Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / GT

Dystans całkowity:44006.31 km (w terenie 612.21 km; 1.39%)
Czas w ruchu:2068:25
Średnia prędkość:20.10 km/h
Maksymalna prędkość:66.05 km/h
Suma podjazdów:235967 m
Liczba aktywności:726
Średnio na aktywność:60.61 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Upał, ulewa i przylądek Hedo

  113.66  05:21
Dzisiaj pogoda dopiero zaszalała. Słońce świeciło od samego rana. Było wręcz nieznośnie. Ruszyłem zgodnie z planem w kierunku przylądka Hedo. Raptem 40 km, co przy prostej drodze i wietrze w plecy wydawało się krótką trasą. Do tego spotkałem kilkunastu kolarzy (jeden nawet się przywitał). Chyba zaczęli sezon.
Dotarłem do przylądka. Temperatura przekraczała 28 °C. Po drodze nie było sklepów, ale sytuację ratowały automaty z zimnymi napojami. Przynajmniej dopóki ma się odpowiednią gotówkę, bo po kilku takich zakupach ostatecznie zabrakło mi drobnych.
Przylądek Hedo był bardzo malowniczy. Zdobiły go wulkaniczne skały, wysokie klify i białe plaże o turkusowej wodzie. Niestety upał dawał się we znaki, więc nie zostałem tam długo i ruszyłem dalej. Zaplanowałem powrót wzdłuż wschodniego wybrzeża. Łatwo nie było, bo w tamtej części podjazdy się nie kończyły. Minąłem dziesiątki malowniczych plaż, setki kwitnących drzew wiśni, kolejną bazę wojskową. W międzyczasie chmury znad horyzontu przesłoniły całe niebo. Spadło kilka kropel, ale bez szaleństwa. Dopiero na 3 godziny po pierwszym prognozowanym opadzie zaczęło się i to z grubej rury, bo ulewa była tak silna, że drzewo, pod którym się schowałem, przestało dawać radę. Ruszyłem więc i przemokłem do suchej nitki. Ulewa przeszła, potem przyszła kolejna i tak całą drogę powrotną. Ale tylko 2 godziny w deszczu, więc nie było tak źle. Zwłaszcza że temperatura spadła do przyjemnego poziomu, więc ten prysznic okazał się zbawienny. Opaliłem się jeszcze mocniej niż wczoraj.
Kategoria góry i dużo podjazdów, za granicą, setki i więcej, kraje / Japonia, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Słoneczna Okinawa

  37.80  02:25
Dzisiaj pogoda przesadziła. Było wręcz upalnie. Termometr wskazywał ponad 23 °C, ale odczuwalnie było ok. 30 °C. Do tego świeciło słońce i było prawie bezwietrznie. Lato, a nie jakaś tam zima.
Ruszyłem dalej na północ. Miałem jeszcze krótszą drogę do kolejnego domu gościnnego niż poprzedniego dnia, więc zaplanowałem trochę sobie ten dystans wydłużyć. Dotarłem jednak do miasta Nago, gdzie dałem się skusić znakom prowadzącym do miejsca, gdzie w dawnych czasach znajdował się zamek. Trzeba było trochę pojechać pod górę, więc zacząłem jechać – mozolnie, ale przynajmniej na zboczach powietrze zrobiło się rześkie. Niestety, moje szczęście zrujnowały roboty drogowe i musiałem zawrócić. Nie poddałem się i ruszyłem pieszo po ścieżkach na mapie, i... wróciłem do punktu wyjścia. Ale! Zauważyłem na mapie (wszystko po japońsku lub okinawsku) jakieś ścieżki, które mnie zainteresowały. Tym zbiegiem okoliczności dostałem się na drugą stronę zamkniętej drogi i zawiodłem się. Cały czas byłem przekonany, że zobaczę jakieś ruiny zamku, a dopiero na końcu jakiejś drogi zdałem sobie sprawę z tego, że znajdowałem się w parku zamkowym, a nazwa była związana tylko z tym, że kiedyś stał tam zamek. Tego niestety zabrakło, więc cały trud poszukiwań poszedł na marne. Gdy wróciłem do roweru, czułem się wykończony od pokonania tylu schodów i stromych dróg.
Chciałem jeszcze przejechać przez wyspę Yagaji-jima, ale straciłem czas i energię w parku. Dojechałem mozolnie do domu gościnnego. Właściciela nie było, ale zostawił kartkę z instrukcją. Gdy wrócił, zaproponował, że zabierze mnie do supermarketu, bo nie spotkałem żadnego po drodze. Nie wspomniał jednak, że musi przy okazji oddać auto i załatwić kilka innych spraw. Rowerem obróciłbym w kilkanaście minut, a tak – wyszła ponad godzina.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ogrody Okinawy

  59.38  03:42
Wstałem wcześnie rano, aby pojechać do ogrodu, który wczoraj był zamknięty. Był ciepły i pogodny dzień.
Dostałem się do Shikina-en, historycznego ogrodu dynastii Ryūkyū. Ruszyłem po wyznaczonej trasie turystycznej, która prowadziła głównymi ścieżkami ogrodu. Można było zobaczyć wiele gatunków egzotycznych roślin, a bardziej ciekawscy turyści mogli spotkać jadowite węże (rozrywka raczej dla odważnych, bo nigdy nie wiadomo, gdzie ich szukać). Znalazło się też kilka zabudowań; o pustych wnętrzach, ale przejść się boso po pałacu to też ciekawe doświadczenie.
Zostało mi sporo czasu, więc pojechałem do jeszcze jednego ogrodu – Fukushū-en. Dużo inny niż japońskie ogrody. Wyglądał bardziej jak wyjęty z Chin i w sumie tak było, bo został zbudowany zgodnie z tradycjami regionu Fuzhou. Do tego było w nim pełno Chińskich turystów, więc robienie zdjęć szło powoli. Po obejściu całego ogrodu wróciłem do hostelu po swoje rzeczy i ruszyłem na północ.
Drogę do domu gościnnego miałem krótką, więc nic się nie działo. Minąłem bazę wojskową. Amerykańce tak hałasowali, że ciężko było wytrzymać. Nie wiem, jak mieszkańcy ich tolerują. Nie dziwię się, że wzrastają napięcia wobec wojska stacjonującego tam.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Na Okinawie środa to jak niedziela

  7.53  00:35
Dzisiaj było podobnie ciepło jak wczoraj. Planowałem zobaczyć kilka ogrodów, ale okazało się, że wszystkie są zamknięte w środy. Pozostało mi tylko pokręcić się po okolicy. Wpadłem na chram Naminōe-gū, który wyróżnia czerwona dachówka z Okinawy, przespacerowałem się w pobliżu, mając nadzieję uchwycić jakieś ciekawe zdjęcia. Potem wjechałem na most, na którym mnie przewiało, a i zaczęło kropić, więc zdecydowałem wrócić do hostelu i wybrać się na spacer z parasolką.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Na ziemi Królestwa Ryūkyū

  10.17  00:47
Wybrałem się dzisiaj na krótką przejażdżkę po mieście. Nie miałem jakiegoś poważnego planu. Chciałem przede wszystkim zobaczyć zamek Shuri-jō. Dzień był wyjątkowo ciepły.
Dojechałem na miejsce, które znajdowało się na sporym wzniesieniu. Widoki były przepiękne. Chciałem zaparkować na parkingu dla rowerów, ale wszystkie miejsca zostały zajęte przez skutery i zostawiłem rower przy barierce. Wszedłem na obszar otaczający zamek i nie wiedziałem dokąd dokładnie pójść. Zajrzałem do jakiegoś budynku, poszedłem za przypadkowymi znakami i jakoś trafiłem do bram zamku, ale czułem się nieswojo. Dużo osób miało jakieś mapy, do których wbijały pieczątki (można było zdobyć jakąś naklejkę po zebraniu wszystkich) i czułem się jakbym przegapił kasy. Na szczęście znalazły się przed wejściem na plac zamkowy. Cena była taka sobie, a w ramach biletu można było przejść się po zamku, na którym przed wiekami odbywały się konferencje u cesarzy Królestwa Ryūkyū.
Historia Okinawy mnie zaciekawiła. Spuścizną po Królestwie Ryūkyū był zamek Shuri-jō, bardzo odmienny od zamków Japońskich. Już podczas ostatniej wycieczki, gdy trafiłem na ruiny zamku Katsuren-jō, zauważyłem jak monumentalną był budowlą. Shuri-jō również stał na ogromnych fundamentach. Został zrekonstruowany i przez to brakuje mu ducha, ale mimo wszystko budowla jest piękna. Nic dziwnego, że znajduje się pośród najznakomitszych zamków Japonii.
Spędziłem dosyć dużo czasu na zamku i musiałem wracać do hostelu. Planowałem zobaczyć jeszcze kilka miejsc, ale zabrakło czasu. Spróbowałem dostać się do tamy, którą dostrzegłem z punktu widokowego. Nie było prosto, bo drogi na mapie okazały się inne niż w rzeczywistości. Szczęśliwym trafem wyjechałem tam, gdzie chciałem. A potem to już po prostej, żeby spędzić wieczór przy pracy.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Okinawa, ostatni element planu

  137.32  07:37
Byłem przekonany, że mój prom jest dzisiaj, ale pomyliłbym się, bo pływa co drugi dzień. Całe szczęście upewniłem się i wczoraj o 4 rano byłem na nogach, aby wieczorem znaleźć się na Okinawie. Dzisiaj, mimo deszczowej pogody, postanowiłem zrealizować pierwszy plan wycieczki.
Przybyłem na wyspę wieczorem i co zwróciło moją uwagę to głośni i jeszcze bardziej nieuważni Japończycy niż to było w Tōkyō czy Ōsace. Planowałem przybyć na Okinawę już w grudniu i opuścić wyspę wraz z festiwalem kwitnienia wiśni, ale trochę się to przeciągnęło. Ostatecznie ostatni element planu mojego pobytu w Japonii został osiągnięty. Nie planuję zostać tutaj na długo, więc jakoś wytrzymam niedogodności.
Dzisiaj do mojego planu włączyłem oglądanie sakury i pojechałem w 3 miejsca z listy miejsc wyznaczonych na miejsca festiwalowe na Okinawie. W dwóch pierwszych miejscach kwiaty dopiero rozwijały pąki, więc festiwal był zaplanowany nieco później, ale trzecie miejsce, znajdujące się na jednej górze, właśnie przygotowywało się do zakończenia festiwalu i w sumie dzisiaj był ostatni dzień. Wspiąłem się na szczyt, mijając kilkadziesiąt obór (wygląda na to, że wieprzowina i wołowina to przysmaki Okinawiańczyków) i dojechałem do miejsca, gdzie rozkładano scenę i stragany z jedzeniem. Zapowiadała się wieczorna impreza.
Nie zostałem tam długo i ruszyłem w dalszą drogę. Trochę dorobiłem sobie kilometrów do dystansu dziennego, jadąc na wschód. Nic jednak nie zwróciło mojej uwagi. Było jakieś święte miejsce, ale tabliczki informujące o kasach biletowych zniechęciły mnie i pojechałem dalej.
Miałem od czasu do czasu wątpliwości, czy aby dobrym wyjściem jest wykonać cały plan, bo miałem już 50 km w nogach, a była to połowa dystansu zaplanowanego na ten dzień. Ubrałem się dość lekko. Chłodny wiatr i przelotne opady deszczu próbowały przekonać mnie do zmiany decyzji. Dojechałem do ruin zamku Katsuren-jō, wspiąłem się na szczyt, a stamtąd zobaczyłem mój cel – wyspę położoną daleko na horyzoncie. To dodatkowo mnie podłamało, ale pomyślałem, że spróbuję pojechać jeszcze kawałek, skoro już dojechałem tak daleko.
Znaki drogowe trochę mnie podnosiły na duchu swoimi kilometrażami. Dojechałem do wybrzeża, z którego po mierzei biegła droga na pierwszą wyspę. Do przeciwności losu dołączył boczny wiatr, który wiał tak mocno, że aż dziwnie się jechało na przechylonym rowerze. Doliczając deszcz albo bryzę, jazda była bardzo nieprzyjemna, ale jakoś to przetrwałem i dostałem się na wyspę Henza-jima. Potem kolejno na Miyagi-jima i Ikei-jima. Po drodze widziałem dziesiątki krypt grobowych, których nie spotykałem nigdzie indziej w Japonii. Zajmują dużo więcej miejsca niż tradycyjne nagrobki i najwięcej znalazłem ich na wyspie Miyagi-jima.
Na wyspie Ikei-jima trafiłem na nieczynną plżę. Prawdopodobnie zima nie przyciąga turystów. Planowałem dojechać na północny kraniec wyspy, ale zdecydowałem, że to mój limit i ruszyłem w drogę powrotną, mając jeszcze trochę czasu przed zmrokiem. Całe szczęście słońce na Okinawie zachodzi później. Chciałem objechać również wyspę Hamahiga-jima, tylko poranna wycieczka mi w tym przeszkodziła.
Powrót okazał się wyjątkowo przyjemny, bo wiatr wiał często w plecy, dzięki czemu dodatkowo mogłem wykorzystać czas przed zmierzchem. Byłem bardzo głodny i dopiero gdy zrobiło się czarno, zatrzymałem się w restauracji, żeby zjeść miskę tuńczyka z ryżem. A potem, już próbując uciec przed autami (jak ich tutaj strasznie dużo; a ja martwiłem się o ruch na wyspie Amami), wróciłem do hostelu, w którym zatrzymałem się na kilka dni. Szkoda tylko, że prognoza pogody przewiduje tyle deszczu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Północna Ōshima

  89.12  04:22
Dzisiaj niespodziewanie przyszło rozpogodzenie, wyszło słońce, zrobiło się po prostu gorąco. Z ogromną przyjemnością wyszedłem na rower po ostatnich deszczowych dniach.
Ruszyłem w nowe rejony – w kierunku lotniska na wschodzie. Z początku jechałem standardową trasą sprzed kilku dni, ale potem już wzdłuż wybrzeża o słonecznych plażach, białym piasku i turkusowej wodzie. Czuć było lato w powietrzu.
Dojechałem do Parku Amami, centrum przyrody i kultury wyspy. Trochę opustoszałe miejsce, choć parking może pomieścić sporą liczbę aut. Wewnątrz spotkałem tylko kilku odwiedzających. Do wyboru było parę atrakcji, a także restauracja i sklepik. Wszedłem do sklepiku po kilka pocztówek, w restauracji nie pachniało najlepiej, więc nie wchodziłem do środka, a z atrakcji nie skorzystałem, bo kończyła mi się gotówka, a na wyspie nie mogłem trafić na bankomat obsługujący moją kartę. Musiałem więc rozważnie wydawać ostatnie pieniądze do czasu opuszczenia wyspy.
Północna część Ōshimy, jak w skrócie nazywana jest ta wyspa, była mniej górzysta, mniej zalesiona. Mijałem za to więcej pól uprawnych i zabudowań rozsianych wzdłuż dróg. Zobaczyłem również więcej atrakcji turystycznych, ośrodków rekreacyjnych i sportowych. Trafiłem też na pierwszy chrześcijański cmentarz. Do tej pory spotykałem olbrzymią liczbę kościołów, ale bez cmentarzy. Na wyspie wyjątkowo dominują shintoizm i chrześcijaństwo, nie widziałem żadnej świątyni buddyjskiej.
Dotarłem na północny kraniec wyspy, gdzie stała latarnia. Wspiąłem się na wzgórze, na którym stała, ale wiatr szybko mnie stamtąd przegonił. Zacząłem powrót. Przejechałem wzgórze i tam niespodzianka. Chmury, widoczne do tamtej pory na horyzoncie, przeniosły się nad wyspę. Całe szczęście wiatr trochę mi pomagał w powrocie. Temperatura utrzymywała się stała na poziomie 18 °C. Spadło kilka kropel deszczu, ale na tym się skończyło. Po pewnym czasie słońce znów się pokazało i dojechałem do domu gościnnego. Dzisiaj kwiaty śliwy jakoś tak ponuro wyglądały. Chyba powoli zaczynają przekwitać.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Do tamy i z powrotem

  49.83  02:51
Dzisiaj nie padało, choć pojawiło się ostrzeżenie o 4-metrowych falach. Całe szczęście nie widziałem tak dużych. Wybrałem się wzdłuż wybrzeża, aby zobaczyć miejsca, które 2 dni temu widziałem w deszczu.
Na początek zamiast pojechać tunelem, wybrałem się drogą górską w nadziei na lepsze widoki. Nie było ich za wiele, ale zboczyłem kawałek do plaży. Prawdopodobnie popularny kurort na wyspie, ale obecnie poza sezonem. Zaglądali tam jedynie pracownicy remontujący muszlę koncertową oraz przypadkowi turyści, tacy jak ja.
Miałem okazję zobaczyć jeszcze raz te same widoki, choć bez deszczu odrobinę potraciły na uroku. No ale bez parasolki i z butami pełnymi wody nie miałem wtedy ochoty się zatrzymywać. Dzisiaj za to turkusowe wybrzeża były dużo bardziej jaskrawe. Zobaczyłem też dawne budynki do przechowywania lokalnych plonów (Boregura według znaku, Gunkura według map oraz Arakura według elektronicznego tłumacza).
Doszła godzina, gdy chciałem wracać. A żeby nie jechać po własnym śladzie, ruszyłem w głąb lądu. Niestety z dróg na mapie zostały tylko ścieżki. Nie chciałem powtarzać błędu z Półwyspu Kii, więc skończyło się na dojeździe do tamy i powrocie po własnym śladzie. Zwłaszcza że na wyspie żyją jadowite węże. Z widoku Street View wynika, że można jakoś przejechać przez wyspę, ale drogi są bardzo terenowe, więc w sumie dobrze zrobiłem, nie wjeżdżając na żadną.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Z widokiem na zatokę

  50.82  02:58
Dzisiaj padało trochę mniej – to tak w dużym skrócie. Rano słyszałem deszcz za oknem, więc przedłużałem wyjście prawie do południa. W sumie nie planowałem roweru na dzisiaj, ale prognoza pogody stała się dość optymistyczna. Temperatura też nie była najgorsza.
Przez pół godziny jechało się nawet przyjemnie, ale potem dopadły mnie pierwsze krople, które przerodziły się w deszcz. Schowałem się w jedynym możliwym miejscu – pod drzewem. Nie padało długo, ale drogi zrobiły się mokre. Potem do tanga dołączył wiatr z północy. Temperatura odczuwalna spadła znacznie. Dostałem się na północ półwyspu i przestało padać. Połowę drogi towarzyszyły mi olbrzymie fale. Byłyby dobre dla amatorów sportów wodnych, gdyby nie skały ukryte w wodzie..
Wczoraj cieszyłem się z pojedynczych drzew kwitnącej śliwy, a dzisiaj trafiłem na całą drogę obsadzoną tymi drzewami. Ciekawe ile z kolei jest drzew wiśni, które czekają na rozkwit.
Na drodze do celu pozostał tylko podjazd. Był ciężki i na jego szczycie nie było żadnych widoków. Z ubolewaniem zjeżdżałem na dół, rozglądając się jeszcze za prześwitem między drzewami, aż trafiłem na parking z widokiem na zatokę. Potem mogłem spokojnie wrócić do domu. Szkoda, że nie ma dokładnej mapy turystycznej wyspy, bo pewnie wiele rzeczy umyka mojej uwadze.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Od zmroku do zmroku po wyspie

  157.69  09:41
Była 5 rano, gdy znalazłem się na wyspie Amami-ōshima. Panował zmrok, ale nie przeszkadzało mi to. Pojechałem do domu gościnnego zostawić bagaż (właściciele zapraszali mimo tak wczesnej godziny), a potem rozpocząłem swój plan.
Zaskakująca była temperatura, która dochodziła do 18 °C. Pojechałem na początek drogą krajową wzdłuż wyspy, bo o tak wczesnej porze było pusto. W powietrzu czułem wilgoć, a gdy się przejaśniło, zaskoczyła mnie otaczająca zieleń. Prawdę mówiąc, nie rozważałem tej opcji, ale znalazłem się na tropikalnej wyspie.
Chciałem zobaczyć wschód słońca, jednak mogłem tylko pomarzyć. Całe niebo pokrywały chmury. Zauważyłem za to kwitnące drzewa śliwy. Wygląda na to, że już wkrótce zaczną kwitnąć wiśnie. Jak ten czas szybko leci, raptem 9 miesięcy temu podziwiałem kwitnienie sakury w Sendai. No ale to inny klimat, stąd wyższa temperatura i inny okres zakwitu.
Gdy dojechałem na południe wyspy, wyszło słońce i zrobiło się gorąco, ale spadło też kilka kropel deszczu. Prognoza pogody przewidywała słoneczny dzień, chociaż niebo pełne chmur trochę temu przeczyło. Mając całą niedzielę, chciałem zobaczyć jak najwięcej na południu wyspy, ale po którymś podjeździe ostatecznie zawróciłem. Zjadłem obiad i pojechałem na północ, aby odkryć nowe drogi.
Na tej małej wysepce (mimo że to siódma wyspa Japonii pod względem wielkości) jest przynajmniej setka tuneli. Prawie wszystkie mają szeroki chodnik, czasem nawet 3-metrowy. Zaledwie dwa spotkane tunele nie miały żadnego pobocza. Z pewnością ułatwiają życie, zwłaszcza mnie. A jak posłuchać rzężenia aut na podjazdach to im też służą. W kilku miejscach przydałoby się kilka kolejnych skrótów przez góry, bo na wielu podjazdach nie było widoków i tylko spowalniały podróż. Widziałem też jeden tunel w budowie. Za kilkadziesiąt lat pewnie będzie można przejechać wokół wyspy bez niepotrzebnych podjazdów.
Rozpadało się. Zatrzymałem się chyba w starej szkole, a na wyspie jest ich zadziwiająco dużo. Tylko jeszcze nie miałem okazji spotkać żadnego dziecka. Podziwiając kwiaty kolejnej śliwy i jedząc kanapki, czekałem na przejaśnienie. Pół godziny później deszcz zelżał i ruszyłem. Niestety na podjeździe znów zaczęło lać. Nie miałem się gdzie schować, więc nie zatrzymywałem się. Trafiłem na kilka zadaszeń, więc przeczekiwałem momenty, gdy deszcz się nasilał, ale ogólnie temperatura spadła jedynie do 15 °C, jechało się nie najgorzej, nawet z butami pełnymi wody. Żałowałem tylko, że nie miałem zbyt wielu okazji do zrobienia zdjęć, bo było wiele pięknych widoków, ale wyciąganie aparatu w deszczu to dość głupi pomysł.
Deszcz nie ustawał, wkrótce zapadł zmierzch, a ja nie mogłem się doczekać powrotu do suchego miejsca. Odliczałem kolejne kilometry. Nawet znalazłem tunel, którego nie było na mapie i dzięki temu oszczędziłem sobie ostatni podjazd. U celu deszcz był tak silny, że dostałem ostrzeżenie z aplikacji wczesnego ostrzegania. Prognoza pogody na najbliższe dni przewiduje ciągłe deszcze. A w mojej głowie zrodziło się tyle planów. Myślałem też, że będzie to moja rekordowa trasa po Japonii. Cóż, była, ale raptem kilka kilometrów więcej niż wycieczka do Hikone.
Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery