Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:41251.12 km (w terenie 9388.38 km; 22.76%)
Czas w ruchu:2197:51
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:286433 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:496
Średnio na aktywność:83.17 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Park w czasie suszy

  42.15  02:28
Dzisiaj mnie ciągnęło do lasu. Ruszyłem najpierw na Dębiec, a potem lasami na południe. Znów spotkałem mnóstwo ludzi. Niczym w letnią niedzielę. W lasach sucho, aż się kurzy. Wyschło nawet bagno na starorzeczu Warty, w którym zawsze można było zabłocić sobie rower. Niby na najbliższe dni zapowiadają deszcze. Zobaczymy, czy będzie inaczej niż z tymi ostatnimi.
Im dalej na południe, tym mniej ludzi. Rozważałem powrót po własnym śladzie przez Wielkopolski Park Narodowy lub dojazd do najbliższego mostu na Warcie. Pewnie jeszcze trochę i będzie można przedostać się, jadąc wpław po płytkim korycie rzeki. Tymczasem wybrałem most i powrót drugą stroną Warty. Dałem się namówić na więcej terenu, co nie wyszło mi na dobre. Najpierw grzebałem się w głębokim piachu wśród pól, a potem tłukłem po betonowych płytach w lesie. Reszta drogi bez rewelacji. Niebo się zachmurzyło i parę stopni spadło na termometrze. Wymęczyła mnie ta krótka przygoda.
Kategoria terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Wzdłuż Warty

  83.20  04:33
Miałem dylemat. Zacząłem w tym roku jeździć na łyżwach i akurat wczoraj sprawiłem sobie własną parę łyżew, bo do tej pory korzystałem z wypożyczalni. Zostawiłem łyżwy do ostrzenia i miałem je dzisiaj odebrać. Nie wiedziałem więc, czy jechać na łyżwy, czy wyjść na rower. Ostatecznie wybrałem się na dłuższą wycieczkę.
Ruszyłem na południe z myślą dojechania do Śremu. Przez Mosinę dotarłem do Krajkowa. Mimo słonecznej aury, po wczorajszym deszczu wciąż były kałuże na zacienionym asfalcie. Martwiłem się o leśny odcinek. Ostatecznie zaryzykowałem. Niestety nie jeździłem tamtędy tak długo, że pojechałem odrobinę inną drogą. Nie było najgorzej. Może więcej kałuż, ale wszystkie dało się ominąć bez zsiadania z roweru.
Ze Śremu myślałem ruszyć do Kórnika, może nawet przez Zaniemyśl, ale zmieniłem plan, żeby nie wrócić po zmroku. Pojechałem wzdłuż Warty, tym razem po wschodniej stronie. Po powrocie do domu zjadłem i pojechałem na lodowisko. Chyba za mało się ruszam, bo nie miałem sił na lodzie.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Koniec jesieni

  27.17  01:33
Jesień się skończyła. Pojechałem do Wielkopolskiego Parku Narodowego w nadziei na zobaczenie jakichkolwiek jej resztek, ale nie miałem szczęścia. W dodatku ubrałem się zbyt lekko i zacząłem przemarzać. Przejechałem tylko kawałek szlaku wzdłuż Warty i szybko wróciłem do domu. Chyba czas zacząć zakładać długie spodnie.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Ostatki w Lasku Marcelińskim

  12.86  00:44
Raptem parę dni temu zachwycałem się złotem w Lasku Marcelińskim, a dzisiaj prawie całe złoto zniknęło. Jesień jest taka nieuchwytna w tym roku. Trzeba było jechać jeszcze raz do Wielkopolskiego Parku Narodowego, ale wyszedłem za późno na rower, więc zanim dojechałbym tam, złapałby mnie zmrok. Musiałem się cieszyć tym, co zobaczyłem. Nagimnastykowałem się odrobinę, próbując złapać w obiektywie kilka z ostałych na drzewach liści.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Śmierdzący Poznań

  36.90  01:58
Gdy wracałem z pracy, spodobała mi się pogoda. Słońce przedzierające się przez chmury przyjemnie grzało. Nie mogłem nie skorzystać z okazji. Ruszyłem na północ, aby dostać się do zachodniego klina zieleni. Niestety już po kilku kilometrach zacząłem odczuwać zimno. Jesień zbliża się dużymi krokami, sezon grzewczy już się zaczął, a do tego wraki poruszające się po polskich drogach były dzisiaj cierniem w oku. Przez ostatni miesiąc nie było tak źle, jak dzisiaj. Czasem nie mogłem oddychać, a gdy tylko widziałem kłęby spalin strzelające z rozpadających się rzęchów przede mną, od razu wstrzymywałem oddech.
Ulgę przyniósł dopiero klin zieleni. Było pusto i... zimno. Temperatura spadła o kilka kresek, a ja nie pomyślałem o zabraniu rękawiczek. Zacząłem przemarzać. Po wydostaniu się do miasta zrobiło się nieco cieplej, ale niestety wrócił miejski smród, który dusił mnie przez resztę wycieczki.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Wielkopolski Park Narodowy po latach

  29.80  01:37
Znalezienie mieszkania nie było najprostsze. Trafiłem na oszustkę i spędziłem dodatkowy tydzień na poszukiwaniach, ale nie wyszło najgorzej. Nowe mieszkanie jest jeszcze bliżej mojego biura, więc będę spędzał dużo mniej czasu na dojazdach. W biurowcu nie ma pryszniców, a ja nie potrafię jeździć wolno w ruchu ulicznym, dlatego chciałem zamieszkać jak najbliżej. Tak właściwie, to sprawiłem sobie własną hulajnogę, dzięki czemu rozwiązuje się również problem z parkowaniem roweru, bo nie ma tam nawet najzwyczajniejszej barierki, aby przypiąć rower.
Wprowadziłem się wczoraj i kolejnym punktem, do którego mam blisko, jest Wielkopolski Park Narodowy. Ostatnim razem jeździłem tam chyba ponad 3 lata temu. Szybko dostałem się nad Wartę. Okolice nie zmieniły się. Lasek Majoński w Luboniu nadal wygląda jak poligon ze swoimi grząskimi, piaszczystymi drogami. W parku było niewielu turystów i jechało się bardzo przyjemnie. Już zapomniałem, jak dobrze się w terenie jeździ. Może będę częściej tutaj zaglądał.
Wyjechałem w Puszczykowie. Nie miałem więcej pomysłów, więc skierowałem się z powrotem do Poznania. Wjechałem na stare drogi dla rowerów. Kawałek tej najniebezpieczniejszej poprawili, ale nadal jest tam źle. Zdecydowanie nie na kolarzówkę. Ale kto jeździ kolarzówką po drogach dla rowerów?

Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Izumigatake

  74.60  04:55
Pogoda się popsuła. W prognozie prawie dwa tygodnie deszczu, ale dzisiaj pojawiło się okienko. Dlaczego tego nie wykorzystać? Rzuciła mi się w oczy jedna taka górska droga. Postanowiłem sprawdzić jej tajemnice.
Robiło się upalnie. Ruszyłem niespiesznie w kierunku zachodnim wzdłuż rzeki Nanakita-gawa. Niepokoił mnie duży ruch, a potem jeszcze doszedł wiatr w twarz. Rozpoznałem kilka znajomych dróg sprzed roku. Ale zaraz zaczął się właściwy podjazd.
Minąłem się z dziesiątkami kolarzy, którzy pędzili w przeciwnym kierunku, więc byłem dobrej myśli. Obawiałem się bowiem, że droga będzie zamknięta, jak to bywa zimą w górach.
Napełniony optymizmem, wspinałem się kilometr po kilometrze. Na drodze stanął tunel, ale nie prowadził przez żadną górę. Nie jestem pewien, dlaczego powstał, ale mam pewną teorię – element zaskoczenia. Zaraz za tunelem kwitły setki drzew wiśni. Hanami w tych górach trwało w najlepsze (w Sendai płatki opadły z większości drzew).
Dojechałem pod stok narciarski. Już bez śniegu, ale kilka zakrętów dalej, na kolejnym stoku, śnieg wciąż był widoczny. Oczywiście było chłodniej niż tych kilka zakrętów wcześniej.
Jechałem coraz wyżej, ruch malał, aż w końcu dotarłem do zwężenia. Tam minąłem ostatnie auto i miałem drogę tylko dla siebie. Ale co to za droga? Co kilkaset metrów leżał śnieg, aż w końcu droga asfaltowa zmieniła się w żwirową. Po raz pierwszy w Japonii jechałem po drodze terenowej. Zaskoczyło mnie to, bo podczas planowania droga wyglądała na w pełni asfaltową.
Jechałem wolno, obawiając się, że spotkam mieszkańca tych gór – niedźwiedzia. Droga mocno przypominała tę ze Słowacji, gdzie też nie planowałem terenu. Nie było za wygodnie, bo na kamieniach trzęsło jak w Górach Lewockich. Jak dobrze, że nie zaplanowałem jazdy w odwrotnym kierunku, bo wykończyłby mnie taki podjazd. Z drugiej strony, po męczącym podjeździe mogłem zjechać asfaltem jak dziesiątki rowerzystów, których spotkałem wcześniej. Zawiedli mnie, bo robili podjazd i zjazd tą samą trasą. Nie mogłem się poddać, choć była obawa, że w którymś momencie droga może się skończyć.
Na jednym rozdrożu nie spojrzałem na mapę i pojechałem źle, myśląc, że wybrana droga była tą właściwą. Okazało się inaczej, ale może nawet skróciłem sobie dystans w terenie.
W końcu wydostałem się do cywilizacji, choć po drodze minąłem kilka pustych aut, w tym jedno ze znakiem niedźwiedzia na masce. Miałem to już za sobą, więc zjechałem w dół, mijając dziesiątki pól ryżowych wypełnionych wodą. Sezon rolniczy się rozkręca w tym regionie.
Po powrocie do domu usłyszałem w telewizyjnych wiadomościach o śmiertelnym ataku niedźwiedzia na dwójkę turystów w mieście Aizu-Wakamatsu. Wycieczka się udała, ale lepiej uważać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, terenowe, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiosenny Kórnik

  81.78  04:36
Po kilku dniach przymrozku wreszcie się ociepliło. Ciągle jeżdżę tylko po mieście i nawet nie chce mi się tego nagrywać, a potem opisywać. Dzisiaj postanowiłem wyskoczyć gdzieś dalej, a dawno nie byłem w Kórniku, więc obrałem go za dzisiejszy cel.
Przejazd przez miasto zajął mi strasznie dużo czasu. Potem kilka razy źle skręciłem i nie pojechałem tak, jak to zaplanowałem.
W Kórniku było dużo ludzi, więc po promenadzie przejechałem się tempem spacerowym. Zauważyłem też nowy odcinek, którego atrakcją była zapuszczona działka na środku drogi. Uparty właściciel nie sprzedał jej miastu, przez co promenada ma 3-metrową lukę. Miasto w sumie też się nie popisało, bo spacerowicze obchodzą działkę dziką ścieżką wątłej jakości, która może w każdej chwili osunąć się do jeziora, zabierając komuś zdrowie lub życie. I tak sobie żyją osły w tym chlewiku.
Chciałem wrócić standardową drogą, ale na rozdrożu pomyślałem, żeby wjechać w las. Wiatr wiał dzisiaj z zachodu, więc miałem nadzieję ulżyć sobie drogi. Po części tak było, bo o ile wiatru nie uświadczyłem wśród drzew, o tyle piach dawał się we znaki. Może nie tak, jak w Puszczy Noteckiej, ale byłem zmęczony po wydostaniu się z lasów. Przypomniała mi się też wycieczka sprzed kilku lat w przeciwną stronę. Zjeździłem okolice Poznania, że powoli zaczyna brakować dróg, na których mnie jeszcze nie było.
Garmin wyłączył się dzisiaj kilka razy. Zrobił to w tych samych miejscach, co zwykle. Powinienem zacząć snuć teorie spiskowe, że ktoś zainstalował tam urządzenia przeciążające odbiorniki GPS czy to zwyczajny błąd w oprogramowaniu?
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Śnieg

  37.56  02:26
W tym tygodniu temperatura utrzymywała się na poziomie -5 °C, ale bez opadów. Spotykałem wyjątkowo dużo rowerzystów w porównaniu z wcześniejszym okresem pogody w kratkę. Dzisiaj przed południem spadło kilka centymetrów śniegu, więc wpadłem na pomysł, aby wyjść na rower. Jutro odwilż, więc wolałem śnieg od błota.
Podczas ostatniej wizyty w Biedrusku kusił mnie szlak rowerowy wzdłuż Warty. Obawiałem się jazdy po śniegu, bo odśnieżone zostały nieliczne drogi dla rowerów, ale jechałem z myślą, że zawsze mogę zawrócić. Przejechałem przez las komunalny, przy którym kiedyś mieszkałem, a potem dojechałem do szlaku wzdłuż Warty. Droga była ujeżdżona, ale świeży śnieg nie zdążył się zamienić w lód. Jechało się tak samo, jak 4 lata temu. Minąłem kilku rowerzystów, kilku biegaczy i dużo spacerowiczów.
W Biedrusku nie wszystkie drogi odśnieżyli, ale przynajmniej nowa droga do Poznania została utrzymana. Na ulicach było jednak za dużo soli i ostatecznie żałowałem wycieczki. Przynajmniej nie zaliczyłem żadnej gleby, bo jechałem powoli – mam zbyt łyse opony, aby próbować hamować, a już dwie gleby tej zimy zaliczyłem.

Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Świątynia pod złotym księżycem

  125.11  06:25
Przyjechałem wczoraj. 8 godzin w pociągu. Po drodze dowiedziałem się, że po raz kolejny trafiłem na oszusta. Ukrył 60% kosztów rezerwacji noclegu. Byłem przekonany, że zweryfikowałem ofertę, ale booking.com jest tak nieczytelny, że ta strona to idealne narzędzie dla oszustów. Ostatecznie pojechałem do biura (bo odbiór kluczy był w innej części miasta) wyjaśnić sprawę. Tam kolejna dwójka oszukanych. Oni zrezygnowali, ja nie miałem wyboru. Przepadłaby część pieniędzy, wydałbym jeszcze więcej na nowy nocleg i było piekielnie zimno. Do tego ostatniego nie przygotowałem się. Byłem przekonany, że ta sama szerokość geograficzna nie wpłynie na temperaturę. Myliłem się.
Ruszyłem wcześnie rano, bo wieczór zapowiadał się deszczowy. Chciałem zjeść w centrum. Wybierając między marketem i sklepem, zostałem przekonany darmową kawą pod klepem. Naładowany energią spróbowałem wydostać się z miasta. Wyczytałem, że Białystok zdobył certyfikat gminy przyjaznej rowerzystom. O ile w centrum kilka dróg jest równych, to ich ciągłość, liczba poprzecznych nierówności oraz nawierzchnia z kostki brukowej zaraz za centrum zastanawiały nad słusznością wyróżnienia. Pojechałem trochę zygzakiem i dostałem się na właściwą drogę.
Wybrałem drogę krajową z braku innych opcji. Zauważyłem jednak możliwość skrócenia sobie cierpienia i zjazd na drogę lokalną. Ruch nie był jakiś duży, ale jazda „na gazetę” zniechęcała do pozostania tam. Po kilkunastu kilometrach skręciłem na drogę, która miała mnie poprowadzić do celu. Byłem przekonany, że jadę dobrze, póki nie skończył się asfalt. Przyjrzałem się mapie i zdecydowałem jechać dalej, żeby nie zawracać. Czasami było grząsko, a jeśli nie, to tarka królowała. Była jednak gorsza od tej pod moim domem.
Dojechałem do takiej wsi (o dziwo zamieszkałej), że dalej nie dało się. Przyjrzałem się mapie i okazało się, że dalej była tylko rzeka i ani jednego mostu w promieniu kilkunastu kilometrów. Znowu skucha. Nadal nie chciałem zawracać, więc znalazłem drogę przez las. Przynajmniej bez tarki. Zrobiłem 10 km w terenie (przypominam, że jechałem na kolarzówce) i dojechałem do mojej drogi z pierwotnego planu. Trafiłem nawet na GreenVelo. Z mapy wyczytałem, że w tamtym rejonie było dużo odcinków terenowych. To ważna informacja, bo byłem przekonany, że cała trasa jest utwardzona.
Niestety asfalt znów się skończył. Znalazło się kilka kocich łbów, ale leśne drogi wróciły i nie opuszczały mnie do samego celu – Kruszynian.
Chciałem zobaczyć zabytkowy meczet. W planie były dwa, ale nie wystarczyło czasu. Walka z piaskiem zabrała zbyt dużą część dnia. Zrobiłem się jednak głodny i z pomocą przyszła Tatarska Jurta. Obsługiwana przez tatarską rodzinę. Zjadłem kilka dań, których porcje były na tyle małe, że można spróbować kilku. Było pysznie i ciepło, bo na zewnątrz temperatura przez cały dzień wynosiła 7 °C. Do tego wiało z południa. Stąd też pomysł jazdy na wschód, aby mieć za przeszkodę tylko boczny wiatr.
Droga powrotna zapowiadała się nieciekawie. Zrobiło się szybko zimno. Nawet zaczęło kropić, ale tylko jakby ksiądz machnął kropidłem, bo momentalnie przestało. Pojechałem do Krynek, gdzie znajdowało się unikalne w Polsce rondo. Było tak duże, że zgubiłem się i nie byłem pewien, czy wybrałem dobry zjazd. A wybrałem drogę wojewódzką. Nie była przyjemna. Aut połowa, co na krajówce, ale dużo pagórków. Przynajmniej Puszcza Knyszyńska dała schronienie przed wiatrem.
Do Białegostoku dotarłem po zmroku. Przywitała mnie niespójna sieć dróg dla rowerów (czyt. kaskaderów). Zaczęło kropić, gdy dojechałem do mieszkania. Potem jeszcze wyszedłem po zakupy, to aż musiałem kupić parasolkę, żeby wrócić. Pogoda się popsuła i prognoza na kolejne dni mnie niepokoi.
Kategoria Polska / podlaskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Białystok 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery