Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Korea Południowa

Dystans całkowity:4632.73 km (w terenie 17.50 km; 0.38%)
Czas w ruchu:273:57
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:32362 m
Liczba aktywności:64
Średnio na aktywność:72.39 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Seul

  26.72  01:23
Ruszyłem rano, było pochmurno i przyjemnie. Zaplanowałem przedostać się do kolejnego noclegu, zbierając po drodze kolejną pieczątkę. Droga była prosta – jechałem wzdłuż rzeki, zabrało to niewiele czasu. Potem jeszcze kawałek ulicami miasta i znalazłem się w hostelu.
Do kolekcji dołączam kilka zdjęć z zeszłego roku, gdy odwiedziłem Seul. Przyleciałem w maju na tydzień i przeszedłem kawał miasta, odwiedzając wiele ciekawych miejsc. Zrobiłem mnóstwo zdjęć, więc wybranie tych kilku najlepszych nie było proste.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Korea Cross Country – meta

  87.99  04:13
Zostawiłem sakwy w hostelu i ruszyłem na lekko na szlak Hangang po ostatnią pieczątkę. Przekroczyłem rzekę, dojechałem do punktu i... nic. Objechałem okolicę, wypytałem ludzi i ani śladu po budce ze stemplem. W końcu – gdy już w głowie mi się zaczynało kręcić od kręcenia się w kółko – zauważyłem znak informujący o 4-kilometrowym dystansie do centrum certyfikacyjnego (tak nazywają owe budki). Głowiłem się o co chodzi, bo z mapy powinno to być zaledwie kilkaset metrów. Pojechałem sprawdzić, a tam... budka. Jak mnie to zirytowało. Czyli budka z zeszłego tygodnia, którą prawdopodobnie pomyliłem z budką z innego szlaku, również mogła być w innym miejscu niż oznaczyli na mapie. Super!
Potem już szybko poszło, wbiłem kolejną pieczątkę na szlaku Ara i ruszyłem wzdłuż kanału. Miałem pod wiatr, więc szybko się zmęczyłem i ochłonąłem po problemach. Tuż przy końcu szlaku trafiłem na nielogiczny układ znaków. Pokierowały mnie na drugą stronę kanału i dobrze, że w porę zauważyłem problem, bo ze zmęczenia jeszcze wróciłbym na sam początek. Spojrzałem na mapę, olałem znaki i dojechałem do mety.
633 kilometry – tyle liczy sobie szlak z Busan do Incheon. Od przybycia na półwysep pokonałem ponad 1100 km, więc dystans prawie wychodzi jak w dwie strony.
Droga powrotna to była formalność. Zatrzymałem się jeszcze, aby coś zjeść i pojechałem – już z wiatrem i z pełnym brzuchem. Było mi obojętne, że po własnym śladzie. Zmęczony problemami i codziennym wysiłkiem chciałem się po prostu znaleźć w hostelu. Dojechałem do niego bez większych trudności.
Kategoria kraje / Korea Południowa, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

To już Seul

  92.43  05:12
Kolejny gorący dzień w Korei. Na dzisiaj zaplanowałem wrócić się kawał drogi po pieczątkę i przeskoczyć jedną górę w poszukiwaniu nowego szlaku.
Dokończyłem szlak biegnący wokół jeziora i wjechałem na drogi znane mi z wczoraj. Planowałem pojechać wzdłuż drugiego brzegu rzeki, ale za bardzo się zasugerowałem znakiem i pojechałem całkiem po własnym śladzie.
Po drodze nie było nic ciekawego. Kilka widoków, które miałem wczoraj za plecami i tyle. O, odwiedziłem jeszcze pocztę. W sumie nie mam szczęścia do sklepów z pamiątkami, bo od przyjazdu nie trafiłem na żaden. Te w Busan się nie liczą, bo wtedy bałem się zostawić rower bez opieki na turystycznej ulicy. W ten sposób, pół miesiąca od przybycia do kraju, nie mam żadnej pamiątki czy kartki, którą mógłbym wysłać. Ale jest nadzieja w stolicy.
Wbiłem ostatnią pieczątkę na tym szlaku i ruszyłem przez górę, aby dostać się do kolejnego szlaku. Równie dobrze mogłem pojechać jak wczoraj, ale nie podobał mi się ten pomysł. Przetoczyłem się przez górę nawet sprawnie, potem zjazd z wieloma opóźniającymi jazdę skrzyżowaniami, aż zjechałem ze szlaku, aby „skrótem” dostać się do kolejnego. No i się zaczęło. Co skrzyżowanie czerwone światło, do tego nierówne drogi dla rowerów, a na końcu piekło.
Już dawno nie miałem takiego pecha, jak dzisiaj. Trafiłem na remonty. Już pominę duży ruch, bo Korea to jakaś abstrakcja. Tworzą irracjonalnie wielopasowe drogi, które i tak nie dają rady obsłużyć całego ruchu. Od spokojnego szlaku rowerowego dzieliło mnie kilka barierek i masa aut. Na początek wypatrzyłem auto jadące poziom niżej, więc myślałem, że przedostanę się tunelem pod drogą. Zjechałem, a tam ściana. Pojechałem dalej, gdzie już nawet na mapie był przejazd, a tam zamknięte, bo roboty drogowe. Pomyślałem, że pojadę drogami i przedostanę się od strony mniejszej rzeki. Trafiłem na zawalidrogę, za którym potoczyłem się z wolna do wału rzecznego, wspiąłem się nań, a tam jakby mnie coś strzeliło. Droga dla rowerów biegła kilkadziesiąt metrów w dole, zero dróg zjazdowych w zasięgu wzroku, a zbocze tak strome, że dla mojego obładowanego roweru była to bariera nie do pokonania. Ruszyłem w stronę mostu, gdzie czekała na mnie kolejna przykra wiadomość. Remont i zakaz wjazdu. Od tamtej strony też nie mogłem się dostać.
Wróciłem do punktu wyjścia. Kolejnym krokiem była jazda do najbliższego skrzyżowania. Tak dojechałem do łącznika z autostradą, za którym był, jak mi się wydawało, zjazd pod drogę. Owszem, był, ale ów zjazd – ogrodzony porządnie – doprowadził mnie tylko do ruchu w przeciwnym kierunku. Wracać nie było jak, a na drogę dla rowerów mogłem tylko popatrzeć przez barierki. Ostatnia szansa – pojechałem z ruchem, aż wróciłem do punktu wyjścia jeszcze sprzed wcześniejszego punktu wyjścia. Byłem przy skrzyżowaniu, od którego zaczęła się moja bolączka. Pół godziny spędzone na kręceniu się w kółko i w końcu zjechałem do mojego szlaku rowerowego. Byłem wykończony i poirytowany brakiem znaków, infrastruktury, ogólnie stawianiem auta nad człowieka. Horror i to tuż przy stolicy, bo zaraz po przekroczeniu rzeki znalazłem się w Seulu. Odebrałem pieczątkę na szlaku i dojechałem padnięty do wynajętej kwatery. Potrzebuję odpoczynku, bo ten kraj mnie wykończy.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Hucznie do Chuncheon

  102.75  05:09
Na dzisiaj postawiłem sobie ambitne zadanie. Najpierw ostatnia pieczątka na szlaku Namhangang, a potem cały szlak Saejae. Od rana prażyło, więc miałem dodatkowo pod górkę. W sumie droga dodatkowo wiodła w górę rzeki.
Trafiłem na kilka odcinków szlaku przebiegających po dawnej linii kolejowej, więc były łagodne podjazdy oraz dużo tuneli. Szybko dostałem się na rozdroże i skręciłem po ostatnią pieczątkę na szlaku. Całkiem żwawo się jechało, chociaż wszędzie były znaki ograniczające prędkość do 30 czy 20 km/godz. Mało kto się do nich stosował, a że naśladuję miejscowych, to i na moim liczniku było więcej niż być powinno.
Tak sobie jechałem, aż nagle stało się oczekiwane – kapeć z hukiem. Zaskakująco opona nie puściła z boku, gdzie guma się rozwarstwiała, a coś przebiło dętkę w miejscu przetarcia. W ciągu kilku dni (wcześniej oglądałem oponę, szukając przyczyny dyskomfortu i nie zauważyłem żadnego zużycia) opona przetarła się w feralnym miejscu – zarówno guma, jak i 5-milimetrowa wkładka, aż do splotu. Dalej była to kwestia czasu, aż nie najechałbym na coś ostrego. Zakleiłem dziurę w dętce, założyłem nową oponę, którą udało mi się dorwać kilka dni wcześniej i mogłem znów jechać, tym razem w pełnym komforcie, bez podskakiwania na wybrzuszonej oponie, bez stresu kiedy to wybuchnie.
Trafiłem na jeszcze kilka dróg położonych na dawnych torowiskach, kilka dróg biegło przy tafli rzeki, było raczej spokojnie, choć tempo narzuciłem sobie dużo większe niż przez ostatni miesiąc. Chyba przez to zagapiłem się i po kilkunastu kilometrach zorientowałem się, że przejechałem przystanek z pieczątką. Całe szczęście zaplanowałem na jutro powrót właśnie tuż przy tym przystanku. Zaliczenie wszystkich szlaków wymaga poświęcenia.
Miałem w głowie piękny plan objechania prawie wszystkich szlaków w istniejącej sieci. Niestety czar prysł, gdy sprawdziłem dzisiaj rozkład linii kolejowych w Korei. Zaplanowałem wsiąść do pociągu, aby zdążyć z objechaniem wszystkich tras przed opuszczeniem półwyspu. Nie przewidziałem jednego – nie ma linii kolejowej, która doprowadziłaby mnie do początku jednego z nieszczęsnych szlaków. Wygląda na to, że będę musiał okroić moje plany jeszcze bardziej.
Kategoria kraje / Korea Południowa, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Yangpyeong-eup

  83.98  04:58
Upał powrócił, choć przez niebo przewijały się grubsze chmury, dzięki czemu od czasu do czasu mogłem odetchnąć. Na początek musiałem wrócić na szlak. Prawie po własnym śladzie, ale spróbowałem ruszyć trasą zaproponowaną przez aplikację. Nijak nie było lepiej. Może nawet zapewniłem sobie więcej podjazdów.
Nagle mój przedni hamulec zaczął hałasować niczym po zużyciu okładzin. Zatrzymałem się w pierwszym zauważonym sklepie rowerowym. Trochę słabo dogadałem się z fachowcem. Nie miał wymiennych okładzin, więc zgodziłem się na nowe klocki. Po ich usunięciu dostrzegłem problem. Okładziny dałyby radę jeszcze z miesiąc, a tarcie było spowodowane grudką metalu wbitą w okładzinę. Nie wiem tylko, czy grudka była fabryczna, czy w jakiś sposób wbiła się w okładzinę. W sumie to majster wymienił klocki. Jeszcze dopompował koła, że zrobiły się jak ze skały. Zapłaciłem 30 zł, z czego klocki były warte 10% tego. Trochę się obawiam, że wysokie ciśnienie skróci żywotność opony, która od kilku dni powoduje coraz większy dyskomfort jazdy przez powiększający się defekt. Zobaczymy, bo wożę ze sobą nową oponę na tę awarię.
Po trzydziestu kilometrach byłem z powrotem na szlaku, kolekcjonując kolejne stemple. Znowu kilka razy musiałem się domyślić drogi, bo znaki gdzieś przepadły, ale cały dystans poszedł nawet nieźle. Jeszcze mając trochę czasu w miasteczku Yangpyeong-eup, odszukałem czwartą budkę z pieczątką, a potem ruszyłem na poszukiwania noclegu. Niestety, koreańska turystyka ciągle zawodzi. Całe szczęście już w pierwszym odwiedzonym przeze mnie motelu mieli pokój. Ale trafiłem na taką nieprzyjemną okolicę, że aby dostać się do sklepu, musiałem nieźle się nagłowić, aby przedostać się przez barierki i nie jechać za dużo pod prąd.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Wonju

  77.03  04:31
Akurat zaczęło kropić, gdy ruszałem. Szybko jednak przestało. Na niebie kłębiły się grube chmury, więc jechało się w przyjemnej temperaturze.
Musiałem odwiedzić bank. Poszło nawet sprawnie. Pani myślała, że chciałem kupić obcą walutę i zaproponowała mi dobry (dla mnie) kurs, ale gdy zobaczyła mnie liczącego obce banknoty, szybko poprawiła wynik na kalkulatorze. Pod bankiem z kolei podszedł jakiś człowiek i zaczął mamrotać do siebie. Podszedł do niego drugi Koreańczyk i nawet zaczął coś do mnie mówić, ale nic nie rozumiałem. Nagle podszedł jeszcze jeden i stwierdziłem, że przyciągam za dużą uwagę, więc pospiesznie wrzuciłem klamoty do sakw i odjechałem stamtąd.
Miałem trochę pod wiatr, ale z ładnymi widokami zapewnionymi przez pochmurne niebo. Szlak jest coraz gorzej oznaczony, bo kilka razy źle skręciłem i nawet o mało nie przegapiłem punktu z pieczątką.
Problem ze znalezieniem noclegu zawiódł mnie daleko od szlaku. Z początku jechałem jakimś starym szlakiem rowerowym, ale potem włączyłem się do ruchu, aby jakoś skrócić sobie dystans. Dużo aut, spalin, zaśmieconego pobocza, kilka gór i dojechałem do Wonju.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Górskie Chungju

  110.18  06:36
Kolejny upalny dzień. Dzisiaj chciałem przejechać kolejny szlak – Saejae. Tym razem krótszy i pierwszą pieczątkę wbiłem przedwczoraj. Mam jednak wrażenie, że coś pomieszałem. Na mapie szlaków miejsca odbioru stempli są w tym samym miejscu dla dwóch szlaków, a jednak na wykazie stempli są dwie różne grafiki. Nie widziałem jednak ani dwóch budek ze stemplami, ani dwóch stempli w odwiedzonej budce, więc użyłem tej samej pieczątki. Mam nadzieję, że mi ten błąd uznają. Może lepiej będę siedział cicho.
Znalazłem kolejny sklep rowerowy. Tym razem mieli odpowiadającą mi oponę, choć nie była ona składana. Kupiłem ją, aby się zabezpieczyć, bo jazda jest coraz mniej przyjemna, więc moment awarii zbliża się nieubłaganie. Oponę położyłem na sakwach i przywiązałem linką otrzymaną od sprzedawcy, coby się nie zsunęła podczas jazdy.
Droga wiodła lekko w górę. Szlak był chyba w remoncie, bo gdzieś mi uciekł na chwilę. Potem prawie przegapiłem punkt z pieczątką. Ostatnio widuję je mocno ukryte. Na domiar złego ktoś wyszlifował pieczątkę, bo nie było nic widać na odbitce. A jak nie to, wtedy mało tuszu i weź tu myśl, gdy nawet w ustach sucho.
Zaczął się stromy podjazd. Dwie drogi przecinające górę tunelem nie były dla mnie. Kolejny punkt z pieczątką znajdował się na wysokości ponad 500 m n.p.m. Podjazd w upale nie był przyjemny, ale na szczycie zjadłem loda i ruszyłem w dół, zatrzymując się co chwila na kolejne zdjęcie doliny.
Została jeszcze jedna góra, już mniej stroma, a za nią długa droga wzdłuż rzek. Zatrzymał mnie miejscowy, posługujący się dobrym angielskim. Zadał mi kilka pytań, bo planuje otworzyć miejsce noclegowe w okolicy. Szkoda, że nie tam, gdzie tych noclegów brakuje.
Po dojechaniu do Chungju musiałem posłużyć się intuicją. Szlak zaczyna być coraz gorzej oznaczony. Pobłądziłem trochę, ale znalazłem ostatni punkt z pieczątką.
Było mi mało, więc ruszyłem po jeszcze jedną pieczątkę, kolejnego już szlaku, aby nie musieć tego robić nazajutrz. Na niebie pojawiły się czarne chmury. W prognozie był deszcz. Dojechałem do celu o zmierzchu i coś mnie podkusiło, aby nie wracać po własnym śladzie. Poleciałem przez góry, robiąc dodatkowe podjazdy. Drogę oświetlały błyski na niebie. Zbliżała się burza, ale na szczęście przedostałem się do centrum miasta przed jakimkolwiek opadem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Ostatni w Andong

  142.45  07:49
Skoro mamy weekend, to mogę pojechać gdzieś dalej. Albo zrobić pętlę – na lekko. Dlatego zdecydowałem zostać w Mungyeong drugi dzień. Miałem do odebrania ostatni stempel na szlaku Nakdonggang, który biegł z Busan do Andong. Andong był mi kompletnie nie po drodze, więc tak powstał dzisiejszy plan.
Mimo prognozy zachmurzenia i przelotnych opadów, było gorąco. Do tego parno po wczorajszym deszczu. Planując drogę, rozważałem kilka opcji. Pojechałem trochę na przełaj, omijając szlak. Dojechałem do wioski kulturowej, które jednocześnie są skansenami. Przespacerowałem się tylko kawałek, bo gonił mnie czas.
Już miałem włączyć się do jazdy po szlaku, gdy na lokalnej mapie dostrzegłem szlak biegnący do Hoeryongpo, wioski położonej na meandrze, która stała się atrakcją turystyczną. Po przejechaniu wygodnego mostu ukazał się właściwy szlak – zarastająca ścieżka wiodąca przez wzgórze. Po jego drugiej stronie spotkałem Koreańczyka, lokalnego przewodnika. Chwilę pogadaliśmy, powiedział mi, że będę miał problemy z wydostaniem się z meandru i ruszyłem dalej.
Droga była prosta, jechałem wzdłuż rzeki. Nie było żadnych trudności, o których uprzedzał przewodnik. Chciałem przedostać się do szlaku, ale ostatecznie znalazłem drogi, które doprowadziły mnie do Andong. Po drodze odwiedziłem kilka sklepów rowerowych, jednak nie mieli opony mojego rozmiaru, a bicie jest coraz bardziej odczuwalne. Zaczyna mnie martwić, że w połowie szlaku koło się po prostu rozleci.
Wbiłem ostatnią pieczątkę do rowerowego paszportu, pokręciłem się po okolicy, odnajdując kolejny skansen i ruszyłem w drogę powrotną. Tym razem zaplanowałem pokonać większość drogi po szlaku. Trafiły się ładne odcinki, nawet słońce schowało się za chmurami późnym popołudniem. Wróciłem do mieszkania chwilę po zapadnięciu zmroku.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Deszczowy Mungyeong

  84.83  05:14
Padało całą noc. Gdy ruszałem tylko mżyło. Temperatura była bardzo przyjemna, jednak wiało z północy. Narzuciłem na siebie lekką bluzę, coby mnie nie przewiało.
Po kilkunastu kilometrach jazdy na horyzoncie ukazały się nieprzyjemne widoki kroczącego opadu. Po kilkunastu minutach zaczęło mżyć. Dojechałem do pierwszej stacji z pieczątką, założyłem kurtkę i pojechałem dalej. Mżawka zamieniła się w deszcz i przez kilka kolejnych godzin miałem kalejdoskop pogodowy.
Koreańczycy to podli egoiści. Nie raz widziałem jak walili pieczątkami w punktach kontrolnych na szlaku rowerowym, przez co jakość odbitki jest najczęściej fatalna. Zostawiają też otwarte pudełko z tuszem, przez co szybciej wysycha i kolejni eksploratorzy mogą mieć problemy. Pomijam to, że z powodu deszczu wszystko było mokre wewnątrz każdej budki, ale dzisiaj przerośli samych siebie. Trafiła mi się pieczątka z uchwytem w całości uwalonym tuszem. Po prostu brak słów.
Trafiło mi się kilka krótkich podjazdów, z czego jeden miał całkiem ładne widoki. Nie potrafiłem oprzeć się widokom i wyciągnąłem kilka razy aparat, choć nie było to zbyt mądre. On nie jest wodoszczelny.
Ostatnie kilometry przejechałem w niewielkim deszczu, który zdążył ustać, gdy dotarłem do celu. W końcu zatrzymałem się w kwaterze, a nie motelu, więc mogłem wymienić kilka zdań z właścicielem. Jestem już w połowie drogi do stolicy. Kto wie, może uda mi się zrealizować większość planów.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Gumi

  55.74  03:09
Bynajmniej nie o jagodach dzisiaj będzie. Ruszyłem niespiesznie, bo dzienny dystans zaplanowałem niewielki. Chciałem go skrócić jeszcze bardziej, więc pojechałem głównymi drogami przez wzgórza. Wygody nie było, bo pobocze wąskie i zasypane kamykami, plastikiem, szkłem i wszystkim, co może odpaść z koreańskiego pojazdu, a odpaść może wszystko. Taka chińska jakość.
Jutro ma spaść jakiś deszcz, więc dzisiaj się zachmurzyło. Przedpołudnie nawet nadawało się do jazdy ze względu na niższą temperaturę, choć indeks UV nie zachwycał. Potem warstwa chmur przerzedziła się i zrobiło się gorąco.
Dojechałem do szlaku, odebrałem kolejną pieczątkę i zacząłem rozglądać się za sklepem rowerowym. Od kilku dni przy szybkiej jeździe czuję bicie; jakbym założył na dętce kilka łatek w tym samym miejscu. Na oponach nic nie znalazłem, szprychy również są całe, nawet koła nie scentrowały się jeszcze od wylotu z Polski. Wczoraj zauważyłem nieznaczną wypukłość z boku opony. Tak jakby splot puścił. Jeśli to jest powodem mojego zmartwienia, to potrzebuję kupić zapasową oponę. Jedyny problem w tym, że wszystkie sklepy, które odwiedziłem zostały zlikwidowane. Ewentualnie Dzień Pamięci, który przypada na dzisiaj (wciąż mijałem flagi Korei opuszczone do połowy) wpłynął na otwarcie punktów, aczkolwiek nie jest to święto państwowe.
Dojechałem do kolejnego motelu. Brakuje mi hostelów. Są tańsze, a przede wszystkim można z kimś pogadać. Niestety Korea nie jest turystycznym krajem. Może w kilku dużych miastach da się kogoś spotkać i wymienić kilka zdań, ale na szlaku sami Koreańczycy, którzy ani trochę nie mówią po angielsku.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery