Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Miyagi

Dystans całkowity:3586.04 km (w terenie 13.61 km; 0.38%)
Czas w ruchu:197:47
Średnia prędkość:18.13 km/h
Maksymalna prędkość:57.38 km/h
Suma podjazdów:31642 m
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:62.91 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Wszystkiego po trochu z Sendai

  12.76  00:44
Dzisiaj wybrałem się na krótką przejażdżkę, aby pobawić się nowym obiektywem, który zmieniłem po dwóch latach od zakupu aparatu. Jako amator jestem z niego bardzo zadowolony.
Odwiedziłem serwis rowerowy, bo mój napęd powoli przestawał wyrabiać. Łańcuch coraz częściej przeskakiwał, a kółka przerzutki starły zęby. Kosztorys był wysoki, ale miałem nadzieję, że uda się coś wynegocjować, bo będąc w sklepie elektronicznym, udało mi się obniżyć cenę obiektywu. Na razie tylko złożyłem zamówienie na części.
Pojechałem do parku Tsutsujigaoka-kōen spotkać się z Aki, żeby zrobić trochę wspólnych zdjęć, jak rok temu, a potem jeszcze rzuciłem okiem na świątynię Dōjin-ji, której brama wejściowa zwróciła moją uwagę podczas poszukiwań miejsc do odwiedzenia w Sendai. Przespacerowałem się po pobliskim parku i wróciłem do domu. Sakura w większości przekwitła. Trzeba się spieszyć ze zdjęciami.
Dołączam do tego wpisu trochę zdjęć z ostatnich dni, jak również ze styczniowej wizyty, gdy przyleciałem do Sendai z Kyūshū bez roweru. Odwiedziłem wtedy chram Sendai Tōshō-gū w czasie śnieżycy, pokaz w wykonaniu strażaków, zamek czy świątynię Rinnō-ji.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kōshō-ji

  19.98  01:09
Hanami w Sendai trwa w najlepsze. Przy dobrej pogodzie spędziłem czas w kilku ogrodach i innych miejscach popularnych do podziwiania kwitnienia wiśni. Niektóre z tych zdjęć załączam w tym wpisie, a i dzisiaj też wybrałem się, aby uchwycić kilka kolejnych zdjęć sakury.
Odwiedziłem bramę chramu Sendai Tōshō-gū, a potem pojechałem do parku Tsutsujigaoka-kōen, w którym nadal trwało hanami. Dziesiątki ludzi spędzało czas w gronie znajomych pod kwitnącymi wiśniami, a na straganach z jedzeniem można było dostać coś smacznego.
Kilka dni temu zauważyłem pagodę, więc dzisiaj spróbowałem się do niej dostać. Świątynia Kōshō-ji mieści tę niewielką, 5-dachową pagodę otoczoną zabudową miejską. Coś jak tokijska świątynia Sensō-ji. Dowiedziałem się też, że frontowa brama do świątyni stała kilka wieków wcześniej przed zamkiem.
Pojechałem jeszcze do ruin zamku, zahaczając po drodze o park Nishi-kōen. Na zamku wiśnie prawie przekwitły, ale wciąż można było spotkać ludzi spędzających czas na pikniku pod drzewami.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Sendai. Który to już raz?

  72.59  03:54
Po raz kolejny ruszyłem w kierunku Sendai. Byłem tam tyle razy, że straciłem rachubę. Do pokonania miałem górę. Pogoda była nie najgorsza. Wiatr w plecy i odrobina słońca.
Niedaleko szczytu złapałem kapcia. Dziura tak mała, że już miałem iść z dętką do wodospadu, który szumiał obok, ale całe szczęście znalazłem ją. W międzyczasie naszła dziwna chmura z przejeżdżającego auta. Smród palonego plastiku. Już myślałem, że ktoś się popisuje, bo w Japonii takich delikwentów też się spotyka. Okazało się, że dostawczak miał usterkę i kopcił z wydechu gorzej niż parowóz na pełnych obrotach. Aż inne auta się zatrzymały, bo nikt nie wiedział, co się wydarzy. Kierowca zatrzymał się, jeszcze kilka razy próbował odpalić silnik, ale za każdym razem ta sama biała chmura ziała z wydechu niczym ogień z paszczy smoka na niejednym filmie fantasy. Naprawiłem koło i pojechałem dalej, a dostawczak jak stanął, tak się nie ruszał.
Znalazłem się w Sendai. Drzewa wiśni znów kwitły. Jedna góra dzieli tak wiele, bo po drugiej stronie jeszcze brakuje tygodnia albo dwóch do rozkwitu. Pojechałem w jedno miejsce, które było chętnie fotografowane. Latarnia pod kwitnącą wiśnią przyciągnęła kilka osób. Udało się i mnie zrobić kilka zdjęć.
Pojechałem dalej na północ, mijając chram Sendai Tōshō-gū, na wejściu którego stoi moja ulubiona brama torii. W zeszłym roku trafiłem dwukrotnie na plan zdjęć szkolnych. W tym nie miałem tego szczęścia, ale może byłem za późno, bo kwiaty wiśni zdążyły zrobić się białe. Mimo to brama wciąż była piękna.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W kierunku Tōkyō

  100.73  05:39
Zbliża się jesień, więc pora rozpocząć kolejną przygodę. Tak właściwie planowałem wyruszyć wraz z pojawieniem się złotych liści na drzewach, ale dowiedziałem się o pewnym wydarzeniu w Tōkyō, na którym chciałem się pojawić. Ruszyłem powoli w kierunku metropolii.
Zwlekałem ze startem 2 dni ze względu na deszczową pogodę. W końcu się rozpogodziło i wystartowałem. Dzisiejsza droga była relatywnie prosta. Miałem się spotkać z Couchsurferem w Nihonmatsu, więc po spakowaniu wszystkiego co miałem (nie planowałem wracać do Sendai) ruszyłem na południe. Początki zawsze są trudne, bo trzeba się przyzwyczaić do dodatkowego balastu, ale na szczęście utrzymałem balans i przyczepka nie telepała się. Kolejne kilometry leciały, aż dotarłem do rzeki Abukuma-gawa, do której wpada Shiroishi-gawa. Ruszyłem więc znanymi mi już wałami rzecznymi w kierunku miasta Shiroishi.
W sumie nie mam o czym opowiadać, bo prawie się nie zatrzymywałem. Zmierzch złapał mnie na podjeździe między Shiroishi i Fukushimą. W odległej części Fukushimy słyszałem znane mi dźwięki, bo trwał tydzień festiwalowy, ale jego obszar nie był mi po drodze, więc nie zbaczałem z kursu, aby zdążyć na czas.
Do Nihonmatsu miałem kilka dróg, a ponieważ byłem w kontakcie z Johnem, moim gospodarzem, informowałem go o mojej pozycji. Tak się złożyło, że John wyjechał mi na przeciw autem i spotkaliśmy się w połowie drogi, akurat na skrzyżowaniu zamkniętym przez policję. John mówił po japońsku, więc dowiedział się o co chodzi. Byliśmy gdzieś na południu Fukushimy. A może był to już Nihonmatsu? W każdym razie, z wielkim łutem szczęścia trafiliśmy na festiwal. Był to najpiękniejszy festiwal, jaki do tej pory widziałem w Japonii. Kilkanaście powozów obwieszonych latarniami, w których wykorzystuje się świeczki, a nie jakieś tam żarówki. Ludzie w pogodnych nastrojach, niejeden z promilami we krwi, wszyscy się świetnie bawili. Spędziliśmy chyba godzinę, podziwiając tę tradycję, która trwa od kilkuset lat. To było naprawdę coś.
Po tym wszystkim John zabrał mój rower do samochodu, a następnie pojechaliśmy do jego mieszkania w górach. Tam czekało na nas jeszcze dwóch Szwajcarów, bo dom Johna jest otwarty dla turystów. Wieczór spędziliśmy na wymianie doświadczenia turystycznego i kulturowego. Zamieszkałbym tak w Japonii. Tylko co ja bym tu robił?
Przed wyjazdem dostrzegłem kilka niepokojących rzeczy w rowerze. W tylnej zębatce ubyło dwóch zębów, chociaż napęd i tak niebawem będzie trzeba wymienić. Do tego w tylnej obręczy zauważyłem pęknięcia wokół nypli. To już jest poważniejszy problem. No i w końcu wymieniłem klocki. Niestety nie udało mi się samemu tego zrobić i o wymianę dwóch poprosiłem serwis rowerowy. Sami mieli z tym kłopot, bo śruby się zapiekły. Ale wszystko się udało, skasowali mnie na 1000 jenów i byłem krok do przodu ze sprawnym rowerem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

To nie góra Zaō

  126.55  06:51
Nie mogłem odpuścić. Po tym jak znalazłem drogę na szczyt Zaō, chciałem zrealizować plan do końca i wspiąć się na górę, zobaczyć jezioro i porobić parę zdjęć do albumu.
Mając już pewne doświadczenie na drogach pod Sendai, wybrałem najlepszą trasę. Było bardzo słonecznie, więc chciałem zrobić jak najmniej podjazdów. Ruch na drogach był momentami spory, ale właściwy podjazd już dało się znieść.
Tym razem pojechałem właściwą drogą prosto w kierunku szczytu. Pojawiła się niespodzianka, bo wraz z wysokością liście na drzewach i krzewach przybierały coraz śmielej jesienne barwy. Nie mogę się doczekać prawdziwej jesieni.
W końcu, po kilku godzinach jazdy dotarłem na parking, gdzie zostawiłem rower i ruszyłem na szczyt. Szlak był prosty. Dużo schodów, sporo widoków, kilku turystów i w końcu szczyt, ponad 1700 m n.p.m. Na nim kilkadziesiąt osób i niestety to nie był koniec. Za szczytem dojrzałem jeszcze kilkaset innych turystów. Było też jezioro wulkaniczne Okama oraz szlak (a właściwie nieskończenie wiele wydeptanych dróg) do szczytu Zaō, bo jak się okazało, Zaō to nazwa łańcucha górskiego, a najwyższa góra – Kumano-dake – leżała dalej na północ. Nawet zacząłem iść w tym kierunku, ale ostatecznie zrezygnowałem. Zrobiło się chłodno, a słońce przepadło za chmurami. Przerwałem misję i zawróciłem. Nie byłem w tym zamyśle sam, bo turystów, nie wiedzieć kiedy, mocno ubyło.
Droga na parking dłużyła się. Słońce przepadło, więc widoki były mniej kolorowe. 40 minut później byłem przy rowerze. Został mi długi zjazd, na który nie do końca byłem przygotowany. Klocki hamulcowe wymagały wymiany, a ja o tym oczywiście zapomniałem. Miałem więc dodatkowy powód, aby się nie rozpędzać. I tak było zimno, więc ręce drętwiały nie tylko od zaciskania klamek hamulcowych.
Na rozstaju dróg zdecydowałem pojechać nieco inaczej, żeby sobie urozmaicić podróż powrotną. Wybrałem starą drogę, która doprowadziła mnie do cywilizacji. Zapadł też zmrok, więc czekała mnie długa droga w świetle gwiazd i reflektorów aut. Zimno trzymało długo, póki nie zjechałem z gór do większych zabudowań miasta. Końcówkę podróży lekko zmodyfikowałem, żeby ograniczyć podjazdy, bo byłem już trochę zmęczony tą całą wspinaczką.

Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Czuć jesień w Japonii

  46.42  02:33
Wybrałem się na krótką przejażdżkę do miasteczka Shichigahama. Byłem niedawno w okolicy, ale tym razem chciałem pojechać drogą wokół półwyspu, jak pół roku temu.
Dzień zapowiadał się słoneczny, ale było wietrznie, więc nie musiałem się smażyć. Ba, nawet wziąłem ze sobą bluzę. Jesień zaczyna być nie tylko widoczna, ale można ją odczuć na własnej skórze.
Wydostanie się z Sendai nie należało do najłatwiejszych zadań. Musiałem trochę pobłądzić i pozawracać się, aby niespodziewanie trafiłem na drogę sprzed pół roku. Tak jakoś wyszło.
Przejechałem się wzdłuż wybrzeża i nawet nie zauważyłem kiedy naszły ciężkie chmury. Temperatura spadła o kilka kresek i zacząłem się martwić, że lunie deszcz. Skorzystałem z bluzy i pojechałem najprostszą drogą powrotną. W oddali było widać silny deszcz, ale udało mi się wrócić do domu zanim tamte chmury dotarły do mnie.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Sendai, akt trzeci

  59.58  03:10
Kolejny upalny dzień był przede mną. Ale to ostatni dzień wyprawy po Tōhoku, bo wracałem do Sendai, gdzie zostawiłem połowę mojego bagażu.
Miałem do pokonania dosyć spory kawałek podjazdu. Zaczęło się spokojnie, choć od początku miałem pod górkę. Nie była to najwygodniejsza droga, bo gdy już znalazł się kawałek pobocza, leżało tam sporo śmieci. Na szczyt dojechałem w całości. Zjechałem też bez problemów, chociaż powiedziałbym, że ruch zamarł po drugiej stronie masywu.
Cieszyłem się ze zjazdu, ale nie przeczuwałem, że tamta droga była mi znana. Jechałem nią pół roku wcześniej w kierunku Niigaty. Potem jeszcze kilka dróg wydało mi się ciekawych, ale zdałem sobie sprawę, że jechałem nimi wielokrotnie, choć nigdy w tamtym kierunku. Znalazłem się w centrum Sendai lekko po południu, więc miałem jeszcze sporo czasu przed pracą na przepakowanie swoich rzeczy. Niebawem ruszam dalej.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Szereg niefortunnych zdarzeń na drodze do Kitakami

  87.71  04:46
Dzień zaczął się gorąco. Droga z początku była prosta, zaledwie kilka niewielkich pagórków, ale wąsko. Dużo pojazdów ciężarowych zmuszało mnie do częstego zatrzymywania się, aby umożliwić im wyprzedzanie mnie. Taki mój gest bycia dobrym Polakiem na obczyźnie.
Dojeżdżałem do miasta Ichinoseki, gdy zauważyłem krzywą obręcz w tylnym kole. Tym razem szprycha pękła przy nyplu. Rozpocząłem poszukiwania serwisu rowerowego. Pierwsze miejsce oczywiście nie przyniosło rezultatu, bo nikogo przez ponad kwadrans nie było w środku. Tak to jest podczas pory lunchowej. Pojechałem do drugiego serwisu. Tam serwisant sprawnie wstawił nową szprychę i byłem znów w drodze, chociaż ze sporym opóźnieniem.
Na obiad zatrzymałem się, jak zwykle, w konbini (rodzaj sklepu osiedlowego), ale ruszając w dalszą drogę, zapomniałem o okularach, które położyłem na sakwie. Całe szczęście nie odjechałem za daleko zanim się zorientowałem, że miałem coś lekko na nosie. Zawróciłem i odnalazłem okulary całe, a właściwie z tym samym zestawem rys, co ostatnio.
W Ōshū spełnił się mój koszmar. Serwisant napompował oponę do granic wytrzymałości, więc była jak skała podczas jazdy. Drogi w Japonii nie są najczystsze i kamienie są codziennością na poboczach czy chodnikach. Trafiłem na wyjątkowo paskudny wysyp żwiru i wtedy tylko usłyszałem syk. Nie mam pojęcia, co się stało, ale dętka została przebita w dwóch miejscach, jak przy snake'u, tyle że miałem za duże ciśnienie, aby doprowadzić do takiego przebicia. Zagadki nie potrafiłem rozwiązać, ale dostałem loda od chłopczyka, który był na spacerze ze swoją mamą. Być może dojrzał mnie z okna, gdy męczyłem się z łataniem. Tym razem napompowałem oponę na tyle, abym mógł kontynuować bez obaw.
Dojechałem do Kitakami spóźniony przez cały szereg niefortunnych zdarzeń. Tym razem zatrzymałem się w hotelu. Podobno z restauracją; gdyby tylko była czynna. Postanowiłem spróbować regionalnych dań, bo każda prefektura, a czasem nawet każde miasto mają swoje unikalne kompozycje smakowe. Nie mam jakiegoś dobrego poczucia smaku, żeby móc opowiadać o jedzeniu jak jakiś wirtuoz kulinarny, ale skoro mam możliwość skosztować Japonii, to nie przejmuję się tym.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Iwate, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Wyprawa po Tōhoku

  84.26  04:23
Wyruszyłem na wyprawę. Tylko po Tōhoku, regionie w północno-wschodniej części wyspy Honshū, ale zawsze coś. Zapakowałem co najważniejsze do dwóch sakw, zamontowałem trzecie koło, które zdążyło się zakurzyć przez ostatni miesiąc i ruszyłem na północ.
Najpierw powoli po znanych drogach, które pokonałem raz, czy kilka razy, czasem tylko w jednym kierunku, więc zupełnie nie rozpoznawałem okolic. Drogi były zatłoczone, a chodniki zapomniane. Przyroda zabiera to, co wybudował człowiek.
Wyjechałem na płaskie tereny z mnóstwem wąskich kanałów i pól ryżowych. Ruch jakby zamarł. Znalazłem się na japońskiej wsi. Było to widać, słychać i czuć (po raz pierwszy od początku mojej podróży po Japonii poczułem obornik).
Jechało się bardzo przyjemnie, chociaż niepokoiły mnie widoki w oddali. Rodem z Islandii. Góry robiły się szare, aż dotarło do mnie co się działo. Zaczęło kropić, a potem padać. Deszcz nie był jakoś uciążliwy, bo nawet buty mi nie przemokły, a do tego na kilka kilometrów przed celem wyjrzało słońce, zostawiając połowę nieba pokrytą chmurami. Było zupełnie jak podczas jednej z podróży po Islandii. Dzisiaj zatrzymałem się w pensjonacie. Miałem całe piętro dla siebie, a do tego od kilku gości dostałem pieczone słodkie ziemniaki. Chyba popularny przysmak w tamtych stronach.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Shiroishi-jō

  118.19  06:03
Kolejny upalny dzień na japońskich drogach. W okolicy Sendai jest niewiele zamków, więc żeby się dostać do najbliższego potrzebowałem całego dnia. Zamek Shiroishi-jō był moim dzisiejszym celem.
Jadąc po ulicach Sendai, natrafiłem na rozwieszone lampiony. Okazało się, że to z okazji jakiegoś festiwalu w pobliskim chramie. Wielka brama torii zapraszała do środka, więc wszedłem na chwilę i przypomniało mi się, że już raz odwiedziłem ten chram – Ōsaki Hachiman-gū, ale wtedy wjechałem od północy. Festiwal zaczynał się najprawdopodobniej wieczorem, bo stragany z jedzeniem dopiero były rozstawiane.
Wyjechałem z miasta i trafiłem na drogi, które znałem z niejednej wyprawy. Okolice Sendai powoli przestają zaskakiwać. Góra Zaō, którą miałem na oku, dzisiaj również była okryta chmurami, więc ponowna wspinaczka na nią odpadała. Miałem bliziutko do miasta Shiroishi, więc szybko dojechałem na miejsce i odnalazłem zamek, kierując się znakami turystycznymi.
Wydawało mi się, że muszę kupić bilet w automacie, ale nie działała opcja najdroższa, czyli standardowo bilet indywidualny dla dorosłego. Kupiłem więc tańszy z nadzieją, że mi to wybaczą. Gdy wszedłem za mury, a potem dostałem się na wieżę zamkową, wszystko się wyjaśniło. Nie musiałem kupować biletu, aby zobaczyć zamek. W środku trwało jakieś wydarzenie i dwa piętra zostały zamknięte. Stąd pewnie niemożliwość kupienia całego biletu. Widok ze szczytu nie był jakiś specjalny, a wnętrza były puste (jak w większości japońskich zamków), więc trochę żałowałem wydanych pieniędzy.
Niestety zbliżał się wieczór, więc musiałem szybko wracać. Zaplanowałem ruszyć z biegiem rzeki w kierunku oceanu. Mimo to trafiłem na kilka pagórków. Na wałach przeciwpowodziowych wjechałem na kilka ślepych dróg. Pamiętam, jak wiosną jechałem długą drogą z Ogawary w kierunku ujścia rzeki. Tym razem znalazłem się po złej stronie rzeki i narobiłem sobie kłopotów z błądzeniem. Potem jakoś przedostałem się na drugą stronę i nadrobiłem kawał drogi do Sendai, pokonując trasę w dużej mierze tymi samymi drogami, co wtedy. Do domu dotarłem późno i byłem wykończony. Nie było mowy o żadnych festiwalach.

Kategoria po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery