Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / dolnośląskie

Dystans całkowity:17023.78 km (w terenie 2726.76 km; 16.02%)
Czas w ruchu:766:30
Średnia prędkość:18.82 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:155840 m
Suma kalorii:23542 kcal
Liczba aktywności:247
Średnio na aktywność:68.92 km i 3h 43m
Więcej statystyk

Chełmy

  83.52  05:25
Pogoda wciąż się utrzymuje rowerowa, więc trzeba korzystać. Umówiłem się z Bożeną na trochę terenu. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jeździłem z kimś. Wstałem wczesnym rankiem, gdy za oknem było jeszcze ciemno. Mieliśmy się spotkać o ósmej, ale wyszło pół godziny później. Było chłodno, coś koło 0 °C. Z wolna ruszyliśmy przez Smokowice – terenem, ponieważ Bożena chciała nakarmić zwierzęta. Te niestety się nie pokazały, prawdopodobnie chroniąc się przed zimnem w innym miejscu. Była jeszcze nadzieja w owcach w Legnicy.
Temperatura rosła ślamazarnie. Choć słońce wyglądało zza drobnych chmurek, to były zaledwie 3 stopnie. Dojechaliśmy do radiostacji w Stanisławowie, gdzie wiatr srogo smagał. Rozciągał się stamtąd przepiękny widok na góry pokryte białym puchem. Aż zapragnąłem znaleźć się bliżej tych szczytów.
Kolejny przystanek na zdjęcia z widokiem na góry był tuż przed Pomocnem. Kierowaliśmy się na Groblę. Ja z początku byłem zdezorientowany i Bożena prowadziła. Wjechaliśmy w teren, który pokonałem już kilkakrotnie, a zorientowałem się dopiero po ujrzeniu korzenia przypominającego gryfa. W Siedmicy poprowadziłem ja, bo Bożena chciała jechać w stronę Jawora. Jechaliśmy przez Rezerwat Nad Groblą, Groblę i potem podjazdem, który wycisnął trochę potu. Na sam Radogost zaczęliśmy podjazd od złej strony, bo ruszyliśmy szlakiem zielonym zamiast niebieskim. Bożena stwierdziła, że jest zbyt sztywny, więc odszukaliśmy łatwiejszej drogi.
Na szczycie chwila przerwy na zdjęcia. Niestety chmury pokryły całe niebo. Góry jeszcze było widać, ale w typowo melancholijnej scenerii. Wiatr nas popędzał, więc ruszyliśmy dalej do Myśliborza. Na zjeździe, tuż przed Kłonicami wpadłem w poślizg i zaliczyłem glebę. Wyrzuciło mnie na trawę, więc nic groźnego.
Przejechaliśmy rzekę Paszówkę. Bożena zrobiła mi zdjęcie i jak na nie spojrzeć, to wygląda bardziej efektownie niż było w rzeczywistości. Dalej podjazd po zboczu Bazaltowej Góry. Teraz, gdy drzewa nie mają liści, zauważyłem taras widokowy. Pewnie jest z niego taki sam widok, jak z wieży, która stoi obok – las urósł i zasłonił wszystko.
Na zjeździe kolejny raz się wywróciłem, ale tym razem wyskoczyłem z roweru i nie leżałem. Nie miałem dzisiaj butów z blokami i nierzadko bałem się, że zsunę się z pedałów, ale ani razu mi się to nie przytrafiło. Nie musiałem się wypinać podczas przystanków lub niebezpiecznych poślizgów. Nie zmarzłem też w stopy, więc kolejny plus. Jako minusy zaliczę bolące śródstopie (niedostatecznie sztywna podeszwa) i trudniejsze podjazdy, gdy nie można było pracować obiema nogami na raz.
Jazda w lesie, z dala od wiatru mogłaby się nie kończyć. Wyjechaliśmy na pole, na którym błoto lepiło się do opon makabrycznie. Wczoraj specjalnie zamontowałem błotniki, żeby oszczędzić sobie i rowerowi nadmiernego błota. Przyniosło to widoczne efekty, choć rower i tak wymagał czyszczenia.
W Myśliborzu zatrzymaliśmy się w Kaskadzie na gorącej czekoladzie i cieście cytrynowym. Potem pojechaliśmy asfaltami, żeby już nie brudzić bardziej rowerów. Wiatr bardzo przeszkadzał.
Niestety owiec w Legnicy nie spotkaliśmy, więc zatrzymaliśmy się przy Kozim Stawie. Bożena w końcu odciążyła swój plecak, karmiąc liczne ptactwo chlebem i bułkami. Potem pojechaliśmy na myjnie. Nauczyłem się korzystać z tamtejszej maszyny rozmieniającej pieniądze, która i tak dopiero po wezwaniu kierownika wydała mi pieniądze. Później jeszcze zawiesił mi się telefon nagrywający trasę, a na domiar złego licznik przestał liczyć. Telefon zrestartowałem, a licznik jakoś po drodze zaczął działać, gdy wytarłem styki.
Powrót po chodnikach, bo Bożenie nie chciało się wyciągać oświetlenia z plecaka, a była już szarówka. Trochę się wychłodziłem podczas końcówki jazdy. Gorąca herbata postawiła mnie na nogi.
Dowiedziałem się czemu tak narzekałem na jeden z łańcuchów – jest on o 3 cm krótszy od pozostałych dwóch. Widocznie bardzo rzadko go używałem. Za rok, od mojego czwartego sezonu (w trzecim nie planuję wymiany napędu) zacznę notować sobie ile przejechałem na którym łańcuchu. Tak będzie najłatwiej, aby ich zużycie było równomierne.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, ze znajomymi, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, rowery / Trek

Skałka Elfów

  54.58  02:38
Na dzisiaj umówiłem się z Bożeną, że przejedziemy się do Myśliborza. Niestety nawaliłem, wracając zbyt późno do domu i nie udało mi się dojechać w południe do Legnickiego Pola. Gdyby nie to, może udałoby mi się ją namówić, żeby nie rezygnowała.
Ruszyłem sam z półgodzinnym opóźnieniem na południe. Było słonecznie i bezchmurnie, wiatr niewielki, temperatura wynosiła ponad 10 °C, ulice suche. Niestety im bliżej gór, tym temperatura niższa, także w Jaworze było już 8 °C. Kombinowałem jak dojechać do Myśliborza bez kontaktu z terenem i ruchliwymi ulicami, więc trafiły się Piotrowice. Przypomniałem sobie, że dalej znajduje się Chełmiec, ale po drodze trafił się asfalt, o którym prawie zapomniałem.
W Myśliborzu dużo szronu, a temperatura spadła do 3 °C. Całą drogę planowałem wjechać na Skałkę Elfów i napić się gorącej herbaty, którą wiozłem w nowym termosie. Wjechałem więc do wąwozu. Słoneczna Łąka jest teraz białą łąką. W ogóle brak spacerowiczów. Pewnie przez temperaturę, która nocą jest ujemna. Z początku było trochę błota i śladów kół rowerowych, ale dalej już ziemia zamarznięta, chrupała przyjemnie pod kołami.
Podejście na górę było bardzo śliskie. Ostatni huragan także tutaj dał się zauważyć, bo kilka drzew było wywróconych, w tym jedno blokowało drogę. Jakoś się wgramoliłem na szczyt i mogłem podziwiać widoki, odmienne od tych, które widziałem stamtąd ostatnio. A herbata przepyszna, gorąca i cieszę się, że w końcu mam termos. Mogłem jednak wybrać bardziej pojemny, żeby używać go wszędzie, ale jak na moje wycieczki zimowe na rowerze – idealny.
Do powrotu założyłem zimowe rękawice, bo w tej temperaturze było zimno. Chciałem wrócić omijając drogę, którą się dostałem na skałę. Pojechałem więc ścieżką, która była widoczna, ale doprowadziła mnie na skraj wąwozu. Nie byłem pewien dokąd mnie doprowadzi, więc zacząłem wracać, gdy nagle zauważyłem poruszający się czarny obiekt. Był to dzik, który na szczęście się przestraszył i uciekał – niestety w kierunku, w którym ja miałem jechać. Zacząłem kombinować, aż dojechałem do jakiegoś strumienia. Zostawiłem rower i wspiąłem się na wzniesienie po drugiej stronie wody. Byłem na skraju lasu bez widocznej drogi. Wyglądało na to, że zabłądziłem, więc spojrzałem na ślad sygnału GPS i już bez kombinowania zawróciłem do drogi, którą się dostałem na Skałkę Elfów. Gdy zacząłem zjeżdżać tyłem, stwierdziłem, że lepiej będzie po prostu zejść.
Postanowiłem wrócić przez Męcinkę, bo nie widziałem innej możliwości. Nie wybrałem jednak terenu do Chełmca ze względu na błoto, które witało na wjeździe. Droga za Męcinką do kopalni się rozpływa. Myślałem, że wrócę do domu na czystym rowerze, ale ten odcinek był najbardziej brudny dzisiaj. Nawet droga z Bielowic do Warmątowic była lepsza.
Do domu wróciłem po zmroku, odrobinę przemarznięty i bardzo zmęczony. Może zbyt nagle zacząłem te treningi? No ale trzeba korzystać z pogody, bo niecodziennie się zdarza wiosna w grudniu.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, kraje / Polska, rowery / Trek

Legnickie drogi dla rowerów?

  20.64  00:55
Kolejny raz planowałem wyjść na rower jutro, jednak gdy spojrzałem za okno i zobaczyłem suchą ulicę, to od razu chciałem wyjść. Zatrzymała mnie praca, ale udało się wieczorem – tuż po zmroku, ale jeszcze było na tyle jasno, że mogłem z godzinkę pokręcić. Nie miałem pomysłu dokąd pojechać, więc postanowiłem zbadać drogi dla rowerów na Piekarach, które zacząłem ostatnio kartować.
Przejechałem się obok Koziego Stawu i zauważyłem ciekawą iluminację na wyspie. Nie chodzi mi bynajmniej o te dwa łabędzie na środku, ale o drzewa, które teraz nawet w nocy straszą swoimi konarami. Teraz dodatkowo przyciągają wzrok.
Na Wrocławskiej korki, ale jakoś je objechałem skrajem drogi lub krawędzią chodnika, aż wjechałem na pierwszą drogę dla rowerów. Dojechałem do Piekar i przebyłem całą ul. Sudecką. Gdy jednak miałem wracać, to przypomniałem sobie, że Monika wspomniała o nowej drodze dla rowerów w Ziemnicach. Pomyślałem, żeby ją obejrzeć. W miarę wygodna droga dla pieszych i rowerów, choć już widzę co z nią będzie za kilka lat. Zarośnie tak samo, jak ta pod Krobuszem czy wiele innych inwestycji zrobionych na "macie i odwalcie się".
Ze wzgórza w Ziemnicach widziałem przepiękny zachód słońca. Temperatura sugerowała szybki powrót, bo były tylko 2 °C. Nie mogłem więc zwlekać i ruszyłem z powrotem tą samą drogą. Wjechałem też na jedną z dróg dla rowerów na osiedlu, ale wywiodła mnie w pole (prawie wjechałem w krzaki, bo zamyśliłem się), więc znów zawróciłem. Pomyślałem, żeby spróbować wrócić ul. Sikorskiego, a potem Piłsudskiego, omijając wiadukt, więc wyszło, że jechałem w większej mierze drogami rowerowymi. Piekary i Kopernik są strasznie zadymione. Dopiero, gdy wyjechałem z tego drugiego osiedla, za mną została taka chmura cuchnącego powietrza. Nie chcę wiedzieć jak to wygląda w Krakowie.
Gdy dotarłem do skrzyżowania z bezsensownymi drogami dla rowerów donikąd, miałem jakieś 18 km na liczniku. Chciałem dokręcić do 20, więc zrobiłem jeszcze kółko po Starym Mieście, jadąc jakiś kilometr za radiowozem, bo zmierzał akurat tam, gdzie ja. Na tyle mieli psa, a ten strasznie na mnie ujadał (nie, nie jechałem za nimi specjalnie).
Co mogę powiedzieć o legnickich drogach dla rowerów? Ich po prostu nie powinno być. To jest śmieszne, żeby coś takiego oznaczać drogą dla rowerów. Nie miałem dzisiaj butów z blokami, więc kilka razy prawie się zabiłem. Ktoś kiedyś powinien pozwać drogowców za kierowanie rowerzystów na tak niebezpieczne drogi, i nie ma, że można ominąć, bo nie da się, gdy całe Piekary są osrane czymś takim.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Słoneczny grudzień

  39.59  01:38
W poniedziałek prognoza pogody przewidywała piękny dzień. Dzisiaj coś się w tej prognozie zmieniło i zamiast czystego nieba miało być 85-procentowe zachmurzenie. Słońce, ogrzewające budynki za oknem wskazywało jednak na coś innego.
Z wyruszeniem w trasę czekałem do południa, ponieważ ulice były mokre. Nie spieszyły się z wysychaniem, więc ja nie czekałem ani chwili dłużej i obrałem drogę na zachód. Miałem nadzieję nie zamoczyć się, jednak w zacienionych ulicach brudna woda chlapała spod kół i to nie tylko w mieście, bo nawet drzewa rzucające cień chroniły kałuże. Najwyższa pora, aby założyć błotniki.
Po drodze niczego ciekawego mnie nie spotkało. Jechałem przez Jezierzany i Gierałtowiec. Nie chciałem wracać ul. Złotoryjską, więc skręciłem na Dunino, a w Legnicy sprawdziłem drogi dla rowerów na al. Rzeczypospolitej. Są beznadziejne.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Myślibórz

  52.93  02:19
Dzisiaj ponownie skorzystałem z pięknej pogody. Niestety znów wyruszyłem za późno, a tak jak wczoraj miałem czas tylko do godz. 15. Może gdybym wstał ok. 6., to moja dzisiejsza wyprawa nie zakończyłaby się tak nagle.
Było ciut chłodniej niż wczoraj, bo 2–5 °C, a słońce świeciło blado za ospałymi chmurami. Mimo to musiałem założyć okulary przeciwsłoneczne, bo jechałem na południe i promienie mnie oślepiały. Wiatru prawie nie było.
Znaną drogą ruszyłem na południe. Tak się spieszyłem, że nie zaplanowałem trasy, a chciałem odwiedzić Wąwóz Myśliborski. Niestety nie potrafiłem sobie przypomnieć drogi, a przecież tak niedawno tam byłem. Jechałem jednak dalej, mając nadzieję, że przyjdzie mi do głowy jakaś mapa.
Mapa mi do głowy nie przyszła, ale w Męcince zacząłem intuicyjnie jechać w stronę Chełmca i przypomniałem sobie, że za następnym terenem stoi tablica wjazdowa do Chełmów. Prawie wszystkie mijane kałuże były zamarznięte, ale na drodze i tak tworzyło się błoto. Zima się zbliża i trzeba w końcu zainwestować w termos, bo gorąca herbata, którą nalałem do bidonu po godzinie była zimna.
Albo mi się wydaje, albo utwardzili drogę do Kolonii Chełmiec. Jednak na pewno na drodze do Myśliborza położyli 200 metrów równego asfaltu. Szkoda, że nie pociągnęli dalej, bo ciężkie maszyny leśników zrujnowały drogę do połowy i rower miałem calutki w brązowej brei.
Czas mnie gonił. Przejechałem się kawałek pod pałac w Myśliborzu, przetarłem błoto z okularów i odblasków w rowerze, i ruszyłem pędem w stronę Jawora. Sunąłem 30-38 km/h, aż ręce zaczęły mi drętwieć. Żałowałem, że nie wziąłem rękawic zimowych, bo przydałyby się jak ulał. W Jaworze po uliczkach jednokierunkowych dostałem się na drogę do Ogonowic, mimo że cały czas od Myśliborza myślałem o tym, żeby pojechać drogą krajową. W Godziszowej spojrzałem w końcu na mapę i zorientowałem się, że jazda dalej zadziała na moją niekorzyść podwójnie, bo raz, że wydłuży moją drogę, a dwa – nie znoszę kostki brukowej w Ogonowicach. Nie pozostało mi nic innego, jak wjechać na krajową trójkę. Ruch nie był duży, auta jeździły zwykle w grupach po pięć.
Zaczął wzmagać się wiatr, a tiry pędzące na południe dodatkowo utrudniały jazdę. Szybkim tempem udało mi się dojechać do domu, oszczędzając tylko pół godziny, aby ogarnąć się przed wyjściem na uczelnię. Palce miałem całe zlodowaciałe. Pora zmienić rękawice.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, kraje / Polska, rowery / Trek

Dobroszów

  41.14  01:36
W sobotę zauważyłem obiecującą prognozę pogody na dzisiaj. Zaplanowałem więc, że rano wyjdę się przejechać na zachód, jako że wiatr miał wiać właśnie stamtąd. Moja ślamazarność sprawiła, że udało mi się ruszyć dopiero na kilka minut przed południem. Nie miałem więc dużo czasu, bo musiałem być przed 15. w domu, ale na 2 godziny jazdy spokojnie miało wystarczyć.
Pogoda piękna, słoneczna, prawie bezchmurnie, temperatura od 3,4 °C w cieniu do ponad 10 °C w słońcu, wiatr ok. 7 km/h. Nie można z takiego bogactwa pogodowego nie korzystać. Z początku chciałem dojechać do Dobroszowa przez Jezierzany i Miłkowice, a wrócić drogą krajową. Zmieniłem zdanie i powrót zaplanowałem przez Grzymalin.
Problem z przeskakującym łańcuchem nie zniknął. Najwidoczniej ten, który teraz założyłem jest krótszy i niedopasowany do startych zębów zębatki nr 5 (7-biegowa kaseta). Muszę teraz jeździć na biegu większym lub mniejszym, do czego ciężko jest mi się przyzwyczaić.
Ruszyłem przez Ulesie i w Jezierzanach źle skręciłem. Coś mi nie pasowało, więc spojrzałem na mapę, zawróciłem się i mogłem kontynuować plan tak, jak miał przebiegać. Niestety właśnie się zamknął przejazd kolejowy. Gdyby nie pomyłka, to nie musiałbym czekać pięciu minut.
Przez Miłkowice do Dobroszowa dotarłem bez problemów. Skręciłem w jakąś drogę, której nie było na mojej mapie, dojechałem do drogi nr 94 i stwierdziłem, że jest w coraz gorszym stanie. Na szczęście tuż za zakrętem w Studnicy miałem skręcić. Niestety droga w jeszcze gorszym stanie od poprzedniej, ale nie było tak dużego ruchu.
Dojechałem do Niedźwiedzic. Od razu przemieściłem się na drugi brzeg Skory, bo asfalt jest tam w lepszym stanie niż na południowej stronie. Daleko nie dojechałem, bo już na kolejnym moście musiałem wrócić na zniszczoną nawierzchnię. Przed Grzymalinem spotkałem pracowników malujących poręcze mostu na Skorze. Ciekawi mnie czy usuwają oni starą warstwę wraz ze rdzą, bo kolejny most – na Czarnej Wodzie – pokazuje jak korozja trawi balustradę. Chyba że technika poszła na przód i farba sama wyżera podkład, przywierając do materiału, a rdza jest niwelowana w jakiś "bąbelkowy" sposób.
W lesie za Grzymalinem zrobiło się chłodniej. Od jakiegoś czasu zaczynało mi być zimno w stopy, bo założyłem dzisiaj buty SPD. Na szczęście byłem już blisko Legnicy, bo zaraz Rzeszotary, w których skręciłem na wygodniejszą drogę przez Pątnówek, a później sama Legnica, w której z miejsca zatrzymał mnie przejazd szynobusu i drezyny. Pojechałem na Chojnowską, żeby nie tłuc się po dziurach na Działkowej i po raz trzeci dzisiaj zatrzymał mnie przejazd pociągu. Na szczęście ostatni, bo więcej na drodze nie miałem przejazdów kolejowych.
Wygląda na to, że jutro pogoda ma być równie sprzyjająca. Może tym razem południe?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Złotniki

  20.83  00:55
Miałem wyjść na rower wczoraj, ale nim się obejrzałem, zapadł zmrok. Dzisiaj nie odpuściłem. Choć w nocy padał deszcz, to do popołudnia droga za oknem zdążyła wyschnąć. Nie było specjalnie chłodno, tylko wietrznie. Postanowiłem więc pojechać do Warmątowic Sienkiewiczowskich i wrócić krajową trójką.
Po drodze zaczął mi przeszkadzać przeskakujący łańcuch. Sądziłem, że założyłem odwrotnie kółko przerzutki podczas czyszczenia, ale włożenie go odwrotnie nic nie zmieniło. Prawdopodobnie ostatnia mokra jazda zanieczyściła przerzutkę i teraz za słabo naciąga łańcuch. Najgorzej jest na biegu, na którym najczęściej jeżdżę, czyli najbardziej zużytej zębatce. Nie było więc łatwo przejechać całą dzisiejszą trasę.
Ponieważ wiatr wiał zbyt mocno, to zrezygnowałem z dalszej jazdy i skręciłem na Złotniki, a później włączyłem się do ruchu po drodze krajowej. Dobrze, że nie musiałem nią jechać aż z Małuszowa. Jechałem bowiem pod wiatr, a i ruch na drodze był wzmożony. Głównie wyprzedzały mnie tiry i choć są one niebezpieczne, to zawsze podmuch powietrza dodawał mi rozpędu.
Ponieważ jazda miała być godzinna, to postanowiłem jeszcze nakręcić trochę kilometrów i pojechałem przez Bartoszów. Miałem niestety pod wiatr prawie całą drogę, a najgorzej było jechać na zachód. Dzisiaj wyjątkowo wyprzedzali mnie w większości normalni kierowcy. A może to wietrzna pogoda zmusiła ich do myślenia i uważania na chwiejnie jadącego rowerzystę?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

W deszczu po lasach lubińskich

  27.33  01:12
Jeszcze wczoraj widziałem prognozę deszczu ze śniegiem, więc zdecydowałem się wyjść na rower na godzinkę, bo to mogła być ostatnia okazja przed nadejściem ujemnych temperatur. Mimo że od kilku dni pada deszcz lub mży, to postanowiłem przejechać się w terenie. Tylko ze względu na niekorzystny wiatr, przed którym nie było możliwości ucieczki. No, może poza tym, że wsiadłbym do pociągu i wrócił do Legnicy z Chojnowa na przykład.
Na Starych Piekarach wjechałem w teren, ale zrezygnowałem w połowie, żeby nie taplać się w błocie, i odbiłem na Pątnowską. Za rondem wpadłem do kałuży. Tak się kończy jazda zbyt blisko prawej krawędzi jezdni. Na szczęście woda nie dostała się do butów. Na nieszczęście zaczęło padać. Nie był to jednak na tyle duży deszcz, abym musiał zawrócić. Z każdym kilometrem padało coraz mocniej. Nie mogłem jednak odpuścić krajowej trójce, do której zmierzałem.
W końcu, gdy przedarłem się przez błotnisty teren, dojechałem do drogi krajowej. Panował duży ruch, więc trochę minęło zanim ruszyłem. Deszcz ustał, ale wiatr wiał z boku zupełnie nie tak, jak chciałem.
Tuż przed Legnicą znowu zaczęło padać, mocniej niż przedtem, ale nie zatrzymywałem się. I tak wiedziałem, że po tej wyprawie wszystko będzie do czyszczenia.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Jawor

  51.68  02:11
Dzisiaj zapowiadała się grupowa wycieczka na ok. 60 km. Jeszcze przed wyjazdem rozmawiałem z Bożeną. Ona niestety, widząc wiatr silniejszy od prognozowanego, bała się nawrotu przeziębienia i zrezygnowała. Ruszyłem do parku, gdzie mieli czekać pozostali (w sumie nawet nie wiedziałem kto). Przez pół godziny krążyłem po ścieżkach, czekając na jakąkolwiek znajomą twarz, ale bezskutecznie.
Wyjątkowo do nagrania trasy użyłem aplikacji Traseo, ponieważ ta, z której zwykle korzystam (Moje trasy od Google) nie potrafiła znaleźć przez ponad 3 km jazdy żadnego satelity. Nie lubię Traseo, bo skraca ilość punktów do jednego tysiąca, także przejeżdżając idealnie prostą, 10-kilometrową drogę przy idealnym zasięgu satelitów, na mapie pojawiłyby się tylko 2 punkty – początku i końca. Pominięte więc zostałyby wszelkie wzniesienia czy zmiany prędkości jazdy.
Nie miałem dużego wyboru, bo temperatura wynosiła nieco ponad 5 °C, więc na długą jazdę się nie zapowiadało. Skierowałem się do Warmątowic Sienkiewiczowskich, z których był plan powrotu przez Legnickie Pole. Postanowiłem jednak, że pojadę do Jawora. Nim do niego dojechałem, słońce wyjrzało zza chmur i zaczęło się robić gorąco, mimo że temperatura maksymalnie dochodziła do 7,5 °C.
W Starym Jaworze przystanąłem przed drogą do Piotrowic i zastanawiałem się nad Myśliborzem. Rozmyśliłem się, bo zaczynało mi się robić zimno w stopy, chociaż miałem w plecaku zwykłe buty, w których minionej zimy było mi ciepło. Nie zakładałem ich, bo lepiej się jedzie w butach z zatrzaskami.
W Jaworze blachosmród wyprzedził mnie, żeby skręcić w prawo. Powoli zaczynam się przyzwyczajać. Tym razem kierowała blondi.
Ta droga do Legnickiego Pola byłaby bardzo dobra, gdyby tylko w Ogonowicach powstał przynajmniej chodnik. Bruk, prowadzący przez wieś, stracił swoją ważność kilkadziesiąt lat temu. Rowerem jedzie się okropnie ciężko, zwłaszcza mając przemarznięte stopy, które na każdej nierówności zaczynają boleć od wibracji.
W Legnickim Polu zmieniłem zdanie, co do jazdy przez Gniewomierz i skierowałem się na Księginice. Stąd już niestety pod wiatr, który był znacznie silniejszy niż prognozowano. W sumie całą drogę miałem pod wiatr. Może za szybko jechałem?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Pod Górzcem, pod Chełmkiem

  54.45  02:55
Za oknem słońce oświetlało drzewa, na niebie nie było chmur. Jak nic dzień zapowiadał się piękny. Tak było niestety do południa. Później pociemniało, ale nie zrażałem się. Chciałem wyjść na rower. Prognoza zapowiadała deszcz ok. godz. 16. Uważałem, że zdążę dojechać na Górzec i wrócić. Tuż przed godz. 14 byłem więc w drodze.
Temperatura wynosiła jakieś 12 °C, wiatr wiał lekko w twarz, słońce prześwitywało między chmurami. Ubrałem się jak zwykle, ale chyba za rzadko jeżdżę, bo spociłem się na prostej drodze, a co dopiero miało być na podjeździe. Myślałem, żeby podjechać Górzec asfaltem i przez Stanisławów wrócić do Legnicy, ale zmieniłem zdanie.
W Warmątowicach Sienkiewiczowskich zauważyłem nową mapę obok bramy do pałacu. Oby jak najwięcej takich elementów turystycznych! Na drodze do Bielowic złapała mnie kolka. To znak, że stanowczo za mało jeżdżę. Trzeba wychodzić częściej na rower.
Najpierw myślałem, żeby wjechać z Bogaczowa na drogę terenową, ale zmieniłem zdanie, obawiając się zbyt mokrego podjazdu i boksowania kół (nadal mam te zjeżdżone opony). Pojechałem z Męcinki szutrami, mijając zaledwie dwóch rowerzystów, z czego jednego miejscowego, prowadzącego rower na górę. Za Dębnicą niepotrzebnie skręciłem i prawie pojechałbym do Jerzykowa, jednak w porę zorientowałem się i wyjechałem z lasu.
Zmieniłem zdanie, nie chciałem jechać w dół do Pomocnego, a później przedzierać się po pagórkach. Pomyślałem, że zbadam drogę, której nie ma na mapie OpenStreetMap. Miałem nadzieję na dostanie się do czerwonego szlaku z Bogaczowa do Stanisławowa. Droga była widoczna, dopóki nie wyjechałem z lasu. Tam był koniec śladów. Niestety niepotrzebnie pojechałem na południe i przez to zmarnowałem cenny czas. Słońce z pewnością już zdążyło się schować za horyzontem (było dużo chmur i nie widziałem).
Nie poddałem się jednak. Gdy zobaczyłem, że zbliżam się do Pomocnego, skręciłem, bo wiedziałem, że czeka mnie zjazd, a później mozolne podjazdy. Zacząłem kombinować aż w końcu znalazłem się po raz kolejny w lesie. Jechałem przed siebie, uważnie patrząc na drogę, którą pokrywały duże ilości liści. Po drodze spłoszyłem kilka stad saren, chociaż kilka razy to one bardziej wystraszyły mnie. Minąłem nawet Chełmek i zastanawiałem się jak mogłem podczas mojej wizyty tutaj nie zauważyć tej drogi.
Udało mi się dojechać do znanych miejsc. Niestety gdy dotarłem do czerwonego szlaku (zauważony jeden piktogram na drzewie), niepotrzebnie skręciłem. Po prostu przegapiłem miejsce, w którym szlak skręca, bo właściwie było to skrzyżowanie, na którym się znalazłem. Nie miałem ochoty zsuwać się jak ostatnim razem w przepaść, więc zawróciłem i odnalazłem drogę.
To miała być szybka wycieczka z minimalną ilością terenu, a teraz miałem ubłocony cały rower. Zrzuciłem z grubsza błoto, powyciągałem patyki i liście z napędu, i zauważyłem, że zniknął przystanek. Może i miał dziurę w ścianie, ale czemu od razu go likwidować?
Szybka jazda w dół. Przed Sichowem zaczęło kropić i do samej Legnicy na zmianę wzmagało się i ustawało. Jak zwykle zaczynałem przemarzać w stopy, bo było ok. 6 °C, ale na szczęście to nic w porównaniu z zimą. Nie żałowałem powrotu nocą, bo w Kozicach zobaczyłem piękny widok na Legnicę. Przejrzystość powietrza była dziś wzorowa. Cieszę się też, że pogoda okazała się łaskawa, nie zatrzymując mnie na żadnym z wciąż istniejących przystanków.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, terenowe, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Park Krajobrazowy Chełmy, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery