Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / dolnośląskie

Dystans całkowity:17389.03 km (w terenie 2809.92 km; 16.16%)
Czas w ruchu:790:39
Średnia prędkość:18.70 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:162437 m
Suma kalorii:23542 kcal
Liczba aktywności:254
Średnio na aktywność:68.46 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Szlak z Górzca do DW365

  69.77  03:57
Dałem się namówić, mimo że powinienem pisać moją pracę dyplomową. Wczoraj Bożena wspomniała o wyjeździe, a dzisiaj Jarek napisał do mnie SMS pół godziny zanim wstałem, żebym nie używał napędu jako wymówki i dołączył do nich. Miałem tylko 45 minut, więc nie sądziłem, żebym się wyrobił. Tak też się stało, bo na skrzyżowaniu nikogo nie było. Gdy zobaczyłem dojeżdżającego Jarka, pomyślałem, że wszyscy dopiero się zbierają, jednak tylko się pomyliłem – Bożena z Grześkiem byli w trasie, a my musieliśmy jechać jeszcze szybciej, żeby ich dogonić. Udało się dopiero za zalewem w Słupie.
Na początek podjechaliśmy Górzec szutrami. W oczekiwaniu na Bożenę wjechaliśmy pod sam szczyt. Potem był zjazd drogą, którą niegdyś dojechałem do Jerzykowa. Bez butów z blokami jechało się bardzo źle, bo co chwila uderzałem tylnym kołem o rynny na drodze. Na jakimś skrzyżowaniu powstał plan zbadania dokąd prowadzi jedna z dróg. Jazda może nie była najgorsza, bo błoto lekko zamarzło i nie zapychało kół, ale i tak częściej trzeba było kombinować, jak ominąć drogę, żeby przejechać bez zagrzebywania się.
Jechaliśmy po omacku i na jednym z kolejnych skrzyżowań znów skręciliśmy, wyjeżdżając na pastwisko. Dalej już po bezdrożach, na których strasznie trzęsło, a także polach, które na szczęście nie oblepiały kół. Po powrocie do domu wypatrzyłem na ortofotomapie, że gdybyśmy nie skręcili w stronę pastwiska, to znaleźlibyśmy się prosto na właściwej drodze. Nie byłoby jednak tej frajdy, gdyby tak się stało.
Czerwonym szlakiem rowerowym ruszyliśmy na południe, aby potem wjechać na szlak czarny z ostatniego tygodnia. Tym razem nurt Jawornika był mniej rwący i odważyłem się kilka brodów przejechać.
W Wąwozie Myśliborskim pojawiła się myśl, aby wjechać na skałki. Nie do końca wiedziałem jakie, bo jedyną, na której byłem jest Skałka Elfów. Nie znam nazwy tamtej, bo minęliśmy kilka różnych skał zanim dotarliśmy do ścieżki na szczyt. Na szczęście większość szlaku udało mi się podjechać. Widok na wąwóz nie różnił się mocno od tego ze Skałki Elfów, ale i tak warto było tam wjechać – dla panoramy zawsze plus. Zjazd był zdecydowanie łatwiejszy.
Tradycyjnie odwiedziliśmy Kaskadę. Ja wziąłem gorącą czekoladę, która była jedynie ciepła oraz ciasto miodownik.
Bożena chciała zjechać kapliczkami, więc ruszyliśmy do Jerzykowa. Na początek podjazd czerwonym szlakiem pieszym, którym ostatni raz jechałem półtora roku temu w przeciwną stronę. Nie zapamiętałem, że jest taki stromy. Tak dojechaliśmy do Górzca. Zjechałem Drogą Kalwaryjską. Pierwszy raz. Tak się bałem, że jest to stromy zjazd, a poszło jak z płatka. Jedynie w końcówce, która jest najbardziej stroma, zsunąłem się przez zalegające tam liście. Szkoda mi jednak klocków, bo choć wymieniłem je niedawno, to już muszę skrócić linkę, bo za mocno klamki muszę wciskać.
Droga powrotna standardowa. W Legnicy przejechaliśmy się po wałach kaczawskich. Taki wyjazd przynajmniej raz w tygodniu jest przydatny i chyba nie koliduje za mocno z moją nauką. Szkoda, że zima się zbliża, i to jakaś sroga, bo dobrze byłoby od czasu do czasu wybrać się na dłuższą wyprawę. Gdyby nie brak czasu, to zaliczyłbym kilka gmin.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, ze znajomymi, rowery / Trek

Czarnym szlakiem po Chełmach

  67.04  03:38
Zgodziłem się na propozycję dołączenia do wycieczki po Chełmach, żeby nie przyrosnąć do fotela. Pisanie pracy dyplomowej pochłania cały mój czas. Planem na dzisiaj był czarny szlak, którym ostatni raz jechałem chyba półtora roku temu, chociaż z początku nie kojarzyłem go.
Niestety moja opieszałość sprawiła, że mój wyjazd przesunął się o kwadrans względem planowanego. Reszta na szczęście nie marnowała czasu na czekanie na mnie i ruszyli swoim tempem. Dogoniłem ich dopiero w Warmątowicach. W Legnicy wszystkie drogi były strasznie mokre, aż miałem myśli, żeby zawrócić, nawet mimo założonych błotników. Skoro jednak wyszedłem, to nie było sensu przerywać jazdy po raptem kilku kilometrach, bo wstyd takim dystansem się chwalić na blogu.
Grupa liczyła 5 osób, wliczając Bożenę, Ewelinę, Jarka i Piotrka. Przy zalewie odłączyła się od nas Ewelina, wcześniej robiąc z nami wspólne zdjęcie na tle słońca i jeziora. Dziewczyny uczyły Piotrka pozycji do zdjęcia, aby wyglądać szczuplej. Przezabawnie to wyglądało.
Podjechaliśmy Górzec szutrem, a z Pomocnego czerwonym szlakiem rowerowym na południe, żeby dostać się do czarnego szlaku pieszego. Po drodze Jarkowi udało się zobaczyć dzika z bliska, ale nie zrobił mu żadnej fotki, tak szybko pędzili. Próbowałem swoich sił w orientacji, jednak – jak widzę teraz – dobrze trafiłem tylko na Nową Wieś Wielką.
Dotarliśmy do czarnego szlaku. Droga bardzo wygodna, choć powalone drzewa dla rowerzystów są problematyczne. Przejechaliśmy kilka razy przez płynący wzdłuż szlaku Jawornik. No, przynajmniej Jarek to zrobił w całości, bo ja dzisiaj zdecydowanie wolałem przeprawy po kamieniach. W Wąwozie Myśliborskim już były mostki, ale drewniane, bardzo śliskie.
Zatrzymaliśmy się w barze Kaskada na przekąskę. Ja wziąłem jabłecznik, bo już nie pamiętam kiedy ostatnio go jadłem. Wszyscy radośni z takiej ilości terenu, ruszyliśmy w drogę powrotną.
Przed Bielowicami zrobiło się zamieszanie, gdy zniknęli Jarek, a później Bożena. Zawróciliśmy się, ale Piotrek w międzyczasie musiał ruszyć do Legnicy. To Ania, która przyjechała (niestety autem) nad zalew, zatrzymała ekipę. Po pogawędce ruszyliśmy dalej. Jako że teren był błotnisty, to zajechaliśmy jeszcze na myjnię. Błotniki mnie poratowały, jednak rower domagał się mycia.
W domu nie mogłem wyciągnąć telefonu z mojego uchwytu i będę musiał poszukać nowego mocowania do kierownicy. Szkoda, bo lubiłem tamto, tylko zamek ze starości odleciał. Wrzuciłem też mój łańcuch do benzyny ekstrakcyjnej, jak zawsze od ponad pół roku, ale tym razem stało się coś dziwnego, bo zaczęła na nim osiadać korozja, gdy był zanurzony w tym rozpuszczalniku. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Niestety nie wiem czy udało się go uratować. Wyczyściłem go, nasmarowałem i niestety płynność zginania ogniw zniknęła. Zobaczę czy jest sens zakładania go, bo jeżeli będzie stwarzał opór w pedałowaniu czy, co gorsza, zacznie mocno zużywać napęd, to pójdzie do kosza. Szkoda, bo drugiego takiego łańcucha nie dostanę, a nowy nie będzie pasował do mojego napędu ze względu na stopień zużycia (prawie 9,8 tys. km przejechanych od ostatniej wymiany).
Kategoria ze znajomymi, terenowe, Park Krajobrazowy Chełmy, Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Sezon 2014

  25.85  01:02
Chyba już tradycyjnie będę rozpoczynał każdy sezon od 4 stycznia. No chyba że uzależnię się od roweru tak, że będzie mi on towarzyszył każdego dnia. Póki co mam na głowie pracę dyplomową i nie mogę tracić zbyt wiele czasu na przyjemnościach. Dzisiaj więc krótko, ale – jak 2 lata temu – bez śniegu. Może gdybym nie zapomniał zrobić herbaty, to wykręciłbym więcej kilometrów, ale to oznaczałoby skrócenie czasu na pisanie.
Wiało z południa, więc zastanawiałem się którędy się udać. Myślałem o lasach na północy, lecz zbyt wysoka temperatura oraz mokre podłoże zniechęciły mnie. Pojechałem na południe, w stronę Wilczyc, aby wrócić przez Dunino. Żeby wpadło więcej kilometrów, przejechałem się al. Rzeczypospolitej, przy której znajdują się drogi dla rowerzystów stworzone przez samobójców czy jakichś innych masochistów. Zmordowałem się, bo było prawie 10 °C, a w dodatku ostatnio mało się ruszam i w cieplejszym stroju nie było wygodnie jechać.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Sylwester 2013

  44.30  02:49
Postanowiłem, że w tym roku dołączę do rowerowego sylwestra, więc wróciłem po świętach wcześniej. Dawno byłem na rowerze i odczułem zmęczenie, gdy wsiadłem na niego dzisiaj. Niestety w najbliższym czasie nie będę mógł często korzystać z niezimowej pogody, ponieważ jestem w trakcie pisania pracy dyplomowej.
Umówiłem się z Bożeną w parku. Dotarłem jako pierwszy i pokręciłem się trochę po tamtejszych ścieżkach. Po drodze dotarli Bożena z Jarkiem. Niestety nasza grupa nie była liczna, ale reszta na pewno była zajęta innymi sprawami. Pojechaliśmy standardowo w stronę Górzca, aby urządzić tam ognisko. Po drodze spotkaliśmy Piotrka na "szosie" z jego ekipą. W Słupie Jarek ruszył przodem, żeby przygotować miejsce. Niestety na szczycie było zbyt wietrznie, więc wyszło, że po raz kolejny będzie to Bogaczów.
Było zimno, ok. 2 °C, a do tego mokro, więc i drewno chciało się łatwo palić. Mimo wszystko kiełbaski udało się upiec, uczciliśmy zakończenie tego sezonu i nawet nie zauważyłem kiedy zapadł zmrok. Powrót w ciemnościach (ale ze światłami), bo księżyc jest w nowiu. Po drodze widać było dużo fajerwerków. Za Bielowicami zatrzymał nas wystraszony pies, ofiara sylwestra. Szedł za nami aż za Warmątowice.
Podsumowując ten rok – przejechałem ponad 10,5 tys. km, pobiłem swój rekord długości jednej wycieczki (ponad 380 km, z trzechsetnych wypadła jeszcze jedna na ponad 330 km), zdobyłem kilka szczytów (schronisko PTTK na Turbaczu – 1283 m, Biały Wag – 1220 m, Smrek – 1123 m, Wierchporoniec – 1105 m, Kwaczańska Przełęcz – 1070 m, Przełęcz Okraj – 1046 m, przełęcz Średnica – 1023 m, Wielka Sowa – 1015 m, Chełmiec – 851 m, Zbójnicka Góra – 828 m, przypadkowo Trójgarb – 778 m, Ślęża – 718 m), wykonałem wiele planów i celów. Wybrałem się na wakacyjną, 4-dniową wyprawę pod namiot, choć planowałem majówkę na 7 dni. Zaliczyłem kilkaset gmin, co jest nadal ułamkiem, ale podobno przed czterdziestką uda mi się wykonać cały plan i zwiedzić lub przejechać przez wszystkie zakątki Polski.
Planów na przyszły rok nie mam, ponieważ z racji końca studiów i ofert pracy nie wiem jak potoczy się moja przyszłość. To najpewniej kwestia kilku tygodni. Postanowień także nie robię. Planuję jedynie zdobyć 400 km w ciągu jednego dnia. Myślę jednak, że w nowym roku nie będę szalał i wyjeżdżę sporo mniej kilometrów niż w tym sezonie. Mogę się też mylić, ale czas pokaże.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, ze znajomymi, kraje / Polska, Park Krajobrazowy Chełmy, rowery / Trek

Przed Bożym Narodzeniem

  24.81  01:03
Jest trochę za połową grudnia, a mam już 2 razy więcej kilometrów niż w całym listopadzie. Byłem dzisiaj tak zajęty, że wyszedłem przejechać się dopiero po zmroku. Niestety akurat wiatr się wzmógł, a termometr wskazywał jedynie 0,2 °C. Nie zniechęciło mnie to do przejechania się przez Legnickie Pole, które uznałem za najbardziej optymalne, uwzględniając kierunek wiatru. Wiało z południa, więc droga od wzgórza za Gniewomierzem do Legnickiego Pola nie była łatwa. Później od Księginic męczył mnie wiatr boczny.
Myślę, że to nie będzie ostatnia wycieczka w tym roku, dlatego podsumowanie zostawię na następny wpis lub kolejny sezon. Jeszcze nie mam pomysłu jaki postawić sobie cel na nadchodzący nowy rok. Jeszcze mam czas, żeby to wymyślić.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Miłogostowice

  27.05  01:09
Jesień nie odpuszcza. Wyszedłem, żeby dociągnąć do 10,5 tys. km w tym roku. Teraz mógłbym postawić sobie za cel 11 tys., jednak jeszcze tylko jutro pokręcę, w piątek ma być jakiś deszcz, a w sobotę jadę na święta.
Było chłodno, nieco ponad 1 °C. Jechałem w stronę Bieniowic i myślałem, żeby zawrócić, ale w końcu przekonałem siebie, że mogę dojechać do końca. Moim planem na dzisiaj były Miłogostowice, także dotarłem tam pospiesznie. Wydawało mi się jakby wiatr wiał ciągle w twarz, jednak było to tylko lodowate powietrze tworzące opór. W Miłogostowicach kusił mnie skręt w kierunku leśnych dróg, które już poniekąd znam. Ze względu na temperaturę zrezygnowałem. I tak podczas jazdy asfaltem na południe, przez las, temperatura spadła do 0,5 °C. Zauważyłem przede mną rowerzystę, ale gdy ten spostrzegł mnie, przyspieszył. Wjechał w teren do Pawic. Miałem dzisiaj robić wyłącznie asfalt, ale skusiłem się, żeby go dogonić. Nie udało mi się. Jak na złość nadal nie rozsunęli gruzu, który nawieźli na tę drogę kilka miesięcy temu. A był to mój ulubiony teren.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Ziemnice

  21.31  00:54
Kolejny pogodny dzień tej późnej jesieni. Cieplejsze ubrania jeszcze nie zdążyły wyschnąć po niedzielnej wycieczce, ale znalazłem moje stare, w których jeździłem w zeszłym roku i na godzinę jazdy były w sam raz. Szybko przed wyjściem spojrzałem na mapę i już wiedziałem którędy mogę się przejechać, bo zimą niełatwo jest o ciekawą trasę.
Temperatura wynosiła zaledwie 5 °C, ale słońce wyglądało zza chmur. Przejechałem się po Przedmieściu Głogowskim, myląc się na dwóch skrzyżowaniach, ale ostatecznie dostałem się na właściwą drogę. Przez Kunice i Ziemnice wróciłem do Legnicy.
Niestety znów dałem się złapać na legnickie pseudodrogi dla rowerów. Połowę, którą już znam sobie darowałem, ale wjechałem na jedną taką przed skrzyżowaniem z ul. Wrocławską, ponieważ wjazd nie miał dużego krawężnika. Droga nie ma oznaczonego końca, więc nie wiem gdzie powinienem zjechać na skrzyżowanie – na światłach są tylko przejścia dla pieszych. Zresztą te drogi projektował kretyn, ponieważ znajdują się na nich przystanki autobusowe. Powinienem przestać jeździć przez Piekary dla własnego bezpieczeństwa i oszczędności.
Zostało mi 20 km do okrągłych 10,5 tys. km w tym sezonie. Jeszcze jedna wycieczka i będę mógł próbować swoich sił w wykręceniu 11 tysięcy :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Chełmy

  83.52  05:25
Pogoda wciąż się utrzymuje rowerowa, więc trzeba korzystać. Umówiłem się z Bożeną na trochę terenu. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jeździłem z kimś. Wstałem wczesnym rankiem, gdy za oknem było jeszcze ciemno. Mieliśmy się spotkać o ósmej, ale wyszło pół godziny później. Było chłodno, coś koło 0 °C. Z wolna ruszyliśmy przez Smokowice – terenem, ponieważ Bożena chciała nakarmić zwierzęta. Te niestety się nie pokazały, prawdopodobnie chroniąc się przed zimnem w innym miejscu. Była jeszcze nadzieja w owcach w Legnicy.
Temperatura rosła ślamazarnie. Choć słońce wyglądało zza drobnych chmurek, to były zaledwie 3 stopnie. Dojechaliśmy do radiostacji w Stanisławowie, gdzie wiatr srogo smagał. Rozciągał się stamtąd przepiękny widok na góry pokryte białym puchem. Aż zapragnąłem znaleźć się bliżej tych szczytów.
Kolejny przystanek na zdjęcia z widokiem na góry był tuż przed Pomocnem. Kierowaliśmy się na Groblę. Ja z początku byłem zdezorientowany i Bożena prowadziła. Wjechaliśmy w teren, który pokonałem już kilkakrotnie, a zorientowałem się dopiero po ujrzeniu korzenia przypominającego gryfa. W Siedmicy poprowadziłem ja, bo Bożena chciała jechać w stronę Jawora. Jechaliśmy przez Rezerwat Nad Groblą, Groblę i potem podjazdem, który wycisnął trochę potu. Na sam Radogost zaczęliśmy podjazd od złej strony, bo ruszyliśmy szlakiem zielonym zamiast niebieskim. Bożena stwierdziła, że jest zbyt sztywny, więc odszukaliśmy łatwiejszej drogi.
Na szczycie chwila przerwy na zdjęcia. Niestety chmury pokryły całe niebo. Góry jeszcze było widać, ale w typowo melancholijnej scenerii. Wiatr nas popędzał, więc ruszyliśmy dalej do Myśliborza. Na zjeździe, tuż przed Kłonicami wpadłem w poślizg i zaliczyłem glebę. Wyrzuciło mnie na trawę, więc nic groźnego.
Przejechaliśmy rzekę Paszówkę. Bożena zrobiła mi zdjęcie i jak na nie spojrzeć, to wygląda bardziej efektownie niż było w rzeczywistości. Dalej podjazd po zboczu Bazaltowej Góry. Teraz, gdy drzewa nie mają liści, zauważyłem taras widokowy. Pewnie jest z niego taki sam widok, jak z wieży, która stoi obok – las urósł i zasłonił wszystko.
Na zjeździe kolejny raz się wywróciłem, ale tym razem wyskoczyłem z roweru i nie leżałem. Nie miałem dzisiaj butów z blokami i nierzadko bałem się, że zsunę się z pedałów, ale ani razu mi się to nie przytrafiło. Nie musiałem się wypinać podczas przystanków lub niebezpiecznych poślizgów. Nie zmarzłem też w stopy, więc kolejny plus. Jako minusy zaliczę bolące śródstopie (niedostatecznie sztywna podeszwa) i trudniejsze podjazdy, gdy nie można było pracować obiema nogami na raz.
Jazda w lesie, z dala od wiatru mogłaby się nie kończyć. Wyjechaliśmy na pole, na którym błoto lepiło się do opon makabrycznie. Wczoraj specjalnie zamontowałem błotniki, żeby oszczędzić sobie i rowerowi nadmiernego błota. Przyniosło to widoczne efekty, choć rower i tak wymagał czyszczenia.
W Myśliborzu zatrzymaliśmy się w Kaskadzie na gorącej czekoladzie i cieście cytrynowym. Potem pojechaliśmy asfaltami, żeby już nie brudzić bardziej rowerów. Wiatr bardzo przeszkadzał.
Niestety owiec w Legnicy nie spotkaliśmy, więc zatrzymaliśmy się przy Kozim Stawie. Bożena w końcu odciążyła swój plecak, karmiąc liczne ptactwo chlebem i bułkami. Potem pojechaliśmy na myjnie. Nauczyłem się korzystać z tamtejszej maszyny rozmieniającej pieniądze, która i tak dopiero po wezwaniu kierownika wydała mi pieniądze. Później jeszcze zawiesił mi się telefon nagrywający trasę, a na domiar złego licznik przestał liczyć. Telefon zrestartowałem, a licznik jakoś po drodze zaczął działać, gdy wytarłem styki.
Powrót po chodnikach, bo Bożenie nie chciało się wyciągać oświetlenia z plecaka, a była już szarówka. Trochę się wychłodziłem podczas końcówki jazdy. Gorąca herbata postawiła mnie na nogi.
Dowiedziałem się czemu tak narzekałem na jeden z łańcuchów – jest on o 3 cm krótszy od pozostałych dwóch. Widocznie bardzo rzadko go używałem. Za rok, od mojego czwartego sezonu (w trzecim nie planuję wymiany napędu) zacznę notować sobie ile przejechałem na którym łańcuchu. Tak będzie najłatwiej, aby ich zużycie było równomierne.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, ze znajomymi, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, rowery / Trek

Skałka Elfów

  54.58  02:38
Na dzisiaj umówiłem się z Bożeną, że przejedziemy się do Myśliborza. Niestety nawaliłem, wracając zbyt późno do domu i nie udało mi się dojechać w południe do Legnickiego Pola. Gdyby nie to, może udałoby mi się ją namówić, żeby nie rezygnowała.
Ruszyłem sam z półgodzinnym opóźnieniem na południe. Było słonecznie i bezchmurnie, wiatr niewielki, temperatura wynosiła ponad 10 °C, ulice suche. Niestety im bliżej gór, tym temperatura niższa, także w Jaworze było już 8 °C. Kombinowałem jak dojechać do Myśliborza bez kontaktu z terenem i ruchliwymi ulicami, więc trafiły się Piotrowice. Przypomniałem sobie, że dalej znajduje się Chełmiec, ale po drodze trafił się asfalt, o którym prawie zapomniałem.
W Myśliborzu dużo szronu, a temperatura spadła do 3 °C. Całą drogę planowałem wjechać na Skałkę Elfów i napić się gorącej herbaty, którą wiozłem w nowym termosie. Wjechałem więc do wąwozu. Słoneczna Łąka jest teraz białą łąką. W ogóle brak spacerowiczów. Pewnie przez temperaturę, która nocą jest ujemna. Z początku było trochę błota i śladów kół rowerowych, ale dalej już ziemia zamarznięta, chrupała przyjemnie pod kołami.
Podejście na górę było bardzo śliskie. Ostatni huragan także tutaj dał się zauważyć, bo kilka drzew było wywróconych, w tym jedno blokowało drogę. Jakoś się wgramoliłem na szczyt i mogłem podziwiać widoki, odmienne od tych, które widziałem stamtąd ostatnio. A herbata przepyszna, gorąca i cieszę się, że w końcu mam termos. Mogłem jednak wybrać bardziej pojemny, żeby używać go wszędzie, ale jak na moje wycieczki zimowe na rowerze – idealny.
Do powrotu założyłem zimowe rękawice, bo w tej temperaturze było zimno. Chciałem wrócić omijając drogę, którą się dostałem na skałę. Pojechałem więc ścieżką, która była widoczna, ale doprowadziła mnie na skraj wąwozu. Nie byłem pewien dokąd mnie doprowadzi, więc zacząłem wracać, gdy nagle zauważyłem poruszający się czarny obiekt. Był to dzik, który na szczęście się przestraszył i uciekał – niestety w kierunku, w którym ja miałem jechać. Zacząłem kombinować, aż dojechałem do jakiegoś strumienia. Zostawiłem rower i wspiąłem się na wzniesienie po drugiej stronie wody. Byłem na skraju lasu bez widocznej drogi. Wyglądało na to, że zabłądziłem, więc spojrzałem na ślad sygnału GPS i już bez kombinowania zawróciłem do drogi, którą się dostałem na Skałkę Elfów. Gdy zacząłem zjeżdżać tyłem, stwierdziłem, że lepiej będzie po prostu zejść.
Postanowiłem wrócić przez Męcinkę, bo nie widziałem innej możliwości. Nie wybrałem jednak terenu do Chełmca ze względu na błoto, które witało na wjeździe. Droga za Męcinką do kopalni się rozpływa. Myślałem, że wrócę do domu na czystym rowerze, ale ten odcinek był najbardziej brudny dzisiaj. Nawet droga z Bielowic do Warmątowic była lepsza.
Do domu wróciłem po zmroku, odrobinę przemarznięty i bardzo zmęczony. Może zbyt nagle zacząłem te treningi? No ale trzeba korzystać z pogody, bo niecodziennie się zdarza wiosna w grudniu.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, kraje / Polska, rowery / Trek

Legnickie drogi dla rowerów?

  20.64  00:55
Kolejny raz planowałem wyjść na rower jutro, jednak gdy spojrzałem za okno i zobaczyłem suchą ulicę, to od razu chciałem wyjść. Zatrzymała mnie praca, ale udało się wieczorem – tuż po zmroku, ale jeszcze było na tyle jasno, że mogłem z godzinkę pokręcić. Nie miałem pomysłu dokąd pojechać, więc postanowiłem zbadać drogi dla rowerów na Piekarach, które zacząłem ostatnio kartować.
Przejechałem się obok Koziego Stawu i zauważyłem ciekawą iluminację na wyspie. Nie chodzi mi bynajmniej o te dwa łabędzie na środku, ale o drzewa, które teraz nawet w nocy straszą swoimi konarami. Teraz dodatkowo przyciągają wzrok.
Na Wrocławskiej korki, ale jakoś je objechałem skrajem drogi lub krawędzią chodnika, aż wjechałem na pierwszą drogę dla rowerów. Dojechałem do Piekar i przebyłem całą ul. Sudecką. Gdy jednak miałem wracać, to przypomniałem sobie, że Monika wspomniała o nowej drodze dla rowerów w Ziemnicach. Pomyślałem, żeby ją obejrzeć. W miarę wygodna droga dla pieszych i rowerów, choć już widzę co z nią będzie za kilka lat. Zarośnie tak samo, jak ta pod Krobuszem czy wiele innych inwestycji zrobionych na "macie i odwalcie się".
Ze wzgórza w Ziemnicach widziałem przepiękny zachód słońca. Temperatura sugerowała szybki powrót, bo były tylko 2 °C. Nie mogłem więc zwlekać i ruszyłem z powrotem tą samą drogą. Wjechałem też na jedną z dróg dla rowerów na osiedlu, ale wywiodła mnie w pole (prawie wjechałem w krzaki, bo zamyśliłem się), więc znów zawróciłem. Pomyślałem, żeby spróbować wrócić ul. Sikorskiego, a potem Piłsudskiego, omijając wiadukt, więc wyszło, że jechałem w większej mierze drogami rowerowymi. Piekary i Kopernik są strasznie zadymione. Dopiero, gdy wyjechałem z tego drugiego osiedla, za mną została taka chmura cuchnącego powietrza. Nie chcę wiedzieć jak to wygląda w Krakowie.
Gdy dotarłem do skrzyżowania z bezsensownymi drogami dla rowerów donikąd, miałem jakieś 18 km na liczniku. Chciałem dokręcić do 20, więc zrobiłem jeszcze kółko po Starym Mieście, jadąc jakiś kilometr za radiowozem, bo zmierzał akurat tam, gdzie ja. Na tyle mieli psa, a ten strasznie na mnie ujadał (nie, nie jechałem za nimi specjalnie).
Co mogę powiedzieć o legnickich drogach dla rowerów? Ich po prostu nie powinno być. To jest śmieszne, żeby coś takiego oznaczać drogą dla rowerów. Nie miałem dzisiaj butów z blokami, więc kilka razy prawie się zabiłem. Ktoś kiedyś powinien pozwać drogowców za kierowanie rowerzystów na tak niebezpieczne drogi, i nie ma, że można ominąć, bo nie da się, gdy całe Piekary są osrane czymś takim.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery