Miałem niezwykłe szczęście poznać Jaein i Nari. Nie tylko ze strony ich gościnności. Są bowiem nauczycielami jazdy na monocyklu i uczą w całym regionie. Tak się złożyło, że dzisiaj Nari miała uczyć dzieci daleko na południu kraju. Mokpo, miasto, do którego miałem zmierzać, było po drodze do jej celu. Zaproponowała mi podwózkę. Tym samym dystans dwóch dni na rowerze skrócił się do dwóch godzin w aucie, a do tego zostało jeszcze kilka godzin na pokonanie części szlaku.
Dzień zaczął się pochmurnie, ale po dotarciu do Mokpo panował nieznośny upał. Jeden z ostatnich takich dni przed nastaniem pory deszczowej. Nari wysadziła mnie na parkingu pod budką z pierwszą pieczątką. Zacząłem więc podróż po szlaku Yeongsangang, ostatnim na Szlaku Czterech Rzek.
Nie miałem ochoty na dłuższą jazdę. Pełny odcinek po szlaku wzdłuż meandrującej rzeki to 90 km, więc posiłkując się kilkoma różnymi mapami oraz zdjęciami satelitarnymi, znalazłem parę dróg na skróty. Całe szczęście budki z pieczątkami były rozmieszczone w normalnych miejscach. W ostatkach sił odebranych przez upał dojechałem do Gwangju.