więc wymienił oponę z niedawno wymienioną dętką. Przynajmniej zaoszczędziłem łatkę.
Ta część Korei jest strasznie cuchnąca. Jak nie ryczące ciężarówki, to drażniące nos chemikalia z obszarów przemysłowych ciągnących się na dziesiątki kilometrów. Nie wiem, jak oni mogą tak żyć. Jeszcze zaczęło mżyć, a na ostatnich kilometrach wbił mi się w nowiutką oponę metalowy odpad hutniczy, więc i tak musiałem zużyć łatkę. Gdy skończyłem i zbierałem się do zakładania sakw, zaczęło tak lać, że widoczność spadła do kilku metrów. Jak piachem w oczy. Na szczęście po kilku minutach opad osłabł i dotarłem do hotelu.
Kategoria kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Droga do portu

124.5107:25
Niebo było nadal zachmurzone, choć temperatura nieco wyższa. Wydostałem się z miasta. Poruszałem się trochę po chodniku na dawnej linii kolejowej, trochę bocznymi ulicami. Wjechałem na główną drogę. Szeroka, z poboczem, ale o olbrzymim ruchu. Nie biegła daleko w moim kierunku, więc zjechałem na mniejszą, z równie mniejszym ruchem, choć pobocze było małe. Uciekłem na drogi lokalne. Bez pobocza, ale ze znikomym ruchem. Tylko miały więcej dziur i górek oraz były zabłocone przez maszyny rolnicze (pola ryżowe mocno oblepiają maszyny).
Przejechałem obok parku narodowego obejmującego skalisty masyw górski. Akurat słońce przedarło się przez chmury, więc zrobiło się ładnie. Potem dotarłem do wybrzeża. To już 2 tygodnie, jak go nie widziałem. Strasznie długo mi zeszła jazda na południe. Na szczęście dotarłem do powiatu, z którego być może uda mi się dostać na wyspę, na którą nie udało mi się ostatnim razem. W porcie było wszystko zamknięte, więc nazajutrz będę próbował w ciemno.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Gwangju

71.7304:00
Jak zachmurzyło się wczoraj, tak dzisiaj nie odpuszczało, dzięki czemu był to dobry dzień. Wpadłem na festiwal, który objawiał się zamkniętymi ulicami i straganami. Ludzi było mało. Za to sporo atrakcji, bo nie wiedziałem, na co patrzeć. Szkoda, że czas mnie gonił.
Wjechałem na szlak rowerowy – najpierw nad jedną rzeką, potem nad drugą (nie zwróciłem uwagi, że kiedyś jechałem w drugą stronę). Trafiłem też na drogę obrośniętą metasekwojami, które rosną powszechnie w tym rejonie. Potem była jedna górka, nawet przez moment pokropiło, aż dotarłem do Gwangju. Niestety nie zachowam dobrych wspomnień stąd, bo drogi nad rzekami nie były w moim zasięgu, a korki, zagracone pobocza i dłużące się światła mocno mnie spowalniały.
Kategoria kraje / Korea Południowa, rowery / Fuji, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Kwiecisto-skalista Korea

103.7906:28
W prognozie pogody był deszcz. Niebo pokrywała gruba warstwa chmur, gdy ruszałem. Pojechałem nad brzeg rzeki, gdzie znajdowała się ścieżka wśród kwiatów. Tłum ludzi doprowadził mnie do kładki nad brzegiem rzeki. Rower można było jedynie prowadzić i choć szlak miał nieco ponad 1 km, to zrobił się nudny, gdy trzeba było się mijać z zajętymi sobą niedzielnymi spacerowiczami.
Wjechałem do parku narodowego, jednego z wielu w tym rejonie. Nie miałem szczęścia do zwierząt (prawdopodobnie wystraszyły je głośne motory, które rozpoczęły dziś sezon, bo takiego hałasu nawet w Japonii nie doświadczyłem), ale skaliste zbocza gór otaczające rzekę wyglądały niesamowicie. Pojawiło się trochę podjazdów i słońce zaczęło przypiekać. Skończył się zachwyt i zostało smażenie się przeplatane coraz częstszym pompowaniem koła. W końcu zatrzymałem się w cieniu i wyciągnąłem kawałek druta z opony, który zrobił dwie dziury w dętce. Wczoraj też zastałem kapcia, ale spowodowanego cierniem akacji. Ciekawe, czy któryś z nich był źródłem uciekającego powietrza sprzed tygodnia.
Rozpoznałem dwa szlaki, którymi jechałem najpierw na północ, a kilka dni później na południe. Raczej nic się nie zmieniły. Najwyżej nawierzchnia zrobiła się jeszcze bardziej nierówna i pokryta brudem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Zawróciło mnie wojsko

105.8806:23
Na dzień dobry dostałem dwie niespodzianki. Pierwszą był widok na przepiękne góry, których – przez brak przejrzystości powietrza – nie było widać z wybrzeża. Prawie jak w Zakopanem, tylko bez tych bezmyślnych reklam. Druga niespodzianka to prawie kapeć. Wczoraj mechanik w warsztacie rowerowym uparł się, że mam mało powietrza i z 3 atmosfer zrobił 4,5. Dzisiaj zostały może 2. Pewnie ciśnienie i poranny upał rozszczelniły jedną z łatek. Tylko dopompowałem powietrza i to wystarczyło na resztę dnia.
Słońce podpiekało, ale na wybrzeżu było trochę wiatru, pojawiły się jakieś chmury i wczorajsza mgła czasem wracała, więc nie było najgorzej. Szlak zrobił się brzydki, bo często go gubiłem i na oznaczonych odcinkach nie był wygodny. Do tego wydawało się, że zlikwidowali punkt z pieczątkami. Objechałem okolicę, nawet dotarłem do punktu informacyjnego. Najwidoczniej Koreańczycy – niczym Japończycy – wolą powiedzieć nieprawdę niż powiedzieć, że czegoś nie wiedzą. Szli w zaparte, że budka została zlikwidowana i centrum certyfikacji o tym wie. Zawiedziony jechałem dalej, by po kilometrze odnaleźć rzekomo zlikwidowaną budkę.
Wbiłem ostatnią pieczątkę na szlaku i ruszyłem dalej na północ, do punktu obserwacyjnego strefy zdemilitaryzowanej. Szlak istniał chyba tylko na mapie, bo znak nakazał mi wjechać na główną drogę, a tam zatrzymało mnie wojsko. Mundurowy nie mówił za bardzo po angielsku, ale powiedział, że dalej nie ma wstępu. Nie była to nawet strefa zdemilitaryzowana. Nie mogłem rzucić okiem na muzeum (aczkolwiek o tej porze było zamknięte), spojrzeć na granicę (o ile byłoby coś widać przez słabą przejrzystość powietrza) czy zajechać na stację kolejową donikąd (została zbudowana w nadziei na zjednoczenie narodów). Dopiero teraz przeczytałem, że wstęp uzyskać można obok miejsca, gdzie wbiłem ostatnią pieczątkę. Trudno, spodziewałem się tego i nie zależało mi aż tak bardzo. Przynajmniej mogłem dotrzeć wcześniej do noclegu.
Wjechałem na drogę krajową. Pustą, mimo że miała po dwa pasy w obu kierunkach. Zahaczyłem o miasto, by kupić coś do jedzenia i ruszyłem w góry. Koniec z morskimi zapachami, rowerowymi szlakami i z wieloma innymi udogodnieniami. Zatrzymałem się domu gościnnym na wsi.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Mokra Korea

107.2407:02
Było chłodne i pochmurne przedpołudnie. Akurat zaczęło kropić, gdy ruszyłem. Prognoza nie przewidywała dużych opadów, ale było wręcz przeciwnie. Zaczęło się niewinnie, z kolejnymi kilometrami kropiło coraz mocniej, aż doszło do poziomu regularnej ulewy. Najpierw jechałem drogami, potem wzdłuż rzeki, aż dotarłem do lokalnych dróg. Te doprowadziły mnie do świątyni Tongdosa (jedna z trzech głównych świątyń buddyjskich w Korei). No, prawie, bo był zakaz wprowadzania wszelkich jednośladów. Nie zauważyłem parkingu, więc tyle mnie widzieli.
Dalsza droga to była męka. Lało, a jedynymi drogami były autostrada i droga krajowa. Ruch na obu był podobny, tylko krajówka miała cztery pasy zamiast ośmiu. Do tego pobocze było pełne kałuż, piachu i kamyków, że napęd długo tak nie wytrzyma.
Dojechałem do miasta Gyeongju, stolicy historycznego państwa Silla. Było przepełnione atrakcjami, jak żadna inna część Korei (no, może jeszcze Seul ma ich wiele). Tam jest co zwiedzać. Akurat przestało padać, więc pozwoliłem sobie na krótką przejażdżkę. Potrzeba całego dnia, jak nie więcej, aby obejrzeć wszystko.
Pozostało mi dostać się do celu. Złapał mnie zmrok, ale wjechałem na najrówniejsze drogi w całej Korei. Najwidoczniej położone niedawno. Rowerowy most nad rzeką nawet nie znalazł się na żadnej mapie (aczkolwiek nieaktualne mapy Korei to inna historia). Przejechałem też po parku znajdującym się na dawnej linii kolejowej i dotarłem do kolejnego hotelu na godziny.
Kategoria kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Dazaifu Tenman-gū

83.3304:57
Chyba się wypadało. Był pochmurny i wietrzny poranek. Ruszyłem najpierw do podnoszonego mostu na dawnej linii kolejowej. Tam Japończyk krzyczał przez megafon coś o rowerze, więc zrozumiałem, że trzeba go prowadzić. Potem przejechałem kawałek drogi na dawnej linii kolejowej, która jest obsadzona drzewami wiśni, ale byłem o jakieś dwa miesiące za późno. Dalsza droga była nudna. W kilku miejscach wkurzały braki infrastrukturalne, bo musiałem jechać na około przez brak skrzyżowań i jakichkolwiek znaków.
Dojechałem do chramu Dazaifu Tenman-gū. Objechałem go w poszukiwaniu jakiegokolwiek parkingu rowerowego. Było mnóstwo parkingów dla aut z naganiaczami zapraszającymi na wolne miejsca, ale ani jednego miejsca na rowery. Miałem się poddać, ale jak podejrzałem przez bramy, było tam ładnie. Zostawiłem rower przy stacji kolejowej i w końcu mogłem zwiedzić to miejsce. Ludzi było strasznie dużo.
Dojechałem do Fukuoki. Kolejne wielkie miasto, więc dzisiaj natury było niewiele. Znów nie mogłem znaleźć parkingu, bo hotel nie obsługiwał rowerzystów. Zostawiłem go w parkingu podziemnym. Tylko 100 jenów za dobę, co dawało przystępną cenę.

Kategoria Japonia / Fukuoka, kraje / Japonia, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą, Japonia / Saga

Kategorie

Archiwum

Moje rowery