Wiedziałem, że chcę w tym roku spędzić majówkę na rowerze, tylko nie wiedziałem gdzie. Pomysł przyszedł mi do głowy raptem tydzień temu. Mazury. Wsiadłem wczoraj w pociąg do Torunia. W sumie jechał do Olsztyna, ale to byłoby zbyt proste. W dodatku większość dróg między Poznaniem i Toruniem znałem, a dalej była wielka pustka (także na mapie zaliczonych gmin).
Po ostatnim ochłodzeniu spodziewałem się niższych temperatur, ale poranek był całkiem gorący. Okresowe zachmurzenie przynosiło jednak chłodniejsze momenty. Śmieszki w Toruniu bywały i lepsze niż w Poznaniu, i gorsze. Potem kilka razy zaliczyłem teren, jednak nie był aż tak grząski. Pokonałem trochę pagórków, wiatr był głównie boczny. Największe niewygody miałem na starej drodze dla kaskaderów wzdłuż ruchliwej krajówki do Kowalewa Pomorskiego.
Odwiedziłem ponownie Golub-Dobrzyń i ruszyłem po lokalnym szlaku do Brodnicy. Chwilę się pokręciłem i wjechałem do Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Jedynie na chwilę, ale jak się zatrzymać, to było słychać samą naturę.
Ostatnią atrakcją był nasyp dawnej linii kolejowej. Najpierw trochę terenu, nie do końca wygodnego, a potem nowa i równa droga dla rowerów. Z początku zaskakiwały znaki stop na skrzyżowaniach dla ruchu przekraczającego drogę, ale potem pojawiło się kilka brzydkich stopów na samej ścieżce. Nie pokonałem jej całej, bo mój cel znajdował się pod Nowym Miastem Lubawskim. Chwilę pokręciłem się po mieście i dotarłem do kwatery jako jedyny gość w całym obiekcie.