Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

To już Seul

92.4305:12
Kolejny gorący dzień w Korei. Na dzisiaj zaplanowałem wrócić się kawał drogi po pieczątkę i przeskoczyć jedną górę w poszukiwaniu nowego szlaku.
Dokończyłem szlak biegnący wokół jeziora i wjechałem na drogi znane mi z wczoraj. Planowałem pojechać wzdłuż drugiego brzegu rzeki, ale za bardzo się zasugerowałem znakiem i pojechałem całkiem po własnym śladzie.
Po drodze nie było nic ciekawego. Kilka widoków, które miałem wczoraj za plecami i tyle. O, odwiedziłem jeszcze pocztę. W sumie nie mam szczęścia do sklepów z pamiątkami, bo od przyjazdu nie trafiłem na żaden. Te w Busan się nie liczą, bo wtedy bałem się zostawić rower bez opieki na turystycznej ulicy. W ten sposób, pół miesiąca od przybycia do kraju, nie mam żadnej pamiątki czy kartki, którą mógłbym wysłać. Ale jest nadzieja w stolicy.
Wbiłem ostatnią pieczątkę na tym szlaku i ruszyłem przez górę, aby dostać się do kolejnego szlaku. Równie dobrze mogłem pojechać jak wczoraj, ale nie podobał mi się ten pomysł. Przetoczyłem się przez górę nawet sprawnie, potem zjazd z wieloma opóźniającymi jazdę skrzyżowaniami, aż zjechałem ze szlaku, aby „skrótem” dostać się do kolejnego. No i się zaczęło. Co skrzyżowanie czerwone światło, do tego nierówne drogi dla rowerów, a na końcu piekło.
Już dawno nie miałem takiego pecha, jak dzisiaj. Trafiłem na remonty. Już pominę duży ruch, bo Korea to jakaś abstrakcja. Tworzą irracjonalnie wielopasowe drogi, które i tak nie dają rady obsłużyć całego ruchu. Od spokojnego szlaku rowerowego dzieliło mnie kilka barierek i masa aut. Na początek wypatrzyłem auto jadące poziom niżej, więc myślałem, że przedostanę się tunelem pod drogą. Zjechałem, a tam ściana. Pojechałem dalej, gdzie już nawet na mapie był przejazd, a tam zamknięte, bo roboty drogowe. Pomyślałem, że pojadę drogami i przedostanę się od strony mniejszej rzeki. Trafiłem na zawalidrogę, za którym potoczyłem się z wolna do wału rzecznego, wspiąłem się nań, a tam jakby mnie coś strzeliło. Droga dla rowerów biegła kilkadziesiąt metrów w dole, zero dróg zjazdowych w zasięgu wzroku, a zbocze tak strome, że dla mojego obładowanego roweru była to bariera nie do pokonania. Ruszyłem w stronę mostu, gdzie czekała na mnie kolejna przykra wiadomość. Remont i zakaz wjazdu. Od tamtej strony też nie mogłem się dostać.
Wróciłem do punktu wyjścia. Kolejnym krokiem była jazda do najbliższego skrzyżowania. Tak dojechałem do łącznika z autostradą, za którym był, jak mi się wydawało, zjazd pod drogę. Owszem, był, ale ów zjazd – ogrodzony porządnie – doprowadził mnie tylko do ruchu w przeciwnym kierunku. Wracać nie było jak, a na drogę dla rowerów mogłem tylko popatrzeć przez barierki. Ostatnia szansa – pojechałem z ruchem, aż wróciłem do punktu wyjścia jeszcze sprzed wcześniejszego punktu wyjścia. Byłem przy skrzyżowaniu, od którego zaczęła się moja bolączka. Pół godziny spędzone na kręceniu się w kółko i w końcu zjechałem do mojego szlaku rowerowego. Byłem wykończony i poirytowany brakiem znaków, infrastruktury, ogólnie stawianiem auta nad człowieka. Horror i to tuż przy stolicy, bo zaraz po przekroczeniu rzeki znalazłem się w Seulu. Odebrałem pieczątkę na szlaku i dojechałem padnięty do wynajętej kwatery. Potrzebuję odpoczynku, bo ten kraj mnie wykończy.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa gonie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Hucznie do Chuncheon
Seul

Kategorie

Archiwum

Moje rowery