Kolejny gorący dzień. Dzisiaj odcinek w kierunku północnym. Kawałek wzdłuż kanału, trochę lasu, dróg lokalnych i dróg dla rowerów wzdłuż polnych dróg, sporo przyjemnych szutrów. W kontraście do wczoraj drogi leśne wiodły przez wykarczowane lasy. Komary nadal nie dawały wytchnąć.
Jechałem wzdłuż granicy Mazurskiego Parku Krajobrazowego, nad jeziorem Śniardwy, wzdłuż wąskich jezior, aż dotarłem do Giżycka. Po drodze pomogłem skuć łańcuch, który zerwał się rowerzyście. Zjadłem kolejną rybkę, zobaczyłem most obrotowy, ale nie chciałem czekać na jego obrót, który miał być ponad godzinę później. Wspiąłem się jeszcze na wieżę ciśnień i ruszyłem dalej. Trochę okrężną drogą. Noclegów szukałem tydzień wcześniej, a już wtedy było ich niewiele. Gdybym się nie obawiał ochłodzenia, to zabrałbym namiot, ale teraz wiem, że to nie byłby najlepszy pomysł. Komary cięły, że to po prostu absurd.
Dojechałem do Kruklanek. Odwiedziłem zwalony most, którego zniszczenie miało powstrzymać ruskich przed grabieżą dóbr polskich, a potem zatrzymałem się w zarezerwowanej kwaterze. Starsza gospodyni była zaskoczona, ale znalazł się wolny pokój.