Pogoda zdążyła się zmienić i na przemian mżyło, świeciło słońce i padało, czasem w odwrotnej kolejności. Czasem udało się dojrzeć jakieś ciekawe widoki. Przejechałem przez rozległe torfowiska, wybrzeże, krajobrazy krasowe i łąki. Pod koniec jazdy przestało padać. Dojechałem do kempingu. Teren prywatny, tylko dla mieszkańców – taki znak mnie przywitał. Zero informacji, ludzi, telefonu nikt nie odbierał. Dobrze, że skróciłem dystans. Do kolejnego kempingu nie było daleko – ledwo 20 km. Tam już wszystko poszło bez problemu. Zaczęło mżyć, gdy rozbiłem wciąż mokry namiot.
