Ten czas tak strasznie szybko ucieka. Chciałem zrobić sobie dzień wolnego, ale zauważyłem, że to już piątek. Tak mało widziałem, że wybrałem punkt na mapie i ruszyłem w jego kierunku. Planowałem pojechać w góry albo do Komatsu, ale po ostatnich dwóch dniach miałem dość gór, a przez Komatsu i tak przejadę jutro.
Ruch był dzisiaj bardzo mały. Albo to ja miałem szczęście wpaść na lokalne drogi. Słońce na bezchmurnym niebie nie miało litości i od rana smażyło ze wszystkich stron. Obawiam się lata. Może będę musiał odstawić rower. Może zabiorę plecak i wyruszę autostopem. Tak dawno tego nie robiłem.
Moim celem na dzisiaj był chram Shirayama Hime-jinja. Zanim do niego trafiłem, dojechałem do parku Shishiku. Kusiła mnie kolejka linowa, ale nie wiedziałem czego się spodziewać na górze i nie skorzystałem z przygody. Zostałem na ziemi, robiąc krótki spacer. Potem dojechałem do chramu. Spędziłem chwilę w ciszy i spokoju. Nie dziwię się, że świątynie i chramy można spotkać wszędzie. One dają ukojenie dla nerwów nadwyrężonych życiem w Japonii. A może to ja niepotrzebnie się denerwuję.
Pozostało mi powrócić do domu w popołudniowym słońcu. Zapomniałem poszukać nowego zawiasu do bagażnika. Jutro będę miał problem logistyczny z przewozem torby.