Potem już szybko poszło, wbiłem kolejną pieczątkę na szlaku Ara i ruszyłem wzdłuż kanału. Miałem pod wiatr, więc szybko się zmęczyłem i ochłonąłem po problemach. Tuż przy końcu szlaku trafiłem na nielogiczny układ znaków. Pokierowały mnie na drugą stronę kanału i dobrze, że w porę zauważyłem problem, bo ze zmęczenia jeszcze wróciłbym na sam początek. Spojrzałem na mapę, olałem znaki i dojechałem do mety.
633 kilometry – tyle liczy sobie szlak z Busan do Incheon. Od przybycia na półwysep pokonałem ponad 1100 km, więc dystans prawie wychodzi jak w dwie strony.
Droga powrotna to była formalność. Zatrzymałem się jeszcze, aby coś zjeść i pojechałem – już z wiatrem i z pełnym brzuchem. Było mi obojętne, że po własnym śladzie. Zmęczony problemami i codziennym wysiłkiem chciałem się po prostu znaleźć w hostelu. Dojechałem do niego bez większych trudności.
