Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:59726.47 km (w terenie 5137.43 km; 8.60%)
Czas w ruchu:3092:35
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:402495 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:449
Średnio na aktywność:133.02 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Wokół Tatr bez Tatr

  115.85  07:21
Ruszyłem na poszukiwanie śniadania. Niestety wszystkie spotkane sklepy były zamknięte. Na stacji benzynowej stoisko z kanapkami wyczyścili. Przynajmniej mieli kawę, to zjadłem z tym, co miałem w sakwach.
Szlak biegł trochę po błocie, trochę po krajówce, czasami uciekał na boczne drogi. (Dwa odcinki pokryły się nawet z moją wyprawą na Węgry). Na drodze stanął Zamek Orawski. Niestety zmiana czasu na zimowy odebrała mi godzinę słońca, a zaplanowany dystans ograniczał mój czas. Pędziłem dalej.
Przede mną pojawił się stromy podjazd z krótką serpentyną, ale z jakimi widokami. Zarówno za plecami, jak i przede mną. Zwłaszcza przede mną, bo w końcu ukazały się Tatry – Niżne Tatry oraz Tatry Zachodnie.
Przez chłodną dolinę zjechałem do dróg z poprzedniej wycieczki wokół Tatr oraz do miast, w których znalazłem otwarte supermarkety. Niestety złapał mnie zmierzch i resztę wycieczki przyświecały mi światła roweru. To nic, bo jechałem po własnym śladzie sprzed dziewięciu lat. Na początku zdarzały się auta, bo zadziwiająco dużo tam zabudowań, ale im głębiej w las, tym robiło się spokojniej. Znikał także duszący smog, który po zmroku spowijał każdą wioskę. Tylko jedna para oczu sarny zaświeciła się w mroku. Asfaltowe drogi leśne chyba nic się nie zmieniły. Wjechałem nawet na chwilę na drogę biegnącą po nasypie dawnej kolejki leśnej, choć było tam trochę błota, jak na każdej drodze terenowej dzisiaj. Na ostatnich kilometrach zaskoczył niewielki deszcz, którego nie widziałem w prognozie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Słowacja, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Wokół Tatr 2023, z sakwami, za granicą

Wieczorna puszcza

  114.01  05:13
Ruszyłem trochę późno, wiało w twarz, myślałem nawet o zmianie planów, ale ostatecznie dotarłem do Obornik, skąd zacząłem jazdę po szlaku na dawnej linii kolejowej. Po jesieni nadal brak śladu, więc jeszcze trochę trzeba na nią poczekać. Szlak nie zmienił się, spotkałem typowy dla tej drogi ruch pieszy, rowerowy i rolkowy. Powrót po zmroku, trochę z wiatrem, choć chłód przeszkadzał.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Ścieżka „Obóz Powstańczy”

  106.83  05:23
Mimo gorąca ruszyłem do Poleskiego Parku Narodowego, by przespacerować się po ostatniej ścieżce. Do Sawina miałem z wiatrem, potem najczęściej pod wiatr. Znalazłem skrót, który nie przypadł mi do gustu, bo na paru odcinkach musiałem walczyć z piachem. Standardowo przespacerowałem się po ścieżce „Czahary”. Latem nie jest taka atrakcyjna. Przejeżdżając obok ścieżki „Dąb Dominik”, nie omieszkałem odwiedzić również jej.
Po starym asfalcie dotarłem do parkingu przed najbardziej odizolowaną ścieżką przyrodniczo-historyczną w parku – „Obozem Powstańczym”. Zostawiłem rower i ruszyłem. Kompletnie nie było czuć, że szlak rozpoczął się. Szedłem po rozjeżdżonej ciężkim sprzętem drodze. Byłem jedynym turystą i towarzystwo umilały mi komary oraz młode żabki. Mimo historycznego charakteru tego miejsca liczba tablic informacyjnych była niedostateczna. W końcu pojawiły się nawet drewniane kładki, które nie były tak wąskie, jak to sobie wyobrażałem. Nawet odrobinę dodały do atrakcyjności temu szlakowi. Może gdyby nie pora roku, to byłoby tam ładniej.
Nie wiedzieć kiedy niebo pokryła warstwa groźnie wyglądających chmur. Na dalszą drogę wybrałem niebieski szlak rowerowy, który na mapie parku widniał jako szlak konny, ale po pewnym czasie zmienił się w czarny szlak pieszy, który doprowadził mnie do ścieżki rowerowej „Mietiułka”. Droga niezmiennie nie była wygodna, potem pojawiło się trochę piachu i w końcu wydostałem się do cywilizacji, wróciwszy do domu chwilę po zapadnięciu zmroku. Chmury tylko groźnie wyglądały i zdążyły odsłonić zachodzące słońce.

Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, po zmroku i nocne

Chmielaki Krasnostawskie

  118.55  06:08
Kolejny gorący i parny dzień. Chmury dzisiaj były od rana, ale znów po złej stronie horyzontu. Ruszyłem na północ, bo na wschód trafiłbym do Zwierzyńca, skąd prawdopodobnie wróciłbym się po śladzie z pierwszego dnia wyprawy.
Szukając spokojnych dróg, trafiłem na leśne ścieżki. Były zbyt rozjeżdżone i grząskie. Uciekłem na takie stare, usłane ściółką i korzeniami, choć miejscami porośnięte wysoką trawą, której unikam jak ognia. Wyniosłem się szybko i resztę trasy pokonałem w towarzystwie aut.
Na dzisiaj prognozowali kolejne burze. Po południu w końcu chmury skryły słońce. Gdzieś na horyzoncie widziałem deszcz, aż i na mnie spadło parę kropel. Długo się nie nacieszyłem, bo słońce wróciło. Dopiero przed Krasnymstawem zauważyłem parę kałuż, do których później doszły mokre drogi, aż wjechałem w deszcz. Na szczęście z pustego nieba, więc nie mógł trwać długo. W centrum miasta zaskoczyły mnie Chmielaki, których reklamę wszak widziałem tydzień wcześniej. Nie wytrzymałem tam długo. Pomijając, że jest to impreza alkoholowa, na którą rodzice przyprowadzają dzieci, to imprezy masowe powinny być wolne od dymu. Chodzące pety zatruwają nie tylko osoby postronne, ale też nieświadome dzieciaki.
Przestało padać za miastem. Prognoza deszczu na wieczór nie sprawdziła się, więc wróciłem suchy. Z pewnością będę chciał powtórzyć taką wyprawę z chodzeniem po górach.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Arboretum w 20 minut

  126.35  06:20
Kolejny gorący dzień. Ruszyłem do Tarnogrodu. Było sporo borów pełnych kwitnących wrzosów i niekończących się pagórków. Potem droga do Sieniawy pod słońce, bez grama cienia, że na liczniku wybiło 36 °C. W dodatku jeden odcinek był tak koszmarny, że pękła szprycha. Po zbadaniu koła znalazłem urwane aż dwie.
Niedziela przyniosła kolejne problemy, bo w Sieniawie wszystkie sklepy i restauracje były pozamykane. Na szczęście trafiłem na bar, gdzie mogłem coś zjeść. Przedostałem się przez San po jednym z nielicznych mostów i bocznymi wertepami dojechałem do Jarosławia. W drodze do Radymna wjechałem na kawałek krajówki. Dużo rowerzystów, ale pobocze nie nadawało się do jazdy.
Z Radymna ostatkami sił dojechałem do arboretum. Późno, bo nieco ponad 20 minut przed zamknięciem, ale po tej całej gonitwie nie mogłem odpuścić. Zrobiłem szybki spacer, rezygnując z wdawania się w szczegóły. Przegapiłem wiele atrakcji, ale i tak było warto. To miejsce wymaga przynajmniej dwóch godzin, by je poznać, a co dopiero przystanąć przy każdej roślinie.
Zostało mi dostać się do Przemyśla po szlaku Green Velo. Tam zjadłem gołąbki po przemysku. Podobne do gołąbków z ziemniakami, tylko nie wyczułem żadnych dodatków. Roztoczańskie łupcie w Zamościu bardziej mi smakowały. Dzisiaj zatrzymałem się w akademiku.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami, góry i dużo podjazdów

Spacer po Roztoczu

  100.00  04:54
Miałem zupełnie inne plany, ale nie wyszło, więc mając zaplanowany urlop, wpadłem na inny pomysł, który chodził za mną od paru lat. W Bieszczadach byłem 8 lat temu, więc pora odświeżyć sobie wspomnienia. Akurat zapowiadał się pogodny tydzień. Spakowałem sakwy i ruszyłem.
Zanosiło się na upalny dzień, ale nie było źle. Pojechałem znanymi drogami przez Rejowiec, Krupe i Krasnystaw. Potem odcinkami Green Velo do Szczebrzeszyna i w końcu do Zwierzyńca. Ruch na drogach był duży, trafiłem na zjazd głośnych motorów i trasę dwóch rajdów rowerowych. Zwierzyniec był przeładowany turystami. Miałem trochę obaw, ale zostawiłem rower na parkingu i wszedłem na szlak. Nie było tak tłoczno, jak sądziłem. Nad stawami Echo było za to mnogo plażowiczów. Wszedłem jeszcze na szlak na Piaseczną Górę, gdzie ruch niemal zamarł.
Mając trochę czasu w zapasie, znalazłem restaurację z wolnym stolikiem i zjadłem smacznego pieroga roztoczańskiego z jogurtem, który jest w sumie pierogiem biłgorajskim, tylko pewnie nazwa nie pasowała. Pozostało mi pokonać szlak po drogach leśnych, aż dotarłem do starej szkoły, którą przekształcono w schronisko.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Bieszczady 2023

Do domu

  102.65  04:52
Było goręcej niż wczoraj, ale nadal dalekie to upałom z Japonii. Pojechałem drogami krajowymi. Było wygodne pobocze, ale nie brakowało morderców wyprzedzających na trzeciego, więc zjechałem na drogi boczne. Tam jakość dziur biła na głowę wszystkie niewygody z Japonii, więc potem znowu wjechałem na głośną krajówkę, potem z niej zjechałem i dotarłem w rodzinne strony.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, mikrowyprawa

Z wiatrem do Kocka

  145.91  07:11
Weekend w Japonii był zabójczo gorący. Lot przebiegł spokojnie. Zaskoczyły mnie kałuże i… przyjemna temperatura. W cieniu nawet ciut szczypało chłodem. Złożyłem rower i ruszyłem w kierunku rodzinnych stron.
Jazda po Warszawie nie była przyjemna. Poczułem się niczym w Korei. Nawet para Koreańczyków wjechała mi pod koła, że ledwo wyhamowałem. Na przedmieściach jechało auto na aucie i gdy zabrakło śmieszek, wtedy robiło się ciasno.
Po kilkudziesięciu kilometrach zorientowałem się, że to nie noga podawała, a pchał mnie wiatr. Im bliżej południa, tym stawało się goręcej, ale wciąż dalekie to było latu w Japonii.
Od początku jazdy wrzucanie wyższego biegu nie przebiegało idealnie, aż w końcu zrozumiałem czemu, gdy pękła linka przedniej przerzutki. Przez kilkadziesiąt kilometrów musiałem jechać z wysoką kadencją, póki nie wpadłem na pomysł zablokowania przerzutki na blacie, co z kolei utrudniło jazdę pod górki, choć te trafiały się jak na lekarstwo. Latem będzie kłopot ze zrobieniem tego od ręki.
Po ponad 13-godzinnym locie nie dawałem rady usiedzieć w siodle. Pierwotnie i tak planowałem pokonać połowę dystansu, a zaszalałem, żeby dotrzeć do celu w ciągu dwóch dni.
Kategoria rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, mikrowyprawa, Polska / lubelskie, Polska / mazowieckie, kraje / Polska

Odwołane urodziny

  100.94  05:52
Myślałem, że się wypadało, ale tylko wyszedłem i znów zaczęło kropić. Droga z mojego planu alternatywnego była zamknięta ze względu na intensywne opady. Kontynuowałem więc pierwotny plan. Wjechałem na przełęcz po pustej drodze. Tam przywitały mnie wiatr, deszcz i zamknięta droga ku szczytowi. Pomysł spędzenia urodzin na 3 tys. m. n.p.m. musiał zostać odwołany. Jeszcze wczoraj trafiłem na Japońskie Centrum Informacji o Ruchu Drogowym. Strona jest toporna w użyciu, ale znalazłem informację o zamknięciu drogi. Na innej mapie była informacja o zakazie ruchu, który nie dotyczy rowerów, więc łudziłem się. Nie wypaliło, więc ruszyłem w dół, żeby szukać objazdu.
Wpadłem na inny pomysł, bo nie miałem ochoty wracać się do centrum Takayamy po drodze z wczoraj. Zamiast do Matsumoto mogłem ruszyć na północ. Musiałem tylko wrócić się do dzisiejszego punktu startowego. Potem było w miarę prosto, bo droga biegła przeważnie w dół. Deszcz coraz bardziej słabł, aż nawet temperatura podrosła. Niestety nie cieszyłem się długo, bo po paru zakrętach znów lało. Buty szybko przemokły, opad miał różną intensywność.
Widoki dopisywały, więc często wyciągałem parasolkę i wykonywałem przeróżne akrobacje, by tylko złapać dobre ujęcia na przyrodę. Szumiący potok zamieniał się z każdym kilometrem w szalejącą rzekę, która niosła olbrzymie masy deszczówki. Trafiłem na starą linię kolejową, której odcinek został komercyjnie wykorzystany przez rowery kolejowe (ktoś oznaczył go jako drogę dla rowerów, więc zawiodłem się, że nie schowam się w tunelach przed deszczem). Było dużo tuneli i zadaszeń chroniących przed skałami oraz śniegiem, mosty pojawiały się jeden za drugim. Nawet zaskoczył mnie jadący pociąg, bo przeoczyłem skrzyżowanie zlikwidowanej linii z działającą. Mgła pojawiała się w przeróżnych postaciach – nad głowami, na drogach czy na rzece. Dzień pełen wrażeń, tylko było zbyt mokro.
Wyjechałem z zamglonej doliny do wielkiego miasta, kawałek po śladzie sprzed paru lat. Drogę miałem prostą, ale najeżoną sygnalizacjami świetlnymi. Do wyboru miałem zalane ulice lub chodniki poprzecinane studzienkami i krawężnikami. Dojechałem do hotelu, rozgrzałem się i wyskoczyłem na sushi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Gifu, Japonia / Toyama, kraje / Japonia, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Machu Picchu w Gifu

  114.47  06:40
Kolejny upalny dzień. Wybrałem się w góry, żeby zobaczyć plantacje herbaty na wzgórzach, które nazwano Machu Picchu. Wjechałem najpierw na drogi przez miasta, potem wzdłuż rzeki, choć było ciasno, aż zaczął się podjazd. Z sakwami byłoby zdecydowanie niewygodnie. Dojechałem na górę i widok mnie nie poruszył tak bardzo, jak w Shizuoce czy Fukuoce. Zatrzymałem się na chwilę w kawiarni, a potem ruszyłem dalej, bo czułem niedosyt. Niedaleko znajdowały się tarasy ryżowe. Niestety po dotarciu do wioski zastałem same zamknięte drogi, więc nie zobaczyłem nic.
Opuściłem dolinę i ruszyłem na wschód. Akurat zbliżał się zmierzch, więc postanowiłem zobaczyć świetliki. W parku spotkałem ludzi, którzy mieli ten sam plan, ale stworzonka nie chciały się ujawniać. Być może było wciąż za wcześnie. Widziałem kilka pojedynczych błysków i dopiero na samym końcu parku trafiłem na świetlika migoczącego niczym latarnia. Jeden mi wystarczył, więc ruszyłem w drogę powrotną.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery