Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / Fuji

Dystans całkowity:42310.63 km (w terenie 3753.21 km; 8.87%)
Czas w ruchu:2221:01
Średnia prędkość:16.95 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:258305 m
Liczba aktywności:675
Średnio na aktywność:62.68 km i 3h 33m
Więcej statystyk

Szczecińskie labirynty

  83.38  04:27
Zaskoczył mnie przymrozek. Drogi były pokryte szadzią, przez długi czas utrzymywała się ujemna temperatura. Wiatr zmienił się na południowo-wschodni, więc do Pyrzyc jechało się okropnie. Było mi zimno, a ile pagórków pojawiło się po drodze.
Nie byłem w Pyrzycach parę lat. Pozwoliłem sobie objechać mury miejskie. Drogi dla rowerów mają tam tylko dla wtajemniczonych. Gdzieniegdzie były przejazdy rowerowe, ale poza nimi nie było żadnych znaków. Na koniec zatrzymałem się na rozgrzewającą kawę, bo porządnie przemarzłem.
Droga wojewódzka do Szczecina miała szerokie pobocze. Do tego wiało w plecy, więc nie czułem zimna. To była dobra droga, ale zjechałem z niej, aby zbadać szlak na nasypie dawnej linii kolejowej. Był oznaczony białą plakietką, więc pewnie nie wybrali mu numeru lub nie planują rozbudowywać tego szlaku.
Początek trasy nie zachwycał, ale wjazd do Puszczy Bukowej to zmienił. Drzewa porastające wzniesienia wyglądały pięknie. Za dużo czasu spędziłem na płaskich drogach, żeby tego nie doceniać. Wjechałem do Szczecina, szlak przestał podążać po torach, więc skręciłem na szlak 20A, który był łącznikiem na Trasie Pojezierzy Zachodnich. Początek leciał po leśnych drogach, ale potem pojawił się kolejny wyasfaltowany kawałek nasypu dawnej linii kolejowej. Chyba nawet ta sama linia, którą biegł nieoznaczony szlak.
Skończył się szlak, a zaczął horror. Szczecin ma najbardziej nieprzemyślany układ dróg dla rowerów, jaki widziałem. Istny labirynt, bo nie było żadnych znaków, trafiłem na kilka ślepych dróg, chyba nawet jechałem pod prąd, kilka dróg skończyło się na chodnikach. Koszmarne miasto. Rozważałem któregoś razu spędzić w nim kilka dni z rowerem, ale po tej wycieczce rozmyśliłem się. Było mi zimno, więc przez wielki plac budowy, jaki znajduje się w centrum, dostałem się na dworzec i zakończyłem wyprawę.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Park Narodowy „Ujście Warty”

  106.62  05:47
Poranek przywitał mnie temperaturą na plusie. W nocy padało, więc ulice były mokre. Wiatr nieznacznie się zmienił, ale wciąż wiało z południa. Kontynuowałem podróż na północ.
Szlak Zielona Odra biegł po wale. Kostka nie była wygodna, ale lepsze to niż płyty z betonu. W końcu też doczekałem się asfaltu. Jesienią widziałem rowerzystę mknącego po nim. Nareszcie i ja mogłem przekonać się, jak cienką warstwę asfaltu wylali. W wielu miejscach nadaje się do remontu. Nie nacieszyłem się długo, bo kostka wróciła, a potem zmieniła się w dziurawą gruntówkę.
W Kostrzynie tylko zatrzymałem się na rozgrzewającą kawę i ruszyłem po szlaku R1 biegnącym drogą krajową. Bardzo malowniczy. Zatrzymałem się niemal na każdym punkcie widokowym. Rozebrana linia kolejowa biegnącą wzdłuż tej ruchliwej drogi prawie idealnie nadaje się na drogę dla rowerów. Prawie, bo biegnie po niewłaściwej stronie drogi, ale dużo aut na niemieckich blachach wyprzedza niebezpiecznie blisko, więc taka inwestycja poprawiłaby bezpieczeństwo.
Dojechałem do Słońska. Miałem dylemat – jechać szlakiem przez park lub przez wioski, by podziwiać nadwarciańską architekturę, pełną szachulców i murów pruskich. Wybrałem pierwszą opcję i widoki były fenomenalne. Przynajmniej póki słońce nie schowało się za chmurami. Potem zachwyt opadł. Dotarłem do przeprawy promowej i znów musiałem zmienić plany. Była nieczynna, więc zwiedzanie północnej części parku zostawiłem sobie na lato. Tak samo architekturę na południe od Warty.
Tymczasem pojechałem do najbliższego mostu, kontynuując podróż na północ. Przejechałem przez wzgórze pełne anomalii, bo mijałem dużo śniegu na niektórych odcinkach. Potem tak się rozpędziłem, że źle pojechałem. Korygując błąd, pojechałem polną drogą, na której wpadłem w poślizg i wylądowałem w rowie. Nie wiem, jakim cudem straciłem równowagę. Krzaki wyhamowały mnie i dzięki temu nic złego nie stało się, a nawet utrzymałem równowagę. Na szczęście był to niemal koniec przygód. Czekały mnie jeszcze tylko dziurawe drogi, jazda po zmroku, ostatnia krajówka i znalazłem się w Myśliborzu.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Odra 2022, z sakwami, rowery / Fuji, Park Narodowy „Ujście Warty”

Grüne Oder/Zielona Odra

  107.74  05:44
Przymrozek nadal trzymał. Kontynuowałem podróż na północ. Dzisiaj wiatr osłabł i wiał z południa, ale że droga nie była prosta, to czasem boczny potrafił poprzeszkadzać.
Miałem wjechać na szlak Zielona Odra, dziwnie oznaczony niemiecką nazwą na mapie OpenStreetMap. Niestety nie znalazłem ani jednego znaku na całym odcinku, aż do Gubina. No cóż, przynajmniej droga była łatwa. Pomijając oczywiście beznadziejne odcinki z bruku w każdej wiosce. Mieszkańcy chyba lubią hałas, bo auta nawet nie zwalniają na takich drogach.
W Gubinie chciałem znaleźć kawiarnię, bo przymrozek dawał mi się we znaki, ale wszystko było zamknięte. Skończyłem w sieciówce. Przynajmniej rozgrzałem się. Potem wjechałem na koślawe drogi dla rowerów, które doprowadziły mnie niemal nad Odrę. Musiałem nadrobić dystansu do przeprawy promowej, aby dostać się na drugi jej brzeg. Poszło całkiem sprawnie.
Zorientowałem się, że Grüne Oder to jakiś oszukany szlak, a Zielona Odra biegła… wzdłuż Odry. No, prawie, bo nie widziałem ani jednego znaku. Do czasu, bo nagle zauważyłem niebieski szlak rowerowy. Wziąłem go za mój szlak. Nawet gdy pobiegł ciut inną drogą niż na mapie – po wałach nad Odrą. Betonowe płyty nie były wygodne. W końcu pojawił się zielony szlak rowerowy, który był tym właściwym, a niebieski to jakiś kolejny oszukaniec.
Już po właściwym szlaku dotarłem do Słubic. Po drodze nawet zaczął prószyć śnieg. Dobrze, że nie deszcz, który był w prognozie. Zatrzymałem się w tym samym hotelu, co parę lat temu.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Odra 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Przygoda z Nysą

  100.91  06:18
Przyszła mi do głowy spontaniczna wyprawa. Spakowałem się, wstałem w połowie nocy i ruszyłem w najoptymalniejsze względem czasu i pogody miejsce, którym okazał się Węgliniec.
Najpierw podjechałem kawałek wojewódzką, aby skręcić w leśne dukty. Wjechałem w Bory Dolnośląskie porośnięte sosną z runem licznie pokrytym wrzosami. Spotkałem wiele jeleni i jednego kierowcę, który zatrzymał się, żeby zapytać, czy nie zgubiłem się. Drogi grząskie, niewygodne, ale doprowadziły mnie do pierwszego celu – zielonego szlaku Przygoda z Nysą. Kawałek asfaltem, potem terenem z dużą ilością błota i znalazłem się w Przewozie, gdzie w końcu zastałem otwarty sklep.
Droga do Łęknicy była usłana kolcami. Jechałem pod wiatr, dość silny. Coraz częściej zaczął pojawiać się bruk, niezbyt wygodny. Ucieszyłem się, gdy szlak uciekł w las. W terenie telepało, było grząsko i jechało się mozolnie. Nie wiem, co gorsze.
W Łęknicy wjechałem na Szlak Kolejowo-Górniczy. Szutrowy, całkiem wygodny. Wzdłuż niego rozmieszczono mnóstwo interesujących punktów i tablic informacyjnych. Niestety gonił mnie czas i już nie zjeżdżałem do atrakcji. W Tuplicach kończył się odcinek szlaku biegnący po dawnej linii kolejowej. Dalej były leśne drogi. Niestety nastał zmierzch, temperatura spadła poniżej zera i zacząłem przemarzać. Skróciłem plan i ruszyłem głównymi drogami. Były brzydkie, wąskie, dziurawe, czasem pokryte brukiem. Lubuskie nie daje się lubić. W Brodach zatrzymałem się w jedynym czynnym hotelu. Całe szczęście mieli restaurację.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Rowerowe dziesięciolecie

  20.99  01:01
Obawiałem się deszczu w prognozie pogody i mocno zwlekałem z wyjściem. Ruszyłem dopiero po zmroku. Nie padało, ale zaczęło po paru kilometrach, a im byłem bliżej centrum, tym mocniej lało. Ostatecznie zrezygnowałem z planu i zawróciłem, bo miałem mokre rękawice i czułem wodę w rękawach. Mogłem jechać za dnia, deszcz nie był wtedy tak mocny.
Dzisiaj mija 10 lat, jak zaczęły się moje rowerowe przygody. 2 stycznia 2012 roku kupiłem mojego Treka. Od tamtego czasu przejechałem prawie 118 tys. km (w sumie na wszystkich trzech rowerach), więc w tym roku wypadnie już trzecie okrążenie Ziemi. Chciałem tu wymienić jakieś ciekawe wycieczki, ale było ich tyle, że ciężko mi wybrać kilka. To było szalone 10 lat. Ciekawe, jak będzie wyglądać kolejne 10.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Sezon jedenasty

  46.76  02:33
Zaczynamy! Wróciłem do Poznania i mimo deszczowej aury, wyskoczyłem pokręcić się chwilę. Jutro minie 10 lat, gdy zacząłem moje rowerowe przygody. Dzisiaj zacząłem jedenasty sezon. Opiszę dzisiejszy wyjazd i na koniec podsumuję miniony rok.
Mżyło, gdy ruszałem. Przynajmniej nie było śniegu, choć piach z solą zalegały na drogach. Pojechałem do centrum przez Junikowo. Zacząłem odkrywać ukończone inwestycje, ale też nowe, bo centrum strasznie rozkopali. Nie zauważyłem nawet znaków informujących o objazdach. Moja nieuwaga czy drogowców? Przez najbliższy rok będzie trzeba omijać Poznań szerokim łukiem. Nawet Rynek rozkopali. Mam nadzieję, że to wymiana tego okrutnego bruku w ramach budżetu obywatelskiego. Oby zrobili to jak na ul. Woźnej lub nawet lepiej.
Uciekłem przed dwiema mżawkami, ale złapała mnie trzecia – jeszcze zanim dotarłem na Cytadelę. Kupiłem kawę i spacerkiem przeczekałem najgorsze. Potem pojechałem na Sołacz i przez Grunwald, centrum i Rataje pojechałem Wartostradą, aby wrócić standardową trasą do domu. Po drodze widziałem kilka ukończonych inwestycji, ale też kilka źle zrobionych objazdów i nieprawidłowo oznaczonych dróg. W paru przypadkach istniało zagrożenie wypadkiem, zwłaszcza po zmroku. Poznań wciąż zniechęca.
Podsumowując rok 2021, był to mój najbardziej aktywny rowerowo sezon. Pobiłem nawet moją życiową podróż po Japonii. Przejechałem rekordowo ponad 15,2 tys. km, dodając rekordowe 249 wpisów (nie licząc zbiorczych, które tworzę, żeby nie zaśmiecać bloga każdym przejazdem do sklepu czy na dworzec). Rekordowym wpisem było 156,5 km z sakwami, choć rekord dnia to 186,2 km (podzielony na 2 wpisy). Najbardziej rowerowym miesiącem był czerwiec z niemal 2 tys. km. Większość czasu spędziłem w Poznaniu, kilka miesięcy na Lubelszczyźnie, a nawet – w odróżnieniu od zeszłego roku – dwiema nogami stanąłem za granicą. Po wielu przygodach kupiłem nowy rower wyprawowy.
Byłem na kilku wyprawach. Przejechałem Velo Dunajec, odkrywając Wiślaną Trasę Rowerową oraz Szlak wokół Tatr. Ten drugi jest o tyle interesujący, że kiedyś jechałem podobną trasą. Może warto tam wrócić? Drugą wyprawą były Kaszuby z Anią. Pierwsza taka w pełni niesamotna podróż. Na koniec wyprawa po szlaku wzdłuż Nysy i Odry. Najdłuższa wyprawa po Niemczech, podczas której prawie ukradziono mi rower. Z innych przykrych spraw miałem też jedną kolizję, po której musiałem wymienić koło. Policja nie postarała się odnaleźć sprawcy.
Wpadłem na pomysł spędzenia kilku pracowakacji (z angielskiego workation). Odwiedziłem Góry Sowie, Warszawę i Gdańsk. Trochę szkoda, że wpadłem tylko na te 3 pomysły, ale może kolejny rok będzie bardziej owocny. Poza tym byłem na kilku mikrowyprawach: lawendowej, holenderskiej, na Trasie Pojezierzy Zachodnich, na Starym Kolejowym Szlaku i w Roztoczańskim Parku Narodowym. Wśród jednodniowych wypraw godnych wspomnienia były: szlak Kolej na rower, szlaki Blue Velo i Trasa Pojezierzy Zachodnich, wizyta w Śnieżycowym Jarze, odkrycie ścieżki „Czahary”, odwiedziny Wodnego Dołu, zaliczanie wiaduktów na dawnej linii kolejowej, jesienna Puszcza Notecka czy kolejne ścieżki w Poleskim Parku Narodowym.
Wyjątkowo na ten rok nie mam żadnego planu. Główną przeszkodą jest koronawirus. Gdyby nie on, odświeżyłbym sporo starych pomysłów. Myślę jednak, że na pewno coś się na ten rok znajdzie.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Listopad 2021 (Fuji)

  10.41 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji

Jesienny Sołacz

  37.91  02:08
Miało padać, ale nie ufałem prognozie i wyszedłem dokończyć plan z wczoraj. Po kilku kilometrach zaczęło kropić, ale na szczęście szybko przestało i nie musiałem przerywać wycieczki.
W Lasku Marcelińskim nie ostało się prawie nic na drzewach. Zachodni klin zieleni nadal zwracał uwagę w kilku miejscach, ale to dopiero Park Sołacki mnie zachwycił. Nigdy w nim nie byłem, bo zawsze jechałem jego obrzeżem ze względu na zakaz jazdy rowerem po parku (chociaż prawie mnie potrącił jeden śmieć, który pędził tamtędy na rowerze). Jesień jeszcze stamtąd nie odeszła, więc przespacerowałem się po alejkach, sycąc się złotymi widokami. Potem jeszcze odwiedziłem Cytadelę i wróciłem do domu, bo chmury nie wyglądały najlepiej, a czasem też spadało parę kropel z nieba.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Fuji

Zdążyłem na deszcz

  14.01  00:50
Za oknem było mokro, gdy wstałem. Jeszcze we wczorajszej prognozie były przelotne opady, ale dzisiaj już było czysto. Mimo to leniwie wyszedłem późnym popołudniem, żeby upewnić się, że nie będzie padało i ulice trochę przeschną. Miałem plan objechania kilku parków. Ruszyłem na Dębinę, aby sfotografować kładkę po remoncie. Nowy beton jednak za mocno rzuca się w oczy.
Zaczęło mżyć, a potem padać wbrew prognozie. Skierowałem się do Szacht z nadzieją na kontynuowanie planu, ale wciąż ciepało, a w dodatku za późno wyszedłem i stwierdziłem, że nawet jeśli deszcz pozwoliłby zrobić więcej zdjęć, to nie zdążyłbym przed zmierzchem z całym planem. Wróciłem do domu, zająć się rowerami. W końcu kupiłem porządną pompkę, bo zawsze korzystałem z ręcznych albo publicznych, które niestety padają ofiarami debilów i wandali. Nie ma to jak własna.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Wieczorem z hamulcami

  16.77  00:56
Odebrałem mój gravel z serwisu i pojechałem na przejażdżkę po mieście. Znów mam hamulce, bo nawet nie wiem kiedy zużył się cały olej hamulcowy. Kropiło, więc nie jeździłem za długo.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery