Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Korea Południowa

Dystans całkowity:4632.73 km (w terenie 17.50 km; 0.38%)
Czas w ruchu:273:57
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:32362 m
Liczba aktywności:64
Średnio na aktywność:72.39 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Mokra Korea

  107.24  07:02
Było chłodne i pochmurne przedpołudnie. Akurat zaczęło kropić, gdy ruszyłem. Prognoza nie przewidywała dużych opadów, ale było wręcz przeciwnie. Zaczęło się niewinnie, z kolejnymi kilometrami kropiło coraz mocniej, aż doszło do poziomu regularnej ulewy. Najpierw jechałem drogami, potem wzdłuż rzeki, aż dotarłem do lokalnych dróg. Te doprowadziły mnie do świątyni Tongdosa (jedna z trzech głównych świątyń buddyjskich w Korei). No, prawie, bo był zakaz wprowadzania wszelkich jednośladów. Nie zauważyłem parkingu, więc tyle mnie widzieli.
Dalsza droga to była męka. Lało, a jedynymi drogami były autostrada i droga krajowa. Ruch na obu był podobny, tylko krajówka miała cztery pasy zamiast ośmiu. Do tego pobocze było pełne kałuż, piachu i kamyków, że napęd długo tak nie wytrzyma.
Dojechałem do miasta Gyeongju, stolicy historycznego państwa Silla. Było przepełnione atrakcjami, jak żadna inna część Korei (no, może jeszcze Seul ma ich wiele). Tam jest co zwiedzać. Akurat przestało padać, więc pozwoliłem sobie na krótką przejażdżkę. Potrzeba całego dnia, jak nie więcej, aby obejrzeć wszystko.
Pozostało mi dostać się do celu. Złapał mnie zmrok, ale wjechałem na najrówniejsze drogi w całej Korei. Najwidoczniej położone niedawno. Rowerowy most nad rzeką nawet nie znalazł się na żadnej mapie (aczkolwiek nieaktualne mapy Korei to inna historia). Przejechałem też po parku znajdującym się na dawnej linii kolejowej i dotarłem do kolejnego hotelu na godziny.
Kategoria kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Burzliwa droga do Korei

  45.45  03:12
Poranek zaskoczył mnie deszczem. Odebrałem rower z parkingu podziemnego i dojechałem do portu. Miałem plany przedostania się na jedną z japońskich wysp, ale złoty tydzień mocno namieszał. Popłynąłem do Korei. Dostałem ostrzeżenie o możliwości odwołania łodzi przez wysokie fale, ale nic takiego się nie wydarzyło. Rozmawiałem z jednym rowerzystą, którego wczorajszy kurs odwołali, więc miałem szczęście. Nieszczęście za to miałem przez fale. Łódź płynęła 3 godziny, o połowę krócej niż prom, każdy dostał po tabletce aviomarinu, ale ta przestała działać pod koniec rejsu. Przez wysokie fale łódź zachowywała się, jak podczas puszczania kaczek na wodzie. No, nie było przyjemnie.
Brakowało mi energii, więc z wolna ruszyłem… jak najdalej od miasta. Zwiedziłem Busan i już mi wystarczyło. Przypomniałem sobie, czemu nie lubię Korei. Wszędzie brud i śmieci, do tego auta zaparkowane na każdym skrawku ulic. W Japonii byłyby to rowery zajmujące niewiele miejsca. Chciałem dostać się do ujścia rzeki. Wciąż lało, drogi były strome. Na początek jechałem nowo wybudowanymi drogami dla kaskaderów i spokojnymi ulicami, żeby przestawić się na ruch prawostronny. Potem wjechałem na główne drogi o wielu pasach ruchu i niewielu przejściach dla pieszych. Ostatecznie niepotrzebnie pokonałem kilka wzniesień, bo pomyliłem kierunki i chciałem dostać się w złe miejsce.
Dojechałem do punktu startowego Szlaku Czterech Rzek. Udało mi się porozumieć z obsługą obiektu (język angielski jest tu na jeszcze gorszym poziomie niż w Japonii) i dostać nową mapę szlaków. Plan tej wizyty to zdobycie brakujących pieczątek w paszporcie rowerowym, aby odebrać nagrodę grand slam za przejechanie wszystkich odcinków.
Ruszyłem na północ. Wiało przeraźliwie, ale przynajmniej przestało padać. Podróż po morzu mnie wyczerpała, więc jechałem mozolnie. Dostałem się do hotelu na godziny, które w Korei są najpopularniejsze i będą mi często towarzyszyć.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, rowery / Fuji, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2023

Koniec tej Korei

  29.59  02:06
Nareszcie podróż po Korei dobiega końca. Ostatnie kilometry, aby dostać się do portu i mogę stąd spływać.
Pojechałem najpierw do rzeki, aby wskoczyć na drogi dla rowerów. Nieźle się nagłowiłem. Mnóstwo schodów, murków, chaosu. Ciężko się jeździ po tym mieście. Długo jednak nie nacieszyłem się wolnością od aut, bo zaraz musiałem znowu włączyć się do ruchu. A jazda to koszmar, zwłaszcza że szukałem kilku sklepów, aby kupić parę pamiątek. Problem w tym, że sklepy znajdowały się po różnych stronach drogi, a gdy droga ma 10 pasów ruchu i zero przejść dla pieszych przez kilka kilometrów (zazwyczaj są przejścia podziemne, ale bez wind), wtedy odechciewa się jazdy. Dodatkowo było tak gorąco, że czułem jakieś osłabienie. Fatalne pożegnanie.
Zrobiłem zakupy, choć nie znalazłem wszystkiego, co planowałem. Najbardziej wybrakowane są tutaj pocztówki. Jedyne sklepy z nimi znalazłem w Seulu – i to na jednej jedynej ulicy, a rok temu spędziłem w stolicy aż tydzień, chodząc po straganach z różnościami i nie było ich nigdzie więcej. To już chyba na Tajwanie było lepiej.
Zjadłem ostatni posiłek, wydałem resztę lokalnej waluty i pojechałem do portu zameldować się na nocny rejs przez Cieśninę Koreańską.
Bilety na podróż do Korei kupowałem bez ułożonego planu. Dopiero na kilka dni przed rejsem dowiedziałem się o sieci szlaków rowerowych. Zdecydowałem, że zdobędę wszystkie, ale los miał inne plany i przejechałem 9 z 12 szlaków. Poszczęściło mi się z pogodą, bo pora deszczowa okazała się łagodna i padało zaledwie dwa dni (plus dwa łagodnie deszczowe dni przed monsunem).
Przejechałem po Korei ponad 2,5 tys. km. Jestem zaskoczony, bo ten czerwiec był moim najbardziej rowerowym miesiącem odkąd jeżdżę na rowerze.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Wybrzeżem do Busan

  65.21  04:16
Gospodarz mojego noclegu obudził mnie o szóstej rano, zapraszając na śniadanie. Wiele misek, wszystkie wspólne – tradycyjny posiłek w Korei. Byłem tak zmęczony, że wróciłem potem do spania.
Jak co roku urodziny spędzam na rowerze. Tym razem wypadło na Koreę, choć po miesiącu w tym kraju, nie cieszyło mnie to. Wstałem leniwie, sprawdziłem prognozę pogody i zebrałem się na równe nogi. Trzeba było się spieszyć, bo miało padać po południu. Było pochmurno i parno. Droga szła jednak ciężko. Wpakowałem się jeszcze w olbrzymi (największy na świecie) obszar przemysłowy. Trafiłem nawet na kilka zakazów wjazdu rowerem, ale albo chodnikami, albo bocznymi drogami pokonałem niedogodności.
Wydostałem się z zabudowy fabrycznej i trafiłem na kilka ładniejszych wybrzeży. Akurat zaczęło kropić. Byłem przekonany, że lunie, ale nie – postraszyło i do Busan dotarłem suchy. Jeszcze wjechałem na drogi z pierwszej wycieczki po mieście, co oznaczało podjazd. Niestety nie dało się go ominąć, ale poszedł sprawnie.
Zatrzymałem się w kocim hostelu. Nie najgorsze miejsce, zadbane. Okolica też turystyczna, więc wyszedłem na spacer, odwiedziłem restaurację – a właściwie kelnerka mnie wciągnęła do środka, choć i tak pewnie sam wszedłbym.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Czerwiec 2019 (Trek)

  4.46 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Korea Południowa, rowery / Trek

Ulsan

  75.59  04:28
Po wczorajszej ulewie pozostało kilka kałuż oraz wysoka wilgotność powietrza. Mając jeszcze trochę czasu przed opuszczeniem Korei, wybrałem pobliski Ulsan za swój cel.
Wyjazd z Busan był męczący. Najpierw ulicami (całe szczęście miały dużo pasów ruchu), potem wjechałem na drogę dla rowerów wzdłuż kanału (wczoraj prawdopodobnie woda się przelała, bo zaparkowane rowery zebrały trochę śmieci), a na koniec droga krajowa. Tutaj tylko skromne trzy pasy ruchu z poboczem. Totalna nuda. Znalazłem tylko jedną atrakcję – złotego Buddę.
W Ulsan zatrzymałem się w domu gościnnym. Właściciel powiedział, że jest to hanok (tradycyjna koreańska wioska), ale porównując do innych wiosek, które widziałem w Korei, ta prawie nie miała tradycyjnych zabudowań. Osiedle okalał mur, który kilka wieków wcześniej był obiektem militarnym. Obecnie powstała tam bardzo ładna trasa spacerowa z widokiem na miasto. Wyszedłem na spacer z aparatem, więc dorzucam kilka bonusowych zdjęć do galerii.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Kupiłem medal

  49.26  03:18
Już od rana zapowiadał się okropny dzień. Padało. Założyłem laczki, coby niepotrzebnie nie moczyć butów, krótką koszulkę, i ruszyłem na wschód.
Trochę po ulicach, trochę po drogach dla rowerów dotarłem do tunelu. Dzisiaj już bez problemu – z chodnika serwisowego zrobili drogę dla rowerów. Dalszą drogę pokonałem po drodze krajowej. Nadal wyglądała jak autostrada. Tylko auta jeździły w kolumnach jak po ruszeniu ze świateł.
Deszcz czasem ciapał, czasem walił jak podczas oberwania chmury. Przynajmniej było ciepło. Gdy padało za mocno, chowałem się pod jakimś zadaszeniem. Gdyby jeszcze było gdzie na tej niby autostradzie.
Dojechałem do miejsca, od którego zacząłem zdobywać pieczątki do paszportu rowerowego. Przejechałem 9 z 12 szlaków dostępnych w tym roku (są plany rozszerzenia i połączenia kilku z nich), wliczając w to Korea Cross Country i Szlak Czterech Rzek, które po prostu grupują kilka szlaków. Jest jeszcze Grand Slam za zdobycie wszystkich stempli, ale ja tego już niestety nie dokonam.
Procedura certyfikacji zajęła kilkanaście minut. Dostałem naklejki w paszporcie za każdy ze szlaków, do tego dwa dyplomy za przejechanie dwóch szlaków tematycznych. Były też medale. Niestety od zeszłego roku trzeba za nie zapłacić (20 zł za tę przyjemność). Wziąłem tylko jeden – z drewnianym etui. Jest ciężkie, więc myślę, że był to trochę niefortunny wybór.
W końcu dojechałem do Busan. Zatrzymałem się w hostelu. Z moich dziurawych sakw wylałem jeszcze więcej wody niż 3 dni temu podczas dłuższej wycieczki. Deszcze nie przestawał, więc wyszedłem na spacer z parasolką. Planowałem zrobić kilka wieczornych zdjęć, ale obawiałem się zabrać aparat. Potem jeszcze pojawił się wiatr, więc wróciłem do hostelu cały mokry. Dobrze, że nie wziąłem aparatu, bo nie uratowałbym go. Tym samym przez cały dzień nie zrobiłem ani jednego zdjęcia.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Changwon

  76.02  04:31
Było pochmurno, ale bez deszczu. Ruszyłem w dalszą drogę, kierując się na Busan.
Jazda głównymi drogami nie jest najprzyjemniejsza, ale w porównaniu do pierwszego dnia w Korei, czuję się bardzo swobodnie. Koreańczycy mają wiele złych nawyków, ale jeżdżą rozważnie. Miałem tylko kilka sytuacji, gdy ktoś mnie wyprzedził na gazetę. Za to zajeżdżanie dróg, aby zaparkować jest na porządku dziennym.
Wjechałem na spokojniejsze drogi, omijając krajówkę, ale potem – chcąc darować sobie jazdę po zakręconym i górzystym wybrzeżu – musiałem włączyć się do ruchu po szalonych drogach. Wyglądały one bardziej na drogi ekspresowe, choć nie dostrzegłem żadnego znaku zabraniającego wjazdu rowerzystom. Zresztą, droga alternatywna okazała się zamknięta, więc nie miałem wyboru. Najbardziej obawiałem się tunelu, ale był krótki i miałem z górki.
Zachciało mi się jeszcze jednego skrótu. Miałem obawy, czy uda mi się na niego wjechać, bo minąłem wjazd na drogę ekspresową i na mapie sieć dróg wyglądała dosyć skomplikowanie. Zaryzykowałem i dotarłem do drugiego tunelu. Droga o trzech pasach ruchu, potok aut z nielicznymi przerwami, brak pobocza, a ja jedyny na rowerze. Tym razem na przeszkodzie stał kilometrowej długości tunel, więc obaw było dużo. Chodnik serwisowy stał niestety niedostępny przez strome schody, więc nie chciałem go wybierać. Ruszyłem, trzymając się blisko ściany. Kratki ściekowe, na szczęście, były na poziomie drogi, więc jedno zmartwienie mniej, aczkolwiek na skrawku pobocza, którym jechałem, leżało dużo części aut. W zatoczce na środku tunelu zrobiłem sobie przerwę i wyjechałem bez szwanku. To nie jest przygoda, którą chciałoby się powtórzyć.
Wyszło słońce. Resztę drogi pokonałem po przeróżnych drogach dla rowerów. Nie zawsze wygodnych.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Park Narodowy Hallyeohaesang

  30.41  01:54
Zostałem drugi dzień w Tongyeong, aby odpocząć. W południe przestało padać i tyle z odpoczynku. Ciągnęło mnie na rower, więc pojechałem na krótką wycieczkę wokół pobliskiej wyspy znajdującej się w parku narodowym. Było parno i duszno. Momentami słońce zaczęło wychodzić zza chmur. Za jednym zakrętem nawet pojawiła się mgła. Było sporo podjazdów, ale widoki niczym mnie nie zaskoczyły.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

W deszczu do Tongyeong

  67.52  04:08
Chyba wykrakałem. Prognoza na kilka najbliższych dni zapowiada deszcze. Zaczęło się już w nocy. Gdy ruszałem, tylko ciapało, ale potem zaczęło padać na całego. Brr.
Pojechałem na chwilę do banku, zahaczając o fortecę, ale było zbyt deszczowo, aby cokolwiek zwiedzać. Już po kilku kilometrach jazdy przesiąkłem do suchej nitki, a to był dopiero początek podróży. Pojechałem trochę po własnym śladzie z wczoraj. Aut było tak samo dużo. Potem zaczął się niezauważalny podjazd, gdzie było lepiej. Przynajmniej pod względem liczby aut.
Dojechałem do Tongyeong. Deszcz nieco zelżał, aby potem uderzyć z kilkukrotnie większą siłą. Lało się z nieba. Czasem miałem wrażenie, że przekraczałem długi bród. Nie dało się jechać szybko, bo gdy już przyspieszyłem, musiałem wytrząsać buty z nadmiaru wody. Mogłem założyć laczki.
Dojechałem do hostelu. W środku nikogo, więc się rozgościłem. Właściciele po powrocie poczęstowali mnie gorącym tostem z lodem, a nawet zabrali na wieczorną przejażdżkę po kilku atrakcjach. Wielka szkoda, że lało jak z cebra. Ciężko się manewruje parasolką i aparatem. Potem jeszcze gość z hostelu poczęstował mnie sundae (koreańska kaszanka). Polska wersja jest smaczniejsza.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery