Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

góry i dużo podjazdów

Dystans całkowity:43449.67 km (w terenie 2880.12 km; 6.63%)
Czas w ruchu:2544:26
Średnia prędkość:16.81 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:467298 m
Suma kalorii:35974 kcal
Liczba aktywności:477
Średnio na aktywność:91.09 km i 5h 26m
Więcej statystyk

Przylądek Ashizuri

  24.93  01:28
Dziwnie jeździ się bez sakw. Ruszyłem wzdłuż wybrzeża. Było trochę podjazdów, wiatr od wczoraj wieje chyba z każdego kierunku, ale dzisiaj jakby nasilił się.
Wybrałem kilka dróg na skróty i dzięki temu sprawnie dostałem się do celu. Po drodze nie zabrakło przepięknego wybrzeża, przy którym trudno było tak po prostu jechać. Przespacerowałem się po kilku szlakach, wspiąłem na parę punktów widokowych. Były schody i kolejne skały wyłaniające się z oceanu.
Drogę powrotną wybrałem oczywiście tak, by zamknąć krąg na przylądku. Było wąsko, na kilku odcinkach trwały prace mające na celu wyprostowanie przebiegu tej odrobinę krętej drogi, ale powrót poszedł równie szybko, co dojazd.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kōchi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, za granicą

Za tramwajem

  73.00  04:47
Nieprzerwanie lało od wczorajszego wieczora. Prognoza dawała nadzieję, że przejdzie, więc nie spieszyłem się, aby zmoknąć jak najmniej. Deszcz pokrzyżował moje plany, więc zrezygnowałem ze zwiedzania Kōchi. Za to zacząłem polować na tramwaje. Niektóre wyglądały bardzo ładnie, choć ruch mocno utrudniał robienie zdjęć. Jechałem wzdłuż linii tramwajowej, ale musiałem przegapić jakiś zajazd, bo nagle liczba tramwajów spadła i na kolejny trafiłem dopiero pół godziny później. Nie udało mi się też uwiecznić tych ładnych.
Deszcz ustał, ale trochę czasu później zaczęło mżyć. Potem znów przestało, a za jednym z tuneli na chwilę nawet wyjrzało słońce. Pokonałem kilka wzniesień, wjechałem na drogę przez malownicze wybrzeże i nie zdążyłem przed godziną zamknięcia stacji drogowej. To już druga brakująca pieczątka. Tworzenie kolekcji jest trudne.
Przede mną był podjazd po drodze krajowej. Zaskakująco ruch prawie nie istniał. Na górze złapał mnie zmrok i zaczęło mżyć. To drugie na szczęście nie trwało długo. Dzień byłby ciekawszy, gdyby nie ten deszcz.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kōchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Ostatnia prefektura

  46.62  03:07
Lało, gdy wstałem. Nie miałem ochoty ruszać, więc leniwie zacząłem dzień. I tak nie miałem daleko do kolejnego miasteczka. Gdy w końcu byłem gotowy, deszcz ustał.
Mając dużo czasu, wybrałem najbardziej pokręconą drogę. Były podjazdy, widoki, makaki, koty, kwitnące wiśnie, krótki deszcz. Potem wróciłem na drogę krajową i dalej jechałem głównie po niej. Wbiłem kolejną pieczątkę na stacji drogowej, na kolejnej stacji nie mieli żadnych pieczątek, ale nawet ich nie znalazłem w książce na pieczątki, więc najwidoczniej są stacje niezrzeszone.
Podczas moich poprzednich podróży do Japonii odwiedziłem 46 prefektur. Pozostała ostatnia – Kōchi. Dzisiaj w końcu mapa odwiedzonych prefektur stała się kompletna.
Dotarłem do mojego miasteczka, gdzie kończyła się linia kolejowa. Stacja była dziwnie nieczynna, ale znalazłem w poczekalni pieczątki. Ta wyspa to raj dla kolekcjonerów (pielgrzymi w świątyniach też zbierają pieczątki).
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Tokushima, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą, Japonia / Kōchi

Most nie dla rowerów

  83.95  05:15
Kolejny dzień słońca i chłodnego powietrza. Dzisiaj z dodatkiem wiatru. Ruszyłem szlakiem wokół wyspy. Zatrzymałem się w punkcie informacji turystycznej. Japonia rozwija się, bo pani w okienku utworzyła wideokonferencję z konsultantem mówiącym po japońsku i angielsku. Nie dowiedziałem się za wiele. Miałem niby zadzwonić pod jakiś numer, ale po chwili zaprowadziła mnie do kolejnego okienka, gdzie była informacja biletowa, do której miałem zadzwonić. Po długich objaśnieniach, w jaki sposób chciałbym wydostać się z wyspy, zostałem zaproszony na rozmowę z kierowcą autokaru, który zapewnił mnie, że rower, po odpowiednich przygotowaniach, można zabrać do pojazdu. Uzyskanie informacji zajęło przynajmniej pół godziny, ale miałem jeszcze 5 godzin, by dostać się na przystanek oddalony o 50 km.
Droga była nieco dłuższa, wiodła po kilku wzniesieniach, ale ruch nie straszył tak mocno, jak na krótszej drodze krajowej. Widoki były, choć nie tak ujmujące, jak te nad Morzem Japońskim. Nie spotkałem dzisiaj żadnych cyklistów, mimo że Awaji jest uważana za rowerową wyspę. Może jest nią tylko w weekendy.
Na południu trafiłem na pola cebuli rozciągające się po horyzont. Cebulowa wyspa, jak ją nazywają. Na punkcie widokowym niedaleko mostu stała stacja drogowa, w której sprzedawali cebulowego burgera, ale gonił mnie czas. Zrezygnowałem z – i tak drogiego – posiłku. Zrezygnowałem też z dalszego punktu widokowego tuż przy moście i pojechałem na przystanek autobusowy. Musiałem przekroczyć zakaz wejścia na teren autostrady, bo przystanek stał przed bramkami, ale nikt mnie za to nie ścigał. Zdjąłem przednie koło i siodełko, by przygotować się na przybycie autobusu.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Dostałem się na wyspę Shikoku, do Naruto. Góry otaczające metropolię rysowały się na tle wieczornego nieba. Słońce czerwieniło się. Nie podobał mi się wzmożony ruch, ale planuję uciec w góry. Może tam będzie lepiej.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Hyōgo, Japonia / Tokushima, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Wyspa Awaji

  95.54  06:14
Przez cały dzień czuć było chłód, mimo przeraźliwego słońca. Ruszyłem najpierw wzdłuż rzeki do zamku, z którego zrezygnowałem wczoraj. Właściwie to rekonstrukcji tego, jak prawdopodobnie wyglądał.
Dalsza droga wiodła po wielu pagórkach. Potem jechałem trochę głównymi drogami, ale czerwone światła na skrzyżowaniach zaczęły irytować i przeniosłem się nad wybrzeże. Dotarłem do mostu w Kōbe, który prowadził na wyspę Awaji. Niestety tylko dla aut. Nadzieję zrobili mi ludzie chodzący na kładce pod mostem, ale okazało się, że to tylko niewielki taras widokowy. Musiałem dostać się na prom. Trafiłem na moment, jego przybycia, ale nie mogłem znaleźć kasy. Myślałem, że bilety kupuje się na promie, ale obsługa w pośpiechu wskazała mi automat ukryty w kącie. Na szczęście zdążyłem.
Awaji to dość górzysta wyspa. Postanowiłem dostać się do ogrodów. Droga biegła od samego początku w górę. Widziałem po drodze kilka innych ogrodów, obór z bydłem i miejsc, dla których przyjeżdżają tutaj turyści. Mój ogród był już zamknięty, ale kawałek sztuki na trawie dało się dostrzec z drogi. Takie trochę tanbo āto.
Pozostało mi dostać się do hotelu. Najpierw stromy zjazd, na którym rozgrzałem tarcze hamulcowe do czerwoności, a potem jazda po zmroku wzdłuż szumiącego Morza Wewnętrznego. Widziałem horyzont zanieczyszczony światłem od Ōsaki aż po Wakayamę, za którą była już tylko czerń nad półwyspem Kii.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Hyōgo, Japonia / Ōsaka, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Wszędzie Daruma

  81.70  04:53
Wczoraj lało jak z cebra, więc jedynie wyszedłem na spacer z parasolką i odwiedziłem dzielnicę Gion. Dorzucam kilka zdjęć. Dzisiaj było pochmurno, ale prognoza nie zapowiadała niczego. To była jednak tylko prognoza.
Najpierw pojechałem do Arashiyamy, by odwiedzić dwie świątynie. W pierwszej tylko przespacerowałem się po ogrodzie. Krótko, bo mnie pogonił szybki deszcz. W drugiej świątyni stało ponad 1200 posągów rakan. Zostały one wyrzeźbione przez amatorów, których z kolei wyuczył mnich-rzeźbiarz. Tutaj również pogonił mnie deszcz, ale tym razem lunęło mocniej i dłużej. Przeczekałem to pod bramą świątyni.
Wjechałem na reprezentatywną ulicę Arashiyamy, gdzie w weekend nie ma co przyjeżdżać, chociaż widywałem tam większe tłumy. Zjadłem ciastko z ulicznego straganu i wjechałem na szlak rowerowy, który obecnie ma 180 km długości. Zaskakująco na wielu odcinkach był równy, ale zdecydowanie brakuje solidnych oznaczeń na skrzyżowaniach, bo kilka razy źle pojechałem.
Chmury groziły. Zarówno za mną, jak i przede mną widziałem deszcz. Do tego rozszalał się wiatr. Osłabł dopiero, gdy wyjechałem z Kyōto. Zjechałem też ze szlaku, wjeżdżając na inny, który leciał prosto do Ōsaki. Po drodze chciałem zobaczyć jeszcze jedną świątynię, więc zjechałem na drogi miejskie i wspiąłem się na górę. Zdążyłem przed zamknięciem i miałem tylko 20 minut na obejście całości, a był to rozległy kompleks. Figurki Darumy znajdowały się wszędzie. Podobno co roku przybywa ich po kilka tysięcy.
Było dzisiaj chłodno, zwłaszcza przez ten wiatr, ale na górze temperatura spadła aż do 6 °C. W sumie nawet wiśnie były tam dopiero w rozkwicie, gdzie Kyōto – zwłaszcza po wczorajszej ulewie – straciło cały swój różowy blask.
Chciałem zobaczyć jeszcze zamek, ale robiło się późno, więc skierowałem się do hostelu. Planowałem pojechać jeszcze w kilka miejsc w Ōsace, ale nie zdążyłbym, więc najwyżej przeplanuję resztę weekendu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kyōto, Japonia / Ōsaka, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą, kraje / Japonia

Górne Kyōto

  39.61  02:17
Zatrzymałem się w Kyōto na kilka dni. Pierwszy raz od trzech tygodni wsiadłem na rower bez sakw. Było bardziej pochmurno niż wczoraj. Padało wczorajszym wieczorem, prognoza pogody zapowiadała kolejne opady na dzisiejszy wieczór.
Ruszyłem najpierw do świątyni Tenju-an, jednej z tysiąca świątyń w tym mieście, by wejść do jej ogrodów. Po deszczu wszystko wyglądało tak żywo i zielono. Kolejny punkt był położony bardziej na północ. Trzeba było trochę podjechać, trochę podejść i znalazłem się w świątyni Tanukidani-san Fudō-in, której symbolem jest szop.
Na koniec zostawiłem sobie wizytę w górnym Kyōto, choć tym mianem można nazwać wiele zakątków miasta, które rozciąga się daleko ku północnym masywom górskim. Zaskoczył mnie niewielki ruch na głównej drodze w porównaniu do centrum miasta. Na górze, na którą podjazd na lekkim rowerze nie był jakoś wymagający, trafiłem na mnóstwo kawiarń i świątyń. Nawet sporo ludzi się tam kręciło. Nie planowałem jednak więcej atrakcji, więc zawróciłem i długą drogą w dół wróciłem do centrum.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kyōto, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, za granicą

5 cm na sekundę

  60.98  04:13
Kolejny gorący dzień. Postanowiłem pojechać po trasie zaproponowanej przez aplikację mapy.cz, jednak zdziwiłem się z podjazdu, którego miało nie być. Mimo to kontynuowałem, bo na mapie zauważyłem atrakcję. Wymagała dodatkowej wspinaczki po skałach, ale opłaciło się, bo dotarłem do wodospadu. Cała rzeka wyglądała niezwykle i na jej drodze stało takich atrakcji dużo więcej. Wolałem jednak oszczędzać nogi i wróciłem do jazdy.
Chcąc uniknąć dodatkowych podjazdów, wybrałem drogę krajową. Przegapiłem kilka interesujących miejsc, ale też zobaczyłem kilka innych, odwiedziłem dwie stacje drogowe, no i minąłem mnóstwo kwitnących drzew wiśni. Niektóre już nawet zgubiły większość płatków. Te z kolei opadają swobodnie z prędkością 5 cm na sekundę. Miło było się zatrzymać pod kilkoma drzewami i poobserwować, jak ulotne jest życie kwiatów.
Podjazdy się dłużyły. Przynajmniej mogłem przebierać w widokach z sakurą i zatrzymywać je na fotografii. Na ostatnich podjazdach rozpoznałem znajomą drogę. Potem dojechałem do dawnej wioski z tradycyjną architekturą.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Nagano, Japonia / Gifu, góry i dużo podjazdów

Narai-juku

  79.99  04:54
Pora ruszać dalej na zachód. Poranek był bezchmurny i słoneczny, ale chłodny. Próbując znaleźć czysty widok na ośnieżone Alpy Japońskie, trafiłem na otwarte muzeum etnograficzne. Stały tam rekonstrukcje chat z okresów Heian (794–1185 n.e.), Jōmon (14.000–300 p.n.e.) i Kofun (300–538 n.e.). Zaskoczyły mnie te pierwsze, bo wyglądały najbardziej prymitywnie, a to najmłodszy okres z dziejów Japonii.
Dalsza droga też była usłana zabytkami, bo jechałem dawnym szlakiem handlowym Kiso-kaidō, na którym znajdowały się stacje. Obecnie na niektórych z tych stacji znajdują się dystrykty z zachowaną architekturą z tamtego okresu. Jedną ze stacji był Narai-juku, który obecnie jest chyba najrozleglejszym obszarem z tradycyjną architekturą. Przespacerowałem się po kilku uliczkach. Spotkałem bardzo mało turystów, ale wiele miejsc było jeszcze zamkniętych. Być może z powodu okresu zimowego trwającego do kwietnia, jak przeczytałem na jednej z tabliczek.
Przejechałem tunel, a po drugiej stronie słońce trochę bardziej prażyło. Białe góry zaglądały co jakiś czas do doliny, przez którą płynęła szumiąca rzeka. Widziałem kilka wodospadów, wiele pięknych widoków – zarówno w naturze, jak i architekturze. To był bardzo udany dzień.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Nagano, góry i dużo podjazdów

Mokro, zimno, mgliście

  82.00  05:19
Lało. Mógłbym nic więcej nie pisać, bo niewiele poza tym się działo. Gdy ruszyłem, poczułem, że miałem za mało powietrza w tylnym kole, ale nie chciałem bawić się w łatanie mokrej dętki, więc tylko dopompowałem koło. Potem powtórzyłem to kilka razy, ale dziura była tak mała (może to nawet odkleiła się pierwsza w tym rowerze łatka, którą założyłem tuż przed wyprawą), że nadal wolałem chwilę się rozgrzać, pompując koło niż marznąć podczas łatania dziury. I tak w Japonii trudno jest o schronienie przed deszczem. Mimo wielomilionowego społeczeństwa, to w Norwegii łatwiej się znajdowało kawałek dachu, by chwilę odpocząć od deszczu.
Lało. Kałuże pochłaniały drogi. Buty zaskakująco przemokły odrobinę później niż wczoraj, ale odzież przeciwdeszczowa nie dawała rady z tym opadem. Po wielu podjazdach dotarłem do jeziora Suwa. Odniosłem wrażenie, że opad osłabł, ale może to był już etap akceptacji, że przemokłem i już nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Wybudowali lepszą drogę dla rowerów na kilku odcinkach wokół jeziora. Wciąż pamiętam, jak paskudny był ten kawałek na zachodzie.
Czekał mnie ostatni podjazd, na którym odrobinę mogłem się rozgrzać. Na wysokości 1000 m n.p.m. znów pojawiły się chmury. Droga niestety była bardzo ruchliwa, więc musiałem korzystać z chodnika dla rowerów, który był tylko odrobinę mniejszym złem. Temperatura spadła do 5 °C, a mgła nie znikała wraz z utratą wysokości. Zacząłem się obawiać, że prędzej zamarznę niż dotrę do celu, ale po kilku kilometrach sytuacja się poprawiła. Co więcej, nawet ulewa przeszła w tryb deszczu, a tuż przed centrum Matsumoto już tylko mżyło.
Po gorącej kąpieli doszedłem do siebie, wyszedłem coś zjeść i przespacerowałem się pod zamek. Ten miał fioletową iluminację. Ulewa wróciła, więc nie wiem, czy w takiej sytuacji nie zostanę tutaj na dłużej.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Nagano, Japonia / Yamanashi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery