Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

pod namiotem

Dystans całkowity:15167.49 km (w terenie 1577.85 km; 10.40%)
Czas w ruchu:912:04
Średnia prędkość:15.95 km/h
Maksymalna prędkość:70.30 km/h
Suma podjazdów:123594 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:16784 kcal
Liczba aktywności:147
Średnio na aktywność:103.18 km i 6h 25m
Więcej statystyk

Wzgórze reniferów

73.2305:31
Dzień rozpoczął się słonecznie. Drzewa chroniły mnie przed obudzeniem się w piekarniku. Pojechałem zobaczyć, co jest ciekawego w Alcie, ale w niedzielę i tak pewnie niczego nie znalazłbym.
Na mojej drodze stały podjazdy, a mój łańcuch nie był w najlepszej kondycji. Musiałem zaryzykować z łańcuchem, który dostałem w Tromsø. Był lekko zużyty, ale okazał się być właśnie tym, czego szukałem. Pasował do większości moich lekko zużytych zębatek, że jazda znów zaczęła być przyjemnością. Aż szkoda, że nie chciało mi się wcześniej brudzić rąk, bo wczoraj na kilku górkach musiałem wspomagać się pchaniem roweru.
Podjazd nie był najprzyjemniejszy, bo wiatr przepadł i zostałem z prażącym słońcem. Po zjeździe pojawił się wiatr w twarz, który towarzyszył mi przez resztę dnia. Także na kolejnych podjazdach.
Krajobraz zmieniał się wraz z wysokością. Znikły drzewa, pojawiły się karłowate krzewy. Wjechałem do tundry. Bezdrzewne widoki rozciągały się po horyzont. Ciekawa odmiana w norweskim krajobrazie.
Znalazłem się na ziemiach używanych pod wypas reniferów. Nie mogłem jednak dostrzec żadnego, aż dziwny dźwięk zawiódł moje oczy wysoko na wzgórze. Tam przemieszczało się kilkaset osobników. Jechałem razem z nimi, póki nie dołączyły do innego stada wypasającego się na sąsiednim wzgórzu.
Podjechałem kilka pagórków i ujrzałem renifery koło drogi, na drodze, pasące się daleko pod horyzontem. Wszystko ogrodzone lichym sznurkiem na dystansie dziesiątek kilometrów.
Droga nie miała końca, więc rozbiłem obóz między szumiącą rzeką i pluskającym strumykiem, przy miejscu postojowym, choć z nieczynną toaletą. Obok policja zatrzymywała piratów do późna. Ciekawe, że dopiero od kilku dni widuję patrole zatrzymujące auta, a przez niemal miesiąc w Norwegii widziałem zaledwie 2 radiowozy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji

Rysunki naskalne z Alty

86.1805:53
Tym razem nie padało. Słońce wyszło zza chmur później, dając mi pospać. Zrobiło się słonecznie, ale drogę wzdłuż fiordu miałem pod wiatr, więc ciągnęła się w nieskończoność. Na południe z kolei chyba miałem z wiatrem, bo słońce prażyło. Większość tuneli ominąłem starymi drogami, ale na jednej musiałem zawrócić przez osuwisko.
Chciałem zdążyć do muzeum. Ciągłe podjazdy nie ułatwiały sprawy. Dotarłem na pół godziny przed zamknięciem. Szybko obszedłem wystawy w budynku, żałując ograniczonego czasu, aby potem wyjść na teren otwarty, na którym mogłem przebywać do woli, mając ważny bilet. Pojawiły się tak przeze mnie lubiane drewniane kładki. Z nich można było obserwować wykute w skałach rysunki. Część została pomalowana dla czytelności, do pozostałych wymagane było bystre oko. Cała trasa została opisana w przewodniku, który dostałem, a wszystkiemu przyświecały złote promienie słońca.
Po spacerze zacząłem rozglądać się za miejscem na obóz. W mieście to nie takie proste, więc wyjechałem kawałek poza i trafiłem na boczną drogę, którą raczej poruszano się od święta. Przeszkadzały tylko komary, których było dziwnie dużo.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji

Czasem słońce, czasem deszcz

73.1804:57
Ponownie obudził mnie deszcz. Tym razem długo nie przestawał – przynajmniej w stosunku do wczorajszego poranka, bo padało z godzinę, póki nie wyjrzało słońce. Puścił kolejny szew w namiocie, bo nie lało mocno, a zaczęło kapać na sypialnię. Pewnie zmęczenie materiału. Chyba będzie to coraz częstszy widok. Byle dotrwał do końca podróży.
W oddali widziałem lokalne opady, czasem pokropiło na mnie, czasem podpiekło słońcem, czasem zawiało chłodem. Cóż, ciężko bywa wytrzymać z tą norweską pogodą.
Pojawił się większy podjazd. Chyba nie na długo, bo kopią tunel, który otworzy się za 2 lata (według znaku drogowego). Tymczasem najpierw błoto zachlapało mi sakwy, potem droga wyschła i każda ciężarówka wznosiła w powietrze tumany pyłu. Następnie zaczęła mnie gonić chmura. Złapała tuż przed szczytem. Lunęło, ale gdy kończyłem się przebierać, przestało. Nawet pojawiła się tęcza. Widoki też były niczego sobie. Tylko śnieg promieniował chłodem. Tak samo chłodny był zjazd.
Kolejny podjazd, nieco niższy, był bez deszczu i nawet słońce nie chowało się za często za chmury. Po zjeździe w ogóle się wypogodziło, ale zbliżałem się do kempingu, więc nie zobaczyłem dużo. Prawie przegapiłem dzień prania i nie miałbym się w do przebrać. Dobrze, że większość kempingów ma pralki i suszarki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji

Jeszcze trochę

70.1404:42
Obudził mnie deszcz, który trwał tak krótko, że namiot wysechł w słońcu, które chwilę potem zaczęło świecić. Było ciepło, jak na północną Norwegię. Jeszcze kilka tygodni temu zdarzało mi się zatrząść z zimna w nocy, gdy nie miałem długiego rękawka albo spodni, a teraz jest aż za ciepło, żeby spać w takim ubiorze.
Tego słońca nie było za dużo. Przeważały chmury. Te za plecami były ciężkie, że aż zaczęło z nich lecieć. Potem z kolejnych chmur na horyzoncie tworzyły się lokalne opady, tylko nade mną tak od biedy raptem kilka kropel poleciało.
Ruch na krajówce był dość mały. Przynajmniej przed południem, bo później ciężko było trafić pustą drogę do zdjęcia. Zobaczyłem pierwszy znak miejscowości w wielu językach – i to aż w trzech, bo poza Norwegami te ziemie zamieszkują Saamowie (znani w Polsce bardziej jako Lapończycy) oraz Kwenowie.
Widziałem coraz więcej lokalnych opadów wokół mnie. Jeden nawet wydawał się przesuwać w moją stronę, ale on tylko zapędził mnie w kozi róg. Przede mną też był deszcz, w który wjechałem. Nie padał mocno, więc nie przebierałem się, ale rozważałem postój pod zadaszeniem, żeby schować się przed wiatrem. Nie mogłem na nic trafić, więc zatrzymałem się przy drodze, wyciągnąłem parasolkę i wtem przestało padać.
Poza niekończącymi się podjazdami była także stara droga, bo nowa poleciała tunelem (widziałem ciężkie powietrze na wjeździe, więc nawet nie chciałbym tamtędy jechać). Taka szeroka, a jakże pusta. No i wymagała wysiłku, bo pięła się trochę do góry. Moje łydki nadal mszczą się za wejście po 1203 stopniach schodów Sherpatrappa. Dzisiaj nawet chodzenie nie było komfortowe, a co dopiero jazda pod górę.
Dalsza droga nie wyróżniała się niczym szczególnym wobec widoków z ostatnich dni. Było pochmurno, słonecznie, były widoki z przodu, z tyłu, trochę z boku. Miejsce na obóz znalazłem dość wcześnie – przy drodze, w miejscu polany po wycince sprzed paru lat. Wieczorem ruch niemal ustał, więc było znośnie. Tylko strasznie dużo muszek latało. Jeszcze trochę i dotrę do celu.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Alpy Lyngeńskie

80.6005:22
Pomimo dnia przerwy wcale nie odpoczywałem. Bynajmniej nie mokłem, bo jako nieliczny chodziłem w tym deszczowym dniu pod parasolką. Emīls i Karlīna wskazali mi ciekawe miejsca w Tromsø, więc przespacerowałem ponad 20 km. Odwiedziłem Muzeum Trolli, zjadłem gulasz z renifera w restauracji, wspiąłem się po schodach Sherpatrappa na wysokość 420 m n.p.m., o co moje łydki miały dziś pretensje. Odwiedziłem też kilka serwisów rowerowych. Szukałem częściowo zużytego łańcucha, ale wszędzie byli po dniu wywozu metalu. Dostałem jakieś dwa łańcuchy, ale nie ma pewności, czy zadziałają. Sprawdzę to dopiero, gdy obecny łańcuch kompletnie odmówi współpracy, bo nie spieszy mi się brudzić rąk.
Dzisiaj, gdy tylko miałem wychodzić, włączył się prysznic za oknem. Na szczęście szybki, bo wyszło też słońce. Wszystkie góry wokół miasta były przejrzyście widoczne, więc ciężko się jechało, gdy co chwila trzeba było się zatrzymywać na zdjęcie. Po prostu nie mogłem się oprzeć. Miałem wrażenie, że byłem jedynym w całej Norwegii rowerzystą z aparatem, bo nie widziałem, żeby ktokolwiek zatrzymywał się nawet na byle jakie uwiecznienie chwili.
Miałem dużo czasu do promu, ale przez te postoje zaczynało mi go brakować. Nawet zacząłem omijać niektóre krajobrazy, żeby tylko zdążyć na… opóźniony prom. Nieco ponad kwadrans poślizgu, ale to dużo na zrobienie dodatkowych zdjęć.
Znalazłem się na półwyspie Lyngen, na którym znajdują się Alpy Lyngeńskie. Emīls mówił, że najlepszy widok na nie jest z przysiółka Oldervika, ale nie był mi po drodze. Ciężko dojrzeć pasmo górskie z podnóża, ale okoliczne góry wyglądały niezwykle bajecznie. Mimo że było słonecznie, to dało się odczuć chłód bijący od otaczających mnie śnieżnych szczytów. Ponownie nie mogłem oprzeć się postojom na zdjęcia. Tym razem było to proste, bo ruch aut był generowany niemal tylko przez promy.
Wsiadłem na mój ostatni podczas tej wyprawy prom. Dalej była już tylko droga krajowa. Niestety duży ruch psuje przyjemność z jazdy. Wieczorem było to jeszcze jakoś znośne, gdy liczba aut spadała, ale martwią mnie kolejne dni.
Na koniec otrzymałem widok na Alpy Lyngeńskie, choć nie wyróżniały się z wcześniejszych widoków. Może od drugiej strony były ładniejsze. Udało mi się za to bez problemu i moczenia butów znaleźć miejsce na obóz – tuż przy półdzikim punkcie widokowym – z widokiem na góry.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Tromsø

90.8706:27
Jednak zaspałem na poranny prom. Przynajmniej wyspałem się i lepiej się czułem. W śpiworze miałem strasznie gorąco, więc może bakcyl się usmażył. Tylko czułem gardło, jakby stan zapalny.
Ugotowałem śniadanie, bo przez brak czynnych sklepów nie miałem nic więcej do jedzenia poza żywnością liofilizowaną. Z wolna zebrałem się i ruszyłem. Było całkiem ciepło, niebo zachmurzone, ale bez opadów.
Pojeździłem tu i tam, zrobiłem zakupy w supermarkecie, który otwierał się na tyle późno, że rano na pewno byłbym głodny, a potem pojechałem na przystań promową. Prom czekał dobre 2 godziny przed wypłynięciem, ale wejście było możliwe dopiero przed rejsem. Brakowało też poczekalni, ale za to zaskoczyła mnie toaleta z darmowym prysznicem. Niespotykane w kraju z prysznicami na monety na kempingach.
Niestety mocno wiało i nawet chowanie się za budynkami na wiele się nie zdało. Przemarzłem i czułem, że to nie polepszy mojej sytuacji. Przynajmniej pół godziny na promie zapewniło trochę ciepła. Na kolejnej wyspie było chłodno. Pojawiło się kilka widoków, ale w burej kolorystyce.
Zjadłem kabanosa z renifera. Był strasznie tłusty, ale tyleż samo miał białka. Potem spotkałem stadko reniferów. Wieczorem dowiedziałem się, że należą one do rdzennych mieszkańców północnej Skandynawii – Saamów.
Wjechałem do Tromsø. Mój szlak poprowadził mnie przez wzgórze, a mogłem objechać wyspę bez takiego podjazdu. Miałem sporo czasu, więc zrobiłem sobie krótką wycieczkę po centrum, a potem spotkałem się z Emīlsem, u którego planowałem zostać na dwie noce. Jeszcze niedawno byłem 4 dni do tyłu z planem, a teraz jadę o 3 dni za szybko.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Niewyraźnie to widzę

113.0407:17
Coś mnie dopadło. Bolały mnie wszystkie mięśnie, czułem niechęć do ruszania się, jedzenia. Długo mi zeszło zanim wstałem. Wcisnąłem w siebie banana, popiłem aspiryną i powoli zacząłem dochodzić do siebie. Nie wróży to dobrze na przyszłość tej wyprawy.
Było mgliście. Na niektórych obszarach jakby wylało się mleko, na niektórych nawet wyłaniało się słońce. Do tego straszyło deszczem, pokropując od czasu do czasu.
Dotarłem w porę na jeden z trzech codziennych promów. Rejs trwał godzinę czterdzieści i strasznie bujało. Zjadłem w promowym bufecie, bo dzisiaj niedziela i mogłem mieć kłopoty ze znalezieniem czynnego marketu (albo raczej butiku, bo tylko one funkcjonują w niedziele).
Na nowym lądzie pojawiły się przejaśnienia, ale także podjazdy. O ile Andøya była płaska, o tyle Senja przypominała typową, pofałdowaną Norwegię. Były długie podjazdy, tunele, fiordy, a do tego było chłodno. Słońce niewiele pomagało, choć wyjątkowo na podjazdach trzeba było się rozbierać.
Tak jak się obawiałem, nie udało mi się znaleźć czynnego sklepu. Pojechałem jak najbliżej kolejnego promu, żeby zdążyć dojechać na poranny rejs i zrobić zakupy, bo skończyła mi się aspiryna, a powinienem wziąć coś mocniejszego. Znalazłem miejsce na zacisznym wzgórzu. Było mniej komarów niż na podmokłych torfowiskach nad jeziorami. Tylko zachmurzone niebo nie napawało optymizmem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Czarna owca w rowerze

90.3806:00
Noc była słoneczna, poranek również, choć nieco bardziej. Kemping był na wzgórzu, więc słońce nawet nie miało się za czym schować. Rano z kolei tak piekło, że namiot zamienił się w piekarnik i pobudka była nieodraczalna.
Ruszyłem do sklepu sportowego, ale nie zorientowałem się, że otwierali o 10 i zacząłem szwendać się po centrum. Potem odwiedziłem 3 miejsca. W pierwszym nie mieli nawet części do rowerów, w drugim mieli koła, ale nie do 10-rzędowej kasety, a dopiero w trzecim zrobiło się ciekawie. Znaleźli koło, ale okazało się, że to nie ten model. Po burzy mózgów zadzwonili do sklepu, który był mi po drodze. Tylko że zamykali w ciągu czterech godzin, a to 110 km drogi. W niedzielę oczywiście zamknięte. Wpadli na pomysł, że koło dostarczą autobusem – ktoś z odległego sklepu wsadzi je do lokalnego autobusu, a potem serwisant odbierze przesyłkę. Musiałem tylko zaczekać… ponad 3 godziny. Nie miałem wyjścia.
Wydaje mi się, że obręcz była pęknięta już w momencie, gdy strzeliła szprycha. Już wtedy koło było odrobinę krzywe, ale uznałem to za akceptowalne odchylenie od normy i nawet nie przyjrzałem się obręczy. Istniała szansa, że udałoby mi się dokończyć wyprawę, ale nie wiem kiedy usterka się pogłębiła, więc istniało zagrożenie, że nyple w pozostałych pęknięciach także wyskoczyłyby.
Pojawiły się chmury, zrobiło się wietrznie. Mając sporo czasu, przejechałem się po mieście, zjadłem obiad i schowałem się w galerii handlowej przed deszczem, którego wszyscy spodziewali się od rana. Potem wróciłem do serwisu, żeby zamontowali sprawne koło. Kosztowało mnie ono 500 koron. Za logistykę i usługę nie chcieli nic. Dostałem białe koło, które nie pasuje stylistycznie do roweru, ale przynajmniej będę o jedno spokojniejszy.
Dopiero dzisiaj zorientowałem się, że w tej części Norwegii Norwedzy witają się słowem „heio”, a nie „hei”, jak na południu. Zastanawia mnie, czy to za sprawą dwóch dialektów norweskiego, choć oficjalna lista języków rozpoznawalnych na terenie kraju jest dużo dłuższa.
Padało. Nie tak, jak przed kilkoma dniami, ale zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Jako że późno ruszyłem, to nie było szans na długi dystans. Chciałem zatrzymać się pod kolejnym miastem, aby wcześnie rano skorzystać z promu, ale nie chciało mi się w tym deszczu długo jechać. Akurat znalazłem miejsce zanim wjechałem na obszar wypasania owiec. Dzwonki mają głośne, więc nie chciałbym, żeby kręciły się obok mojego namiotu. Przestało też padać i nawet słońce wyjrzało między chmurami.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Jedyny serwis w gminie

99.4606:04
Nastał pochmurny i chłodny, choć bezdeszczowy poranek. Kontynuowałem jazdę po szlaku, który wiódł długą drogą po fiordach, choć do islandzkich Fiordów Zachodnich trochę zabrakło.
Przepłynąłem promem na kolejną wyspę. Niebo lekko się przejaśniło. Szlak poleciał inną stroną wyspy. Prawdopodobnie, żeby uniknąć ruchu na głównej drodze, ale też unikał widoków. Ale to jakich! Mało było możliwości na postoje, bo droga faktycznie ruchliwa, ale gdy już były, to zdjęcia robiłem seriami.
Niektóre norweskie mosty wyglądają naprawdę fascynująco. Dzisiaj pokonałem jeden z nich. Szkoda, że są takie strome. Za to drogi były dzisiaj relatywnie płaskie, że aż przyjemnie się jechało i noga dobrze podawała.
Na jednym z postojów na zdjęcia dogonił mnie Theu, który wyruszył w pierwszą w życiu podróż rowerową, jadąc po 120 km dziennie z Francji i zmierzając na Nordkapp. To dopiero przygoda, ale myślę, że nieostatnia.
Dotarłem do miasta, gdzie miał być jedyny na wyspach serwis rowerowy. Powiedzieli mi, że coś tam robią, tylko pracownik od dwóch tygodni był chory. I tak nie mieli na sprzedaż obręczy ani kół, więc polecili mi odwiedzić sklep sportowy, ale dzisiaj były już zamknięte, a to ostatnie miejsce w okolicy, gdzie są jakieś sklepy. Musiałem zostać na noc w mieście.
Szkoda mi było widoków wieczorową porą, ale przez płaskie drogi i tak zrobiłem dystans ponad planowaną normę. Jeszcze trochę pojeździłem, a potem rozbiłem się na kempingu. Musiałem w końcu naładować w aparacie baterię tym ustrojstwem, które wczoraj nabyłem.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, ze znajomymi, rowery / Fuji

Problem za problemem

116.2907:14
Przegapiłem moment przekroczenia koła podbiegunowego. Czekałem wczoraj na zachód słońca i się nie doczekałem. Słońce po prostu przesunęło się poziomo i schowało za górami, a nie za horyzontem.
Niebo było zachmurzone, jakby miało się na deszcz. Przynajmniej w nocy nie padało. Drogi były wąskie, ale ruch niewielki. Nawet na chwilę się przejaśniło. Przejechałem pierwszy podwodny tunel i nie podobało mi się. Wąski i brudny chodnik, a pyłu w powietrzu tyle, że długo potem wykrztusić tego nie mogłem. Choć nadal daleko temu do gęstej zawiesiny w tunelu na Tajwanie.
Pojechałem do sklepu z elektroniką. Nie mieli oryginalnej ładowarki do baterii do aparatu, ale wytrzasnęli jakieś uniwersalne ustrojstwo. Pokazali, jak ładować baterie i – nie chcąc ryzykować brakiem możliwości robienia ładniejszych zdjęć – kupiłem tę tandetę. Po powrocie muszę naprawić ładowarkę, bo nie chcę uszkodzić baterii nieoryginalnym urządzeniem. Teraz będę chociaż spokojniejszy o dalszą możliwość robienia zdjęć aparatem.
Znów pojawiła się chmura, ale nie na długo. Szlak poleciał drogą o mniejszym ruchu i po kilku fiordach ukazały się piękne widoki na góry. Zrobiło się słonecznie, ale chłodno. Zastanawiam się, czy to przez pogodę, czy przez szerokość geograficzną.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio patrzyłem na obręcz, ale była wykrzywiona. Sprawdziłem szprychy i trzymały się. Zauważyłem pęknięcia na obręczy przy nyplach. Już podobnie miałem w kolarzówce i jeździło się bez problemu. Obejrzałem jednak obręcz dokładniej i przeraził mnie widok wyrwanego nypla. Pęknięcie wyglądało poważnie, tylko kiedy to się stało? Serwisy rowerowe to jakaś abstrakcja w Norwegii. Najbliższy sklep z częściami jest oddalony o dzień drogi. Zapowiada się ciekawie.
Chciałem trochę nadgonić z dystansem, skoro jest pogodnie, aby w deszczowy dzień przejechać mniej lub w ogóle zrobić sobie wolne po trzech tygodniach codziennej jazdy. Z tego całego kombinowania wyszło, że jestem aż dwa dni do przodu. To teraz może sobie lać nawet i dwa dni.
Wieczorne słońce przepięknie oświetlało góry i wszystkie widoki. Za każdym zakrętem było jeszcze ciekawiej. Do tego ruch zaczął zanikać. Szlak odbił z głównej drogi, prawdopodobnie przez tunel, więc mogłem spokojnie poszukać miejsca na obóz. Tym razem było takie na łące.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery