Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Kyōto

Dystans całkowity:2290.44 km (w terenie 52.86 km; 2.31%)
Czas w ruchu:135:50
Średnia prędkość:16.86 km/h
Maksymalna prędkość:57.92 km/h
Suma podjazdów:14913 m
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:42.42 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Tōfuku-ji

  18.64  01:10
Nie mogłem się doczekać, aby wrócić do świątyni, którą zauważyłem wczoraj. No dobrze, znowu zwlekałem z wyjściem z domu, ale było tak pięknie, że pewnie nie mógłbym się opamiętać i zapchałbym całą kartę pamięci w aparacie, gdybym tam pojechał wcześniej.
Nie sprawdziłem przed wyjściem, gdzie dokładnie znajdowała się ta świątynia, więc zacząłem szukać jej po omacku. Trafiłem na początek do świątyni Imakumano Kannon-ji, w której nie było dużo ludzi, a widoki japońskiej jesieni bardzo cieszyły oko. Potem dojechałem do Sennyū-ji. Wejście płatne, ale skusiłem się. Nie było jednak warto, bo to mała świątynia. Na jej terenie znajdował się ciekawy ogród, ale dodatkowy bilet wstępu, i to za cenę kilkukrotnie wyższą niż na teren świątyni, skutecznie zniechęcił mnie do odwiedzin. To nie ostatni ogród, który mogłem odwiedzić, więc pojechałem dalej.
Po długiej drodze w końcu dotarłem na miejsce. Upewniłem się jeszcze u strażnika, czy znowu nie pomyliłem świątyni, ale znalazłem się we właściwym miejscu. Złaziłem część ogólnodostępną i kupiłem bilet wstępu do ogrodu. Zaczęło się od zacienionej doliny, ale poszedłem dalej i dojrzałem to, po co tam pojechałem. Piękne liście jesiennych drzew skąpane w słońcu i drewniany most, z którego można było dostrzec większość ogrodu. Za dnia na pewno wygląda to inaczej, ale wieczorne słońce zawsze dodaje magii swoim złotym kolorem.
Powoli zamykali, więc zebrałem się do domu, bo czekała na mnie praca. Po drodze trafiłem pod chram Fushimi Inari-taisha.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zajrzałem do Uji

  35.13  01:58
Wczoraj padało, dzisiaj było wietrznie, ale i tak wyszedłem. Na Islandii przetrwałem gorsze wiatry, więc byłem myśli, że Japonia nie powinna mnie zwalić z nóg.
Skierowałem się do centrum Kyōto przez południe, ale coś mnie wzięło, żeby odwiedzić Uji, miasto sąsiadujące od południa. Tak też, jadąc po wałach przeciwpowodziowych, dotarłem do tego miasteczka. Objechałem znane z poprzedniej wizyty okolice, odwiedziłem sklep ze słodyczami, aby kupić trochę mochi (rodzaj słodyczy zrobionych z ryżu) o smaku zielonej herbaty z Uji (bo to miasto jest znane z doskonałego smaku tego produktu). Chciałem jeszcze kupić samą herbatę, ale gdy spojrzałem na 4-cyfrowe ceny, zrezygnowałem z pomysłu i pojechałem z powrotem do Kyōto.
Wybrałem złą stronę rzeki Uji, bo miałem do wyboru wyłącznie jedną drogę – z dużym natężeniem ruchem, bez pobocza. Autobus mnie zepchnął do rowu, co mnie zaskoczyło, bo to był pierwszy raz, gdy poczułem się zagrożony na drodze. Zacząłem przepuszczać auta, które jechały kolumnami, dzięki czemu miałem możliwość uciec stamtąd.
W Kyōto przejechałem obok świątyni Tōfuku-ji, która mnie zaintrygowała. Było późno, więc postanowiłem tam wrócić innym razem, a tymczasem pojechałem do Gionu, aby uchwycić kilka momentów na fotografii. Gion, mimo że bez przerwy zatłoczony, chyba nigdy mi się nie znudzi.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Daigo-ji

  7.14  00:25
Dzisiaj miałem leniwy dzień. Wyrwałem się po południu wyłącznie do pobliskiej świątyni Daigo-ji, no i w drodze powrotnej objechałem kawałek tej części miasta. Od rana niebo się chmurzyło.
Bilet był chyba najdroższym biletem wstępu do świątyni, jaki dane mi było kupić w całej Japonii. Wydałem 1500 jenów i w tej cenie mogłem wejść do ogrodu, muzeum oraz kompleksu świątynnego. Ogród w stylu zen, połączenie ogrodu kamiennego z oczkiem wodnym i różnorodnością krzewów. Muzeum było malutkie, więc szybko je obszedłem, bo i tak napisy tylko po japońsku. Za to w kompleksie świątynnym można było pójść wszędzie i zrobić dziesiątki zdjęć. Niektóre drzewa jeszcze nie zdążyły przyodziać jesiennych barw, inne zdążyły zrzucić liście. Wszedłem do kilku obiektów, do innych tylko zajrzałem. Na końcu drogi przeszedłem przez bramę, za którą droga ciągnęła się dalej w kierunku górnej części kompleksu, ale poczułem ziąb ciągnący z głębi lasu i zawróciłem.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nijō-jō

  35.86  02:15
Postanowiłem wydać dzisiaj trochę pieniędzy i odwiedzić zamek Nijō-jō. Już w nim byłem 2 lata temu, ale wtedy nie miałem dobrego aparatu. Przy okazji mogłem odświeżyć pamięć.
Jak zawsze, obowiązuje zakaz robienia fotografii wewnątrz zamku, choć nie ma tam zbyt wiele do zobaczenia. W ogrodach trawa zdążyła zmienić kolor na jesienny. We wrześniu 2 lata temu była wciąż zielona. Jedynie drzewa wciąż trzymały swoją standardową barwę drzew iglastych.
Odwiedziłem jeszcze cesarski park, przejechałem się wzdłuż Kamo-gawy i znalazłem się w Gionie. Nie było to zbyt rozsądne w weekend. Ludzi było niewyobrażalnie dużo, więc spacer po głównej arterii dzielnicy wydawał się trwać nieskończoność. Ostatecznie zrezygnowałem z dotarcia do jego końca i pojechałem w kierunku domu gościnnego. Trochę inaczej, bo drogą na południe w kierunku Uji, a potem przez góry do mojej dzielnicy.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gdzie ta japońska jesień?

  32.25  01:59
Pojechałem dzisiaj szukać jesieni w Kyōto, bo tak jakoś jest mało zauważalna. Może dlatego, że krajowa prognoza dla regionu zapowiada początek zmiany koloru liści na połowę bieżącego miesiąca.
Tym razem pojechałem wzdłuż rzek na północ i znalazłem się pod Nanzen-ji. Zostawiłem rower na parkingu i poszedłem obejrzeć świątynię z zewnątrz, bo w środku już byłem. Przeszedłem połowę ścieżki filozofa (bo całość wydeptałem już dwukrotnie), przecisnąłem się przez tłum sunący do Ginkaku-ji, wjechałem na spokojne ścieżki nad Kamo-gawą. Odwiedziłem też centrum, aby wysłać kilka kartek pocztowych i powoli zacząłem zbierać się do domu, zahaczając jeszcze o bramy dzielnicy Gion.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Wokół Kyōto

  55.93  03:07
Był bardzo słoneczny dzień, gdy wyruszyłem. Dzisiaj wybrałem najlżejszą drogę do centrum i pojechałem wzdłuż rzek w kierunku Uji, a stamtąd na północ, daleko na północ, aż po chram Kamigamo-jinja.
Trafiłem na jakieś wydarzenie, bo mnóstwo ludzi przyszło w kimonach. Na scenie prezentowali prawdopodobnie nowy szyk mody wśród kimon. Były też występy, ale nie zostałem na nich. Miałem inne plany. Chciałem rzucić okiem na Kōtō-in, ale od mojej ostatniej wizyty świątynia stoi zamknięta. Szkoda, bo jesienne fotografie z ubiegłych lat bardzo mi się podobały.
Nie mając na oku niczego więcej w tej części miasta, pojechałem do Arashiyamy. Przeszedłem się pod świątyniami z płatnym wejściem, odwiedziłem zawsze zatłoczony las bambusowy, wspiąłem się przypadkiem na górę z widokiem na dolinę i pojechałem do centrum miasta. Chciałem dowiedzieć się, czy w punkcie informacji turystycznej mają mapy szlaków turystycznych prowadzących po górach w Arashiyamie. Mieli, ale płatne, więc pomyślałem, że taniej będzie poszukać w internecie.
Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. Coraz więcej świątecznych ozdób można spotkać na ulicach Japonii. Spróbuję kiedyś opowiedzieć jak to tutaj wygląda.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Droga do centrum

  32.63  02:03
Skoro już się na tych przedmieściach zatrzymałem, to warto było znaleźć drogę do centrum. Było ich kilka i prawie wszystkie prowadziły przez górę dzielącą centrum z moją częścią miasta.
Pojechałem na południe w kierunku miasta Uji, ale zauważyłem na mapie drogę i sprawdziłem jej poziom trudności. Nie była łatwa, bo odcinek przed szczytem mocno zwiększył nachylenie. Ale już za górą droga była pestką, bo jechałem nią setki razy w czerwcu.
Odwiedziłem kilka świątyń i chramów. Chciałem dojechać do chramu Heian-jingū, ale już zamykali. Tak to jest, gdy się człowiek guzdra. Zrobiłem zaległości na blogu i chciałem trochę nadgonić, przez co odbiło się na dniu wolnym od pracy, bo akurat wziąłem sobie 2 dni wolnego.
Skoro zbliżał się wieczór, to ruszyłem do Gionu. Tam zawsze można zrobić ładne zdjęcie przy zachodzie słońca. Nie zawiodłem się i dzisiaj, choć liczba turystów mnie przerosła. Skąd ich tylu w środku tygodnia?
Aby odkryć jak najlepszą drogę do centrum, pojechałem w innym kierunku – wzdłuż drogi krajowej nr 1. Zabłądziłem i cudem przedostałem się do mojej dzielnicy (chyba tłumaczy się to jako okręg, ale będę używał prostszego sformułowania). Po zmroku jechało się nieco lepiej, bo nie było tylu aut. A może po prostu wybrałem taką drogę.

Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Na przedmieściach Kyōto

  66.99  03:37
Ostatnia prosta, żeby znaleźć się w Kyōto. Wybrałem lokalne drogi przy jeziorze Biwa-ko. Był słoneczny dzień, choć temperatura bardzo jesienna.
W sumie nie mam o czym opowiadać. Chciałem się szybko dostać do miasta, aby pojechać na jakąś wycieczkę po okolicy. W jakiś sposób droga do Ōtsu, który graniczy z Kyōto poszła mi bardzo wolno. Częściowo pojechałem po własnym śladzie z lata. Niewiele się zmieniło z tego, co zapamiętałem.
W Ōtsu miałem do podjechania górę (nie pierwszy raz). Ruch na szczęście pozwolił mi na jazdę po ulicy, bo jak patrzyłem na chodnik, to aż źle mi się robiło. Tyle tam nierówności. Przejazd po przedmieściach Kyōto poszedł mi zaskakująco szybko. Do domu gościnnego dotarłem na umówiony czas, choć gospodarz był bardzo dziwny. Mówił wolno i robił z igły widły, tłumacząc każdy detal funkcjonowania jego domu. Zdołałem przez to tylko obejść okolicę bez zwiedzania jej na rowerze, gdy w końcu mnie wypuścił.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, Japonia / Shiga, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gdy świetliki zapadają w sen

  75.38  04:26
Po ponad dwóch tygodniach przyszło mi się spakować i ruszyć w dalszą drogę. Znów musiałem się uczyć jazdy z trzecim kołem, bo jakimś sposobem początek był taki, jakby pijany na rower wsiadł.
W ten bezchmurny, upalny dzień musiałem jechać na południe, pod słońce. Droga do Nary nie była najłatwiejsza. Kilka razy trafiłem na drogi, którymi jechałem z Ōtsu do Nary jakiś czas temu, ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć całej trasy. Metodą prób i błędów zabłądziłem kilkakrotnie, aż w końcu znalazłem się w Narze. Połowa drogi za mną.
Już raz próbowałem dojechać do Kashihary, więc odnalazłem hostel w Narze, spod którego biegnie prosta jednokierunkowa droga na południe do Sakurai. Tam zatrzymałem się w konbini (odpowiednik polskiej Żabki), żeby się ochłodzić. Zaczepił mnie Japończyk. Był ciekawy mojego nietypowego roweru. Nie mówił po angielsku, więc więcej było uśmiechów niż wymiany zdań. Po chwili podszedł do mnie drugi Japończyk, już mówił po angielsku, ale wręczył mi tylko prezent (lody, napój energetyczny i batony energetyczne) i poszedł w swoją stronę. Tak bezinteresownie. Witamy w Japonii.
Z tego całego postoju zostało mi niewiele czasu, aby dotrzeć do celu. Sprężyłem się i dojechałem do stacji kolejowej, gdzie spotkałem się z Kyoko, którą poznałem przez serwis Couchsurfing. Zebrała mnie do chramu Kashihara-jingū, jako że nie zdążyłem do niego dotrzeć przed spotkaniem, a potem pojechałem poznać jej rodzinę. Wieczorem wybraliśmy się w podróż samochodem do jakiegoś znanego miejsca, gdzie można zobaczyć świetliki. Od spotkanych tam osób dowiedzieliśmy się, że świetliki o tej porze szły spać i dlatego zobaczyliśmy zaledwie kilka owadów. Pojechaliśmy jeszcze w jedno miejsce i tam już mieliśmy szczęście zobaczyć ich więcej.

Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, Japonia / Kyōto, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ekskluzywnie w Kibune

  47.01  02:18
Nie mogę sobie przypomnieć skąd wziąłem pomysł na dzisiejszą wycieczkę, ale nie spodziewałem się tego, co dzisiaj doświadczyłem. Jak zawsze zacznę od początku.
Dzień zapowiadał się upalnie i taki też był. Ruszyłem tą samą drogą, co zwykle na północ. Na jej końcu skoczyłem na ścieżkę wzdłuż Kamo-gawy. Na końcu ścieżki wyjechałem pod Kamino-jinja, więc nie mogłem się oprzeć pokusie odwiedzenia chramu. Nie chodziłem daleko, bo w takim upale najlepiej się jedzie. Wtedy wiatr dmucha w twarz, ochładzając ciało.
Dojechałem do skrzyżowania. Droga na wprost to ślepa ulica według znaku, więc pojechałem drugą. Tam pojawił się tunel i zakaz wjazdu rowerem. Zaryzykowałem i wróciłem do skrzyżowania. Pierwsza droga jednak nie była ślepa i przeprowadziła mnie na drugą stronę tunelu. Jeszcze kilka obrotów korbą i znalazłem się w cieniu drzew otaczających drogę pnącą się do góry. Drzewa o grubych pniach pięły się wysoko niczym kilkusetletni obserwatorzy wydarzeń. Tylko wąsko na jezdni.
Dojechałem do wioski Kibune, a tam niespodzianka. Chciałem zobaczyć tylko chram, a trafiłem na restauracje, które widziałem kiedyś na zdjęciach najdziwniejszych restauracji na świecie. Owe restauracje są bowiem rozpięte nad rzeką Kamo-gawa. Rower zostawiłem na parkingu i przeszedłem się po okolicy. Wszędzie zakazy robienia zdjęć i ludzie nagabujący do wejścia do restauracji. Odwiedziłem najpierw atrakcje, czyli Kifune-jinja i, wracając do roweru, wstąpiłem do jednej z restauracji. Co trzeba powiedzieć o tych lokalach, to powalające z nóg ceny. 7 czy 11 tys. jenów za zestaw na osobę (200–350 zł) to coś normalnego w tamtym miejscu. Ja podczas spaceru wypatrzyłem najtańszy obiad za 3600 jenów (ok. 130 zł), a i tak jest to 3–4 razy wyższa suma niż w restauracjach w mieście za podobny zestaw. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się, że te restauracje są uważane za ekskluzywne i stąd takie kwoty. Ktoś mi powiedział, że to był urodzinowy lancz (w Japonii powszechne jest spędzanie urodzin w restauracji), mimo że urodziny mam za pół miesiąca. A do domu wróciłem tą samą drogą. Przez cień, a potem w upale. Przydałoby się pojechać gdzieś w zalesione rejony. Tylko bez niedźwiedzi.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery