Wczoraj zrobiłem sobie wolne od roweru. Odwiedziłem centrum, aby kupić trochę pocztówek, byłem też na stacji kolejowej. Próbowałem rozgryźć biletomat, ale wciąż wyskakiwał błąd (a opcja roweru była do wyboru), więc zapytałem w okienku o bilet na przewóz roweru. Pani powiedziała, że musi to być składak, bo innego nie można. Pewnie jeszcze mógłbym kombinować z pudłem, ale na to nie miałem najmniejszej ochoty. W internecie znalazłem trochę informacji o rowerzystach w koreańskich pociągach, jednak najwidoczniej się to zmieniło.
W ten słoneczny dzień ruszyłem z powrotem na południe. Po szlaku i prawie po własnym śladzie. Nie mam nic ciekawego do opowiadania. Było dziwnie patrzeć na te same widoki. Czasem miałem wrażenie, jakbym jechał przez niektóre miejsca dzień wcześniej. Rano było upalnie, a po południu chmury zakryły słońce i zrobiło się nieco lżej. Odczułem też ulgę, wyjeżdżając z Seulu. Spotkałem dzisiaj tysiące rowerzystów o bardzo różnym ilorazie inteligencji. Dzisiejszą noc spędzam w domku, który jest jeszcze w trakcie wykańczania, ale po co czekać – niech na siebie zarabia.