Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Korea Południowa

Dystans całkowity:4632.73 km (w terenie 17.50 km; 0.38%)
Czas w ruchu:273:57
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:32362 m
Liczba aktywności:64
Średnio na aktywność:72.39 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Jinju

  92.14  05:23
To był najmniej ciekawy dzień od dawien dawna. Praktycznie nic się nie działo. Było jak zwykle gorąco, a po monsunie, który powinien był pojawić się tydzień temu, ani śladu. Ruszyłem na wschód, zbliżając się z wolna do miasta Busan. Wjechałem na drogi, którymi przedwczoraj poruszałem się w kierunku portu. Bardzo niepraktyczne mają tutaj wyspy. Mosty niby są, ale nie można na nie wjeżdżać.
Jechałem drogami o mniejszym natężeniu ruchu. Było sporo podjazdów. Gdybym jechał autem, mógłbym pojechać prosto po ekspresówce, a tak musiałem poruszać się zygzakiem po starych drogach. W mieście Jinju ruch zaczął rosnąć, a gdy pojawiła się zabudowa miejska, to doszły jeszcze czerwone światła na skrzyżowaniach.
Kategoria kraje / Korea Południowa, góry i dużo podjazdów, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Zmęczony Koreą

  45.61  02:41
Wczoraj przejechałem prawie 200 km. Ostatnim razem tak duży dystans pokonałem w 2016, ale wtedy była to moja życiówka. Zestarzałem się albo rozleniwiłem. W każdym razie, po wczorajszym maratonie nie miałem ochoty na rower ani w ogóle na przebywanie w pozycji siedzącej.
Wczorajsza porażka z rejsem na Jeju-do nie zniechęciła mnie do ponownej wizyty w porcie. Tym razem było otwarte, ale nie spotkałem żywej duszy. To miejsce wymarło po międzynarodowych targach z 2012, dla których wybudowano całe miasteczko. Dziś opustoszałe, z nielicznymi znudzonymi ludźmi chodzącymi po kompleksie. Odwiedziłem punkt informacji, ale facet za ladą był zbyt skupiony na graniu na komputerze, aby odpowiedzieć na moje pytania. Całe szczęście pod stacją było jeszcze centrum informacji. Nie pomogli mi za wiele. Pokazali jakieś dwie odległe daty rejsów i tyle. Mogę sobie pomarzyć o wyprawie do najpiękniejszego zakątku Korei. Zostaną mi tylko wspomnienia z tej brzydkiej części.
Nie chciałem zostawać na półwyspie. Znalazłem nocleg oddalony nieco bardziej niż bym tego chciał i ruszyłem. Najpierw pojechałem w kierunku początku drogi dla rowerów na dawnej linii kolejowej. Było to lepsze niż jazda ulicami przez górzystą część miasta. Przejechałem przez dwa tunele, z czego pierwszy był bardziej dla aut, bo kierowany był ruchem wahadłowym. Ledwo zdążyłem wyjechać, gdy auta z przeciwka zaczęły ruszać.
Przedostałem się przez miasto, potem drogami biegnącymi po wielu stromych pagórkach dojechałem do niziny. Wzdłuż rzeki dostałem się do miasta Suncheon.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Ostatni szlak i pusty port

  197.37  12:02
To był długi i ciężki dzień. Zaczął się pochmurnie z częściowym przejaśnieniem. Całkiem przyjemnie, a i widoki niczego sobie.
Dojechałem do szlaku. Był trochę kręty, więc postanowiłem sobie skrócić drogę. Starsza kobieta, wracająca na quadzie z pola, zawróciła mnie, dając do zrozumienia, że dalej nie ma drogi. Całe szczęście nie byłem dużo stratny. Potem jeszcze raz skróciłem sobie drogę, już z sukcesem, ale jednocześnie z porażką. Po raz kolejny punkt z pieczątką został oznaczony w nieprawidłowym miejscu na mapie i mój skrót sprawił, że punkt miałem kilometr za plecami, o czym zorientowałem się po kolejnych trzech. Zachciało mi się skrótów.
Kolejnym problemem okazał się brak sklepów. Gdy jednak na jakiś trafiłem, był pusty. W sensie – towar zalegał na półkach, ale nie było nikogo, kto wydałby mi resztę. To samo w kawiarni obok. Potem trafiłem na jeszcze jeden sklep – i też nie było nikogo. Myślałem, że w Korei nie jest bezpiecznie, a tu takie rzeczy. Ostatecznie znalazłem wodę, ale zajęło mi to kilkadziesiąt kilometrów jazdy. Nie wspominałem jeszcze, że w Korei jest duży problem ze sprzedażą towarów. Nie mam w nawyku sprawdzać daty ważności i dopiero gdy coś jem, patrzę na szlaczki na opakowaniu, a tam dostrzegam termin ważności kilka dni, miesięcy, a nawet lat wstecz (zjadłem już kilka lodów z terminem datowanym na rok 2017, ale nic mi nie jest).
Spadło kilka kropel z nieba, ale to tyle. Ciężkie chmury tylko straszyły. Wbiłem ostatnią pieczątkę na szlaku Seomjingang i to mogło być na tyle. Był to ostatni szlak, który miałem do przejechania. Wczoraj jednak wpadłem na pomysł, aby popłynąć na wyspę Jeju-do, uważaną za najpiękniejsze miejsce w Korei. Jedynym problemem był powrót z wyspy, więc zaplanowałem dojechać do portu i dopytać o szczegóły. No i pojechałem. Most prowadzący bezpośrednio na wyspę był zamknięty dla ruchu pieszego i rowerowego. Musiałem wybrać drogę o 30 km dłuższą. Byłem jednak zdeterminowany.
Po zmroku jeździ się jakoś lepiej. Brak aut, puste skrzyżowania (aczkolwiek z działającą sygnalizacją świetlną, choć kierowcy nie robili sobie z tego kłopotu). W Yeosu zauważyłem na mapie kawałek drogi dla rowerów, jeszcze sprawdziłem na zdjęciach satelitarnych początek. Już z daleka widziałem światła kuszące do skorzystania z drogi, ale wjazd na nią okazał się trudniejszy. Gdy jednak się nań dostałem – niebo. Droga położona na dawnej linii kolejowej, więc podjazdy były niewielkie, a nawierzchnia jedna z najlepszych dzisiaj (ale nie idealna).
Dojechałem do portu, którego adres znalazłem u operatora promu, a tam jedna wielka cisza. Zero świateł, zero ludzi. Jakiś absurd jak na dwie godziny przed planowanym rejsem. Mój plan spalił na panewce. Była północ, więc mogłem zrobić tylko jedno – pojechać do noclegu. Całe szczęście byłem na to przygotowany. Niestety Airbnb, z którego korzystałem, nie działa dla noclegów rezerwowanych po północy. Udałem się na miejsce osobiście i nieświadomie zapłaciłem więcej niż w ofercie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Droga bambusowa, aleja metasekwojowa

  107.17  06:07
Ruszyłem wcześnie, bo miało padać. Było pochmurno i parno.
Przedostanie się na szlak sprawiło mi nieco problemów. Most, na który prowadził stary chodnik, był dziwny. Po drugiej stronie chodnik się urwał i nie miałem pojęcia co dalej przez brak znaków i szczegółowych map. Zawróciłem i wtedy zwróciłem uwagę na znak końca drogi ekspresowej. Podjąłem raczej dobrą decyzję.
Po porannych przygodach droga była spokojna. Zacząłem dostrzegać lasy bambusowe, a potem nawet wjechałem na drogę otoczoną tymi roślinami. Niebo się przejaśniło i słońce zaczęło, jak co dzień, smażyć. Było do tego tak parno, że widoczność uniemożliwiała podziwianie gór.
W Damyang chciałem spróbować ryżu serwowanego w łodydze bambusa, który jest lokalną specjalnością. Zboczyłem z tego powodu ze szlaku i przespacerowałem się przez centrum. Nic nie znalazłem, a do tego zacząłem się martwić, że przegapiłem punkt z pieczątką. Całe szczęście, gdy już zaczynałem odliczać metry przed zawróceniem, pojawił się drogowskaz. W ten sposób przypadkiem dotarłem do alei z metasekwojami. Koreańczyk poznany wczoraj w domu gościnnym opowiedział mi o tym miejscu, ale nie sądziłem, że tu trafię. Wejście było jednak płatne, więc nawet się nie trudziłem. I tak potem przejechałem po kilku drogach obsadzonych tymi drzewami. Sam widok przypomniał mi o przejazdach po alejach cedrowych w japońskim Nikkō.
Wspinając się do ostatniej pieczątki na szlaku Yeongsangang, musiałem przejechać po drodze o nawierzchni kauczukowej, którą zwykle można spotkać na drogach dla biegaczy. Ktoś się tutaj nie popisał, bo przez kilka kilometrów czułem się jakbym holował kogoś z urwanym łańcuchem. Nie było lekko.
Kolejna pieczątka i kolejne problemy. Tym razem nie brak tuszu ani wyszlifowany stempel, a jego brak. Pozostała tylko gąbka, która rozkładała siłę nacisku stempla na papierze. W paszporcie rowerowym zostawiłem odcisk gąbki, zrobiłem zdjęcie wybrakowanej pieczątki, moje zdjęcie z budką w tle za sugestią internetu i pojechałem dalej do kolejnego szlaku, ostatniego na mojej spontanicznej liście rzeczy do zrobienia w Korei.
Byłem zaledwie parę kilometrów od początku szlaku, gdy zaczęło kropić. Takie wielkie krople, jakby miało zaraz sypnąć gradem. Ale nie. Nic więcej się nie stało. Wbiłem pieczątkę i pojechałem zgodnie ze szlakiem. Na niebie wisiały ciężkie chmury. Widoki za to cieszyły oko. Wjechałem na drogi pokryte kałużami. Deszcz mnie przegapił. Pozostał tylko zaduch.
Zebrałem jeszcze jedną pieczątkę i zjechałem ze szlaku, aby zatrzymać się na farmie, miejscu mojego noclegu. Ostatnim razem w takim miejscu zatrzymałem się w Japonii.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Wyprawa do Gwangju

  65.40  03:51
Miałem niezwykłe szczęście poznać Jaein i Nari. Nie tylko ze strony ich gościnności. Są bowiem nauczycielami jazdy na monocyklu i uczą w całym regionie. Tak się złożyło, że dzisiaj Nari miała uczyć dzieci daleko na południu kraju. Mokpo, miasto, do którego miałem zmierzać, było po drodze do jej celu. Zaproponowała mi podwózkę. Tym samym dystans dwóch dni na rowerze skrócił się do dwóch godzin w aucie, a do tego zostało jeszcze kilka godzin na pokonanie części szlaku.
Dzień zaczął się pochmurnie, ale po dotarciu do Mokpo panował nieznośny upał. Jeden z ostatnich takich dni przed nastaniem pory deszczowej. Nari wysadziła mnie na parkingu pod budką z pierwszą pieczątką. Zacząłem więc podróż po szlaku Yeongsangang, ostatnim na Szlaku Czterech Rzek.
Nie miałem ochoty na dłuższą jazdę. Pełny odcinek po szlaku wzdłuż meandrującej rzeki to 90 km, więc posiłkując się kilkoma różnymi mapami oraz zdjęciami satelitarnymi, znalazłem parę dróg na skróty. Całe szczęście budki z pieczątkami były rozmieszczone w normalnych miejscach. W ostatkach sił odebranych przez upał dojechałem do Gwangju.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Samgyeopsal w Gunsan

  95.31  05:42
Omal nie zapomniałem, że dzisiaj święto. Całe szczęście zorientowałem się w porę i zaplanowałem dłuższą wycieczkę. Kolejny pochmurny, bezdeszczowy dzień. Przynajmniej rano.
Ruszyłem w dalszą drogę szlakiem. W sumie tutaj mógłbym skończyć, bo nic więcej się nie działo. Szlak zaczął być po prostu nudny. Ranek był jeszcze przyjemny, ale potem słońce zaczęło przebijać się przez chmury i zrobiło się jak w palmiarni. Nie polecam.
Zebrałem ostatnie pieczątki na szlaku Geumgang i, wykończony całym upałem, dotarłem do miasta Gunsan. Jeszcze w połowie dnia dostałem wiadomość zwrotną od Couchsurfera. Na miejscu spotkałem się z Koreańczykiem o imieniu Jaein. Zabrał mnie do siebie, gdzie jeszcze poznałem jego żonę, Nari. Wyszliśmy we trójkę na samgyeopsal, czyli grillowany boczek, który jest tu przysmakiem. Potem jeszcze odwiedziliśmy ich znajomych, bo oboje są instruktorami jazdy na monocyklu. Na koniec zjedliśmy deser – koreański melon (znany też jako orientalny melon). Był to najlepiej spędzony wieczór podczas mojej koreańskiej wyprawy.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Gongju

  83.46  04:47
Rano było pochmurno i przyjemnie chłodno, ale bez deszczu. Powrót na szlak zaplanowałem nieco inny, bo miałem przed sobą dwa szlaki krzyżujące się w niestrategiczny sposób. Ruszyłem na południe, aby skrócić sobie dystans.
Droga dla rowerów wzdłuż rzeki zabrała mnie do dróg z wydzielonymi pasami rowerowymi, a potem do starej drogi. Tą dojechałem do tamy, przy której miał zacząć się kolejny szlak. Nie widziałem żadnych znaków, ale całe szczęście mapa rowerowa oraz rowerzysta wjeżdżający po kładce naprowadzili mnie na właściwy trop. Tak zdobyłem pierwszą pieczątkę na szlaku Geumgang, trzecim szlaku na Szlaku Czterech Rzek.
Dalsza droga nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wbiłem ostatnią pieczątkę na szlaku z wczoraj, czyli szlaku Ocheon. Było dzisiaj wilgotno i zrobiło się gorąco jak w szklarni, więc postój potrafił wyciskać więcej potu niż jazda. Od wczoraj spotykam bardzo mało rowerzystów. Najwięcej jeździ na dystansie Seul – Busan. A i słyszałem kilka cykad. Lepsze to niż tutejsi rowerzyści, bo Koreańczycy słuchają głośno muzyki w trakcie jazdy rowerem.
Dotarłem do miasta Gongju. Pojechałem po jeszcze jedną pieczątkę na szlaku, choć było to dziwne. Znaki pokazywały sprzeczny dystans do budki ze stemplem. Najzabawniejsze, że jeden z tych znaków znajdował się tuż obok budki. Może powinienem tam wrócić? W tym kraju nigdy nie można być czegoś pewnym.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Niepogodne Cheongju

  93.58  05:35
Padało i było nieprzyjemnie chłodno, gdy wstałem. Zjadłem tosty, które są popularnym śniadaniem w koreańskich motelach i hotelach (jak ja tęsknię za japońskimi standardami). W międzyczasie przestało padać, więc ruszyłem dalej na południe, choć na podjeździe znów zaczęło ciapać.
W końcu coś nowego. Cały ten trud powrotu miał cel wjechania na boczny szlak. Nie sądziłem jednak, że będzie to jeden z najgorzej oznaczonych szlaków do tej pory. Już znalezienie pierwszego punktu z pieczątką sprawiło kłopot. Objechałem całą wioskę i jakimś trafem znalazłem miejsce.
Przestało padać, a nawet pojawiło się słońce. Wilgotne powietrze nie było przyjemne. Jechałem na początku nieco w dół, przypadkiem znalazłem kolejny punkt z pieczątką (zero informacji o zbliżaniu się do punktu, jak to było na innych szlakach). Potem podjazd i stromo w dół.
Trzecia pieczątka to kolejna niewiadoma. Zacząłem poszukiwania po omacku. Na szczęście na początku szlaku zrobiłem zdjęcie mapy. Wyciągnąłem z niego nazwę przystanku (wszystko po koreańsku), wyszukałem na mapie w telefonie, na której pojawił się tylko jeden wynik i... to było dokładnie to miejsce. Nie musiałem się frustrować z powodu braku znaków na szlaku.
Dalsza droga była mało przyjemna. Z chmur, które zdążyły zebrać się nad głową, zaczęło kropić, drogi na szlaku były z krzywego betonu, do tego doszły intensywne zapachy zwierząt hodowlanych, które mijałem coraz liczniej wraz ze zbliżaniem się do mojego celu.
Ostatni punkt z pieczątką mnie zaskoczył. Choć był w innym miejscu niż na mapie, to pojawił się po drodze, że nie musiałem wydłużać sobie dnia na poszukiwania. A dzisiaj zatrzymałem się w kilkunastopiętrowym bloku. Właścicielka to starsza osoba, więc wewnątrz było mnóstwo klamotów i choć mieszkanie przypominało mi „wielką płytę” z Polski, to było dużo więcej przestrzeni.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Sangmo-myeon

  60.41  03:47
Rano zostałem poczęstowany śniadaniem przez pracowników. Zjadłem chyba za dużo, bo ruszyłem leniwie. Po niebie sunęły się chmury, było gorąco, a ja jechałem tą samą drogą, co tydzień temu, tylko w przeciwnym kierunku.
Okolica nic się nie zmieniła. Nawet wojsko – wykonujące manewry myśliwcami – hałasowało tak samo jak ostatnio. Dojechałem do wioski Sangmo-myeon, zjadłem obiad, wysłałem pocztówki, które w końcu udało mi się znaleźć w stolicy tego biednego kraju, i dojechałem do hotelu. Tutaj niespodzianka, bo mogłem zabrać rower do pokoju (sam pokój nie wyróżniał się niczym szczególnym).
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Powrót z Seulu

  125.36  06:49
Wczoraj zrobiłem sobie wolne od roweru. Odwiedziłem centrum, aby kupić trochę pocztówek, byłem też na stacji kolejowej. Próbowałem rozgryźć biletomat, ale wciąż wyskakiwał błąd (a opcja roweru była do wyboru), więc zapytałem w okienku o bilet na przewóz roweru. Pani powiedziała, że musi to być składak, bo innego nie można. Pewnie jeszcze mógłbym kombinować z pudłem, ale na to nie miałem najmniejszej ochoty. W internecie znalazłem trochę informacji o rowerzystach w koreańskich pociągach, jednak najwidoczniej się to zmieniło.
W ten słoneczny dzień ruszyłem z powrotem na południe. Po szlaku i prawie po własnym śladzie. Nie mam nic ciekawego do opowiadania. Było dziwnie patrzeć na te same widoki. Czasem miałem wrażenie, jakbym jechał przez niektóre miejsca dzień wcześniej. Rano było upalnie, a po południu chmury zakryły słońce i zrobiło się nieco lżej. Odczułem też ulgę, wyjeżdżając z Seulu. Spotkałem dzisiaj tysiące rowerzystów o bardzo różnym ilorazie inteligencji. Dzisiejszą noc spędzam w domku, który jest jeszcze w trakcie wykańczania, ale po co czekać – niech na siebie zarabia.
Kategoria kraje / Korea Południowa, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery