Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po zmroku i nocne

Dystans całkowity:43699.29 km (w terenie 3118.26 km; 7.14%)
Czas w ruchu:2266:38
Średnia prędkość:19.17 km/h
Maksymalna prędkość:70.40 km/h
Suma podjazdów:295898 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:108246 kcal
Liczba aktywności:551
Średnio na aktywność:79.31 km i 4h 08m
Więcej statystyk

Towarzyska Zielonka

  101.72  04:32
Rzadko z kimś jeżdżę. Ostatnią taką w miarę zaplanowaną podróżą była wizyta na japońskiej plantacji tulipanów. Dzisiaj nadarzyła się kolejna sposobność. Ania zaproponowała przejażdżkę do Zielonki.
Dzień zapowiadał się ciepły. Pojechałem rozgrzać się przez Wysogotowo. Wyjątkowo nie zatrzymał mnie przejazd kolejowy w Plewiskach. Chyba pierwszy raz w życiu. Potem przedostałem się przez centrum i już wspólnie ruszyliśmy w kierunku Tulec. Wiatr był momentami paskudny, ale szybko pokonaliśmy dystans. W kierunku północnym było dużo przyjemniej.
Zatrzymaliśmy się nad dwoma jeziorami. Na pierwsze nigdy w życiu nie wpadłbym, bo skrywało się za drzewami, a nad drugim byłem tak dawno, że nawet nie pamiętam kiedy. Ostatnio chodzi mi po głowie ponowna wizyta nad jeziorem Gopło, bo mówi się o wysychającym Pojezierzu Gnieźnieńskim, więc może zacznę częściej jeździć nad jeziora.
Miała być Zielonka, ale nawet nie zaczepiliśmy o nią. Może innym razem. Powrót do Poznania bez większych problemów, wiatr zdążył osłabnąć. Miałem nadzieję zobaczyć zachód słońca nad Jeziorem Maltańskim, bo niebo zapłonęło pomarańczą, ale gdy dotarliśmy na miejsce, było po fajerwerkach. Po rozdzieleniu się pojechałem dłuższą drogą po Wartostradzie, żeby dokręcić do setki.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, ze znajomymi, rowery / GT

Pobiedziska, Poznań

  78.36  03:21
Było dzisiaj całkiem ciepło. Wyskoczyłem pokręcić się po nieznanym. Wiało z północy, więc pojechałem na północ miasta i ostatecznie ruszyłem w kierunku Pobiedzisk. Jechało się super. Tam mnie złapał zmierzch i przypomniałem sobie o beznadziejnej drodze dla kaskaderów, na którą wpadłbym, gdybym ruszył do Kostrzyna. Zawróciłem i pojechałem przez Biskupice. Trafiło mi się parę całkiem wygodnych dróg. Szkoda, że pod Poznaniem tak śmierdzi spalinami. Miejscami gorzej niż dymem z kominów. Mam wrażenie, że ludzie jeżdżą coraz gorszymi wrakami.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Ostatnie wrzosy

  128.67  05:46
Nie mając niczego lepszego do roboty, pojechałem ponownie do Puszczy Noteckiej, aby sfotografować wrzosy. Przedpołudnie było chłodne, toteż założyłem bluzę. Nie przejechałem w niej daleko, bo za Poznaniem słońce zaczęło momentami podpiekać.
Jechałem przez Szamotuły do Obrzycka i dalej wgłąb puszczy na poszukiwania wrzosów. Ledwo można było dostrzec kwiaty. Większość przekwitła, zostało parę kępek z jakimiś kwiatami. Ile się naszukałem, żeby znaleźć co ładniejsze, a i żeby były jakoś oświetlone słońcem.
Wróciłem się do Zielonejgóry, aby ruszyć standardowo w kierunku drogi dla rowerów do Obornik. Tym razem pokonałem ją niespiesznie, rozglądając się za obiektami do sfotografowania. Podczas każdej kolejnej wizyty tamże odkrywam nowe, przyrodniczo fascynujące rzeczy. Droga jest nie tylko idealna, ale i malownicza.
Z Obornik pojechałem przez Objezierze do Poznania. Zmierzch złapał mnie strasznie szybko. Pojechałem przez Grunwald i trafiłem najpierw na ruch kierowany przez policję, na zamkniętą dla ruchu samochodowego ulicę Bułgarską, a potem na przyczynę tego rabanu – pełny stadion. Miałem odrobinę szczęścia, bo przejeżdżałem obok niego w momencie, gdy kibice zaczęli opuszczać obiekt. Nie spotkałem więc wielu przeszkód na drodze i w miarę bezpiecznie się między nimi przecisnąłem.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Wrzosy

  120.43  05:08
Wyszedłem wcześniej z biura. Plan: zobaczyć wrzosy. Upał powrócił i było ciężko, ale jechałem z planem sfotografowania wrzosów. Początek miałem z wiatrem. Wjechałem na krajówkę. Były olbrzymie korki, ale w stronę Poznania. Na północ jechało się nie najgorzej.
Z Obornik pojechałem oczywiście moją ulubioną drogą dla rowerów wzdłuż Puszczy Noteckiej. Miałem pod słońce, ale nie przeszkadzało mi to w rozglądaniu się za ładnymi kadrami. Zatrzymałem się przy wrzosach, które wypatrzyłem w niedzielę. Czułem niedosyt, więc pojechałem dalej, żeby udać się wgłąb puszczy. Nawet słońce sprzyjało wieczornej fotografii. Obskoczyłem kilka kępek i zebrałem się w drogę powrotną. Pojechałem prosto przez Szamotuły. Temperatura w końcu zrobiła się przyjemna. Miałem pod wiatr i jechało się wolno. Zmierzch złapał mnie jeszcze sporo przed Poznaniem. Miałem ze sobą bluzę, ale nawet jej nie założyłem.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Znowu zawróciłem

  91.64  05:04
Pechowo zaczyna się ten rok. Moje zmiany planów zamieniają się w standard. Ale może po kolei. Była całkiem spokojna, bezdeszczowa sobota. Chciałem wypróbować nową kurtkę softshell. Mimo wiatru z zachodu, ruszyłem w kierunku Krzyża Wielkopolskiego z planem powrotu pociągiem.
Wyjazd z Poznania był nieco kłopotliwy, bo miałem pojechać przedmieściami prosto do Kiekrza, a mi się kierunki pomyliły i pojechałem przez miasto. Z Kiekrza było relatywnie prosto do Szamotuł. Tam dopadł mnie głód, więc rozejrzałem się za restauracją i skończyłem – jak zwykle – w supermarkecie.
Przemarzłem. Rękawice, które zabrałem na wycieczkę, okazały się najsłabszym ogniwem. Po ogrzaniu się w supermarkecie zmieniłem kierunek i zamiast do Puszczy Noteckiej skierowałem się z wiatrem na Oborniki, a potem na Poznań, aby nie wjeżdżać na drogę krajową. Złapał mnie zmrok, ale ręce już tak nie dokuczały. Może gdyby nie rękawice, to wszystko poszłoby inaczej. Może też bluza była za słaba na dzisiejsze 6 °C. Będzie na wiosenny wiatr, jako że to softshell.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Ostatnia w 2019

  29.47  01:28
Z racji sylwestra mogliśmy wyjść wcześniej z pracy. Słońce przedarło się przez chmury i zaczęło kusić. Wyszedłem pokręcić się pod miastem. Nie było korków, a dzięki wietrznej pogodzie smog nie doskwierał tak mocno. Gdyby jeszcze tylko ściągnąć z dróg te rzęchy.
Pojechałem przez Luboń, potem na drugą stronę Warty i dostałem się do centrum. Chciałem odwiedzić sklep modelarski, bo jakiś czas temu odkryłem nowe hobby i potrzebowałem paru drobiazgów do budowy nowego modelu. Niestety cały pasaż handlowy był zamknięty na cztery spusty, więc będę musiał odwiedzić miasto ponownie w nowym roku.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Przedświątecznie po Poznaniu

  14.51  00:51
Mój grudzień jest mocno zabiegany. Tak mocno, że rano wpadłem w poślizg na drodze do pracy. Całe szczęście mam tak blisko, że jeżdżę hulajnogą i upadłem z niewielkiej wysokości. Nie przeszkodziło mi to, aby po pracy wyskoczyć na chwilę na rower.
Zaplanowałem odwiedzić centrum, gdzie trwał jarmark bożonarodzeniowy. Chciałem popstrykać kilka zdjęć. Dobrze, że było ciepło, bo inaczej wysoka wilgotność powietrza szybko stworzyłaby „szklankę” na drogach. Taką samą, która rano przyciągnęła mnie do asfaltu. Tak nie było, więc cieszyłem się przedświątecznym nastrojem. Tylko ludzi było kilka razy więcej niż na początku tygodnia o tej samej porze. Ciekawe skąd. Ponarzekam też na powietrze. Jest obrzydliwe. Byłem w Warszawie w zeszłym tygodniu i tam dało się oddychać, a w Poznaniu? Może powinienem rozejrzeć się za nową pracą.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Jesienią po zmroku

  21.78  01:15
Gdy wyszedłem z pracy, było zaskakująco ciepło. Nie mogłem się oprzeć i wsiadłem na rower. Z początku jechałem bez celu, ale wymyśliłem, żeby odwiedzić centrum, bo wieczorem było najlepiej oświetlone i mogłem tam zrobić kilka zdjęć. Niestety godziny szczytu oznaczają samochodozę. Na niektórych skrzyżowaniach piesi i rowerzyści muszą czekać nawet kilka cyklów zanim dostaną zielone. Jakie to irytujące, gdy rowerzysta ma obowiązek korzystać z drogi dla rowerów, która wydłuża jazdę bardziej niż przeciskanie się przez korki. Chodził mi po głowie plan zrobienia serii z nocnych wypadów, ale ostatecznie rozmyśliłem się.
W centrum miasta korki. Na Starym Rynku natrafiłem na budki postawione przed jarmarkiem, ale miejsce takie wyludnione. Na placu Wolności z kolei jarmark działał pełną gębą. Nie miałem zabezpieczenia do roweru, a przeciskać się z nim po alejkach nie chciałem, więc odłożyłem tę przyjemność na inny raz. Do świąt jeszcze zdążę tam kilka razy zajrzeć.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Przez Oderbruch

  162.09  07:41
Zauważyłem, że mój zjazd ze Ślęży zaczepił o nową gminę. Powracam więc do mojego planu zwiedzania Polski przez zaliczanie gmin. Na mojej liście była Cedynia, samotna gmina otoczona dziesiątkami innych, już zaliczonych jednostek. Planowałem ją odwiedzić już w zeszły weekend, ale deszcz mnie zniechęcił. W ten weekend ma być to samo, ale mając dzień wolny od pracy przed nieszczęsnym weekendem, mogłem się wyrobić. Wczoraj wsiadłem do pociągu do Kętrzyna nad Odrą, a dzisiaj wprowadziłem plan w życie.
Było okrutnie zimno, gdy ruszałem. Wszędzie szron, temperatura daleko poniżej zera. Choć wziąłem zapas ciepłych ciuchów, to wiało mi w kostki. Nie było jednak odwrotu. Musiałem jechać w tym, co zabrałem z domu.
Przekroczyłem granicę z Niemcami, wjeżdżając do Oderbruch, delty śródlądowej na Odrze. Ulice pierwszej wioski były puste, a obok biegły drogi dla pieszych i rowerów. Jakość beznadziejna. Już w Japonii wygodniej się jeździło. Dopiero po wyjechaniu z obszaru zabudowanego zacząłem zazdrościć jakości. Nawierzchnia zamieniła się w asfalt – o tej samej jakości, co ulice. Jazda stała się przyjemnością i tylko przejazdy przez obszary zamieszkałe przynosiły udrękę.
W połowie podróży pojawił się objazd. Dużo znaków, wszystkie po ichniejszemu. Nie mając przy sobie żadnego tłumacza, musiałem pojechać objazdem, a ten wydłużał dystans dość sporo. Chcąc sobie pomóc, wjechałem w obiecującą drogę asfaltową. Niestety, w połowie zamieniła się w dziurę na dziurze. Zacisnąłem zęby i przejechałem to.
Dotarłem do Wriezen, większego miasteczka. Na rynku odbywał się jakiś festyn. Jedzenia prawie nie było widać. Same stragany z rzeczami jak „u Chińczyka” i warzywniak. Chociaż miałem ze sobą parę euro, które zostały mi z zeszłorocznej podróży przez Słowację, to nic mnie nie przyciągnęło.
Chcąc dorzucić jeszcze jakąś atrakcję do programu, pojechałem do miasta Bad Freienwalde. Rynek wyglądał jakby wyjęty niczym z dolnośląskiego miasteczka. Tylko kocie łby trochę bardziej telepały.
Ruszyłem w kierunku Polski. Ten przejazd przez Niemcy był nieco mniej imponujący niż moje poprzednie wizyty. Kierowcy jeżdżą dużo kulturalniej niż w Polsce, ale nadal było wielu takich z niemiecką blachą, co wyprzedzało „na gazetę”. Trafiłem również na wiele dróg, na których omal nie wybiłem zęby. Za to oznakowanie było bardzo czytelne (pomijając znaki z napisami w języku niemieckim). Niektóre rozwiązania mogłyby pojawić się w Polsce.
Z Cedynii mogłem ruszyć w wielu kierunkach. Wyliczyłem jednak, że Szczecin był dla mnie osiągalnym celem, a w razie problemów mogłem przerwać podróż w Gryfinie. Nie miałem zresztą ochoty na siłowanie się z wiatrem z południa.
W Cedyńskim Parku Krajobrazowym trafiła mi się gratka w postaci polskiej złotej jesieni. Przynajmniej jej resztek. Jednym z celów tej wycieczki było bowiem odnalezienie jesieni po stronie niemieckiej. Nie udało się tam, więc zostałem zaskoczony.
Ponownie przekroczyłem granicę, aby wygodnie dostać się do celu. Już wczoraj właścicielka noclegowni powiedziała mi o popularności szlaku rowerowego wzdłuż niemieckiej granicy, dlatego chciałem go wypróbować. Równy asfalt biegł przez park narodowy ze znikomą liczbą zabudowań, a olbrzymią ilością natury. Przejechałem też przez las o złotych liściach. Spełniłem swoją nadzieję na znalezienie jesieni i to po obu stronach granicy.
Szlak na pewnym odcinku został zamknięty, ale to nie Polska, rowerzyści nie zostali zdani na łaskę losu. Został wyznaczony objazd, do tego dobrze oznakowany, a na znakach pojawiły się mapy objazdu. Coś niesłychanego. Niestety objazd nie był mi na rękę, bo zaczęło zmierzchać, więc wjechałem na główną drogę, zaczynając tym samym jazdę po własnym śladzie z podróży wzdłuż polskiego wybrzeża.
Zapadł zmrok, a ja miałem jeszcze kawał drogi do Szczecina. Zwróciłem uwagę, że prawie wszystkie auta wyprzedzające mnie miały polskie rejestracje. No cóż, kilka kilometrów dalej przekroczyłem granicę, dojechałem na dworzec kolejowy, odczekałem ponad godzinę na pociąg i powróciłem do Poznania nim zaczął się deszczowy weekend.

Kategoria Polska / zachodniopomorskie, Polska / lubuskie, kraje / Polska, kraje / Niemcy, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, dojazd pociągiem, rowery / GT

Jesienne oborniki

  134.08  06:10
To nie tak miało być. Planowałem pojechać gdzieś daleko, ale prognoza pogody mnie rozczarowała. Musiałem skrócić plan diametralnie i korzystać z połowy pogodnego weekendu. Popatrzyłem na mapę, obrałem pobieżny plan i ruszyłem.
Było całkiem ciepło. Pojechałem w kierunku Kórnika. Tam przejechałem się bulwarem i po raz kolejny mój Garmin wyłączył się, gdy byłem pod zamkiem – w tym samym miejscu, co zawsze. Na moich oczach zgasł, bo pilnowałem urządzenia. W tamtym miejscu musi być jakaś nieczysta energia.
Przez resztę wycieczki nie miałem przygód tego typu. Skierowałem się na Nowe Miasto nad Wartą. Po drodze wpadłem na kilka gruntowych dróg. Nic przyjemnego, gdy jedzie się kolarzówką. Zwłaszcza, gdy taka nawet znośna droga zamienia się w piaszczyste wydmy, po których jedzie się jak nożem po maśle, które leżało za długo na słońcu. Okropność.
Stwierdziłem, że dojazd do najbliższego mostu w Pyzdrach zająłby mi za dużo czasu, więc zmieniłem plan na przejazd przez Miłosław. Zwłaszcza że zbliżał się wieczór, więc nie chciałem wrócić późną nocą.
Ostatecznie zmierzch złapał mnie w Miłosławiu i miałem na liczniku sporo kilometrów. Nie sprawdziłem przed wyjazdem dystansu i wyszło dwa razy więcej niż chciałem, choć mogła to być trzykrotność, gdyby zakładać pierwotny plan. Jestem taki lekkomyślny. Przynajmniej wziąłem ze sobą bluzę, bo po zmroku temperatura nieco spadła.
Sezon nawożenia pól obornikiem w pełni. Co kilka kilometrów można było poczuć się jak na wsi – poznać ją od kuchni. Tak że miałem dodatkowe urozmaicenie poza zapachami z kominów.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery