Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / GT

Dystans całkowity:45227.56 km (w terenie 630.26 km; 1.39%)
Czas w ruchu:2116:31
Średnia prędkość:20.17 km/h
Maksymalna prędkość:66.05 km/h
Suma podjazdów:240028 m
Liczba aktywności:756
Średnio na aktywność:59.82 km i 2h 59m
Więcej statystyk

Krótko po górach

  41.10  02:27
Nie miałem żadnego planu na dzisiaj, bo zatrzymałem się w mało atrakcyjnym dla lekkiej turystyki rowerowej miejscu. Wymyśliłem, że zrobię kilka podjazdów, bo gór tu pod dostatkiem.
Pojechałem jak zwykle boczną drogą. Spodobała mi się, bo są i widoki, i piękne budynki, parę szybkich podjazdów oraz brak aut. Na mapie upatrzyłem sobie kilka dróg wiodących przez łańcuch górski dzielący dwie doliny. Pojechałem pierwszą drogą. Pusta, wąska, stroma i cicha tak bardzo, że słychać było zwierzęta wokół. Potem jeszcze zjazd i znalazłem się w dolinie, przez którą jechałem kilka dni temu na trzech kołach. Okazuje się, że wzdłuż rzeki biegły dwie drogi. Dzisiaj pojechałem tą drugą, pustą.
Miałem zaskakujące szczęście, że trafiały mi się drogi o zerowym ruchu. Gdy tylko dojechałem do drogi powrotnej, na drugą stronę gór, ta również okazała się być pusta. Do tego tak wąska, że zmieściłaby zaledwie jedno auto. Dobrze jednak, że wybrałem taką kolejność dróg, bo było czasem nierówno. Po pięciuset metrach różnicy wysokości byłem na szczycie. Alpejskie widoki przeciskały się między drzewami, a od czasu do czasu spotykałem opuszczone chaty. Potem droga zmieniła się w wygodniejszą, aczkolwiek usłaną serpentynami. Musiałem powoli pojechać w dół, a potem do domu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nagano, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Japońskie Alpy

  46.05  02:32
Rower znów mam sprawny, bark mniej boli, a góry wszyte w krajobraz kusiły tak bardzo, że chciałem znaleźć się bliżej nich. Alpy Japońskie są jednymi z najpiękniejszych gór Japonii.
Tę wycieczkę planowałem na wczoraj, ale i tak nie udałaby się, bo chmury pokryły i niebo, i wierzchołki gór, a i deszcz od czasu do czasu ciapał. Mogłem jedynie zrobić jedno – zobaczyć co z moim rowerem. Kilka otarć, naderwana linka przerzutki, urwany licznik i wyrwana szprycha. Rama i widelec wyglądały na całe, więc oczyściłem rower, ubrałem się i pojechałem do serwisu rowerowego. Powoli, bo nierówności sprawiały dyskomfort, a niestety japońskie pobocza nie nadają się do jazdy na rowerze, mimo znaków drogowych nakazujących korzystanie z nich. Przednie koło, lekko scentrowane, pozwalało na jazdę, więc dojechałem do centrum miasta, gdzie miał być serwis, ale okazało się, że interes został zwinięty. Pojechałem więc do drugiego miasta i tam, nawet komunikując się po angielsku (co jest rzadkością w Japonii), udało mi się naprawić rower. Linka nie wymagała wymiany, bo pęknięty był tylko plastik ochronny, licznik udało się przypiąć trytkami, a naprawa koła poszła szybko, bo zajęła zaledwie minutę.
Dzisiaj z kolei pojechałem na północ, bo góry nie były przesłonięte chmurami. Wybierałem boczne drogi i nawet wygodnie się jechało. Martwiłem się, że będę jechał w dół, a potem wracał pod górę, ale było wręcz odwrotnie. Wzniesienie ciągnęło się jeszcze bardziej, więc jak sobie pomyślę o stromiźnie, która jest jeszcze dalej, na północy, to się tylko cieszę, że wybrałem drogę przez Nagano.
Dojechałem do miasta Omachi i mój czas się kończył. Do gór była jeszcze daleka droga, ale i tak zobaczyłem dużo. Pojechałem na wschód, ponieważ kusiły mnie drogi, które zauważyłem na mapie. Okazały się strzałem w dziesiątkę. Puste, równe i wiodły przez zabudowę wiejską. Piękny widok na dolinę oraz mnóstwo budynków w pięknej architekturze japońskiej dookoła, czyli to, co lubię. Aż szkoda było opuszczać tamto miejsce. Musiałem jednak wrócić do domu gościnnego, bo czekała praca.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nagano, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Z zamku Matsumoto do szpitala

  52.46  02:22
To miał być tylko wypad do zamku Matsumoto i powrót do domu gościnnego, ale wyszło inaczej, mniej przyjemnie.
Do miasta Matsumoto miałem kawałek drogi. Szukałem sposobu, aby uniknąć jazdy po drogach krajowych, ale nie jest to proste, bo auta są wszędzie. Próbowałem jechać przez miasto Azumino, ale tam też było tłoczno. A na moście wpadłem w szczelinę i prawie poleciałem pod ciężarówkę. Całe szczęście koło wyskoczyło z rowka i tylko się zachwiałem.
Znalezienie zamku nie było trudne. Dopiero odszukanie parkingu dla roweru okazało się nie lada wyzwaniem. Obszedłem prawie cały teren zamku, aby w końcu trafić na przypadkowe miejsce. Zabrałem tylko aparat i ruszyłem na podbój tego miejsca. Chmury przesłoniły słońce, więc poszedłem do zamku, kupując bilet. Matsumoto na szczęście nie jest pusty, jak to zwykle bywa w japońskich zamkach, bo wypełnia go kilkadziesiąt obiektów muzealnych z różnych zbiorów. Widok ze szczytu nie zachwycił mnie jakoś szczególnie, ale sam klimat tej XVI-wiecznej budowli jest wart odwiedzin.
Miałem mało czasu przed moją godziną pracy, więc po wyjściu z zamku skierowałem się do domu. Wybrałem inną drogę powrotną i o dziwo po krótkim podjeździe miałem bardzo długi zjazd, na którym licznik pokazywał ponad 55 km/h. A jako że na ogólnodostępnych japońskich drogach obowiązuje zwykle limit 40–50 km/h (czasem 60 km/h), to trochę jechałem nielegalnie.
Szukałem po drodze marketu, bo sklepy konbini (odpowiednik sieciowych sklepów osiedlowych w Polsce) stają się powoli zbyt drogie, jak na moje wydatki. Pojechałem bardziej na północ bez patrzenia na mapę i poszczęściło mi się, bo dojechałem do dużego supermarketu o wymownej nazwie Aeon Big. Zapakowałem zakupy w plecak, który dostałem w pakiecie startowym przed moim pierwszym rajdem i w końcu ruszyłem do domu gościnnego. Pech sprawił, że urwał się sznurek i plecak zsunął się po ręce na kierownicę, a potem na koło. To się zablokowało, a ja poleciałem przez kierownicę na bark. Co dalej? Ogromny ból oraz pomoc z kilku aut, których kierowcy widzieli zdarzenie. Całe szczęście jechałem po pustej drodze dla pieszych i rowerów. Czułem jakby wyskoczył mi bark. Jeden z Japończyków na szczęście mówił po angielsku, więc udało mi się porozumieć. Wezwali karetkę i zostałem zabrany do szpitala. Tam prześwietlenie nie wykazało żadnego złamania i lekarz przypisał mi plastry medyczne ze środkiem przeciwbólowym. Wydałem ostatnie pieniądze w szpitalu, potem jeszcze okazało się, że przyjechała policja, ale tłumacz ze szpitala pomógł mi ze wszystkim. Jako że wypadek miał miejsce niedaleko miejsca, gdzie się zatrzymałem, to świadek zdarzenia zabrał mój rower, a właściciel domu gościnnego przyjechał po mnie do szpitala. Nie widziałem jeszcze mojego roweru, ale na pewno nie jest w najlepszym stanie.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nagano, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kolizja pod Matsumoto

  66.76  03:25
Droga prosta, miasta dwa. Właściwie drogi też dwie, ale ta druga wiodła przez przynajmniej trzy strome podjazdy, więc wybrałem krajową 19 w górę rzeki Chikuma (zwana też Shinano, jest najdłuższą rzeką Japonii).
Dzień zapowiadał się upalnie i był upalny. Miałem okazję, aby się opalić, bo moje białe czoło i czerwone policzki przypominały flagę, która powiewała na mojej przyczepce. Wysokość nad poziomem morza rosła, ale jazda nie była zbyt ciężka. Od czasu do czasu pojawiły się bardziej strome pagórki i kilka tunelów, ale ruch był niewielki. Nie musiałem często uciekać na chodniki i takie drogi mi się podobają.
Jechałem tak w górę, aż po miasto Azumino. Stamtąd jest już tylko 10 km do Matsumoto. Niestety czas mnie gonił, więc musiałem darować sobie odwiedziny na zamku, ale co się odwlecze to nie uciecze. Gdy po wjechaniu w ślepy zaułek chciałem włączyć się do ruchu, nie wiedzieć jakim cudem moja przyczepka się odczepiła, a ja zostałem z pustym rowerem. Całe szczęście kierowca tira jadącego za mną wyhamował, a ja zwlokłem ze środka drogi koło i sakwę, która się odczepiła podczas upadku. Wyjątkowo flaga się nie wybrudziła, jak to było podczas ostatniego upadku. Ja to wiem, że kiedyś źle skończę.
Przez całą moją drogę mogłem podziwiać góry. Czasem tylko te wzdłuż doliny, a czasem białe szczyty widoczne daleko. Nie mogłem się doczekać, aby je ujrzeć. Mój nocleg na ten tydzień znalazłem przez serwis Airbnb. W końcu, gdy byłem blisko celu, na horyzoncie ukazały się olbrzymie masywy górskie pokryte białym puchem (albo może zleżałym śniegiem). Niestety znajdują się one w przeciwnym kierunku do Matsumoto, ale kto wie, mam przecież tydzień na wycieczki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Nagano, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nagano

  134.30  06:52
Plan na dzisiaj był prosty, to i nie mam o czym pisać, mimo że to jedna z najdłuższych wycieczek po Japonii. Musiałem się dostać do Nagaoki i to by było na tyle.
Wyruszyłem wcześnie rano, żeby nie dotrzeć do celu zbyt późno. Niestety nie miałem zbyt wielu opcji, więc wjechałem na krajową 117. Droga wiodła w górę wzdłuż rzeki. Mimo to zdarzało się wiele krótkich pagórków, które wydłużały jazdę. Kawałek przed celem skręciłem do miasta Iiyama. To był dobry wybór, bo w końcu drogi stały się puste i mogłem jechać w takim luksusie prawie do samego Nagano.
Dzisiaj miałem trochę pecha, bo gdy już się cieszyłem, że będę miał się gdzie zatrzymać, to okazało się, że mój host z Couchsurfingu się pomylił. Tak oto skończyłem w hostelu, ale zostałem poczęstowany ciepłym posiłkiem ugotowanym przez Chińczyków.
Wyjątkowo cenię sobie chodniki w Nagano, ponieważ mają bardzo małe krawężniki, więc mogłem jechać szybciej niż auta stojące w korkach.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Nagano, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nagaoka

  80.57  03:30
Plan na dzisiaj był krótki. Dostać się do Nagaoki. Shalaka poleciła mi kilka dróg o małym natężeniu ruchu, więc była szansa przedostać się do kolejnego miasta w miarę szybko.
Na początek ruszyłem na zachód. Kawałek po drodze sprzed dwóch dni, a potem krajową drogą nr 2, która miała być mało popularna. Aut było rzeczywiście mniej. Jechało się przyjemnie. Chmury od czasu do czasu odsłaniały słońce, droga była całkiem równa. Nawet wiatr nie przeszkadzał. Jechało się bardzo przyjemnie.
Zatrzymałem się przy chramie Yahiko-jinja, przespacerowałem się po nim i zorientowałem się, że czas mi ucieka. Musiałem się sprężać, więc zrezygnowałem z drogi nad wybrzeżem i pojechałem wzdłuż rzek. Tak się złożyło, że trafiłem na puste drogi, a i średnia prędkość jakoś podskoczyła. Szybko dojechałem do Nagaoki, po jakichś ulicach dotarłem na miejsce spotkania z Louisem, który przybył z Kamerunu, aby rozwijać się w kierunku wykorzystania elektroniki w informatyce. Przegadaliśmy cały wieczór o kulturze Japonii.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Spacerem po Niigacie

  17.86  01:16
Zapowiadał się pochmurny dzień, więc nie planowałem dzisiaj niczego. Chciałem pojeździć odrobinę po mieście. Ubrałem się ciepło, ponieważ wczoraj mnie przewiało. Po pewnym czasie zrobiło mi się gorąco. Nawet słońce zaczęło wyglądać zza chmur. Ubrałem się zdecydowanie za ciepło.
Chciałem odwiedzić chram Hakusan-jinja, więc pojechałem tam na początek. Obszedłem cały park otaczający to miejsce, porozmawiałem z przypadkowymi ludźmi i pojechałem dalej. Upatrzyłem sobie jeden z polecanych do zwiedzenia obiektów w Niigacie – byłą rezydencję rodziny Saito. Wstęp płatny, ale możliwość wejścia do zabudowy starej Japonii oraz przespacerowania się po ogrodzie była tego warta.
Chciałem jeszcze pokręcić się po mieście bez mapy i celu. Spotkałem kilka kapliczek po drodze, które uwodziły mnie bramami torii, a potem pojechałem do trzeciego już sklepu z elektroniką. Chciałem odszukać ładowarkę do baterii do mojej chińskiej latarki, a także gruszkę, aby wyczyścić aparat, ponieważ na jedną z soczewek dostały się paprochy. Ładowarki niestety nie mieli, więc pojechałem do marketu po obiad i wróciłem do mieszkania Shalaki, aby popracować.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Dzień tulipanów

  70.95  03:36
Na dzisiaj zaplanowałem wybrać się do Gosen, miasta, w którym można zobaczyć pola tulipanów rozległe po horyzont. Zebranie się trochę mi zeszło i w tym czasie wróciła Shalaka, u której się zatrzymałem i która również jest rowerzystką. Dołączyła do mnie.
Wcześnie rano słońce wyglądało zza chmur bardzo chętnie, ale potem się obraziło. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Jedyny plus, że nie wiało, bo miałem już dość. Shalaka dobrze znała trasę, więc poprowadziła nas wzdłuż dróg położonych na wałach rzecznych. Jedne zamknięte dla ruchu drogowego, inne zapełnione autami, ale dojechaliśmy na miejsce i nawet słońce się pokazało.
Wyobrażałem sobie te pola tulipanów ciut większe, ale i tak widoki były piękne. Porobiliśmy mnóstwo zdjęć. Najbardziej podobał mi się widok tulipanów z górami w tle, ale słaby ze mnie fotograf, więc zdjęcia nie wyszły tak, jak chciałem. Potem pojechaliśmy do miasta coś zjeść – tym czymś były warzywa i krewetki w tempurze na ryżu. Nazwy nie znam, ale polecam.
Powrót do domu okazał się być trudny. Zruszył się wiatr. Na szczęście daleko mu było do tego z ostatnich dni, ale przemarzliśmy mocno. Mimo wszystko byłem zadowolony, bo po raz pierwszy nie byłem ani zły, ani sfrustrowany na japońskich drogach, ponieważ na trasie było minimum świateł i krawężników.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Wietrzna Niigata

  47.00  03:02
Wczoraj był dzień biurokracji w Niigacie, prania oraz szybkiego zwiedzania miasta z Shalaką, więc nawet nie włączałem nagrywania. Dzisiaj za to chciałem odwiedzić kilka parków.
Dzień zaczął się niepogodą, bo prognoza ostrzegała przed deszczem, tak samo chmury, które z rana zebrały się na niebie, sugerowały, że lada moment może lunąć. Założyłem więc kurtkę, zabrałem kilka dodatkowych rzeczy na wypadek niespodziewanego prysznica i pojechałem. Na początek jezioro Toriyanogata. Niestety wiatr, który od kilku dni wieje znad Morza Japońskiego, zdmuchnął większość płatków z drzew wiśni, więc wyglądało na to, że sezon sakury przeminął. Musiałem się cieszyć zdjęciami, które zrobiłem wcześniej.
Objechałem jezioro, błądząc kilkakrotnie, spacerując po kilku parkach, a potem ruszyłem nad morze. Z ciekawości chciałem pojechać tunelem biegnącym pod ujściem największej rzeki Japonii, Shinano. Niestety jest on niedostępny dla pieszych i rowerzystów, więc zawróciłem. Za kolejny cel obrałem chram Hakusan-jinja, ale przegapiłem go i ostatecznie – walcząc z wiatrem w twarz – dojechałem do zachodniego brzegu wyspy. Fale na morzu były bardzo wysokie, a wiatr wydawał się zwiększać, bo czasami aż ciężko było ustać, a co dopiero jechać. Jakoś ruszyłem wzdłuż wybrzeża, gdzie spotkałem burzę piaskową, a ta nie opuszczała mnie do końca dnia.
Wciąż kusił mnie wysoki budynek hotelu lub cokolwiek się tam mieści, gdzie na 30 piętrze (31F według japońskiego systemu) można obejrzeć panoramę miasta. Dostałem się więc tam, ale chmury, które do tamtej pory sięgały zaledwie horyzontu morza, przesłoniły całe niebo. Zdecydowałem się ewakuować, aby zdążyć do mieszkania Shalaki. Kilka kropel spadło z nieba, ale to było na tyle. Nie taki diabeł straszny.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Niigata

  98.73  04:45
Dzień zacząłem od tostów z dodatkami na śniadanie. Potem pan Toshiharu pokazał mi otoczenie domu. Śnieg wciąż leżał jak okiem sięgnąć, a zimą podobno były aż 3 metry. Potem jeszcze pojechaliśmy do położonego nieopodal onsenu (gorące źródła), bo w domu nie było wody. Dopiero wtedy zebrałem się i ruszyłem w drogę.
Początek okazał się nawet prosty. Puste ulice, spadek terenu. Pomijając dziurawe drogi oczywiście. A temperatura była na tyle przyjemna, że jechałem w koszulce z długim rękawem. Zjazd ciągnął się strasznie długo. Dojechałbym wczoraj do celu daleko po północy, gdyby nie uprzejmość pana Toshiharu. Mam lekcję na przyszłość, że dzienny dystans z trzecim kołem nie powinien przekraczać setki.
Dalsza droga wzdłuż doliny, a potem przez miasta aż po samo Morze Japońskie. Wiatru z rana nie było, a potem pojawił się z kierunku przeciwnego do wczoraj, więc miałem lekką pomoc. Do czasu, gdy się nie zmienił i nie zaczął przeszkadzać.
Po drodze mogłem podziwiać białe szczyty gór. Zatrzymałem się przy przypadkowym chramie, a potem jeszcze spróbowałem swoich sił z rzeką obsadzoną sakurą. Problem stanowiły wiatr i brak słońca, więc niełatwo było uchwycić dobre zdjęcia. Spotkana tam Japonka powiedziała mi, że zbliża się burza, więc zacząłem się obawiać deszczu i zwiększyłem tempo.
Jazda po japońskim mieście do przyjemnych nie należy, a ponieważ miasta są wszędzie poza górami, to miałem ten problem wzdłuż całego wybrzeża aż do Niigaty. Po zmierzchu zaczęło kropić i obawiałem się, że nie zdążę, ale wciskając się w boczne uliczki, udało mi się dotrzeć do mieszkania Shalaki podchodzącej z Indii, którą poznałem przez serwis Couchsurfing. Potem już nie było zbyt przyjemnie, gdy się rozpadało.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery