Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po dawnej linii kolejowej

Dystans całkowity:12432.96 km (w terenie 1150.13 km; 9.25%)
Czas w ruchu:657:09
Średnia prędkość:18.71 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:62144 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:154 (78 %)
Suma kalorii:11368 kcal
Liczba aktywności:117
Średnio na aktywność:106.26 km i 5h 39m
Więcej statystyk

Brama za mostem

  121.64  04:50
Było słonecznie z przelotnym zachmurzeniem. Ruszyłem do Puszczy Noteckiej. Na północ miałem wiatr boczny, na zachód wiało w twarz. Za dawnym mostem kolejowym postawili bramę. Ktoś podpalił most, ale to raczej nie powstrzyma wandali. Szkoda, że nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za ten zabytek. Powrót w końcu z wiatrem, choć wieczorem osłabł.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Zamek Huntly

  86.56  05:21
Obudziło mnie słońce. Poszedłem zapłacić za nocleg, bo wczoraj recepcja była już zamknięta i wyszedł najdroższy kemping w Szkocji. Do tej pory płaciłem 7,50–18 funtów, a za ten dałem 22 funty.
Zrobiło się pochmurno i chłodno, gdy w końcu ruszyłem. Wyglądało, jakby miało padać, ale szybko powróciły przejaśnienia. Dojechałem do miasteczka Huntly, gdzie stała ruina zamku. Jakoś tak wyszło, że wszedłem do środka. Może nie był to najbardziej wyposażony zamek, ale przynajmniej jakiś odwiedziłem.
Zaczęło kropić. Prognoza pogody przewidywała kilkugodzinny opad. Padało z różną intensywnością i czasem nawet przestawało, a czasem lało jak z cebra. Prognoza się nie sprawdziła, bo nie przestało padać, a pod koniec pojawiła się jeszcze mgła. Końcówkę przejechałem po ścieżce na dawnej linii kolejowej, od której chciałem zacząć tę całą podróż.
Dotarłem do domu gościnnego, z którego wyruszyłem. Zostawiłem tu na przechowanie karton na rower. Tandetny licznik Sigmy znów zamókł i kompletnie nie dało się nic z niego odczytać. Zaskoczyło mnie, że dzisiaj pękła tylko jedna szprycha.
Koniec przygody. W 25 dni przejechałem nieco ponad 2 tys. km. Miałem dużo obaw związanych z bezpieczeństwem w Wielkiej Brytanii, ale Szkoci okazali się być niezwykle przyjaznym narodem. To obcokrajowców należało unikać. Pogoda nie była zbyt udana. Jedni mówili, że taka jest Szkocja, inni, że to zbyt deszczowe lato. Widokowo udało mi się zobaczyć kilka przepięknych pejzaży. Jest to kolejny kraj, do którego chętnie wracałbym. Przy okazji przekroczyłem dystans 150 tys. km przejechanych od początku moich rowerowych przygód.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Pada kotami i psami

  83.41  05:30
Dzień zapowiadał się upalnie. Rozbiłem się w cieniu, więc namiot miałem mokry od rosy, ale przynajmniej nie usmażyłem się. Pojechałem do miasteczka trochę pozwiedzać, wypić kawę, zjeść drugie śniadanie i jakoś mi ten czas uciekł. Niebo przesłoniły chmury, potem zaczęło trochę padać. Jechałem dalej w nadziei na ucieczkę spod chmury i nawet mi się udało. Swoją drogą wjechałem na ładny szlak rowerowy wzdłuż linii kolei parowej. Zacząłem go beztrosko fotografować, aż znów zaczęło padać. Trochę mocniej, więc stanąłem pod drzewem. Na długo to nie wystarczyło, bo zaczęło lać jak z cebra (ang. raining cats and dogs, co dosłownie znaczy: pada kotami i psami). Takiego deszczu to ja dawno nie widziałem. Może w Norwegii. Drzewo już nie pomagało, więc ruszyłem, stając czasem pod kolejnymi. W końcu wyjechałem spod chmury, bo potem widziałem granatowe niebo za sobą.
Wjechałem na szlak na dawnej linii kolejowej, bo kusił drogą dla rowerów, ale ktoś po prostu nieudolnie oznaczył ścieżkę na OpenStreetMap. Mimo to dobrze było na chwilę odetchnąć od aut. Zdążyło nawet wyjść słońce, ale wkrótce kolejna chmura mnie goniła. Nie zdążyłem nawet wyschnąć, a znów skończyło się słońce. Na szczęście uniknąłem kolejnych pryszniców. Potem tylko widziałem deszcze na horyzoncie i różnej wielkości kałuże.
Obrałem za cel kolejny zamek i po raz kolejny nie zdążyłem. No cóż, nigdy nie byłem dobry w planowaniu. Większość planu tej wyprawy też poszła do kosza.
Pozostało tylko dostać się do ostatniego podczas tej podróży kempingu. Chmury groziły deszczem. Byłem przygotowany na prysznic, ale się nie doczekałem. Dzisiaj pękły dwie kolejne szprychy. W tym tempie mogę mieć jutro kłopoty z jazdą. Do tego przednia piasta od kilku dni wydaje dziwne dźwięki. Czeka mnie wiele pracy przy tym gruchocie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Droga wzdłuż Dee

  101.85  07:28
Wczoraj wszystko poszło bez problemów. Zatrzymałem się w domu gościnnym, gdzie zostawiłem karton na rower. Dzisiaj ruszyłem odkrywać Szkocję. Mój pierwotny plan wywaliłem w dużej mierze do kosza i ruszyłem w innym kierunku niż planowałem. Myślę, że to dobra decyzja.
Pojechałem do centrum Aberdeen. Prawo Wielkiej Brytanii pozwala rowerzystom jechać po drodze dla rowerów lub po ulicy wedle uznania. Ja nie czułem się pewnie, więc wybierałem drogi dla rowerów, mimo że nie są najwygodniejsze.
Widziałem tyle niuansów, że pewnie rozłożę je na kilka wpisów. Tymczasem odwiedziłem sklep sportowy, żeby kupić butlę z gazem. Obawiałem się zostawić rower, bo wiem o wysokim współczynniku kradzieży i minąłem kilka rowerów rozczłonkowanych bardziej niż te w Poznaniu. Nic złego jednak nie przytrafiło się i mogłem w końcu opuścić miasto.
Znalazłem się na szlaku na nasypie dawnej linii kolejowej. Biegł wzdłuż rzeki Dee. Towarzyszył mi bardzo długo. Rozpadało się. Tunel z drzew dawał schronienie, więc nie zatrzymywałem się. Wyjechałem spod chmury i pojawiło się słońce. Zaczęło być gorąco. Z deszczu pod rynnę, jak to mawiają. Na szczęście chmury nie opuszczały mnie, więc jeszcze wiele razy dały cień czy trochę deszczu. Temperatura wahała się od 18 do 22 °C.
Wjechałem do lasów. Pojawiły się pierwsze poważne podjazdy. Potem droga zwęziła się, jak na singletracku. Całe szczęście byłem jedynym rowerzystą i ślamazarnie pokonywałem kolejne kilometry.
Nie było zbyt wielu kempingów w okolicy. Zjechałem z drogi wzdłuż Dee. Najpierw po innym szlaku dostałem się do Tarland, potem wjechałem na drogi – najpierw lokalne, potem główne. Wieczorem ruch był znikomy, ale zaczęło wiać.
Przekroczyłem granicę Parku Narodowego Cairngorms. Widoki wyjaśniały, czemu obszar objęto ochroną. Objechałem kilka gór i dostałem się do zarezerwowanego kempingu. Temperatura spadła przynajmniej do 13 °C.
Kategoria góry i dużo podjazdów, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, wyprawy / Szkocja 2024, kraje / Wielka Brytania

Grożąca puszcza

  119.37  04:57
Niebo pokrywała gruba warstwa chmur. Zaryzykowałem i pojechałem do Puszczy Noteckiej, aby zrobić moją klasyczną setkę. Tym razem w przeciwnym kierunku niż zwykle. Ruszyłem w kierunku Obornik. Chmury czasem się oddalały, czasem groziły nad głową, a mimo to było gorąco. Przynajmniej wiatr dawał odrobinę ochłody. Przebyłem puszczę i wróciłem do domu suchy.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Dziurawa puszcza

  118.99  04:51
Ruszyłem do Puszczy Noteckiej, standardową trasą. Było przyjemnie chłodno, choć bezchmurnie. Jeszcze nie wyjechałem z Poznania, a już złapałem kapcia. To chyba dętka i opona z Japonii. Nałożyłem siedemnastą (sic!) łatkę i mogłem jechać dalej.
W Mrowinie trafiłem na nową drogę dla rowerów. W Cerekwicy skusił mnie nowy asfalt, ale szybko się skończył. Zabrakło 700 metrów, abym mógł ominąć tę paskudną wojewódzką, chociaż wolałbym, żeby skończyli asfalt między Rokietnicą i Pamiątkowem. Byłby to najlepszy skrót na kolarzówkę.
Z Obrzycka do Obornik miałem pod wiatr. Drzewa nie dawały takiej ochrony, jak oczekiwałem. W Obornikach dwa smarkacze postanowiły nie patrzeć na drogę i wjechały mi na czołówkę. Jednego uniknąłem, drugi uderzył mnie kierownicą w palce trzymające klamkomanetki. Niestety nie wywrócił się, więc nie wyciągnie z tego lekcji.
Do Poznania ruszyłem nielubianą trasą, choć rozważałem nadrobić drogi dłuższym objazdem. Nie zrobiłem tego, więc zaskoczyło mnie, że w końcu wyremontowali tę katastrofę między Kowalewkiem i Wargowem. Co więcej, zrobili zakaz wjazdu rowerem, a obok puścili nie najgorszą drogę dla rowerów. Dalej, w Złotkowie, zauważyłem powstającą drogę dla rowerów. Szkoda, że nie pokwapili się, żeby dociągnąć ją do skrzyżowania. Będzie się kończyć w bezsensownym miejscu bez możliwości legalnego kontynuowania jazdy, poruszając się w kierunku północnym. Podobny debilizm powstał w Suchym Lesie na Obornickiej.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Rowerem po kolei

  97.57  05:36
Spodziewałem się zachmurzenia, ale nastał kolejny gorący dzień. Wróciłem na szlak Mazurskiej Pętli Rowerowej, aby pokonać ostatni odcinek i w Mrągowie zamknąć pętlę. Postawię go obok szlaku Green Velo – ciekawy, ale tylko dla wytrwałych.
Po drogach polnych i innych dostałem się do miejscowości Kobułty, gdzie na początku tygodnia uciąłem jazdę po szlaku Rowerem po kolei. Dzisiaj dokończyłem ten 40-kilometrowy asfalt położony na nasypie dawnej linii kolejowej. Zasypali jeden tunel pod drogą wojewódzką, a tak poza tym ścieżka biegła jednym ciągiem (pomijając jeszcze szykany na kilku skrzyżowaniach).

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami

Ryn

  114.31  06:56
Ruszyłem do Węgorzewa. Poranek był przyjemnie chłodny w porównaniu do poprzednich dni. Szlak wiódł po dawnej linii kolejowej. W mieście trafiłem na półmaraton poprowadzony po moim szlaku. Całe szczęście udało mi się stamtąd uciec zanim dobiegli pierwsi biegacze. Zahaczyłem nawet o szlak Green Velo.
Wiatr się trochę rozszalał, ale dzięki temu tumany kurzu zostawiane przez egocentryków szybciej przepadały. Ta część szlaku znacznie obfitowała w drogi gruntowe. W Mamerkach przejechałem się po bunkrach, ale jest ich tyle, że wystarczyło mi kilka. Chciałem jeszcze rzucić okiem na największy, ale dozorca wytłumaczył, że muszę kupić bilet na cały kompleks. Może będę miał powód do powrotu w te strony.
Droga się dłużyła, a im bliżej Ryna, tym grząższe były piaski na drogach leśnych, polnych, a nawet na nasypie dawnej linii kolejowej. Chciałem zobaczyć zamek, ale jest w nim hotel, a zwiedzanie odbywa się w ustalonych godzinach i pewnie trzeba być gościem. Musiałem obejść się smakiem i ruszyłem do miejsca noclegowego, znów trafiając na paskudne piachy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami, po dawnej linii kolejowej

Giżycko

  107.02  06:12
Kolejny gorący dzień. Dzisiaj odcinek w kierunku północnym. Kawałek wzdłuż kanału, trochę lasu, dróg lokalnych i dróg dla rowerów wzdłuż polnych dróg, sporo przyjemnych szutrów. W kontraście do wczoraj drogi leśne wiodły przez wykarczowane lasy. Komary nadal nie dawały wytchnąć.
Jechałem wzdłuż granicy Mazurskiego Parku Krajobrazowego, nad jeziorem Śniardwy, wzdłuż wąskich jezior, aż dotarłem do Giżycka. Po drodze pomogłem skuć łańcuch, który zerwał się rowerzyście. Zjadłem kolejną rybkę, zobaczyłem most obrotowy, ale nie chciałem czekać na jego obrót, który miał być ponad godzinę później. Wspiąłem się jeszcze na wieżę ciśnień i ruszyłem dalej. Trochę okrężną drogą. Noclegów szukałem tydzień wcześniej, a już wtedy było ich niewiele. Gdybym się nie obawiał ochłodzenia, to zabrałbym namiot, ale teraz wiem, że to nie byłby najlepszy pomysł. Komary cięły, że to po prostu absurd.
Dojechałem do Kruklanek. Odwiedziłem zwalony most, którego zniszczenie miało powstrzymać ruskich przed grabieżą dóbr polskich, a potem zatrzymałem się w zarezerwowanej kwaterze. Starsza gospodyni była zaskoczona, ale znalazł się wolny pokój.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami

Gorące Mazury

  91.96  06:01
Dzisiaj niebo pokrywała tylko lekka warstwa chmur, ale dzięki chłodnemu wiatrowi było lepiej niż wczoraj. Jechałem dalej na wschód. Drogi dla rowerów pod Olsztynem mają nawet 3 metry szerokości, w mieście jest nieco gorzej. Do tego ścieżka kończąca się chodnikiem czy przejścia dla pieszych zamiast przejazdy dla rowerów to coś, czego należy się tu spodziewać.
Jechałem po drogach lokalnych, po różnych szlakach, wplatały się drogi polne, a nawet leśne. Na niektórych było trochę cienia i ptasich śpiewów. Do tego nieustannie bzyczące komary na każdym postoju w cieniu. Słońce zdążyło podnieść temperaturę, a wiatr przestał być zauważalny.
W Biskupicach wjechałem na szlak Rowerem po kolei. Powstał 3 lata temu, oczywiście na nasypie dawnej linii kolejowej. Ponad 40-kilometrowy odcinek biegnie aż do Szczytna. Miałem inne plany, więc pokonałem tylko kawałek. Przejechałem się też odcinkiem krajówki. Za duży ruch, by skrócić sobie po niej drogę. Póki nie ukończą ekspresówki, to trzeba szukać objazdów. Moje wiodły trochę po błocie, trochę po piachu, aż wjechałem do Mrągowa. Byle jakie to miasto. Najbardziej zapamiętam przejazd rowerowy ze znakami przejścia dla pieszych.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami, po dawnej linii kolejowej, terenowe

Kategorie

Archiwum

Moje rowery