Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

pod namiotem

Dystans całkowity:15167.49 km (w terenie 1577.85 km; 10.40%)
Czas w ruchu:912:04
Średnia prędkość:15.95 km/h
Maksymalna prędkość:70.30 km/h
Suma podjazdów:123594 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:16784 kcal
Liczba aktywności:147
Średnio na aktywność:103.18 km i 6h 25m
Więcej statystyk

Lofoty

64.1104:27
W nocy nie padało, więc namiot odrobinę przesechł od wiatru. Było pochmurno, jak przez ostatnie dni. Od czasu do czasu pojawiały się krople, ale bez niczego poważnego. Było chłodno.
Ruszyłem do Bodø, żeby zdążyć coś zwiedzić, ale miasto nie przykuło mojej uwagi. Może od złej strony zabrałem się do jego zwiedzania. Szybko dostałem się na właściwy prom, choć było kilka, ale wybrałem oczywiście największy. Zdążyłem na 5 minut przed wypłynięciem. Widziałem mnóstwo rowerów, a jeszcze więcej ludzi na pokładzie. Rejs o tej godzinie trwał nieco ponad 3 godziny, bo późniejszy prom to już 4-godzinna podróż. Poszczęściło mi się wczoraj.
W Lofotach było tłoczno i śmierdziało rybami. To wioski rybackie, więc nic dziwnego. Pojechałem do miejscowości Å, jednoliterowej. Jest jeszcze kilka miejscowości o tej nazwie, ale musiałem je minąć, a ta jest najpopularniejsza. Objeździłem, co mogłem i stwierdziłem, że Lofoty są przereklamowane. Widziałem ładniejsze miejscowości. Miałem się zatrzymać na pobliskim kempingu, aby tu zostać na dwa dni, ale zmieniłem zdanie. Ruszyłem dalej po Krajowym Szlaku Rowerowym nr 1.
Zaczęło się przejaśniać, dojechałem do kolejnych wiosek rybackich i tam dopiero były te Lofoty, które widziałem na zdjęciach w internecie zanim przybyłem do Norwegii. Kontynuowałem jednak plan, bo kolejny kemping znajdował się dużo dalej, a wyjątkowo lokalne prawo zakazywało rozbijania namiotu poza miejscami wyznaczonymi. Szkoda widoków, ale nie Lofoty były moim celem. Może następnym razem.
Słyszałem dużo polskiego w Lofotach. Widziałem też mnóstwo polskich tablic rejestracyjnych. Pewnie sporo Polaków ma auta na norweskich blachach, bo takiego zagęszczenia matołów wyprzedzających „na gazetę” już dawno nie widziałem. Jakbym wrócił do Polski.
Zrobiło się chłodno, wiatr jakby wzmógł się. W końcu jednak słońce pokazało się na tyle, że zrobiła się złota godzina. Widoki były piękne, choć szkoda, że nie widziałem ich właśnie w tej najpiękniejszej części (chyba że to jeszcze nie była ta najpiękniejsza).
Dojechałem na kemping. Dużo ludzi i strasznie głośno. Do tego debile palili ogniska między namiotami. No ale wszędzie są znaki zakazu obozowania, a i tak musiałem zrobić pranie.
Ostatnie deszcze nadwyrężyły mój napęd. Planowałem go wymienić przed wyprawą, ale zdecydowałem się go zużyć w Norwegii i być może stanie się to jeszcze przed końcem tej podróży. Łańcuch tak się wyciągnął, że zaczął przeskakiwać na najniższym biegu. Podjazdy będą kłopotliwe. Nie wspominając o blacie, który odmówił współpracy już po deszczach za Bergen. Mam jeszcze tysiąc kilometrów do celu i zaczynam się obawiać, czy napęd przetrwa kolejne deszczowe dni.
Do problemów doszedł też aparat. Trochę przemókł, bo pod wyświetlaczem pojawiła się wilgoć, ale obiektyw wygląda na suchy, więc o tyle dobrze. Będę musiał uważać. Jego drugim, poważniejszym problemem są baterie. Chyba uszkodziłem ładowarkę, bo przestała ładować. Nikt na kempingu nie miał takiej, więc będę musiał oszczędnie robić zdjęcia. Inaczej kompletnie skończą się te ładne, a zostanie tylko kiepski aparat w telefonie.

Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Mokra Norwegia

66.3704:11
Obudziłem się w mokrym śpiworze. W nocy tak lało, że namiot zaczął przeciekać. Ostatnio tyle padało chyba w Austrii, że znalazłem dziurkę, ale tym razem cała górna część tropiku wyglądała na problematyczną. Chyba że ta noc była tak wilgotna, że woda się mocno kondensowała. Namiot służy mi już 6 lat i mimo że nie ma przedsionka, lubię go.
Nadal padał ten dziwny deszcz, który robił sobie co kilka minut przerwę. Nie miałem dużego pola do manewrów, więc nie protestowałem. Zjadłem śniadanie pod wiatą i zorientowałem się, w jak dziwnym położeniu znalazłem się. Przez to, że pod fiordem biegnie tunel, zainteresowanie promem na starym szlaku było niewielkie. Kurs był o godz. 6, a kolejny o 14. Za późno sprawdziłem rozkład i miałem kilka godzin do marnowania przy tej pogodzie.
Z wolna pojechałem do przeprawy promowej, robiąc dłuższe przystanki. W poczekalni na przystani spotkałem rowerzystów, z którymi mijałem się kilka kilka razy poprzedniego dnia. Część z nich też nie znała rozkładu rejsów.
To był ostatni prom przed Bodø, ale zaplanowałem dostać się nazajutrz do Lofotów, więc musiałem nadrobić trochę dystansu, żeby zdążyć na 4-godzinny prom o dogodnej godzinie. Padało, lało, mżyło, padało z przerwami. Było po prostu mokro. Po przejechaniu jednego z tunelów nawet zrobiło się mgliście. Na szczęście tylko na chwilę. Jedynie zjazd z gór, w których były tunele, był koszmarnie zimny.
Planowałem dojechać do kempingu, żeby rozgrzać się, ale zatrzymał mnie Per, Norweg mieszkający w Bodø, który wracał z domku letniskowego i postanowił mnie, przemoczonego rowerzystę, zabrać. Po drodze pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Kilka opadów o różnej intensywności, kilka mgieł i w większości zero widoków. Przynajmniej się ogrzałem i przeschłem.
Dojechaliśmy na kemping w Bodø, który okazał się być zamknięty. Jeszcze takiego kempingu w Norwegii nie spotkałem. Per zaproponował, że podrzuci mnie na inny pobliski kemping, na co przystałem, bo miałem dość pedałowania na dzisiaj. Co najlepsze – przestało padać. Gdyby nie Per, byłbym pół dnia do tyłu z planem. Tak jestem pół dnia do przodu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Pod czołem lodowca

82.2605:07
Poranek był dżdżysty i wietrzny. Nadal jednak wiało z południa, więc jechało się lekko.
Mój pierwotny plan zakładał przeprawę wodną, która po lądzie zajęłaby przynajmniej dwa dni. Musiałem więc nadrobić dystans, żeby nie męczyć się znowu z kilkudniowym opóźnieniem. W Sandnessjøen wsiadłem na łódź. Podróż zajęła niepełną godzinę, podczas gdy jazda trwałaby cały dzień, a i na drodze była górka do podjechania.
Na lądzie przywitała mnie mżawka, która zamieniła się w deszcz. Padało tak, póki nie dojechałem do promu, gdzie tylko mżyło. Atrakcją po drodze były tunele z przyciskiem aktywującym sygnały świetlne dla kierowców o obecności rowerzystów w tunelu. Joseph opowiadał, że wielokrotne naciskanie zwiększa poziom ostrzeżeń, ale nie chciałem przesadzać.
Po godzinnej przeprawie promowej (najdłuższej do tej pory w Norwegii) nie padało. Chyba po to, bym mógł zachwycić się widokami, a te nie dawały dużych możliwości na jazdę, bo co chwila zatrzymywałem się. Potem znów zaczęło padać i widoki wyblakły.
Dojechałem do 3-kilometrowego tunelu, w którym trwały prace serwisowe. Rowerem można było przeprawić się tylko w aucie pracownika. Mieścił się najwyżej jeden rower z sakwami, a było czterech rowerzystów w kolejce. Do pełnej kolekcji środków lokomocji brakowało dziś jeszcze autobusu i pociągu.
Kolejny prom i kolejne okienko pogodowe. Tym razem dotarłem do fiordu, na którym mi zależało. Było tam czoło lodowca. Nie jestem pewien, czy widoczne z fiordu, ale od przełęczy pod miejscowością Halsa była to duża dawka śnieżnych widoków.
Z początku chciałem zatrzymać się na kempingu po tym całym deszczu, choć nazajutrz też ma padać. Jazda w deszczu szła tak mozolnie, że do najbliższego miałem za daleko. Zatrzymałem się przy drodze za drzewami. Ruch i tak był znikomy. Deszcz do znudzenia nasilał się i ustawał co kilka minut. Nie spotkałem się nigdy z takim opadem.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Kawałek z wiatrem

107.6306:33
Poranek był słoneczny z niewielkim zachmurzeniem. Odczuwalny był za to wiatr. Dokończyłem jazdę po lokalnym szlaku z Sundshopen do Berg i zobaczyłem mnóstwo miejsc na rozbicie namiotu. Gdybym tylko nie skusił się wczoraj na kemping, który okazał się być najdroższym do tej pory.
Jechało mi się ciężko po wczorajszej gonitwie na prom. Zachmurzenie zwiększało się, nawet spadło parę kropel, ale to w oddali widziałem porządną ulewę. Wyszło słońce i gdy dojechałem do deszczowego miejsca, ulice tonęły w kałużach, a każde auto bryzgało deszczówką. Przynajmniej nie padało z góry.
Wszystkie markety były zamknięte, a nie mają tu zbyt wielu sklepów. Nawet o stację benzynową ciężko. Pojechałem do miasta, które i tak miało otwarty tylko jeden market, któremu bliżej było do osiedlowego sklepu samoobsługowego. Przynajmniej był kasjer i przyjmował gotówkę.
Z miasta wyjechałem w mżawce, która szybko zamieniła się w deszcz. Przeczekałem to jednak pod wiatą na przystanku autobusowym. Znałem godzinę odpłynięcia promu, a miałem do niego niedaleko, więc i tak nie spieszyło mi się.
Na przystani były dwa promy. Zero informacji dokąd płyną. Nie wiem, jak ludzie sobie tu radzą, a co dopiero turyści. Jednym dało się dopłynąć do Tjøtty z przesiadką w porcie. Drugim trzeba było dodatkowo pokonać 16-kilometrowy odcinek, by wsiąść na kolejny prom do Tjøtty. Wybrałem opcję drugą i nie żałowałem.
Na promie znalazłem godziny rejsów kolejnego promu, bo w informatorze, który dostałem wczoraj, takiej informacji oczywiście nie ma.
Przywitały mnie przepiękne widoki oraz deszczyk, który z wolna przeszedł w ulewę. Nie przeszkodziło mi to w robieniu zdjęć. Po to taszczyłem ze sobą parasolkę. Do kolejnego promu miałem ponad 2 godziny, więc ponownie nie spieszyło mi się.
Droga szybko zleciała. Deszcz zdążył kilka razy ustać i powrócić. Pojechałem zbadać jeszcze dalszą część okolicy, gdzie natrafiłem na rysunki wyryte na kamieniach. Oczywiście jakiś matoł musiał wyskrobać coś obok.
Prom przypłynął godzinę później. Pewnie wypadł z kursu, bo nie byłem jedynym zawiedzionym. Przynajmniej poczekalnia była ciepła. Znalazłem stronę reisnordland.no, na której można sprawdzić połączenia w okręgu Nordland. Chociaż tyle, jednak i tak zaraz z niego wyjadę.
Po niemal godzinnym rejsie zobaczyłem przepiękne widoki. Słońce przedarło się przez chmury i krajobrazy były po prostu zachwycające. Odczuwalnie nasilił się też wiatr, ale przez cały dzień wiało z południa, więc chociaż kawałek wyprawy przez Norwegię miałem z wiatrem.
Zaplanowałem skorzystać nazajutrz z łodzi, więc chciałem znaleźć się jak najbliżej Sandnessjøen, żeby w razie deszczu (a nadawali jakiś, jak widziałem na promie) nie męczyć się za mocno. Jak zawsze, z miastem szło ryzyko, że będzie dom na domu, więc wcześniej znalazłem las z akceptowalnym nachyleniem terenu, żeby rozbić namiot. Śpiewom ptaków nie było końca.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Między dwoma promami

122.3007:33
Padało w nocy i nad ranem, ale przestało, gdy wychodziłem z namiotu. Podobały mi się takie pochmurne widoki, a jeszcze jakie cudne wysepki mijałem. Tylko spieszyłem się na prom i nie zatrzymywałem się. I tak na moście o ruchu wahadłowym byłoby ciężko.
Myślałem, że prom będzie o pełnej godzinie, ale musiałem czekać pół godziny (i tak nieźle, bo pływał co półtora godziny). Zjadłem w tym czasie śniadanie w portowej kawiarni.
Tym razem musiałem zapłacić za prom, bo zwykle są płatne od auta, a na tym odcinku od osoby. To już czwarta firma, z której promu skorzystałem. To ta od łodzi i ostatnich autobusów. Jest zakaz wprowadzania elektrycznych rowerów i hulajnóg na prom, ale co z elektrycznymi autami, których w Norwegii widuję bardzo dużo?
Po drugiej stronie kropiło, ale tak słabo, że nie zakładałem przeciwdeszczowych spodni. Po kilku godzinach zaczęło jednak padać na poważnie, a ja miałem dylemat. Za mną było czyste niebo, więc chmura miała przepaść lada moment i nie opłacało mi się przebierać. Ostatecznie stanąłem i przeczekałem to pod parasolką.
Zrobiło się słonecznie, ale nie tak strasznie, jak przez ostatnie dni. Spotkana Niemka powiedziała mi o informatorze z rozkładem rejsów promów. Widziałem je rano, ale zbytnio się nie zainteresowałem, bo wyglądały jak czyjaś własność. Gdy zdobyłem własny, okazał się być przeładowany reklamą jednego z przewoźników. Rozkład też był wybiórczy i obejmował tylko kilka z interesujących mnie promów. Zawsze to jednak coś.
Miałem niespełna godzinę do promu, jak dowiedziałem się od spotkanej Niemki, więc zacząłem na niego pędzić. Nie mogłem się jednak powstrzymać od robienia zdjęć. Dotarłem na dwie minuty przed założonym czasem, a 3 minuty po odpłynięciu promu. Pomyliłem się o 5 minut z czasem odpłynięcia, więc pojechałem zrobić trochę więcej zdjęć drogi, po której pędziłem. Potem jeszcze inną drogę zbadałem, ugotowałem kolację i stawiłem się o czasie na prom, który wypływał prawie dwie godziny po poprzednim.
Po drugiej stronie było tak pięknie i spokojnie. Do tego niezwykle płasko. Mnóstwo łąk i pól. Nie mogłem znaleźć skrawka ziemi pod obóz. Jeszcze na niebie pojawiły się chmury. Ostatecznie pojechałem na przypadkowo znaleziony kemping, moknąc odrobinę od przejściowego deszczu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Upalna Norwegia

106.8606:47
Ponieważ na tej szerokości geograficznej zmrok przestał zapadać, to straciłem wczoraj poczucie czasu i nie wyspałem się. Obudził mnie kolejny upalny dzień.
Wczoraj zmartwił mnie znak ślepej drogi, a dzisiaj dowiedziałem się, że droga kończyła się na szlabanie. Nowa droga przecięła starą. Nie miałem pewności, czy tunele na nowej drodze były przejezdne dla rowerów, więc ominąłem również drugi szlaban, żeby przejechać po starej drodze do jej końca. Ciekawe, że starą drogę dodatkowo zwęzili.
Do Namsos był całkiem spory ruch. Za miastem uspokoił się. Nie padało kilka dni i drogi zakurzyły się. Najgorsze tumany kurzu wznosiły ciężarówki.
Na niebie pojawiły się chmury. W końcu słońce przestało smażyć, choć zbliżał się wieczór, więc tak czy inaczej temperatura zmalałaby.
Dzisiaj miejsce na kemping udało się znaleźć w miarę szybko. Upatrzyłem sobie las z polaną. Ledwo skończyłem szykować się do wejścia do środka, gdy zaczęło lać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Trondheim

106.6607:16
Dzisiaj się nie wyspałem, ale miałem szczytny plan. Było przyjemnie pochmurno, gdy ruszyłem wczesnym rankiem na przystanek autobusowy. Nie mogłem go znaleźć, więc zacząłem jechać na kolejny, ale zauważyłem mój autobus wjeżdżający do miejscowości. Zacząłem go śledzić, aż dojechałem do przystanku ukrytego między budynkami. Zaskakująco kierowca nie mówił po angielsku i chciał, żebym zdjął przednie koło, bo miał wąskie klapy do luków bagażowych, a przynajmniej z jednej strony, bo z drugiej, jak mi pokazał, rower zmieściłby się, ale kierowca albo nie wierzył, albo niechętnie przewoził rowerzystów, więc machnął ręką i poszedł gdzieś. Mimo wszystko zapakowałem się, bo to niepierwsza podróż autokarem po Norwegii. Nie mogłem jednak dogadać się w sprawie płatności, więc miałem tylko zająć miejsce. Chodziło pewnie o to, że akceptowali wyłącznie płatności kartą, a ja wyciągnąłem gotówkę. Mógł chociaż wskazać terminal.
Widoki na drodze były ładne, nawet się przejaśniło. Dojechaliśmy do miasteczka Orkanger, gdzie miałem przesiadkę. Kierowca drugiego autobusu jeszcze bardziej niechętnie chciał mnie przewieźć, ale mówił po angielsku, więc wyjaśniłem, że właśnie przyjechałem tym drugim autokarem. Nie wydaje się, żebym był pierwszym rowerzystą w karierze tego kierowcy, więc dziwiła mnie jego postawa. Chyba że miał jakieś złe doświadczenie z rowerzystami. Mimo to zapakowałem się i mogłem jechać.
Znalazłem się w pochmurnym Trondheim. Z pomocą autobusów udało mi się odzyskać kolejny dzień z trzydniowego opóźnienia. Dalej mogłem jeszcze kombinować z pociągami, ale te lokalne nie miały możliwości przewozu rowerów, a ekspres z wagonem rowerowym jeździł raz dziennie koło północy. Ciężko byłoby coś z tego ugrać.
Na szybko zwiedziłem miasto i pojechałem do portu. Wybrałem inną przystań, żeby skrócić sobie drogę, bo szlak leciał trochę na około. Na nowym kursie pływała łódź, za którą trzeba było zapłacić – w przeciwieństwie do promów. Byłem jedynym rowerzystą, ale obsługa mówiła, że w sezonie mają pokład zapchany rowerami. Jak dobrze jest podróżować poza sezonem.
Znowu się przejaśniło i to już tak na dobre. Od razu dostałem duży podjazd z żarem na plecach. Rano było zdecydowanie przyjemniej. Gdzieś nawet pojawił się znak mojego szlaku nr 1 oraz EuroVelo 1, ale potem ich nie widziałem.
Ruch na drodze pojawił się falami – ile prom przewiózł do fiordu. Krajobrazy były wiosenne, bo mlecze dopiero zakwitły – w przeciwieństwie do wczoraj, gdy mijałem same łodygi po dmuchawcach zdmuchniętych przez wiatr.
Zjechałem z krajówki, bo szlak dalej biegł nie tylko dłuższą drogą, ale także z brzydszym profilem wysokości. Droga była niemal pusta. Najpierw biegła przez rolniczą dolinę, a potem po skalistym wybrzeżu. Zauważyłem, że im dalej na północ, tym więcej „trupów” jeździ po drogach. Niektóre zostawiają tyle toksyn w powietrzu, że oddychanie staje się bolesne.
Zbliżał się wieczór, więc rozglądałem się za miejscem na nocleg, ale albo były to skały, albo tereny prywatne. Długo jechałem zanim znalazłem polanę nad jeziorem. Wyglądała na teren publiczny. Zmartwił mnie tylko znak ślepej drogi, bo wybrałem starą drogę, która omijała tunele, a te mogły być zamknięte dla rowerów. Powstały na tyle niedawno, że nawet nie było ich na stronie o tunelach. Chociaż tutaj ślepa uliczka nie zawsze dotyczy rowerów, więc zaryzykuję.
Spojrzałem na mapę i okazuje się, że odrobiłem niemal całą trzydniową stratę. Brakuje tylko z 20 km. Teraz będę ciut spokojniejszy, choć w pierwotnym planie był jeszcze jeden dziwny rejs, który omijał sporą część szlaku. Mam jeszcze parę dni, żeby znaleźć wyjście z tej sytuacji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Znowu wiało

97.2706:38
Zapowiadał się zły dzień. Obudziłem się późno, a właściwie to deszcz mnie obudził. Szczęśliwie trwał tylko kilka minut, bo nie wyobrażam sobie, by jeszcze miało padać. Nadal wiało.
Załamałem się, bo po ruszeniu zorientowałem się, że nie spisałem statystyk z licznika. Kemping miał takie ciepłe pomieszczenie socjalne, że to tam naskrobałem wpis w dzienniku zamiast w namiocie, a że nie miałem przy sobie licznika, aby zapisać dane, to odłożyłem zadanie i o nim zapomniałem. Udało mi się wyliczyć część danych dzięki miesięcznym statystykom, które licznik tworzy, choć nie pasuje mi 300 metrów podjazdów – stanowczo za mało, jak na te wszystkie fiordy. Garmin też mi nie pomoże, bo dwa promy i autobus zawyżają dane. Będzie trzeba to ciąć i liczyć orientacyjnie.
Jazda wydłużyła się, bo wiatr nie odpuszczał. Droga 680 miała dwa przebiegi. Krajowy Szlak Rowerowy nr 1 biegł tym dłuższym wariantem. Także suma podjazdów była większa. Minusem krótkiego wariantu był wysoki podjazd przez przełęcz. Wybrałem krótszą drogę.
Przez większość dnia było niewielkie zachmurzenie, ale spadła temperatura i zachmurzyło się całkowicie. Obawiałem się, że zacznie padać, więc patrzyłem na każde auto, czy jest suche, żeby mieć pewność, że w głębi doliny nie pada. Przejechałem po serpentynach i nawet słońcu udało się przecisnąć przez chmury. Przynajmniej na chwilę.
Dojechałem do miejscowości Kyrksæterøra i zacząłem rozważać opcje. Przyjechałem za późno, żeby załapać się na autobus i odrobić trzydniową stratę. Do tego przemarzłem od stania i szukania wyjścia. Rozgrzałem się odrobinę w markecie i postanowiłem zostać w wiosce. Niestety nie udało mi się znaleźć miejsca na obóz, więc pojechałem na kemping. Jak na razie najtańszy w Norwegii. Wieczorem wiatr osłabł, a prognoza pogody jest optymistyczna.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Wietrzna Norwegia

93.9507:22
Nastał kolejny słoneczny dzień. Przejrzałem swoje plany i byłem 4 dni do tyłu. Daje to 360 km straty, żeby wykonać plan dotarcia na Przylądek Północny w urodziny. Nie jestem zadowolony z takich danych.
Mimo dnia roboczego na krajówce było duże natężenie ruchu. Na szczęście długo tam nie zabawiłem. Uciekłem na boczne drogi. Mój plan znów zawiódł, bo prowadził po prywatnej drodze. Musiałem jechać po szlaku dłuższą drogą z niespodziankami.
Wyjechałem kawałek z fiordu i zaczęło mocno wiać. W tej samej chwili powróciły oznaczenia Krajowego Szlaku Rowerowego nr 1. Co więcej, znaki były na każdym skrzyżowaniu, jak pod Bergen. Jednakże tylko wyjechałem z wioski i skończyły się. Za to wiatr wręcz przeciwnie. Tylko nabierał na sile. Jazda stawała się uciążliwa. Jeszcze nie był to koszmar z Islandii, ale Norwegia pokazała kły.
Dojechałem do przeprawy promowej. Prom już czekał, ale był to jeden z dwóch promów. Ten płynął na wysepki, na których potrzebowałbym aż trzech promów, mimo krótszego dystansu do przejechania na rowerze. Obawiałem się, że promy mogłyby pływać co godzinę albo i rzadziej. Doliczając czas na oczekiwanie i przeprawy, ryzykowałbym. Wybrałem w zamian dwa promy i nieco dłuższą jazdę na rowerze.
Na wyspach wciąż wiało, więc pojechałem od ich południowej strony, żeby ukryć się za górami. Częściowo pomogło, ale ugotowanie obiadu i tak było nie lada wyzwaniem przy okresowych podmuchach.
Dojechałem kilka minut za późno na prom i musiałem czekać na kolejny. Mój plan zakładał, że z Molde do Kristiansund dostanę się promem. Po drugiej stronie udałem się do miasta w poszukiwaniu informacji turystycznej. Na próżno zdały się poszukiwania, ale zadzwoniłem na infolinię przewoźnika, który obsługiwał autokary i promy. Dowiedziałem się, że mogę zabrać rower do autobusu. Akurat przyjechał mój, więc rower i sakwy władowaliśmy z kierowcą do luku bagażowego. Podróż trwała nieco ponad godzinę, co promem zajęłoby ponad 7 godzin, jak widziałem w ich ofercie w internecie. Być może to nie ostatnia taka nierowerowa wycieczka, bo powinienem być już dzień drogi za Trondheim.
Widziałem dobre miejsca na obóz, ale potrzebowałem zrobić pranie, więc zatrzymałem się na kempingu. Dzięki autobusowi odzyskałem jeden dzień z czterodniowej straty.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Znów na szlaku

117.7408:00
Rozpoczął się kolejny słoneczny dzień. Na początek podjazd, który okazał się być o 100 metrów niższy niż w profilu wysokości mapy.cz. Zawsze jakiś plus, bo szlak miał być już raczej bez szalonych podjazdów. Miał być.
W końcu wróciłem na szlak po wczorajszym problemie znalezienia promu we Florø. Nadal jednak żaden ze znaków nie informował o istnieniu szlaku na tych drogach. Musiałem więc podążać za planem wgranym w Garmina.
Po okrążeniu kilku fiordów znów pojawił się podjazd, za którym wjechałem do wietrznego fiordu. Wiatr mnie tak spowalniał, że spóźniłem się na prom. Na szczęście kursował on co pół godziny, więc zjadłem obiad i znalazłem się na drugim brzegu.
Miałem dzisiaj pecha spotkać bardzo dużo aut na niemieckich blachach. Ci debile wyprzedzali „na gazetę”. Ciężko będzie powrócić do Polski, gdzie jest jeszcze gorzej.
Na drogach dziwnie wzmógł się ruch. Nagle nawet norweskie blachy przestały oznaczać bezpieczeństwo. Do tego pojawiły się kolejne podjazdy. Na zjeździe z jednego z nich wyciągnąłem nieuważnie 62 km/h.
Umówiłem się z Barabaszem na krótką przejażdżkę rowerem. Nakreślił mi parę rzeczy, że trwa długi weekend i stąd sklepy były pozamykane – działały najwyżej wydzielone strefy nazywane butikami. Duży ruch też był wynikiem dłuższego wolnego. Widziałem ostatnio sporo ludzi na szlakach górskich, których jest w Norwegii niemało. Dojechaliśmy wspólnie do kolejnego promu, gdzie nastąpiło pożegnanie, podczas którego dostałem kilka norweskich łakoci.
Tym razem trafiłem na bardziej luksusowy prom. Miał czyste okna i obecna była obsługa w pokładowym sklepiku. Prom zabrał też dużo więcej aut niż zwykle. Na drugim brzegu miałem pół godziny, żeby uciec z głównej drogi zanim nadpłynęłaby kolejna kolumna aut z promu. Szlak mi w tym pomógł, bo po paru kilometrach uciekł na drogi lokalne.
Wjechałem do jakiejś metropolii, bo było strasznie duże zagęszczenie zabudowań, a nawet pojawiły się znaki rowerowe. Niestety nie prowadziły po moim szlaku, tylko do centrum tego urbanistycznego tworu.
Zrobiło się późno. Góry ładnie wyglądały w takim słońcu. Musiałem się wydostać z tego miasta i znaleźć miejsce na nocleg. Jechałem daleko, aż wypatrzyłem namiot rowerzysty nad brzegiem fiordu. Poszedłem w jego ślady i znalazłem kawałek w miarę równej trawy nieco dalej. Dzisiaj był całkiem ciepły wieczór.
Kategoria ze znajomymi, za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery