Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / Trek

Dystans całkowity:78801.94 km (w terenie 7615.96 km; 9.66%)
Czas w ruchu:3278:21
Średnia prędkość:18.81 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:457369 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:226193 kcal
Liczba aktywności:935
Średnio na aktywność:84.28 km i 4h 00m
Więcej statystyk

Kolejna grudniowa noc pod Poznaniem

  54.46  02:40
Bałem się dzisiaj deszczu, dlatego do pracy pojechałem beznadziejnymi tramwajami. Popadało tyle, co nic, więc po kolacji wyszedłem po raz kolejny przejechać się po nieznanym.
Ruszyłem przez Cytadelę, ominąłem Stary Rynek i pojechałem drogą z poniedziałku – na Buk. W Poznaniu temperatura wynosiła ponad 4 °C, widoczność była idealna jak na grudniową noc, ale długo się tym nie nacieszyłem. Zaraz za miastem pojawiła się mgła, temperatura spadła poniżej 2 °C, jednak nawet nie myślałem, aby zawracać. Pojechałem do Tarnowa Podgórnego, a potem skierowałem się do Rokietnicy. W końcu miałem z wiatrem. Niestety, ponieważ było późno, to dojechałem tylko do drogi wojewódzkiej i skręciłem ku Poznaniowi. Nie miałem sił na dłuższy dystans. Jedyną nadzieją były kolejne 3 dni zanim zacznie się mój urlop. Oby nie padało.
W końcu przyszła nowa latarka prosto z Chin – Convoy S2 (XML2 U2-1A). Niestety zamówienie zostało podzielone na 3 osobne przesyłki, więc na akumulatory oraz uchwyt na rower wraz z ładowarką jeszcze trochę poczekam. Chyba że z niecierpliwości poszukam sklepu z elektroniką. Opis zamówienia oraz inne przydatne informacje można znaleźć tutaj. Zastanawiam się nad kilkoma modyfikacjami latarki, ale na razie chcę przetestować to, co mam.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Dzisiaj także nie padało

  77.13  03:37
Wyglądałem za to okno, czekałem na ten deszcz i nic, a przynajmniej nie zauważyłem ani kropli, bo jak zniecierpliwiony wyszedłem, to minąłem sporo kałuż. Nie były jednak straszne i wyruszyłem gdzieś pod Poznań, gdzieś daleko, gdzieś w nieznane.
Chciałem przejechać przez Park Cytadelowy drogą, którą ostatnio jeździłem do pracy, ale Enea ofoliowała pół parku. I tak przedostałem się, bo część z tych „blokad” była poprzerywana. Może było już po wszystkim? Cokolwiek tam się działo. Pojechałem jeszcze na Stary Rynek. Błędem to było, bo ludzi tak wiele, że musiałem wlec się wolniej niż licznik mógł zarejestrować, więc wychodzi na to, że jechałem wtedy 0 km/h.
Jeszcze tylko raz zabłądzić, jeszcze kilka kilometrów dróg dla rowerów i jestem, wyjechałem z Poznania. Zaczynało się ściemniać, ale to nic, ciepło było. Jedynie w Wysogotowie barany dróg robić nie umieją, bo prawie wpadłem na 15-centymetrowy krawężnik, gdy chciałem wjechać na drogę dla pieszych i rowerów. Mogłem jechać drogą, przecież prawa nie łamię. Jedynie dupki w blachosmrodach stwarzaliby dla mnie zagrożenie, więc chyba wybrałem mniejsze zło, zjeżdżając z ulicy.
Miałem równiutki asfalt w kierunku Buku, skręciłem na ciut mniej równy do Brzozy, a potem starymi i zniszczonymi duktami przez Ceradz Kościelny i Lusowo do Kiekrza. W stronę domu było lepiej, choć na kilku skrzyżowaniach, nie wiedzieć czemu, kierowcy mnie przepuszczali, tworząc dezorientację. Cóż, może żółta kamizelka daje jakieś przywileje?
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Nocą, bo miało padać

  50.55  02:18
Wczorajsza prognoza zasugerowała mi wizytę w Wolsztynie. Dzisiaj zaspałem na pociąg, a gdy szykowałem nowy plan, do Inowrocławia, rzuciłem okiem na prognozę i się przeraziłem. Nie dość tego, że lada chwila miało zacząć padać, to deszcz był prognozowany także na niedzielę. Odpuściłem więc, jednak gdy przez cały dzień nie spadła chyba nawet kropla, to wybrałem się na wycieczkę – nocą.
Miała to być najpierw przejażdżka tylko do Biedruska, ale że przez ostatnie 2 dni nie jeździłem do pracy na rowerze, więc postanowiłem odrobić zaległe kilometry. Pojechałem kawałek do Murowanej Gośliny, a potem wróciłem przez centrum Poznania. Plac Wolności aż straszy liczbą światełek. Nie pamiętam kiedy ostatnio ich tyle widziałem.
Mój plan wykonania tegorocznego celu przewidywał po 20 km dziennie z dojazdów do pracy (zwykle jest to ok. 15 km) oraz przynajmniej 150 km w ten weekend. Niestety, ze względu na niekorzystne warunki pogodowe, mogę mieć problem, ponieważ nawet zakładając, że cały tydzień będzie bezdeszczowa pogoda, to będę musiał codziennie robić po 50 km. Wszystko dlatego, że wyjeżdżam w przyszłą sobotę do rodziny. Może po prostu zaliczę jeszcze kilka nocnych wypadów w ciągu tego tygodnia.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Przez poligon, byle do czterdziestu

  48.43  02:15
Prognoza pogody przewidywała opady deszczu na dzisiejsze popołudnie, dlatego wybrałem się jedynie na krótką przejażdżkę. Wczoraj za słabo się nawadniałem i niełatwo było dzisiaj wstać. Podczas porannego treningu czułem, że moje mięśnie są dużo słabsze niż zwykle. Mimo to chciałem wyjść.
Miało wiać z południa, więc wybrałem się na północ. Wyjątkowo, jak na grudzień, mogłem powiedzieć, że jest za gorąco. Chyba rozgrzewkę zrobiłem zbyt długą, bo już podczas ubierania się było mi gorąco, a ubrałem się lżej niż wczoraj. Przez kilkanaście kilometrów cierpiałem z przegrzania. Już sam nie wiem, jak mam się ubierać, a że nie zabrałem plecaka, to nie miałem nawet możliwości zmiany bluzy na coś lżejszego.
Droga w lesie na Morasku jest w coraz gorszym stanie. W lecie jest tak sypka, że można się zagrzebać, a teraz tak rozjeżdżona przez konnych, że telepie gorzej niż na poznańskim Starym Rynku (a jest on wyłożony jednym z najgorszych bruków, po jakich jeździłem). Potem już z górki dojechałem na poligon. Jadąc przezeń, spotkałem kilkunastu rowerzystów. Pierwszy tylko gapił się jak ciele, reszcie nie mam wiele za złe. Najwyżej to, że nie machają jako pierwsi.
Ponieważ pokonany dystans mnie nie satysfakcjonował, to pojechałem jeszcze do Murowanej Gośliny. Tuż przed Promnicami spotkałem coś niewiarygodnego, bo oto obniżyli krawężnik i od teraz umiejętność latania staje się zbędna. Można normalnie dostać się z ulicy do drogi dla pieszych i rowerów, choć daleko temu rozwiązaniu do ideału. Dalej udałem się do Mściszewa, gdzie pomyliłem drogę (chłopaki na motocrossach mnie naprowadzili na właściwą trasę), potem po betonowych płytach do Promnic i przez Biedrusko do Poznania.
Chciałem wykręcić przynajmniej 40 km, bo mam już zaplanowaną liczbę kilometrów, którą muszę przejechać, aby tylko wykonać tegoroczny cel. Nie będzie to proste z powodu prawdopodobnych opadów deszczu. Muszę się jednak speszyć, ponieważ mój urlop zaczyna się 20 grudnia i wyjeżdżam w rodzinne strony bez mojego roweru. Chyba że wrócę przed sylwestrem.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W mroczny wieczór przez Kazimierz Biskupi

  133.43  06:12
Miał wiać wiatr zachodni, dlatego uznałem, że najlepszą opcją będzie jazda na wschód. Miało, bo wiatru prawie nie było, więc największym przeciwnikiem stały się opory powietrza. Przy okazji mogłem przejechać przez kilka nowych gmin.
Na początek musiałem dostać się do Nekli. Ludzi było tak mało, że nie musiałem się dzisiaj denerwować podczas wyjazdu z Poznania. Jedyni rowerzyści, których dzisiaj spotkałem mieli powyżej 40–50 lat. Gdzie ci wszyscy młodzi jeżdżą?
Za Neklą, gdy jechałem prawie 30 km/h, dogonił mnie rowerzysta i zagaił pytaniem, czy nie skręcam w las. Cóż, skręcałem, ale nie w drogę, którą jechał on. Później niestety przejechałem swoje skrzyżowanie i dotarłem aż do Czerniejewa. Naprostowałem pomyłkę kilka wsi dalej.
Zaczęło się ściemniać, gdy byłem w Powidzu. Zrobiłem szybkie zakupy i ruszyłem dalej. Musiałem objechać Jezioro Powidzkie, bo o tej porze chyba nie wynająłbym łodzi. Jechało się coraz lepiej, nawet przestało mi być zimno w dłonie i stopy.
We wsi Ostrowite natknąłem się na studzienki, ale nie byle jakie, bo nie pamiętam, abym kiedykolwiek po takich jechał. Absolutnie niewyczuwalne. Żal, że inni nie wezmą przykładu z tej perfekcji.
Miałem cichą nadzieję, że uda mi się zobaczyć klasztor w Puszczy Bieniszewskiej. Spóźniłem się o kilka godzin. Trzeba było wyruszyć wcześniej. Tymczasem do dworca kolejowego w Koninie dotarłem po godz. 17. Akurat gdy kilkanaście minut wcześniej odjechał jeden z pociągów. Na kolejny czekać musiałem półtorej godziny, choć i to nie do końca. Gdy kupowałem bilet w automacie, pokazał się pociąg o 18.31, więc wyszedłem na peron i czekałem jak głupi, choć nie jako jedyny. Po kilkunastu minutach rzuciłem okiem na rozkład jazdy i dowiedziałem się, że o tej godzinie pociąg pojedzie dopiero od poniedziałku, a ja musiałem czekać prawie do 19.00. Co za idioci piszą oprogramowanie do tych biletomatów? Czy nie można tego połączyć z systemem informacji kolejowej?
Jestem zły na mój rower. Po kompletnej wymianie napędu nadal słychać stukanie w okolicach korby, choć co prawda nie ujawniło się od razu. Już nie mam sił. Może powinienem sprzedać go? Nie wiem, czy mi się to opłaci, choć na pewno zaoszczędziłbym trochę nerwów. Sentyment mi nie pozwoli.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 16

  25.06  01:15
Przez wczorajsze zimno dopadł mnie leń i prawie nie wyszedłem na rower, ale gdy policzyłem ile kilometrów mi pozostało do tegorocznego celu, który obrałem kilka tygodni temu, wtedy zmusiłem siebie i wyszedłem choć na krótką przejażdżkę.
Pojechałem nad Maltę. Temperatura odczuwalnie była niższa niż wczoraj. Możliwe, że dlatego, ponieważ jechałem często pod wiatr. Zrobiłem więc rundkę wokół jeziora, przejechałem przez miasto i pojechałem jeszcze do sklepu po kolację. Zima za pasem i coraz ciężej się jeździ. Mam nadzieję, że uda mi się przejechać 12 tys. w tym roku.
Ostatnio zacząłem uzupełniać zaległe wpisy na blogu i zauważyłem, jak bardzo zmieniłem nastawienie do Poznania. To miasto coraz mniej mnie irytuje. Chyba za mocno się do niego przyzwyczajam. Nie brzmi to dobrze, bo mimo wszystko źle się tutaj czuję.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Przez Kraków i Piłę do serca Puszczy Noteckiej

  83.12  03:29
Wiatr nadal wieje z południowego-wschodu, więc mogłem jedynie pojechać po raz kolejny w tamte rejony pociągiem i wrócić do Poznania na rowerze albo pojechać na północny-zachód rowerem i wrócić pociągiem. Wybrałem tę drugą opcję, bo chciałem się wyspać, a w dodatku ostatnio zbyt często jeżdżę na południe. Mały odpoczynek od zaliczania gmin przydał się, zwłaszcza że nie było dzisiaj zbyt ciepło. Właściwie to nie było ciepła w ogóle.
W końcu mam sprawny napęd. Z początku ciężko było się do niego przyzwyczaić, bo na zużytym ruszanie wyglądało jak powolny start lokomotywy parowej. Dodatkowo zmieniłem pedały zatrzaskowe na zwykłe, bo w poprzednich pojawił się luz, a zresztą zimą jazda w przewiewnych butach mijała się z celem. Mam nadzieję, że ten napęd będzie mi długo służył. Jedynym problemem jest brak regulacji linki do tylnej przerzutki, którą też wymieniłem. W niskiej klasy osprzęcie taka regulacja jest przy przerzutce, a jako że przeszedłem na Shimano Deore, to powinienem był wymienić także manetki. Na razie uważam to za zbędny wydatek, więc jedynie zamontuję regulator na pancerzu, gdy tylko do mnie dotrze.
Z powodu ujemnej temperatury, moja komórka wylądowała w kieszeni kurtki, stąd też wszelka nawigacja polegała na zapamiętaniu trasy i postojach w razie wątpliwości. Z Poznania wyjechałem prawie bezproblemowo. Potem już miałem z wiatrem do Szamotuł. Do Obrzycka droga była fatalna. Wiedziałem o tym z innej wycieczki, ale miałem nadzieję, że coś się poprawiło. W międzyczasie mój Oshee zamarzł, więc została mi już tylko herbata w termosie. Za Obrzyckiem wjechałem na kilka fragmentów dróg dla pieszych i rowerów. Niepotrzebnie, bo co chwila wracałem na jezdnię przez leżące tam drzewa. Wycięto tyle pięknych drzew.
Przed Wronkami wjechałem do Nowego Krakowa, a chwilę później do Piły. W samych Wronkach spotkała mnie niemiła niespodzianka. Objazd, który widziałem za Obrzyckiem, dotyczył mojej drogi, po której planowałem dojechać do środka Puszczy Noteckiej. Droga wojewódzka nr 140 była zamknięta. Zatrzymałem się na stacji Orlenu, żeby się ogrzać i rozważyć warianty dalszej drogi. Jedynym sensownym wyjściem był teren, którego najbardziej się obawiałem. Z nowym napędem chcę postępować rozważnie, nie zasypując go piachem na prawo i lewo (przynajmniej na razie). Do pociągu miałem niestety ponad 2 godziny, więc nie widziałem innego wyjścia, jak wjechać w teren.
Jak na złość ostatnio wszystko mi wypada z rąk. Byłem wczoraj w Decathlonie, aby kupić trochę ciepłych podkoszulków pod kurtkę, bo dojazdy do pracy są coraz chłodniejsze i sama kurtka o dziwo przestaje wystarczać (jakieś zmęczenie materiału przez kilkakrotne pranie?). Po wyjściu ze sklepu wyleciała mi z rąk tylna lampka. Roztrzaskał się element ochronny. Na szczęście diody świecą na czerwono, dlatego nie było to dużym zmartwieniem. Problemem były baterie, których już nic nie powstrzymywało przed wypadnięciem. Na szczęście trzymają się mocno i na żadnym z wybojów nie musiałem się zawracać. Dzisiaj za to wyleciał mi licznik. Po 61 km jazdy straciłem wszystko. Podczas wymiany baterii mam 30 sekund na utratę danych, a tutaj doszło do jakiegoś twardego resetu. Wszystkie dane z wycieczki to tylko wyliczenia na podstawie danych GPS. Jako że do tamtego zdarzenia miałem średnią 24,5 km/h, to ze średniej z GPS-a (czas w ruchu liczy strasznie niedokładnie) obliczyłem przybliżony czas w ruchu. Teraz muszę na nowo obliczyć obwód koła.
Droga przez las nie była najgorsza. Zamarznięty piach dało się łatwo poskromić. Pomyśleć, jak bardzo męczyłbym się, gdyby temperatura była dodatnia. Dojechałem do Rzecina, ale wolałem nie ryzykować z jazdą do drogi wojewódzkiej, która nie wiadomo na jakim odcinku była zamknięta. Chciałem pojechać od Hamrzyska do Miałów, bo podobno są to ładne okolice. Może jeszcze będzie ku temu okazja. Tymczasem dojechałem do Mężyka, skąd już po chwili jazdy asfaltem znalazłem się w Miałach. Miałem 45 minut do pociągu. Nie ma tam żadnej poczekalni, a na mapie nie widziałem żadnych dróg, aby w prosty sposób dotrzeć do Mokrza czy Drawskiego Młynu. Pozostało mi czekać, przestępując z nogi na nogę, żeby nie zamarznąć.
W pociągu zauważyłem, że brakuje zęba w największej zębatce korby. Nie chcę nawet wiedzieć, czy to jedyny ubytek. Tak to jest. Nie sprawdziłem tego, w serwisie także nie przyłożyli się i co teraz mogę zrobić? Następnym razem sam wymienię sobie napęd. Za 2 lata, o ile nie wywalę tego roweru, już na pewno będę gotowy do samodzielnego majsterkowania także przy mechanizmie napędowym.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, dojazd pociągiem, terenowe, rowery / Trek

Listopad 2014

  290.92 
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Jarocin

  158.37  07:28
Tym razem wstałem o 5, wyjechałem z domu z 15-minutowym wyprzedzeniem i udało się – wsiadłem do pociągu, aby wykonać plan sprzed tygodnia. Po prawie dwóch godzinach wysiadłem... za wcześnie. Najwidoczniej pociąg miał opóźnienie, a że nie zauważyłem nazwy stacji, to byłem przekonany, że dotarłem na miejsce. Miałem do nadrobienia niecałe 5 km.
Były 3 °C, wiatr wiał z południowego-wschodu, ale podróż zaczęła się bardzo dobrze. Po ok. 10 km zaczęło mi się robić zimno w stopy i dłonie, mimo że jechałem wtedy z wiatrem. Także osłona lasu niczego nie zmieniła. Dopiero gdy zatrzymałem się, aby zjeść przygotowane jedzenie i wypić gorącą herbatę, wtedy poczułem się lepiej. Dziurawa droga przez las dodatkowo mnie rozgrzała, gdy omijałem setki kałuż. Im bardziej na północ, tym mniej odczuwałem ból.
Gdy myślałem, że znalazłem się na ostatniej prostej do Jarocina, dostrzegłem swoją pomyłkę, bo skręciłem na niewłaściwą drogę. Byłem zły. Nie chciałem się zawracać, więc zrobiłem sobie spacer po chodniku. To mi bardzo pomogło, bo przestałem czuć ból w stopach, nawet mogłem zacząć ruszać palcami. Odtąd wiedziałem, że gdy będzie bardzo źle, to mogę zrobić spacer na rozgrzewkę, i tak też kilka razy później zrobiłem.
Jarocin jest bardzo ładnym miasteczkiem. Miałem plan ominięcia go, gdy zboczyłem z trasy, ale cieszę się, że tego nie zrobiłem. Przez olbrzymie korki przegapiłem po raz kolejny skrzyżowanie, na którym według planu miałem skręcić. Znalazłem się na drodze, którą przyjechałem do centrum miasta. Na szczęście na mapie była inna ulica, na której w prosty sposób mogłem naprostować swoją trasę. W międzyczasie temperatura wzrosła do 4 °C, ale tylko tymczasowo, bo do końca dnia spadła o pół stopnia.
Wjechałem na kolejną drogę krajową, już o mniejszym natężeniu ruchu. Dalej drogami lokalnymi (widziałem nawet Panienkę) dotarłem do Błażejewa. Tam zauważyłem wiatę turystyczną fundacji All For Planet. Na niezdewastowanej mapie, która się tam znajduje, wypatrzyłem czarny szlak rowerowy prowadzący do Śremu. Postanowiłem pojechać nim, ale niestety odcinek, który pokonałem okazał się być głównie terenowy. Pewnie mniej czasu zajęłaby mi jazda okrężną drogą po asfalcie, ale w ten sposób ominąłbym dużo terenu.
W Śremie znów zatrzymałem się na zapiekankę, jak ostatnio, ale z tego głodu zamyśliłem się i pojechałem przez centrum miasta zamiast ciut krótszą obwodnicą. Kilka kilometrów za miastem zatrzymałem się, żeby odrobinę wyczyścić rower z błota, bo wczoraj dostałem sygnał, że przesyłka z nowym napędem jest już w drodze, więc chciałbym, żeby rower się jakoś lepiej prezentował w serwisie. Włączyłem też światła, bo zaczęło zmierzchać i założyłem okulary, które dzisiaj wyjątkowo miałem zdjęte, bo z chustą na nosie było tak po prostu wygodniej. Dopiero podczas zmierzchu wiatr zaczął mi dokuczać, więc założyłem je na nos.
Do Poznania dojechałem wykończony. Nie mam pojęcia czemu, bo do pracy cały tydzień jeździłem na rowerze, a dzisiejszy dystans nie był jakiś powalający. Czy to wina zużytego napędu? Przekonam się za tydzień, gdy pojadę gdzieś na sprawnym rowerze. Ciekawe jaki będzie wiatr. Czy pozwoli mi zaliczyć kilka kolejnych gmin?
Kategoria Polska / wielkopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, kraje / Polska, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Nocą w lesie pod Kórnikiem

  65.91  03:38
Obudziłem się dzisiaj o godz. 5, tylko po to, aby zamknąć na chwilę oczy i wstać 4 godziny później. Planowałem znów zaliczać gminy, ale nic z tego nie wyszło i prawie zakończyło się dniem bez roweru. Na szczęście zebrałem się i wyszedłem, choć na chwilę, mimo że silny i zimny wiatr nie zachęcał.
Pojechałem na południe, aby potem lasami przedostać się na wschód i wrócić z wiatrem do domu. Droga z początku nie była męcząca, choć myślałem, że wiatr boczny da mi w kość. Dopiero za Głuszyną Leśną, gdy wyjechałem z zabudowań, wiatr pokazał, jaki jest silny. Chciałem się jak najszybciej znaleźć w lesie, ale na przeszkodzie stanęła droga prywatna. Właściwie przeszkoda to żadna, ale ciekawi mnie jej cel. Jeśli droga jest zamknięta, to czy hotel i części samochodowe są tylko na dowóz?
Dostałem się do lasu. Była już prawie noc, a droga zniknęła kilka lat temu. Właściwie to nie było tam żadnej drogi, nawet na mapie. Zawróciłem i spróbowałem objechać kawałek lasu w nadziei na znalezienie czegoś bardziej przejezdnego. Udało mi się trafić na wycinkę drzew i tym samym na coś przejezdnego, choć wygody próżno było oczekiwać. Jazda nocą przez las po marnej jakości leśnych drogach nie jest najlepszym pomysłem, ale nie poddawałem się, chciałem dojechać do Mościenicy. Obawiałem się leśnej zwierzyny, ale jedynie jedna sarenka przecięła moją drogę. Tuż przed Mościenicą wpadłem w koleinę. Choć lądowanie miałem miękkie, to otarcie na kolanie przeszkadzało mi do końca podróży. Na szczęście było to prawie koniec dróg terenowych. Potem już asfaltami, uważając na piratów drogowych, wróciłem do domu.
Mój napęd jest niestety do wyrzucenia, a przejechałem na nim ponad 20 tys. km. Od kilku dni szukam nowych części, bo jak porównałem ceny, które mi zaproponowano w serwisie rowerowym i na stronach sklepów internetowych, to wyszło, że mogłem zapłacić nawet 50% więcej za niektóre części. W dodatku dowiedziałem się, że w tym sezonie pokonałem już prawie 11 tys. km. Jeszcze jedna dłuższa wycieczka i będę mógł startować do dwunastki!
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery