Było nieznośnie upalnie, gdy ruszałem. Lato zbliża się powoli i obawiam się go, ale żeby nie było tak lekko, to po drodze jest jeszcze sezon deszczowy. Taki miesiąc bez roweru. Obym się mylił.
W sumie nie mam o czym pisać, bo droga była prosta. Gór niewiele, a gdy się pojawił garb, to i tak mogłem go pokonać tunelem. Koło południa pojawiły się chmury, więc przestałem się martwić prażącym słońcem. Aut też było jakby mało, a gdy wjechałem na drogi lokalne, to już całkiem jak na Islandii.
Do Kanazawy dostałem się po bocznych drogach, jadąc za miejscowymi rowerzystami. Potem to już tylko potłuc zęby, bo drogi dla rowerów z Toyamy to mrzonka mieszkańców Kanazawy. W końcu dostałem się do mieszkania Kariny z Brazylii, która zaprosiła mnie na dłużej. Będzie to moja baza wypadowa dla kilku wycieczek.