To był najmniej ciekawy dzień od dawien dawna. Praktycznie nic się nie działo. Było jak zwykle gorąco, a po monsunie, który powinien był pojawić się tydzień temu, ani śladu. Ruszyłem na wschód, zbliżając się z wolna do miasta Busan. Wjechałem na drogi, którymi przedwczoraj poruszałem się w kierunku portu. Bardzo niepraktyczne mają tutaj wyspy. Mosty niby są, ale nie można na nie wjeżdżać.
Jechałem drogami o mniejszym natężeniu ruchu. Było sporo podjazdów. Gdybym jechał autem, mógłbym pojechać prosto po ekspresówce, a tak musiałem poruszać się zygzakiem po starych drogach. W mieście Jinju ruch zaczął rosnąć, a gdy pojawiła się zabudowa miejska, to doszły jeszcze czerwone światła na skrzyżowaniach.